Za deszczową mgłą

Tak kończy się luty. Pada mżawka, a cały świat dookoła jest zamglony. Temperatura niska. (7 stopni, ale jak to mówią odczuwalna jeszcze niższa).

Ale trzeba wyjść. Nie ma co dyskutować, bo pełnia nadchodzi, a zawsze spokój bezcenny. To poszliśmy podać odczyt gazu, bo wczoraj popołudniu było nieczynne. Dobrze, że to biuro nie jest daleko. Wcześniej kupiliśmy mandarynki i bardzo ładne pieczarki. Pójdą do słoika na sposób włoski czyli podduszone z czosnkiem i oliwą. Służą potem jako jeden z grzybowych składników do tagliatelle. Mieszamy je z namoczonymi suszonymi prawdziwkami, których zapas przywiozłam z Polski.

I na tym zadania na dzień dzisiejszy się skończyły. Zamiast wrócić do domu V. zaczął lamentować, co robić. Do domu absolutnie nie. Jak on nienawidzi siedzenia w domu. Ja co prawda trochę nadgoniłam prace domowe, ale czeka mnie jeszcze sprzątanie schodów. Zbieram się i nie mam kiedy.

Wiara czyni cuda. Ja w to wierzę, jak w aspirynę C. W poniedziałek kupiłam, bo naturalnie jak trzeba to zabrakło i wieczorem wzięłam a właściwie rozpuściłam tabletkę. I dziś rano nie musiałam powtarzać jak w cięższym przeziębieniu. Wieczorem powtórzę i po trzech dniach powinno być dobrze. I wtedy wybiorę się na konsultację do ZA.

Zgodnie z planem czytam o straszliwym duchu w książce ” Śpij dziecinko śpij”.

Pewnie dzisiaj skończę.

Podsumuje luty, ale to późnym wieczorem.

Z nowinek taka, że do Polski niestety na Wielkanoc chyba nie pojedziemy. Za to 25 kwietnia o ile nic nie przeszkodzi jedziemy na kilkudniową wycieczkę do Tirany czyli Albanii, Czarnogóry i chyba Macedonii. Coś za coś .

Wróciliśmy do domu, bo jednak V. zmarzł. Zabrał sie za grzyby.

To nie jest pogoda na spacery. I tak zakończyło się przedpołudnie ostatniego dnia lutego.

A popołudniu koło godziny piętnastej przestało padać i wyszliśmy z domu obowiązkowo. V. na swoją popołudniową kawę, a ja na napój herbacianopodobny z cytrynowym smakiem. Potem podjechaliśmy kawałek i pospacerowaliśmy po starej części dzielnicy Ascoli Porta Maggiore. Jest tam takie miejsce z ktorego widać ciekawostkę ascolańską ” ponte diavolo” prowadzący do Fortu Malatesta przez dopływ Tronto Castellano. Czemu ” diabelski most?Ano dlatego, ze przy pomocy diabła naturalnie powstał w ciągu jednej nocy. Teraz jest zamknięty, ale ja jeszcze nim spacerowałam. Szkoda, ale może otworzą go kiedyś dla turystów.

W Ascoli kwitną już wszystkie mimozy mimo chłodu. Ta wkomponowała mi się z racji palmowego tła.

Czyli nic już wiosny nie zatrzyma. I bardzo dobrze.

W Rozmaitościach:

Kącik LM

Przerwa w gotowaniu

I muzycznie. Moja ulubiona.

Do jutra.

Zawsze po niedzieli jest poniedziałek

I nie jest on najbardziej lubianym dniem tygodnia.

Mnie to właściwie od przejścia na emeryturę specjalnie on nie przeszkadza, ale jakis uraz tam się do niego zachował.

