Dzień specjalny

Dla mnie osobiście, bo dzisiaj są urodziny mojego pierworodnego. Dawno, to było, ale jak wiadomo matka zawsze będzie te chwilę pamiętać.

A jakbym zapomniała, to na wszelki wypadek wspominam ten dzień w ‚”Życiorysie PRL em malowanym” .

Na urodziny

Jutro są urodziny mojego syna. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo w końcu każdy się kiedyś urodził, ale wspominając ten dzień przy okazji ciepłych myśli posyłanych do Jubilata, przypomniałam sobie kilka zabawnych momentów. Naturalnie, tak już mam, że musze o nich opowiedzieć. Nie będą to żadne wspomnienia typu ” i w bólach rodzic będziesz ” a raczej miłe i zabawne wspomnienia z tego niewątpliwie jednego z dwóch najpiękniejszych dni w moim życiu. Drugi dzień to urodziny mojej córki.

Wychowałam się w ” babskim domku, “ dlatego moje panie ( babcia i mama) nie wyobrażały sobie żeby zamiast wnuczki mieć wnuka. USG nie robiło się jeszcze wiec płeć dziecka była tajemnicą i niespodzianką do ostatniego momentu. A jeżeli urodzi się chłopiec? Co tu poradzić? Moja mama wymyśliła ( oczywiście żartem), że należy wybrać tak paskudne imię dla chłopca, że ewentualnie przerażony zamieni się w dziewczynkę. Wybrane zostało imię: Pafnucy Symforiusz, co jednak mojego syna nie przeraziło. Odważny się okazał. Ja na wszelki wypadek miałam przygotowane imiona Witold Aleksander zgodnie z przyrzeczeniem po przeczytaniu książki ” dla dorastających panienek ” pt: ” Uskrzydlona Przygoda ” Szczepańskiej, której bohaterem był lotnik Witold Skrzydlewski. Przyrzekłam sobie, że jeżeli będę miała syna będzie się nazywał Witold. Gdzieś w podświadomości czułam, że urodzi się chłopiec bo o imieniu dla dziewczynki specjalnienie  nie myślałam. Ewentualnie miała być Marta. Witek urodził się w piątek o 10 – tej rano. Przed piątkiem, jest jak wiadomo czwartek i tak było też w roku 1969, 30 stycznia. W telewizji leciała, jak zawsze w czwartek ” Stawka większa niż życie, “ która gromadziła przed telewizorem wszystkich. Nie było i inaczej w domu mojej mamy. Mój śląski położnik ustalił datę porodu na 28 stycznia a krakowski, ( bo urodziłam w Krakowie) przesunął te datę na 2 lutego. Siedziałam, więc sobie pomiędzy datami na dużym fotelu ( z racji zwiększonej objętości), na drugim moja babcia a w tyle na kanapie siedziała moja mama z zaprzyjaźnionym gościem zwanym przeze mnie ” wujciem doktorem „. Wszyscy z zapartym tchem śledziliśmy losy przystojnego kapitana( już wtedy ) Klossa. Nagle z kanapy dotarł do mnie męski glos:

  – Lucia, co się tak kręcisz?

  – Eeee, bo tak mnie coś pobolewa Wujciu.

  – Acha, pobolewa, to jak cię tak poboleje to mi powiedz.

No to meldowałam. Przygody Klossa dobiegły końca i wtedy wujcio powiedział do mamy:

  – Halina, zbieramy ją do szpitala, coś to za regularnie ją ” pobolewa „-

No cóż, jak trzeba? Szpital był prawie za rokiem. Wzięłam swój uprzednio przygotowany tobołek i pod eskortą mamy i wujcia wyruszyłam na bój z naturą. Jeszcze w przedpokoju babcia podsunęła mi ukochane babeczki z konfitura poziomkową, ktore upiekła. Zeżarłam 3 i powiedziałam:

   – To muszę wrócić w przyszły czwartek na Klossa do domu.

Później była noc w szpitalu i kiedy wreszcie około 10- tej moje dziecię przyszło na świat i usłyszałam:

  – Lucia masz syna.

Zadałam najbardziej kretyńskie pytanie swojego życia:

  – Łysy? Nie zdrowy, a czy łysy.

  – Skąd, ma ogromną czuprynę. Odpowiedział lekarz i dodal:

  – A teraz dzwonimy do mamy.

Po powrocie lekarza od telefonu słyszę te słowa:

  – Mama kazała cię mocno ucałować. Cieszy się, choć to nie dziewczynka.

tak, jak sobie przyrzekłam następny odcinek “ Stawki większej niż życie ” oglądnęłam już w domu.

A moja mama, jak każda babcia zakochała się w swoim pierworodnym wnuku i na wymarzoną wnuczkę musiała poczekać około 6 lat. „

Ale to było przed laty.

Tymczasem w Ascoli takie niewielkie ciekawostki.

Już są…. truskawki.

I nawet pachną, co świadczy, że wciąż nie straciłam na szczęście węchu.

Poza tym na naszym targu pojawił się oto taki samochód i rozłożyło się stoisko.

Montappone…. marka znana wszystkim elegantom na świecie. Włoskie ręcznie szyte kapelusze.

