Wśród wspomnień

Bardzo lubimy i lubiliśmy Acquasanta Terme. W miniona sobotę pojechaliśmy po drodze do Colle zobaczyć jak tam nasze siarkowodne ciepłe źródło w grotach.

I dobrze się stało, że jest moja opowieść, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Acquasanta Terme.  I od niej zaczniemy.  🙂

KOLEJ NA ACQUASANTA

ODWINIĘTE Z PAMIĘCI

23 marca 2010 r.

 Pełna nazwa brzmi Acquasanta Terme i ta druga część właściwie wyjaśnia, czym jest to urokliwe miasteczko, położone na spadzistych zboczach doliny środkowej Tronto, oddalone 18 kilometrów od Ascoli Piceno.

Moje pierwsze spotkanie z Acquasanta odbyło się w upalną środę. P. zadzwonił do mnie i powiedział:

– Włóż od razu kostium kąpielowy.

Włożyłam, myśląc, że jak zwykle pojedziemy nad morze. Ale nie. Wybrał drogę w przeciwnym kierunku.

– Dokąd jedziemy i po co mi ten kostium?

– Zobaczysz. Niespodzianka.

Ano niespodzianka to niespodzianka. Lubię.

Malownicza droga pięła się trochę pod górę. Na świetlnym drogowskazie przeczytałam: Acquasanta Terme.

Terme – i tajemnica kostiumu kąpielowego zaczęła się wyjaśniać. Wjeżdżając do prześlicznego miasteczka, mijaliśmy przytulone do siebie domy, pnące się tarasami do góry. Widać było też wieże kościelne. Jak się później dowiedziałam, jeden to kościół San Giovanni z 1039 r., a drugi Świętej Magdaleny z 1338 r.

Droga skręciła do parku położonego na skarpie nad brzegiem rzeki. Wysiedliśmy. Patrzyłam z góry na prześwietloną słońcem rzekę, w której widać było ryby i kolorowe kamienie. Po drugiej stronie rysowała się stroma skarpa, a jeszcze wyżej groźny masyw górski.

W pewnym momencie dobiegł do mnie śmiech. Spojrzałam w dół, a tam w zakolu rzeki dostrzegłam mały naturalny basen pełen roześmianych dzieci i dorosłych. Z groty, z wysokości kilku metrów do basenu spadał z ogromnym łoskotem pełen piany wodospad. Za wodospadem było trochę wolnego miejsca; siedzieli tam śmiałkowie, którzy przez ten wodospad przechodzili.

– Popatrz na drugą stronę drogi – powiedział P.

Spojrzałam. Po przeciwnej stronie spod mostu wydostawała się para, a ja wyraźnie poczułam zapach zgniłych jaj. Przyjrzałam się uważniej: otwarta, tajemnicza grota wypełniona wodą, a w niej kolorowe czepki kąpielowe.

– Czas na nas – powiedział P.

Do barierki przyczepiona była zwyczajna drabina, po której – po sforsowaniu owej barierki – zeszliśmy w dół. I znaleźliśmy się obok otwartego baseniku z wodospadem. Myślałam, że nasza kąpiel będzie tu; nic podobnego. Trochę w głębi zauważyłam kilka prowizorycznych stopni ułatwiających wdrapanie się do kamiennej groty. Weszłam. Na hakach wbitych w ściany groty wisiały ciuchy, torby, a na ziemi poniewierały się klapki we wszystkich kolorach i rozmiarach. Znalazłam wolny hak i tam zostawiliśmy moją sukienkę, szorty i koszulkę P., nasze klapki i torbę z ręcznikami.

Przez boczny otwór groty, z której spada wodospad, zaczęliśmy wchodzić do środka. Dla bezpieczeństwa w wodzie zanurzony został gruby sznur, którego należy się trzymać, żeby się nie poślizgnąć na kamieniach. Woda tam jest przyjemnie ciepła i płytka. Powoli szliśmy tym podziemnym strumieniem pod górę, mijając kolejne groty; było trochę głębiej, tak po kolana. Co chwilę natrafialiśmy na wystające z wody głazy, których ostre krawędzie zostały już lekko stępione przez wartki nurt wody.