W niedziele popołudniu spełniły się przepowiednie pogodowe i temperatura poleciała na łeb na szyję i deszcz zamienił się w zimny i nieprzyjemny. Na dodatek zaczęło solidnie wiać i nawet V. zrejterował po krótkim pobycie na dworze. I dobrze. bo mnie jakieś zaziębienie dopada. I tak wizytę u ZA muszę przełożyć, bo teraz takie czasy, ze do lekarza chodzi się w miarę zdrowym. Żadnego testu na covida nie mam zamiaru robić. Różnice temperatur dają o sobie znać. W mieszkaniu się grzeje. Inaczej się nie da.

A wczoraj mój telefon zrobił pobudkę za piętnaście ósma. Coś musiałam nacisnąć. V. już wstał bo znowu mieliśmy do obgadania jakąś jego sprawę inwalidzką. Po wyjściu wypił swoją drugą kawę, ale pojechaliśmy autem. Nie zeszło nam długo. Trochę mnie pocieszyło, że pamięta, gdzie zaparkował w pobliżu domu, a nie na naszym stałym miejscu, bo tym razem ja poszłabym na pamięć. zapomniałam. Pamiętał też, że trzeba odczytać licznik gazu.

Nie jest tak źle więc z tą jego pamięcią. Raczej lenistwo umysłowe.

Tak się zastanawiam czy wszyscy mężczyźni tak mają. Coś wyciągają, nie odkładają potem na miejsce, ale idą w stałe miejsce i bardzo się dziwią jak tam tego nie ma. Bo wróżki powinny odnieść.

Skończyłam dwutomowy cykl ” Makowa spódnica” i podobał mi się bardzo. szczególnie Hani Onyks polecam, bo wydaje mi się, że to jej klimaty.

Sama mam już na Kindle ” Śpij dziecinko śpij”, potem poczytam kolejny tom o Lenie Rudnickiej, potem Mezalians i co tam jeszcze jest w kontynuacji.

A jak to odhaczę, to mam ambitny plan przeczytać 16 tomów Mroza o Joannie Chyłce. Jakoś do Mroza mam stosunek taki sobie. Ale może sie przekonam.

Oby do ocieplenia, chociaż deszcz bardzo potrzebny.

A w Rozmaitościach:

Kącik LM

Poradnik PPD

Kuchennie

I muzycznie

To do jutra.

Deszcz – prawie wiosenny deszcz niedzielny

Cała prawie Italia w kolarze pomarańczowego alertu. W górach i na północy śniegi, gdzie indziej ulewy i silne wiatry. A u nas cicho i spokojnie i pada od rada deszcz. taki normalny nie ulewny jak na razie. Nawet wyszliśmy o dziesiątej rano przy temperaturze 11 stopni. Pod parasolami spokojnie. Sporo osób zdecydowało się na podobną przechadzkę. Wczoraj przygotowaliśmy te karczochy i czekały na dzisiaj do makaronu. Ale to byłoby za proste. V. zaproponował timballo w wersji białej czyli bez sugo pomidorowego. Wyraziłam zgodę od razu, bo wiadomo, że protest na nic by mi się nie przydał. 😀 Tak więc wróciliśmy do domu, żeby V. miał ulubione zajęcie czyli gotowanie.

Ja to jestem od takiej pomocniczej roli przy misterium timaballowym . Ugotowałam więc płaty i wyłożyłam je na ściereczkę. Foremki aluminiowe nasmarowałam masłem, bo lasagnie to lubi i przygotowałam mozarellę. A resztę już osobisty. Okazało się, że nie mamy szynki gotowanej natomiast sporo mortadelli więc V. postanowił użyć tego, co mamy. Sporo sera plus mozarella. I tak spokojnie o dziwo układał warstwy timballo. Misterium zapieczenia wzięłam o stosownej porze na siebie ja. Całkiem smaczne wyszło. Teraz odpoczynek. Potem pewnie znów parasol i jakaś przebieżka.

To ja sobie spokojnie przygotuję wsad do Tygla i poczytam.

Nie chwalę dnia przed zachodem słońca, żeby nie zapeszyć.

A tymczasem luty się kończy. Do Polski przyleciały bociany. Zdjęcie z 15 lutego tego roku.