Musiałam ten fakt uwiecznić, bo jakoś nigdy nie miałam okazji.

A poza tym w kwestiach kulinarnych. Wczoraj mieliśmy dzień rybny, bo na zakupach kupiliśmy cozze czyli omułki i na kolację świeżego merluzzo z piekarnika. Specjalistą od omułek jest V. Merluzzo to moja domena.

Oto cozze z fantastycznym makaronem z Camerino.

A, że na niedzielę powinno byc ciasto, to upiekłam ciasto jabłkowe. Pierwszy raz wymieszalam z pokrojonymi jabłkami w kostkę. Moje ciasto baza. I wyszło wspaniałe.

Do porannej kawy jeszcze miałam. 😀

A niedzielę zamierzam spędzić w pozycji horyzontalnej z książką i odpocząć po pełni. Bo u mnie wciąż trwa.

To teraz niewielki DODATEK INTERNETOWY

FOTOGRAFIE

Zdjęcia księżyca zrobione w Norwegii, opisane jako najpiękniejsza scena wszechczasów przez BBC.

GALERIA ŚLĄSKA

GALERIA KRAKOWSKA

GALERIA MEMOW I AKTUALNOŚCI

Jako cytat wybrałam taki wierszyk.

I jeszcze ulubiona Polska Kronika Filmowa.

Do zobaczenia jutro. A jutro już będzie luty. 😀

Co ma piernik do wiatraka

Muszę się przyznać, że zbulwersował mnie post w sieci, kiedy szukałam memów i różności do dzisiejszego wpisu. Nie udało mi się go zachomikować, ale oczywiście większość tekstu pamiętam. Wszak mnie zbulwersował.

Otóż miał on mniej taki tekst:

” Szukam książki dla pani 70+ ( czyli ja). Nie za dużo romansu, mało seksu. Wiem, że przeczytała ( ale co o tym sądziła już nie… przypisek mój ) tu padł tytuł z gatunku ostatnio modnego, łatwego i przyjemnego, którego to tytułu nie znam i autorki, której nazwisko mi nic nie mówi.

Szczerze mówiąc wgniotło mnie w łóżko w pokoju ksiedza, gdzie z reguły piszę.

Otóż zawsze wydawało mi się na wzorach babci i mamy, że tylko najbliższą rodziną się podeprę, że książki dzielą się na tematyczne i ewentualnie z gatunku dla dzieci i kiedyś dla młodzieży. I reszta według upodobań a nie wieku. Jak zawsze mówię ” jeden woli ogórki, drugi pomidory”. Co do cholery ma do tego wiek. Że niby, co … ?

Jak mam te 70+ to dla mnie jest jakaś konkretnie przypisana kategoria? Jeżeli ta osoba rzeczywiście szukała czegoś powiedzmy na prezent powinna to zaznaczyć jasno. Szukam dla tejże pani książki z gatunku takiego a takiego, bo takie książki lubi czytać ta pani. A nie pisać ogólnie do wszystkich 70+.

Napiszcie, czy mam rację, bo czuję się jakby niedługo przypisano mi np: książeczkę ” Na jagody”, którą zresztą bardzo cenię dla odpowiedniego wieku. Może już innych tematów nie kumam.

Drugim tematem, który mnie zafrapował jest temat kolorów wirusa w Italii. Otóż moim zdaniem po upadku rządu w obawie przed zamieszkami przywrócono prawie wszędzie poza nielicznymi regionami kolor żółty. Czyli od poniedziałku otwarte bary i restauracje, a do szkoły już w miniony poniedziałek wrócili uczniowie. Zważywszy, że liczba zgonow wciaż w granicy połowy tysiąca, zobaczymy jak sytuacja się rozwinie.

Robiąc dzisiaj zakupy z V. mimo, że jeszcze strefa pomarańczowa, ale z sobotnim targiem, gdyby nie maseczki byłoby jak zwykle. Ludzi jak „mrówków”.

Raczej nie ma się z czego cieszyć, poza jedną sprawą. Otóż generalnie większość mam ( nie ojców) w Italii zauważyła, że jak normalnie w styczniu i w lutym przypadał okres zaziębień u dzieci, w tym roku tego nie ma. Czyli siedzenie Włochów w domach i nie łażenie z katarem dało pozytywny efekt. . Ja zresztą o tym pisałam i wyszło na moje. Przeziębień i infekcji zimowych brak. Oczywiście poza covidem. Ale to inna inszość.

V. chciał jutro rodzinny obiad z córcią. Na szczęście wymigała się jeszcze strefą pomarańczową, co w innym przypadku jej nie przeszkadzało, bo jest w strefie 30 km od Ascoli. Dla mnie lepiej, bo zmywarka martwa.