Za ostatnią kamienną przeszkodą – owa tajemnicza grota, którą widziałam z góry. Mroczno. Po jednej ścianie z górnej groty spływała z hukiem kaskada wody. Woda sięgała mi do piersi. Zanurzyłam się po szyję, znajdując pod sobą kamień, na którym mogłam usiąść i oprzeć się o ścianę groty.

Było tam sporo osób. Wszyscy zanurzeni, z błogim uśmiechem na twarzach. I ja również poczułam po chwili, jak zaczął spływać na mnie spokój.

Ciepła woda masowała całe ciało. Nie miałam niestety czepka, by móc tak jak P. stanąć pod spływającym z góry silnym strumieniem wody, który jest doskonałym biczem wodnym.

Następnym razem pamiętałam o czepku i to nie tylko dlatego, że nie lubię, jak mi się woda wlewa do uszu. Woda w grotach jest bowiem pełna minerałów (zawiera też jod i żelazo) i – jak to określają Włosi – „zjada opaleniznę” i nie tylko, przez nią czernieje też srebro. Bałam się, że zje mi też farbę z włosów i wyjdę z kąpieli w kolorze nijakim.

Wracając tą samą drogą, musieliśmy mocniej trzymać się sznura, jako że szliśmy w dół. Czułam przyjemne zmęczenie.

Na dworze oślepiło nas słońce i dopadł upał. Ciuchy wisiały w tym samym miejscu; nic nikomu się nie przydało. A w kieszeni szortów P. zostawił komórkę, jakieś monety, papierosy i zapalniczkę.

Weszliśmy po drabinie do góry i dopiero wtedy rozpoczęło się zwiedzanie najbliższej okolicy. W owym parku znajdował się Zakład Leczniczy. Leczą tam schorzenia skórne, choroby dróg oddechowych, głuchotę i choroby kobiece. Dowiedzieliśmy się tam, że groty były znane już Legionom Rzymskim. W owych źródłach leczono rany i wzmacniano nadwątlone w bojach siły.

W pobliskim barze wypiliśmy kawę i poszliśmy zobaczyć nieczynny już niestety (podziemne wody zmieniły kierunek) naturalny basen i nieczynne również łazienki.

Ostatnim punktem zwiedzania był malutki kościółek (bardziej kapliczka), usadowiony na parkowym pagórku.

I dzień dobiegł końca.

 

Takie było moje pierwsze spotkanie z Acquasanta Terme.

Tych spotkań było jeszcze kilka.”

Kiedy już wiecie jak to było z moim pierwszym spotkaniem w Acquasanta to wracam do soboty.

Zatrzymaliśmy się na parkingu obok. Trochę panoramy, bo jest to miejsce ze wszech miar urokliwe.

i poczułam znajomy zapaszek ” zgniłych jaj „. W dole z szumem spadała kaskada ciepłej wody z groty. IMG_1746Tworzące się jeziorko okupowali wielbiciele kąpieli siarkowych.

Jednak w dole po drugiej stronie, gdzie widać wodę w grotach nie dostrzegłam żadnego czepka kąpielowego.

Niestety wejście do grot zabite na głucho. Tylko zewnętrzna część dostępna dla osób czekających na zbawienne działanie źródła.

Do niego jednak prowadzi tak niebezpieczne zejście po drabince, że V. raczej się chyba nie zdecyduje. Ja pewnie bym się odważyła, bo jestem jednak trochę lżejsza.

Pomyślimy jak to zorganizować. Kiedy już zrobiliśmy stosowny rekonesans pojechaliśmy dalej . I o tym już opowiadałam.

Wracając do Ascoli znów zahaczyliśmy o znajome miejsce Ponte d”Arli

i stary ale bardzo jary rzymski most.

I to były ostatnie fotki jakie w sobotę zrobiłam.