U mnie gwiżdżą na wiosnę kosy i tylko patrzeć jak będzie marzec. A w marcu, to wiadomo jak w garncu. I z pewnością wiosenne dni będą.

Mam jeszcze jedna dobrą dla mnie wiadomość. Dostałam pismo ze Spółdzielni Mieszkaniowej, że przyjęła do wiadomości iż prawo do mieszkania w myśl wyroku sądu przysługuje wyłącznie mnie.

I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiaj, bo na szczęście nic ciekawego się nie dzieje, a ja takie dni też bardzo lubię.

W Rozmaitościach:

„Tygiel z Internetem”

https://luciadruga.blogspot.com/2023/02/tygiel-z-internetem-1523.html?m=1

Kącik LM

timballo bianco

Muzycznie

Do jutra.

Nie lubię takich sobót

Zresztą nie tylko sobót. Wszystkich podobnych dni. Nie dość, że wstałam na dźwięk budzika, a noc miałam nie najlepszą, to jak już wyszliśmy z domu o wpół do ósmej, żeby załatwić tę budzikową sprawę, to potem pojechaliśmy na zakupy. Wykorzystać kolejny bonus 6 euro przy zakupach za 30. Z małymi komplikacjami, ale zrobiliśmy. Jak ja nienawidzę z V. robić tych zakupów. Potem zmierzły jak stary kalosz pojechał do dwóch innych sklepów i mieliśmy pełno toreb. Oczywiście zostały wniesione wyłącznie do sieni i i nastąpił obchód placów targowych.

Z tego plus taki, że kupiłam sobie trzy pary kolorowych rajstop.

A V. dwie pary skarpetek. Okazja była, bo po euro, a marka bardzo dobra .

Kiedy wrocilismy trzeba było zabrać się za łodygi karczochów na jutro do obiadu. I przy tym zeszło, bo wcześniej doszło do przepychanki słownej nawet już nie pamiętam o co. Czyli musiał to być problem światowy. W końcu poszedł odpoczywać i ja też. Głównie psychicznie. Wczoraj pisałam, że źle się czuję. W poniedziałek pójdę do ZA ja. A teraz opiszę moje objawy, to może Krysna mi coś podpowie

Otóż kilka razy już zdarzyła mi się taka historia. Ja raczej się nie pocę nawet w lecie, to tytułem wstępu. Najpierw czuję mało miejsca w środku tam gdzie serce, ale nie mam duszności. Tak ciasno mi. Potem robi mi się gorąco i na czole zbiera się pot. Potem przechodzi i tylko zostaje słabość. I to wszystko. Ki licho. Mam się bać czy nie. 😀

Dziś o siedemnastej niedaleko w zabytkowej księgarni

jest jakieś spotkanie, które V. chce zobaczyć. Coś tam macza w tym spotkaniu palce podobno CGiL Już siedzimy na ławce w pobliżu księgarni.

Oto afisz. To spotkanie z autorką książki obciążającą mafię za śmierć matki i dwóch braci, która zginęła podczas zamachu w Trapani na sędziego z Palermo, przeżył cudem, bo samochód matki zadziałał jak tarcza. W tym samochodzie powinna też być autorka. Po wielu latach odsłania kulisy tragedii. CGiL organizuje te spotkania nie tylko w Marche ale i w Abruzzo. Jako antymafijne. Smaczku dodał fakt, że w spotkaniu wziął udział ascolański biskup, który przyszedł w trakcie, tłumacząc się później ze spóźnienia aż czterema ślubami. 😀 Ręka w rękę z włoskimi komunistami. To sie nazywa symbioza !!!

To i tyle o sobocie.

W Rozmaitościach:

Kuchennie

I muzycznie

Do jutra.

Wiosenny piątek

Niby ciepło i słonecznie, ale cały czas nas straszą tym zimnem, co to ma nadejść.