Poza tym czytam lekką rozrywkowa książkę odkrytą na czytniku. Otóż czasami przed ideą uporządkowania e booków wrzucałam na kindle książkę jak dostałam. Czasem konwertowany plik. I okazywało się, że był pod tytułem ” zzz … ” i dopiero dojście do okładki ujawniało tytuł. 😀

Tak było i w tym przypadku. Postanowiłam przeczytać i zlikwidować te dziwne tytuły. Padło na ” zzzz aaaa”i to o po rozpatrzeniu okazało się ” Złodziejami serc ” Tess Gerritsen. W moim rejestrze mam kilka jej książek jeszcze nie czytanych. Zawsze sprawdzam czy to nie jest jakaś z cyklu, bo lubię zaczytać od początku. I chociaż widziałam, że autorka ma dwa cykle to akurat ta jest książką pojedynczą I zabawną. Czyli strzał w dziesiątkę. Tak mniemam. Nawet harlekin poprawia nastrój. 😀

Więcej jak przeczytam. Lepszego zdjęcia też nie znalazłam. 😀

Zapiski ukończone.

DODATEK INTERNETOWY.

Taki aktualny post.

Aktorka Anna Samusionek o wczorajszym proteście⚡️⚡️⚡️:
Szczerze mi ich szkoda… Gdy weszłyśmy w boczną uliczkę, dopadł nas policjant (prawdopodobnie w wieku mojego najmłodszego brata, czyli mógłby być moim synem) i bez pardonu, w chamski sposób kazał nam się oddalić. Oczywiście nie podał swoich danych. Przeganiał nas dosłownie, jak bezpańskie psy, podnosząc na nas głos, napierając ciałem. Przeszłyśmy na drugą stronę całkiem pustej uliczki, ale nas dogonił. Za chwilę otoczyło nas chyba z 5 lub 6 dryblasów w mundurach i wysłuchałam tej pyskówki na „wysokim poziomie” w stylu WYGANIAM PANIĄ, BO MOGĘ…
Naprawdę miałam wrażenie, że jeszcze chwila i dostanę w twarz. Moja córka była popychana. Czułam, że mogą zrobić z nami wszystko… Byłyśmy same!

PANIE PREZYDENCIE, MA PAN RACJĘ, TEN POLICJANT ZACHOWAŁ SIĘ BARDZO „PROFESJONALNIE”, BO PRZECIEŻ… NAS NIE ZABIŁ.

Może się uda zobaczyć.

FOTOGRAFIE

Czekamy na wiosnę

Ale mamy zimę.

Stare fotografie

Ogród Botaniczny w Kanadzie

Warszawski akcent

GALERIA ŚLĄSKA

GALERIA KRAKOWSKA

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Cytatem dzisiejszego dnia żegnam się . Do jutra.

Zgodnie z kalendarzem ostatni weekend stycznia

I dobrze, bo dla mnie luty tutaj, to już przedwiośnie. Wiosna przychodzi o około miesiąc wcześniej niż w Polsce.

Napawa to nadzieją na przyczajenie się a może nawet opuszczenie tych cholernych stanów niemocy. Wczoraj ta ” wilcza pełnia” dała mi popalić. I nie tylko z powodu V., który też się do tego przyłożył, ale zimna. Było mi tak zimno, że uratował mnie koc elektryczny, który wreszcie sobie z tym moim zimnem wewnętrznym i zewnętrznym poradził. Polecam. I co zaskakujące nie byłam sama w tym odczuciu. Więcej osób się na to wczoraj skarżyło i to nie w Italii a w Polsce, gdzie w domach raczej jest temperatura do życia o tym czasie.

Nic tylko ta ” wilcza pełnia”. Wczoraj rano w Ascoli było zimno mimo pogodnego nieba i wiała ” aria gelata”, co tłumaczy się na lodowate powietrze”. A popołudniem, kiedy jednak znów wyszłam w miasto, to powietrze było łagodne czyli ” aria serena” czyli nadeszła zmiana pogody. Dziś prognozy pokazują wzrost temperatury. I bardzo dobrze, chociaż wczoraj znowu w Marche były wstrząsy. Taki niestety klimat mamy.

Wczoraj za te naleśniki się nie wzięłam, bo osobisty pokazywał humory. I w sumie kolacji razem nie jedliśmy. Za to dziś jak pomyślałam o świętym makaronie na obiad taki mnie brak apetytu naszedł, że zrobiłam te naleśniki. Z wykorzystaniem ” bietola” i mozzarella . Odsmażę na patelni i przynajmniej trochę mi krajem zapachnie.

Przypominam, że mozzarella nie kroimy a rwiemy na kawałeczki, żeby nie ciągnęła się jak guma ze staroświeckich niewymownych.

Zrobiłam też w Internecie, to co na mnie czekało. Pobrałam nowe ebooki od przyjaciółki z którą się wymieniamy. Opracowałam je do katalogu czyli autor i tytuł. Jeszcze je przerzucę na kindle. Pobrałam też najnowszy odcinek ” Na dobre i złe”.

Czyli ranek spędziłam pracowicie.

Ostatni tom ” Dworu w Zaleszycach ” skończyłam. Wszystkie poplątane wątki się wyprostowały nawet ten o którym autorka nie napisała jawnie, ale czytelnik wiedział o co chodzi. Typowe czytanie dla relaksu. Gdzie dobro zwycięża a śmierć jest tylko etapem do spotkania z tymi których kochamy. I kropka.

Teraz chyba wezmę się za jakieś pojedyncze książki. Dla zmiany nastawienia i przerzedzenia czytnika. A mam na nim tak plus minus 300 pozycji nie przeczytanych. Zawsze coś przybędzie. 😀

Zapisków tyle.