Wracamy do kontynuacji:

„LETNIEGO DODATKU KULINARNEGO CZYLI MOICH PRZEPISÓW”

Znowu na słodko.
Oj słodko
Sobota, 26 marca 2011

Za mikser i miskę złapałam, ale nie z powodu soboty tylko znalazłam tabliczkę czekolady ( gorzkiej), której ja nie jem, na stole. P. wyciągnął ją na światło dzienne jako hasło ” chcę coś słodkiego”, ale na wszelki wypadek, uniosłam brwi do góry i zapytałam, o co chodzi z tą czekoladą?
– Mam cos upiec?
Nieśmiało pokiwał głowa, bo ostatnio na ” krzywy dziob ” jesteśmy. Ale, że ja wybaczająca jestem, bo włoski charakter tak ma i pamiętliwa też nie, ( no wszystko ma swoje granice), to upiekłam ciasto pomarańczowe, czyli zwykły keks z czekoladą w kawałkach, skórka własnej roboty i nasączone sokiem z czerwonej pomarańczy.
Ciasto baza uwzględniająca cholesterol p.P. bo ja tego cholerstwa w życiu nie miałam i boleję, że muszę piec z ograniczeniami ( mało jajek, masełko won … ech… życie.
Ciasto szybkościowe, bo wszystko do miski, czyli:
250 g mąki przesianej z 2 łyżeczkami proszku do pieczenia
100 g cukru
3 jajka
1 szklanka oleju, jaki pod ręką. Ja wzięłam słonecznikowy.
Najwięcej pracy przy pokrojeniu czekolady 100g – owej, kostka na cztery.
Jajka utrzeć z cukrem mikserem porządnie, dodać przesianą mąkę z proszkiem, dodać olej i wszystko zmiksować. Wrzucić skórkę pomarańczową i czekoladę. Wymieszać, wyłożyć do foremki wysmarowanej i wysypanej bulka tarta. Włożyć do nagrzanego piekarnika i piec około 30- 35 minut w tem.180°. Po upieczeniu nasączyć sokiem z pomarańczy.
Jeść najlepiej po wystudzeniu, kiedy kawałki czekolady wrócą do pierwotnej konsystencji, żadne cudo, ale smaczne ciasto do popołudniowej kawy.

I tak zaczęłam poniedziałek. Od wspomnień wymieszanych z teraźniejszością. Jutro normalny zapis dnia dzisiejszego. Udanego tygodnia sobie i Wam naturalnie też życzę.

8 myśli na temat “Wśród wspomnień

  1. Bardzo lubię te Wasze wycieczki. Mam wrażenie, ze ledwie wyjedzie się kawałek za Ascoli a już jest coś ciekawego do obejrzenia. A u nas z tym jakoś gorzej. Choć może po prostu wszystko tu widziałam i mi zwyczajnie spowszedniało.

    Polubienie

    1. A ja myślę że masz piekne miejsca. Tylko znasz i jak znasz to dopiero kiedy wracasz po jakimś czasie widzisz ich urok. A u nas rzeczywiście jest pięknie i zawsze jak tylko mogę to opowiadam i robię zdjecia. Buziaki

      Polubienie

  2. Ależ pięknie i kolorowo tam u Ciebie, zupełnie jak w bajce 🙂 Aż chce się żyć patrząc na to wszystko 🙂
    Ciasto faktycznie proste, chyba zrobię jutro, dziś jeszcze są muffinki z soboty.

    Polubienie

  3. Byłam w takim jeziorku zasilanym wodospadem w Toskanii ,nazywa się Saturnie. Super było wytaplaliśmy się porządnie , tyle że cały następny dzień wonielismy tymi zgniłymi jajami 🙂

    Polubienie

    1. Tak to terme di Saturnie. My mamy podobne tylko mniejsze i teraz nie ma lazienek ani grot. Pewnie trzesienie naruszylo i na razie wejscie zamknięte. Ale zewnątrz mozna się potaplac. :*

      Polubienie

Dodaj komentarz