Wspomnień ciąg dalszy
01.12.2013 2lucia
Tak mnie wykończyły zabytkowe poduszki, że kiedy wreszcie odgryzłam zębami ostatnią nitkę i z czystym sumieniem zasiadłam do herbaty… znów zaczęła mnie roznosić energia PPD.
I tak wlazłam do szafki z najstarszymi moimi książkami. Tymi które ocalały z pogromu hojnego pożyczenia różnym osobom, które skutecznie uszczupliły mój księgozbiór.
Są tam książki z cyklu „ dla dorastających panienek”, dla chłopców i dziewcząt lubiących indiańskie przygody i wiele wiele innych.
Są tam też książki które kupowałam w antykwariacie na ul. Szpitalnej jako mała Lucia w asyście babci.
I tak znów miałam w rekach wspomnienia. Oto najstarsza książka w moim domu. Opowiastki dla dzieci „ W lecie”. Tak tak, ta książeczka ma ponad 100 lat a nawet żeby być dokładną 117- cie. ( a teraz jeszcze więcej :D)
A tak wyglądały książki, które wstyd się przyznać lubię do dziś ( gdyby nie to, że całe życie je lubiłam powiedziałabym, że dziecinnieję na starość), książki dla panienek często o pensjonarkach.
Wspominałam, że w antykwariacie była ołówkiem napisana cena. I jest ona widoczna do dziś. Ta książka kosztowała 8.- . Nie było to dożo w końcu lat pięćdziesiątych. Moje kieszonkowe i drobne oszczędności wystarczały bez problemu nawet na kilka książek. A ta książka, z której pożyczyłam sobie tytuł” Złote szkolne czasy”
opowiadając w „Życiorysie PRL- em malowanym” o mojej szkole w tamtych latach, już była droższa. Aż 15.- złotych polskich.
Ta książka zawsze wywołuje we mnie pytanie. Jaka była dziewczynka o imieniu Maryla, która dostała ją w prezencie w 1930 r. I jak ta książka trafiła do krakowskiego antykwariatu? Teraz jest moim dziecinnym wspomnieniem.
Jeszcze uśmiechnęłam się od ucha do ucha przy tej książce… dużo, dużo młodszej. Ma zaledwie 53 lata. To z czasów kiedy byłam grzeczną dziewczynką
i z jakiś kłopotów zdrowotnych wysłano mnie do sanatorium w Miedarach- Kopaninie k/Tarnowskich Gór. Tam do dzieci przebywających w sanatorium przychodzili nauczycieli i tam skończyłam VI klasę i za zasługi dostałam w nagrodę książkę.
Jakoś innych nagród ( a było ich trochę ) nie znalazłam w tym momencie. Być może są na innych półkach i być może znajdę je podczas wielkich porządków po powrocie.
Jak na razie idzie dobrze. Fotele i kanapa naprawiona, poduszki obszyte. Oto ostatnie trzy, ze słynnymi końmi czyli 5 sztuk ocalonych. Nastał czas porcelany, bibelotów i książek. I tak powolutku do przodu.
Te poduszki w bloxie przeoczyłam . Piękne ! „Fryckowe Lato ” czytałam w bardzo wczesnej młodości ( kiedy to było?!)
PolubieniePolubienie
Bardzo wiekowe i bardzo się nad nimi trzęsę. Ze świata, którego już nie ma. Fryckowe lato” było obowiązkową lekturą kiedyś. 😀 Buziak
PolubieniePolubienie
Będąc nastolatka czytałam najwięcej o Indianach:) I powieści J.Verne’a. Chyba nie byłam grzeczna:) Darłam portki na płotach i budowałam szałasy:)
Twoje lektury potwierdzają, że byłaś grzeczna dziewczynka a ze zdjęcia patrzy na nas piękna pensjonarka:)
PolubieniePolubienie
Ja tez czytałam chociaż specjalnie nie kręciły mnie zabawy w Indian, podchody itp. Byłam grzeczna. Klasyczna ” panienka z dobrego domu” dzięki wychowaniu babci. :D.
PolubieniePolubienie