DODATEK INTERNETOWY 23/2021

Ta ” wilcza pełnia” podobno nie była najgorsza.

Plakaty powróciły. Niektóre tak wstrząsające, że nie odważyłam się ich zamieścić.

FOTOGRAFIE

Palcem po zdjęciach

Z cyklu ” z ptaszkiem”

Z cyklu ” z kwiatkiem”

Inne

GALERIA ŚLĄSKA

https://www.facebook.com/groups/506811356013712/permalink/4188926824468795/

GALERIA KRAKOWSKA

krakow4u.pl

Kwestia z pozoru nierozwiązywalna… zima czy lato w mieście ? lato czy zima w Krakowie ? Co wybieracie ?

Ja nie będę ukrywał, że z zimami, mamy wielki kryzys i każdego roku żyję nadzieją i z utęsknieniem czekam na taką zimę, że na Starym Mieście będę musiał przedzierać się przez metrowe zaspy śniegu i przez kilka kolejnych dni w obrębie Plant nie będę widział, żadnego pługu śnieżnego… 😈😈😈

fot. Paweł Krzan / www.krakow4u.pl / 23.01.2021 i 5.06.2015 r.

Macie pytania, zlecenia, chcecie zamówić zdjęcie ? Piszcie PW lub na maila foto@krakow4u.pl

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Moje pierwsze miejsce

A cytatem dnia został powtarzający się w sieci

Oby sobota była spokojna. Do jutra.

Rozważania o depresji

Gdzie nie zajrzeć, czy to do znajomych czy całkiem obcych osób, każdy skarży się na depresje. W domu mam osobnika z tą depresją bez dwóch zdań. A i sama wczoraj miałam typowe odznaki tejże. Cały dzień przeleżałam na szczęście z książką a i udało się tej mojej odmianie wytłumaczyć, że to i tamto muszę.

Czyli jest dla mnie jakaś szansa chociaż coraz bardziej nie mam na NIC ochoty. Poza czytaniem i pisaniem bloga. Pisanie książki leży odłogiem zimowym. Może z wiosną ruszą prace książkowe, co daj Boże. Amen.

Może zresztą u mnie to nie depresja a ” zespół ziemniaka”.

Jako napisałam cały wczorajszy dzień czytałam. Sagę z gatunku lekkich i przyjemnych Agaty Sawickiej „Dwór w Zaleszycach”

Dwa tomy przeczytałam. Trzeci zaczęłam i może dziś do niego wrócę. Najbardziej przeszkadzają mi okładki. Na szczęście w czytniku są czarno- białe i potem ich nie widać. Potem chyba wrócę do sensacji. 😀

A jak już o książkach mowa to znalazłam taką informację:

Chochlik kulturalny

  · Sto cztery lata temu zmarła pisarka Antonina Domańska, autorka m.in.: „Historii żółtej ciżemki”, „Paziów króla Zygmunta”, ” Krysi Bezimiennej” czy zbioru baśni „Przy kominku”. Stała się (jako ciotka poety Lucjana Rydla) pierwowzorem postaci Radczyni z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego.

A ta informacja ma poparcie w moich wspomnieniach z „Życiorysu PRL em Malowanego „

Byłam Anną Jagiellonką

A wszystko przez dwa słowa ” żółta ciżemka „.

Była sobie pisarka dla młodzieży, której zawdzięczam miłość do… nie butów, ale renesansu. Dzięki oczywiście mojej mamie, która te książki znała i koniecznie chciała swojej córce przekazać miłość do nich. Ta pisarka nazywała się Antonina Domańska. Ale nie ” Historia żółtej ciżemki ” była tą moją miłością, ale inna książka ” Krysia Bezimienna”. Cale swoje dzieciństwo i młodość bawiłam się w teatr. Chyba gdzieś od 3-ciej klasy Szkoły Podstawowej, aż do matury i po niej też ( ale to już był kabaret). Czym ja w swoim artystycznym życiu nie byłam? Byłam Goplaną, Królewną Snieżką, Elizą w ” Dzikich Łabędziach”. Za te praktycznie milczącą rolę dostałam jakąś spora nagrodę, na konkursie dla zespołów teatralnych.

Ale wspominam role wielką. Nasz ówczesny reżyser ( a później było naszymi reżyserami kilku znanych aktorów krakowskich, którzy w ten sposób myślę dorabiali do pensji aktorskiej, bo seriali telewizyjnych jeszcze nie było), zaadaptował właśnie ” Krysie Bezimienną ” na potrzeby sceny amatorskiej i młodzieżowej. I ja właśnie tuz po roli Królewny Snieżki, dostałam właśnie nie role Krysi ( a robiłam za gwiazdę teatrzyku) a role Anny Jagiellonki. Na początku trochę się tej roli bałam, ale, jak na rasową aktorkę przystało – zmierzyłam się z nią. I muszę napisać, że z sukcesem.

W Domu Kultury, w którym mieliśmy siedzibę wiele lat ( pewnie do upadku PRL- u, który ten Dom Kultury starł z powierzchni Krakowa) wisiała moja ogromna fotografia w kostiumie z napisem ” Lucyna D. lat 14 w roli Anny Jagiellonki.