Faktycznie te noce nieciekawie wyglądają. A jak noc zimna, to i w domu zimno. A już temperatura w miarę znośna się zrobiła. Naturalnie żadnego rozbierania. Kilka warstw ciuchów musi być. A ciepło to jest na placu. Dzisiaj już rano wędrowaliśmy z przysiadaniem na ławce, bo V. sforsował biodra chodzeniem i dziś kolejne 10 dni diclofenu zaczął. Oczywiście zmierzły powyżej normy. Tylko polecenia wydaje.

Z nim to jest dziwna sprawa. Nie wejdzie zapytać czy dopytać tylko wysyła mnie.

Jakby się wstydził pytać szczególnie w znajomych punktach, bo jako Włochowi to nie uchodzi.

O dekoder jaki, za ile, ja. Wczoraj po burzy dekoderowej zaczął mu przeszkadzać na ekranie znaczek dekoderowy i jakieś z nim cyfry. To trzeba usunąć i ja mam zrobić zdjęcie i zapytać jak to zrobić. Mam wysłuchiwać, to tę fotkę zrobiłam

i poszłam do punktu naszego operatora gdzie kupiłam dekoder. I zaraz wiedziałam, że to nie na pilocie dekodera ale pilocie tv trzeba działać. Przyniosłam pilot telewizyjny i zrobiłam jak mi M. podpowiedział, bo sam tego pilota nie znał. Zadziałało. Problem zniknął.

Wczoraj do ZA też nie poszedł. Czekał na ulicy, bo go nogi bolą. A jest winda. Potrzebował nowych saszetek rozpuszczalnych wykrztuśnych, bo te co do tej pory używał przestali produkować. No to kto, znowu ja. Przerastają go takie drobnostki. Tylko to co już musi sam jak finanse czy adwokat jeszcze go spręża.

Siedzimy znowu na ławce. 15 stopni. Bezwietrznie. Od kilku dni śpiewa i gwiżdże kos. Na obiad risotto z vongole. Względny spokój. I dobrze, bo dla odmiany ja jakoś bez życia. Zmęczenie przedwiosenne. SKS w ataku. Nie mogę się dać.

A teraz Rozmaitości:

Kącik LM

Dla mlodych par.

Ewa Mierosławska

Chińskie ozdoby do włosów z pozłacanego metalu i piór zimorodka , oraz wachlarz, z czasów Dynastii Quing (1636-1912). Treasure Trove of Vintage Pleasures.

Kuchennie

Poradnik PPD

I orkiestra Glenna Millera.

Acha kupiłam nawy trihler. ” Śpij dziecinko śpij” Jolanty Bartoś.

Od jakiegoś czasu zwróciłam uwagę na jej cykl kryminalny. Niestety ta książka którą kupiłam to pierwszy ebook. Może teraz upoluję.

To wracam do ” Makowej spódnicy”.

Do jutra.

Odpoczęłam

Ta środa popielcowa była tak spokojną chyba z racji zmęczenia karnawałowego V., że odpoczęłam i fizycznie i psychicznie. Więcej siedzieliśmy na ławkach niż chodziliśmy bo V. miał kryzys formy. I jakoś chyba energię wyładował, bo nawet nie grymasił na jedzenie. Pomysł z przygotowywaniem bloga poprzedniego dnia sprawdza się i to bardzo. Mam czas na dłubanie przy książce. I inne internetowe działki. No i na czytanie 😀

Poza tym znalazłam sposób na ułatwienie sobie pracy nad książką. Ponieważ pisanie w Wordzie ma minusy, bo czasem nie zapisze poprawek i cały czas muszę pamiętać o zapisaniu, bo program nie odpowiada jak uprzejmie informuje komputer i cała robota idzie w kosmos, to piszę teraz na blogu roboczym w WordPressie. I potem przerzucam do pliku książkowego. I jak na razie to się sprawdza. I nawet mogę coś tam na ławce popisać. W czwartek akcja dekoder. Ten który kupiliśmy w sklepie u Chińczyka zdecydowanie się nie sprawdził. Ja tam z chinczyzny cenię głównie porcelanę choć i mój OPPO jest made in China. Ale kupiony u polskiego operatora .

