Miałam w planie powtórzyć wczorajszy spacer jaki sobie popołudniem zafundowałam, ale bieżące myśli skutecznie ten temat przesunęły na dalszy plan. Może jutro.
Dzisiaj o godzinie 9,17 na mijanej przez nas aptece termometr pokazał 21 stopni. Na dodatek wieje scirocco. I to tak, że głowę urywa. I oczywiście gorącym powietrzem. Żeby tylko nic poza gorącem nie przywiało. Za nim nadchodzi solidne ochłodzenie.
Oczywiście ogólnie to wpływa na rozdrażnienie charakterów. Co już wczoraj dało się zauważyć u V.
Ta włoska ortodoksyjność na temat jedzenia raz mnie śmieszy a raz denerwuje.
Bo oni tacy dumni ze swojej kuchni. A tymczasem ta ciągła powtarzalność może znudzić. Bo jak niedziela to albo tagliatelle albo timbalo. Jak wtorek czy piątek to rybny dzień a jak czwartek to gniocchi. Jeszcze minestra lub minestrone i jakiś makaron z sosem pomidorowym. Koniec menu. Menu domowego. Każde odstępstwo od tradycji grozi niesnaskami w najlepszym przypadku.
A już święta godzina kolacyjna przyprawia mnie o ból głowy. Właśnie na ten temat były kolacyjne niesnaski. Bo ileż można jeść mięso na kolację i to jeszcze po włosku czyli twardawe. U V. najlepiej grillowane albo z patelni.
Zrobiłam placki ziemniaczane. Zawsze lubił, ale wczoraj kiedy dwukrotnie odrzuciłam jego cudowne pomysły, to stwierdził, że to nie jest dla Włocha kolacja.
Bo albo befsztyk albo jagnięcina … o to jest właściwe jedzenie na kolację.
A zaproponował mi starcie ziemniaków z łupinami. Jeszcze, żeby to młode ziemniaki. Co prawda skórka w miarę cienka ale wszystko mi podeszło pod gardło. Potem koniecznie chciał dodać gałkę muszkatołową a ja nie lubię i używam tylko do beszamelu. Będę sobie doskonałe własne polskie placki psuła.
I oczywiście zjadł ale grymasił na potęgę.
Dobrze, że zostały dwa maleńkie kawałeczki placka pomarańczowego, to ukoił zbolałą kolacyjną włoską duszę.
A dziś i tak musi zjeść polski kapuśniak z włoskiej kapusty. Bo u mnie kapusta ma 3 etapy. Najpierw z żeberkami. Potem o ile zostało sporo normalnie na gęsto a potem z reszty kapuśniak, bo został smak kapuściany. I tym sposobem nic się nie marnuje. 😀
Kapuśniak gotowy.
A wczoraj podczas spaceru szukałam wiosny. I proszę, co prawda nie mam jeszcze zdjęć mimozy, ale widziałam ją z daleka. Przy kolejnym spacerze pójdę w inne rejony, gdzie wiem, że kwitnie.
Mój czarny ogromny bez pod domem w zielonych listkach
szpaler narcyzów
a nawet fioletowe iryski w zaciszu chwastów. Wiosenny poprzedzający forsycję migdałek,
który też najpierw ma kwiaty a potem liście i wreszcie moje ulubione żółte kwiatuszki kwitnące całą prawie wiosnę.
Tak,że teraz już wiadomo, co kwitnie w Ascoli.
A spacer był ciekawy i znalazłam sporo ciekawostek, których nigdy nie widziałam.
A więc jutro wybierzemy się na spacer. Zapraszam.
Przyznaję , wariactwo z tym jedzeniem po włosku. Ja co prawda pamiętam z dzieciństwa dni kiedy się tradycyjnie coś robiło , ale bardziej ogólnie . W piątek bezmięsnie , w sobotę była zupa najczęściej grochówka albo fasolowa , w niedzielę rosół , ale przymusu nie było . Raczej to funkcjonowało na zasadach ogólnych niż w sensie konkretnych dań . Plyndze na kolację jaknajbardziej !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Co prawda plyndze to pewnie placki ziemniaczane ale wyszło mi to z kontekstu. 😄 V. się starzeje i cofa do dzieciństwa kiedy te kanony obowiązywały. I w starych rodzinach to jeszcze pokutuje. Mlodzi już nie tacy konsekwentni. Dom wariatów z tym jedzeniem. Kiedyś był bardziej otwarty na nowe smaki. Chyba że to jego pomysł co na szczęście czasem się zdarza jeszcze.:)
PolubieniePolubienie
Jasne ,ze plyndze to placki ziemniaczane, po naszymu . Jakoś mi przyjemniej dla ucha brzmią niż placki
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja w młodości postanowiłam za mąż nie wychodzić, bo myślałam, ze w każdej rodzinie w niedziele po kościele punkt dwunasta jest rosół i kura z ryżem w potrawce 🤣. Do dziś się buntuję, jak mam wpaść w jakaś rutynę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja Cię rozumiem bo ja jestem takiej rutynie absolutnie na ” nie „. To co napisałam u Hani aktualne i u Ciebie. **
PolubieniePolubienie
Nie dlatego, ze nie lubię tych dań, tylko ze to tak TRZEBA 😁
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No wlasnie . Tak trzeba, wypada lub nie wypada. Koszmar. 😄
PolubieniePolubienie
Dokładnie. Tak trzeba, wypada lub nie wypada. Koszmar.
PolubieniePolubienie
Ja też rutynie mówię nie. Ja nawet za każdym razem tę samą potrawę przyprawiam często inaczej , a co dopiero mieć przymus danego dnia tydzień w tydzień to samo gotować . Brrr
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja też rutynie mówię nie. Ja nawet za każdym razem tę samą potrawę przyprawiam często inaczej , a co dopiero mieć przymus danego dnia tydzień w tydzień to samo gotować . Brrr
PolubieniePolubienie