A mnie podobne zdjęcie zginęło i dużo dałabym, żeby to wielkie portretowe zdjęcie ( czarno- biale ) mieć w domu. Żeby przybliżyć nam epokę – właśnie renesans, mięliśmy mnóstwo spotkań z historykami, wycieczki na Wawel specjalnie dla nas… Historie strojów i tańców, ( bo była też scena z tańcem). Krawcowa teatralna z Teatru im. Słowackiego szyła nam kostiumy. Byty wtedy pieniądze dla Domów Kultury i ich uczestników ( znowu będzie, że chwalę PRL). Stroje byty z brokatów. Tak daleko posunięto dbałość o szczegóły, że na głowie miałyśmy ja i moje dworki ( w tym owa Krysia) tzw. ” czółka ” i zamiast wachlarzy, maleńkie chorągiewki w kolorze sukien. Nie muszę dodawać, że miałam naprawdę dwa pienne kostiumy.

I ta Anna Jagiellonka mimo, ze później nie pałałam do nie zbytnia miłością a jej portret na Wawelu, jak mówiła moja mama to “ portret starej cholery ” i że wcale się nie dziwi biednemu Henrykowi, że zwiał od niej do Francji), do dziś ma u mnie kącik w sercu. Zresztą, jak cala dynastia Jagiellonów. A koneksje rodzinne Anny mogę, jeszcze dziś wymienić z pamięci, kiedy ubolewała, że:

– ” Tylko, mnie samotnej i zapomnianej przyjdzie dokończyć żywota „.

To była wielka kwestia mojej roli… A było ich jeszcze sporo.”

W planach domowych mam zamiar usmażyć naleśniki czego szczerze nie lubię. Polowa z bietola a polowa dla mnie z resztą ricotta. I mam nadzieję, że to zrobię.

Wracając do depresji nie tylko mnie się nic nie chce, bo i widoczne to jest po ilości komentarzy. A nawet i wyświetlenia raz do góry a raz w dół.

A dziś przygotowałam taki oto

DODATEK INTERNETOWY 22/2021

Do poczytania.

26 stycznia 1997 r. zatrzymało się serce Zespołu – zmarła współtwórczyni „Mazowsza” Mira Zimińska-Sygietyńska. Po wielu latach możemy głośno powiedzieć o obawach, jakie nam wtedy towarzyszyły. Pojawiła się myśl – „nie poradzimy sobie, bez Niej nic nie będzie już takie samo”. Czas pokazał, że pomimo trudnych momentów, jakie zdarzały się w historii naszej instytucji, dzisiaj jesteśmy silni także dzięki ogromnej spuściźnie artystycznej, którą po sobie zostawiła. Minęły 24 lata odkąd nie ma Pani Miry w Karolinie, a my myślimy i rozmawiamy o Niej niemal codziennie.

Była ikoną – świetną aktorką, śpiewaczką o nietuzinkowym głosie, gwiazdą sceny teatralnej oraz kabaretowej. Kobieta wielu talentów, które wykorzystywała budując profesjonalny zespół artystyczny. Dobra Szefowa, tytan pracy, a jednocześnie opiekunka matkująca wszystkim swoim artystom. Przyjaciółka pisarzy, poetów i dziennikarzy. Dyplomatka, której udało się otworzyć, wydawałoby się zaryglowane, drzwi prowadzące za żelazną kurtynę. Zespół, który stworzyła ze swoim mężem – Tadeuszem Sygietyńskim, był i jest do dziś przyjmowany z entuzjazmem na całym świecie.

W 24. rocznicę śmierci Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej chór „Mazowsza”, maestro Mirosław Ziomek i menedżer Krzysztof Kurlej złożyli wieniec na Jej grobie.

Dzieciakom można zrobić taką frajdę póki zima trwa.

Kto chce dzieciom zrobić, może spróbować ciekawej zabawy !

Bańki mydlane na mrozie ! Jest tylko jedna uwaga : nie chcą zamarzać tak powyżej 0,5 promila !

FOTOGRAFIE

Z cyklu ” Z ptaszkiem”

Z cyklu ” Z kwiatkiem”

Z cyklu ” Palcem po zdjęciach”

GALERIA ŚLĄSKA

Katowice ul. Mariacka

Katowice

Świętochłowic

Dla mnie pierwsze miejsce w

GALERII MEMÓW I AKTUALNOŚCI

I pozostała galeria.

Emotikony mają ponad 140 lat. 😀

Przesyłka od Luci Modnej.

I naturalnie cytat dnia.

Do zobaczenia. Do jutra.

Mieszanka środowa

Zawsze coś się dzieje. Tym razem tąpnęło we włoskiej polityce. A, że ja niespecjalnie lubię pisać teksty polityczne, co nie znaczy, że się od niej odwracam, to postanowiłam podeprzeć się tekstem z blogu Sabiny Trzęsiok- Pinna, która to doskonale robi. A na dodatek mam takie samo zdanie jak autorka.

http://www.ratunkuitalia.eu/2021/01/woski-domek-z-kart-czasem-zwany-rzadem.html

I właściwie można napisać” ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie”. Matteo Renzi ma u mnie złe notowania, bo był premierem w czasie trzęsienia ziemi. To była moja kropka na „i”.