V. natomiast kocha kupować u Chińczyków. Z reguły niestety to badziewie. Ale tanie, co lubi coraz bardziej. Ale dziś postanowił oddać ten dekoder. I tak zrobiliśmy. Czyli trzeba kupić nowy.

I oczywiście wysłał mnie do naszego operatora do którego ja biegam jak mam jakiś komputerowy program, żeby rozeznać sytuację. Rozeznałam i wtedy poszedł kupić nowy dekoder. Dobrze by było, żebym jeszcze go umiała podłączyć.

A ponieważ jak czwartek, to w misce czekały mnie już ziemniaki przepuszczone przez praskę. Będą kluski.

A pogoda śliczna. Tak ma być do niedzieli kiedy to ma do nas dotrzeć oziębienie.

Przez te w miarę ciepłe noce i dni temperatura w mieszkaniu ciut się podniosła. Dla mnie jednak wyznacznikiem wiosny będą kafelki na podłodze suche, a wilgotne. Wtedy będę mogła powiedzieć.

„Wiosna jest i będzie.” A nie wiem czy to wyobraźnia czy fakt, ale mignęło mi chyba kwitnące drzewo owocowe. Pewnie brzoskwinia jak to prawda.

Zaczęłam czytać drugi tom ” Makowej spódnicy”. Popołudniu zabiorę Kindle do czytania .

Dekoder podłączony wspólnymi silami, ale bez wrzasku się nie obyło. Jak już działał, to V. musiał wszystko ponaciskać i zrobił taki galimatias na pilocie dekodera, że znalazłam potem programy ale radiowe i oczywiście znowu grzebał, bo to moja wina. Aż odpuścił i spokojnie wróciłam do ustawień poprzednich.

W tej awanturze dekoderowej jakoś ugotowałam, a wcześniej zrobiłam kluski śląskie i nawet zjadł miedzy rozróbą jedną a drugą. A ponieważ ukochany telewizor działa, to poszedł odpoczywać. I faktycznie z tym nowym dekoderem działają wszystkie programy a nie tylko niektóre. Taki to chiński dekoder był. A mówiłam, to nie słuchał. Może go to czegoś nauczy.

I wczorajsze spacerowe obrazki

Jest ” Tygiel z Internetem”

https://luciadruga.blogspot.com/2023/02/tygiel-z-internetem-1423.html?m=1

I dziś tylko muzycznie.

Do jutra.

Pokarnawałowe sprzątanie

Ascoli się sprząta. Place odkurzone z tony papierków czyli konfetti i serpentyn jeszcze przed świtem przez służby komunalne ogromnymi odkurzaczami.

Teraz trwa kosmetyka przed sklepami. Personel i właściciele usuwają ślady zabawy myjąc chodniki i szyby wystawowe.

O karnawale przypomina na piazza del Popolo estrada na kołach przygotowana do wyjazdu i kolorowe żyrandole. Za moment nie będzie śladu, bo resztę załatwią deszczem służby niebieskie.

Pogoda wyraźnie się zmienia. Podobno w wyżej położonych miejscowościach jak Macerata niedziela ma być pod znakiem śniegu.

Dziś dzień pierwszy z odliczania do kalendarzowej wiosny, bo ta prawdziwa już nieśmiało się zadomowia.

Tak sobie wymyśliłam, że te pory roku powinny być inne. Dzień powinien przybywać na wiosnę i w lecie, a ubywać jesienią i zimą. A nie już od lata mamy dzień coraz krótszy. No cóż na to nie ma rady.

Kalendarz włoskich dni świątecznych przewiduje jeszcze przed Wielkanocą Dzień Ojca 19 marca w dniu świętego Józefa. I jedzenie słynnych zeppole, które szanujący się ojciec przynosi kupione własnoręcznie 😀 do domu.

Czyli odliczamy do wiosny.

Skończę wreszcie ” Makową spódnicę” tom pierwszy. Już pisałam, że bardzo mi się podoba. Styl zdecydowanie inny od czytanych ostatnio.