Skończyłam wczoraj drugi tom ” Kuzynki Marie” i jakkolwiek nie bawię się w recenzję, to czasem napiszę swoje wrażenia.

Otóż książka nie jest ani lepsza ani gorsza od zalewających rynek książek podobno lekkich i przyjemnych. Osadzona w czasach dawnych wydawała mi się po skończeniu tomu pierwszego, że będzie ciekawiej. Tom drugi jednak to tak jakby autorkę przeraził temat i postanowiła zakończyć w szybkim tempie wszystkie wątki. I tak po ujawnieniu nie wszystkim zresztą tajemnicy rodzinnej po roku 1919 mamy rok 1939 a zaraz potem 1946 . A już mi się wydawało, że będzie kolejny tom sagi. 😀 Przeczytałam i wezmę się za coś innego. Można sobie darować ale jak ktoś chce, to bez niesmaku przeczyta.

W dalszym ciągu pełni nie lubię. Mimo, ze jest piękna. 😀

Zbliżam się do końca limitu jaki udzielił mi WordPress na fotki. Pewnie w okolicy drugiej rocznicy pod koniec lutego się skończy i zgodnie ze zwyczajem zacznę pisać blog jako część drugą. W Bloxie tych części miałam cztery. 😀

Wszystko zostanie tak samo nawet obrazek tylko zostanie dodany numer. Ale to jeszcze za chwilę. Teraz czekam na 4 000 polubienie na fb mojej strony autorskiej. Naturalnie zanotuję ten fakt w moim blogowym pamiętniku czyli tutaj.

Zastanawiam się czy wyjść dzisiaj na świat boży, czy nie. Jednak chleba naszego powszedniego widać koniec więc może wyjdę. I po targu się przejdę.

A teraz codzienny

DODATEK INTERNETOWY 21/2021

Z cyklu ” Za moich czasów”

Kompas Anny Saranicka· 

„Tak było…
Dorastałem w Polsce.
Szliśmy do szkoły i z powrotem z przyjaciółmi. Nasza kolacja była o 19. Tak jak dobranocka… Muminki, Smerfy, Drużyna RR, Przygód kilka Wróbla Ćwirka, Krecik…
NIGDY nie jedliśmy w restauracji. Obiady były zawsze w domu. Ziemniaki chowało się pod pierzynę aby były gorące. Klucz zawsze był pod wycieraczką. Nikt nikogo nie okradał. Ciuchy się nosiło jeden po drugim. Tak po prostu było. Święta się spędzało z rodziną i wtedy była sałatka warzywna.
Zdejmowałem szkolne ubrania, jak tylko wróciłem do domu i zakładałem ubrania do zabawy. Musieliśmy odrobić lekcje, zanim pozwolili nam wyjść na zewnątrz. Obiad jedliśmy przy stole.
Nasz telefon tarczowy stał na naszym ′′stoliku telefonicznym′′ w przedpokoju i miał przymocowany „sznurek”, więc nie było takich rzeczy jak rozmowy prywatne.
Telewizja miała tylko kilka kanałów. Właściwie to 3! Zawsze trzeba było zapytać o pozwolenie, przed zmianą kanału.
Skakaliśmy w gumę i w kabel, bawiliśmy się w chowanego, gonitwę na ulicach czy grę w piłkę. Zimą wracając ze szkoły zjeżdżaliśmy z górek na tornistrach
Pobyt w domu był karą i jedyne, co wiedzieliśmy o ′′znudzeniu′′ to: ′′Lepiej znajdź sobie coś do roboty, zanim ja znajdę to dla Ciebie!”
Jedliśmy to, co mama zrobiła na obiad albo…nic nie jedliśmy.
Wszyscy byli mile widziani i nikt nie wyszedł z naszego domu głodny.
Nie było wody butelkowej, piliśmy z kranu lub z węża ogrodowego na zewnątrz (i wszyscy zdrowi).
Naszym ulubionym poczęstunkiem była kromka białego chleba z masłem i cukrem.
Oglądaliśmy kreskówki w sobotnie poranki, jeździliśmy godzinami na rowerach, pływaliśmy w rzekach.
Nie baliśmy się niczego. Graliśmy do zmroku… zachód słońca był naszym czasem powrotu do domu (a nasi rodzice zawsze wiedzieli, gdzie jesteśmy).
Gdy ktoś się kłócił, za chwilę zapominał o co i znowu byliśmy przyjaciółmi – tydzień później, jeśli nie szybciej.
Wszystkie ciotki, wujki, dziadkowie, babcie i najlepsi przyjaciele naszych rodziców byli „przedłużeniem” naszych rodziców, a my nie chcieliśmy, żeby powiedzieli naszym rodzicom, jeśli źle się zachowywaliśmy. Graliśmy w 2 ognie, w podchody i w siatkę na trzepaku.
To były stare dobre czasy. Tak wiele dzieci dzisiaj nigdy nie dowie się, jak to jest być prawdziwym dzieckiem. Kochałem moje dzieciństwo. Słowo, przepraszam, dziękuję, proszę ( i „dzień dobry”) było używane przez nas na co dzień, bo to było normalne, bo tak nas wychowali rodzice.
A szacunek do starszych i do drugiego człowieka był wyssany z mlekiem matki. Oglądaliśmy bajki które uczyły, jak być dobrym człowiekiem, jak kochać ludzi, jak pomagać słabszym.
Dobre czasy!”.

KULINARIA

Dla odważnych. Ciasto z patelni. Ja raczej nie, ale jako ciekawostkę podaję.

https://kolezanka.com/dom/7328-zapomnij-o-piekarniku-prosty-przepis-na-przepyszne-domowe-ciasto-z-3-skladnikow?fbclid=IwAR3pUdrJ62I_N7zdRHWWtRWCjMVkRmAKcNxoykpxSbyCeT7R13DXD38gDaQ

FOTOGRAFIE

Podobno miasto jak z Harrego Pottera – Edynburg

I całkowita mieszanka zdjęć.

To zdjęcie zasługuje na osobne miejsce. Tak wyglądała już za moich czasów kuchnia w śląskim mieszkaniu. Nieraz siedziałam przy stole w takiej kuchni w znajomych domach.

Kamienice katowickie

GALERIA KRAKOWSKA

A to Gdańsk

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI dziś niewielka.

W świetle ostatnich osobistych wydarzeń idealny cytat dla mnie.

Na do widzenia wspomnieniowa Polska Kronika Filmowa.

Do jutra.

Pełnia nadchodzi

I tak jak zwykle wszystkie humory V. zwyżkują. Staram się zachować spokój, ale jest to naprawdę utrudnione. Niby rano wszystko było w miarę normalnie. Niestety w okolicach obiadu zdecydowanie się pogorszyło. Postanowiłam utopić nerwy w wypróbowaniu nowego przepisu, który mnie zainteresował z racji niewielkiej pracy. Oto on. I tak miałam go wrzucić do Dodatku Internetowego .

Rzeczywiście pracy niewiele , Najdłużej schodzi przy krojeniu jabłek w kostkę. Ale kto ma taką krajaczkę do jarzyn w formie kółka z drucikami ( ja mam w Polsce :D) może sobie ułatwić.

Zrobiłam z połowy porcji. Wyszło 10 bułeczek. Siedzą w piekarniku. Może je jeszcze dzisiaj zdążę pokazać. O ile będą „zjadliwe”.

Pogoda w kratkę. Wczoraj padało, ale było w miarę znośnie. Nawet pąki różane styczniowe z liśćmi sfotografowałam. Widać, też nowe zawiązki już tegoroczne.

Dziś przed południem niebo niebieskie z białymi obłoczkami i słońce. I zimno jak cholera. Zimne powietrze przenikające do kości . Przy temperaturze 7 stopni. Ale w nocy było około zera. Stąd moja druga spódnica, co to ją pokazywałam po kupieniu. Dłuższa i wełniana a wiec cieplejsza.

Dobrze, że jak zwykle byłam w kilku warstwach. Termiczny podkoszulek, czarny bawełniany golf i biały wełniany sweter. No i oczywiście kurtka. W domu zamiast kurtki długi welurowy szlafrok. Na te warstwy naturalnie. 😀

A moja koleżanka z Sycylii rozgrzewa się na plaży i pilnuje latorośl przed wejściem do wody. Na pociechę napisała mi, że rękawiczki wkłada w domu jak ogląda telewizję.

Bułeczki gotowe. Polecam. Przepis sprawdzony, Jak widać na talerzu jest dziewięć sztuk. Jedną przetestowałam. Lepsze będą jak przestygną.

Acha i jeszcze taka podpowiedź. Zamiast łyżką nakładajcie mokrymi rękami porcje ciasta.

Zgodnie z planem poszukałam czegoś innego niż kryminały. Wzięłam się za dwutomową ” Kuzynkę Marie” .

Wczoraj przeczytałam część pierwszą. Dziś pewnie skończę tom drugi. Czasy przed i w trakcie I Wojny Światowej.

Z zajęć dzisiejszych czeka mnie jeszcze wykończenie jarzyny do kolacji. Liści buraczanych zwanych ” bietola”. Są już ugotowane prawie na parze. Potem uduszę je z czosnkiem i oliwą.

I z dzisiejszych zapisków tyle.

DODATEK INTERNETOWY 20/2021

Jeszcze raz KULINARIA

Przyda się na Wielkanoc. 😀

Do poczytania.

https://gorlice24.pl/pl/19_wiadomosci_z_regionu/652_gmina_gorlice/9163_ropica-polska-ksiadz-kaze-podpisywac-mlodziezy-szokujace-oswiadczenia.html

https://kolezanka.com/psychologia/7354-horoskop-slabosci-jakie-nalogi-ma-kazdy-ze-znakow-zodiaku?fbclid=IwAR3JFuycnX8VWCO6BBXYag1Zw0PjER-_4MggaHwk9atzQsScR14P-Y6y8v0

FOTOGRAFIE

To była ZIMA

A teraz

GALERIS ŚLĄSKA

GALERIA KARAKOWSKA

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Tym oto cytatem

mając nadzieję, że nie palnęłam nic głupiego mówię do widzenia. Jutro.