I to wszystko o środzie popielcowej. Głowy nie zamierzam posypywać popiołem, bo żadnych grzechów nie pamiętam.

A w Rozmaitościach:

Kącik LM z kreacjami może na wiosenne śluby?

Poradnik PPD

https://kobieta.gazeta.pl/kobieta/7,107881,29403050,jak-wybielic-poduszki-spryskaj-ja-i-zostaw-na-godzine-zolte.html?fbclid=IwAR0-eI0UN9aixYvXyodXJnaQMdZ8iaYGZfoy0lDVzqbuECavpwDfB4TCyz8

Kuchennie:

Kącik muzyczny

Do jutra.

Wypada nie wypada

Bo przecież dziś Popielec. Jednak echa karnawału jeszcze słychać więc muszę i ja swoje karnawałowe relacje doprowadzić do końca. A poza tym, Italia jest jak ogólnie wiadomo krajem katolickim, a Karnawał w Mediolanie kończy się podobno w sobotę tę co nadejdzie.

To ja o wtorku ostatkowym. Najpierw przedpołudnie. Osobisty chyba przeżywał kryzys, bo zarządził wyjście o jedenastej. Dzięki czemu miałam czas spokojnie przygotować nowy image karnawałowy.

To tylko jego cząstka .

Kapelusz letni w wersji karnawalowej. Poprzedni nie był strzałem w dziesiątkę. Tym bardziej, że do pokoju księdza w którym się rozłożyłam z akcesoriami maskaradowymi pierwszy raz o 10.45 zajrzało słońce. Wniosek z tego, że jest już tak wysoko, że zagląda w okna w wąskich uliczkach. Na termometrach w słońcu naturalnie 21 stopni.

Popołudnie będzie pełne spektakli ulicznych, bo dekoracje stoją, a Galeria Obrazów właśnie się rozkładała. Może uda mi się jakiś filmik nakręcić.

W piekarni kupiłam obowiązkowy przysmak karnawałowy czyli ravioli z nadzieniem kasztanowym.

Planujemy wyjście na place około szesnastej.

Wcześniej muszę się pochwalić i zarazem podziękować. Wpis o niedzieli karnawałowej miał ponad 4000 wyświetleń. Statystyki lutego zapowiadają się imponująco. Dziękuję, bo to dzięki Wam.

No to wyszliśmy w ten zwany po włosku ” giovedi grasso” czyli ” tłusty wtorek”. Oto jestem ciut schowana za kapeluszem. Potem go trochę uniosłam. .

I w sumie ciut ciut mniejszy tłum ale niewiele. Coś tam nakręciłam. Zwłaszcza Galerię Obrazów.

I kilka fotek czego nie uwieczniłam w poprzednich wpisach.

Pojawiła się wataha dzików.

A my pooglądalismy kilka zabawnych mini spektakli amatorskich teatrzykow karnawalowych.

I tak ascolański karnawał ogłaszam za zamknięty.

Zabawa na placach trwać będzie jeszcze długo. Pogoda też się zmęczyła. Będzie chyba padać.

A w Rozmaitościach niewiele.

Kuchennie

A w muzycznym kąciku będę przypominać orkiestrę Glena Millera

Do jutra.

Wyższość karnawału w Ascoli nad innymi karnawałami

V. jest szalenie dumny, że karnawał w Ascoli jest inny od tych obchodzonych w innych miejscowościach. W myśl powiedzenia, że ” każda pliszka swój ogonek chwali”

Rzeczywiście, nie ma parady karnawałowej jak na przykład w Anconie czy parad wozów karnawałowych. Jest natomiast festiwal teatrzyków ulicznych i co dla ascolanczykiem najważniejsze w ich rodzimym dialekcie. Otwarta coroczna Akademia Dialektu i nawet pierwszą laureatkę uwieczniłam.

Ten karnawał obfitował w mini spektakle.

Ale też padł rekord uczestników na placach, tak, że kiedy wyszliśmy popołudniem z trudem dało się przecisnąć przez te tłumy. I co za tym idzie oglądanie mini spektakli było utrudnione. Co prawda powtarzały one swój repertuar co chwilę, ale czekanie było nudne i wędrowaliśmy z tłumem dookoła.

Ponieważ we wtorek popołudniu będzie powtórka z rozrywki, to myślę, że już takich tłumów nie będzie i sobie ogladniemy to co nie dało się zobaczyć.

Poza tym jak zawsze jest organizowany konkurs na najlepszy spektakl. Mam swój typ. Otóż moim zdaniem rewelacyjnie wypadła Galeria Obrazów znanych mistrzów. Naturalnie postaci są żywe i nawet wiodą z przewodniczką zabawne dialogi.

Nie mam wszystkich obrazów liczę więc, że i inne sfotografuje.

Najważniejsze w obchodach karnawałowych w Ascoli to wygodne buty. Tym razem nie widziałam wysokich obcasów.😀

Sama miałam najwygodniejsze z botków krótkich. A V. zapuścił brodę. Mówi, że zgoli. Wygląda niedobrze. Chyba lenistwo kolejne żeby się nie golić. A po niedzieli z sobotą bolą go biodra i czas spędzamy na ławce. I dzięki temu powstała kolejna relacja.

Będzie jeszcze ostatnia z wtorkowego popołudnia i Karnawał 2023 odłożę do lamusa.

To teraz Rozmaitości:

” Tygiel z Internetem”

https://luciadruga.blogspot.com/2023/02/tygiel-z-internetem-1323.html?m=1

Kącik LM

Kuchennie

A muzycznie ostatni raz karnawałowo.

Do jutra.

Karnawałowy portret Włocha własny i mój też

Zacznę od sobotniego popołudnia. Wciąż jeszcze place we władaniu dzieciaków, ale coraz więcej dorosłych przebierańców.

Gwar, muzyka i fajne pomysły na zajęcie dzieciaków znudzonych szaleństwami wśród papierków. Jest stoisko na którym można malować maski karnawałowe. I to co lubię w Italii, a to, że wystarczy gest i Włosi pozują do fotek. I wręcz się z tego cieszą.

Pod arkadami kościoła świętego Franciszka jak w każdym karnawale otworzyła się restauracja częstująca włoskim przysmakiem karnawałowym czyli ravioli z pikantnym serowym nadzieniem. W tym roku wykonawcami ravioli byli uczniowie szkoły gastronomicznej. Przygotowywali na bieżąco te pierogi. Chciałam nawet nakręcić filmik, ale samo przygotowanie ciasta trwało za długo i zrezygnowałam. Zjedliśmy przydziałowe dwa pierogi i poszliśmy dalej zwalniając miejsce oczekującym w kolejce.

Album karnawałowy sobotni.

A teraz już niedzielne przedpołudnie. Na placach już szykują scenografię dla ulicznych satyrycznych spektakli.

Wyszliśmy o dziesiątej i w miarę upływu czasu ludzki tłum gęstniał. Nawet już rozpoczęły się scenki uliczne. A maskarada!!! Czego tam nie ma… Album od zdjęć pęcznieje. Wprost proporcjonalnie do gęstniejącego tłumu. A czeka mnie jeszcze szaleństwo niedzielnego popołudnia. To zapraszam na Karnawał w Ascoli Piceno.

I jeszcze pomysł na szóstkę z plusem. Obok oryginalnej reklamy oliwki ascolańskiej karnawałowa oliwka. 😀 (zdjęcie pierwsze).

Co mogłam, to starałam się pokazać. A łatwo nie było. Zwłaszcza z …ale o tym szaaa.

A teraz mój karnawałowy popołudniowy image.

Jutro opowiem o popołudniu. Te moje fotki to tuż po wyjściu z domu około szesnastej.

Tyle zdjęć, że Rozmaitości zawiesiłam dzisiaj.

Do jutra.