Niedzielny relaks

Czas pandemii sprzyja wspomnieniom. Wczoraj miałam taki dzień. Kręciły mi się po głowie czasy z mojego nastoletniego życia. Czytałam do oporu cykl Mieczysława Gorzka. Skończyłam „Iluzję” i przeczytałam trzecią część „Totentanz „. Wielbicielom krwistych i mrocznych thrillerów polecam. ża co się dzisiaj wezmę jeszcze nie zdecydowałam, ale po wczorajszych wspomnieniach chyba za coś z dawnych lat. Jakaś saga o losach polskich kobiet.

Ażeby już było całkiem domowo, to zrobiłam te racuszki serowe, które też mi się przypomniały. W dawnych czasach często je przygotowywałam dla swoich dzieciaków i ich przyjaciół.

Oryginalny przepis brzmi;

250 g sera

3 jajka

4 łyżki mąki

6 łyżek cukru.

Ser wymieszać z mąka i żółtkami z cukrem. Dodać ubitą pianę i smażyć. Voila.

Trochę zmieniłam, bo zrobiłam z włoskiej ricotta, która jest bardzo słodka. Dodałam tylko waniliowy cukier puder i trochę proszku do pieczenia.

Wyszło 10 racuszków. Ja zjadłam 4 V. 6. Z dżemem wiśniowym.

Co stanowi solidne zagrożenie dla mojej nowej pasji czyli spódnic. Mam przesyt chodzenia w spodniach a i chyba w ten sposób chce przyspieszyć wiosnę.

Ale rękawiczki wciąż potrzebne. 😀

A oto wspomnienia ze starymi zdjęciami, które wczoraj w niedzielnym relaksie kołatały mi się po głowie. Na szczęście mam „Życiorys PRL em napisany” i powrót do nich jest natychmiastowy i prosty. 😀

Jak przestawałam być grzeczną dziewczynką.

W wieku około 14, 15 lat przy moim boku zaczęli pojawiać się chłopcy i to z reguły starsi. Zakotwiczył przy mnie W. zwany przez mamę i babcię ” wzdychulcem nr 2 „. Numer 1 tkwił u boku mojej mamy przez wiele lat aż uciekła w ramiona ojca. Coś podejrzewam, że moje wczesne małżeństwo też było na podobieństwo ucieczki mamy.

Oto Lucia w charakterze rusałki.

Zdjęcie wykonał właśnie ów wielbiciel, bo romantyczny był chłopak. Na głowie mam wianek z rumianków chyba a na sobie opalacz UWAGA – amerykański. Miałyśmy jak już pisałam ciocię w Ameryce i podsyłała nam różne ciuchy. Kostium był o ile pamiętam niebieski. Wzdychulec nr, 2 wzdychał uparcie i nawet do mojego kółka teatralnego się zapisał choć talentem nie grzeszył i grywał role nie wymagające wiele tekstu ( halabardy nie wnosił ). Ale za to działał w Klubie Filmowym, z którego potem wyszły podwaliny kamerzystów, kiedy powstała Telewizja Kraków.

Był na ul. Szewskiej w Krakowie zakład fotograficzny. Bardzo znany. Właścicielem był pan Karaś. Wiele o nim opowiadano a ja spotkałam się z nim osobiście i mam zrobione przez niego zdjęcie. Chłopcy z KF kręcili etiudkę o nim i byłam tam z moim adoratorem. Pan Karaś charakteryzował się tym, że kiedy robił zdjęcie takim aparatem ze szmat  ą na głowie opowiadał różne historie, kazał sobie wyobrazić różne rzeczy i puszczał muzykę ze starego gramofonu. Tak zrobił zdjęcie mnie i W. W tle leciały walce, ja słuchałam. I tak oprócz normalnych zdjęć dostałam od niego ten oto fotomontaż.

Moja babcia uwielbiała wyjazdy na wczasy oczywiście z Funduszu Wczasowego. Zawsze zabierała mnie ze sobą. Od małego. To chyba ostatnie zdjęcie z pobytu z babcią uwaga w Zwardoniu. Czyli ” jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach … a panna Lucia, królowała na parkietach „.

 Wyjazd był całkowicie nielegalny z punktu widzenia szkoły. Ów podchorąży ze Szkoły w Pile pisał do mnie długi czas. Ale ja tam tylko tak bez zobowiązań.

Te fotkę

 zrobił osobnik, który zaletę miał jedną „skuter -Lambretta ” i wywoził mnie w plener. Ale miał straszliwą manię zdrabniania wyrazów: łazieneczka, pokoik, rączeczka, kółeczko itp. Cholery można było dostać. Dostał, więc mimo lambretty odprawę.

A to zdjęcie zrobił lotnik- szybownik.

Też miał plus, bo zabierał mnie na lotnisko i przewoził szybowcem dwuosobowym ” Bocianem”. Zrobił przy mnie złotą „ Odznakę z 3- ma diamentami” i podszkolił mnie w terminie szybowcowym i nie tylko. Zdecydowanie dorastałam. Zostałam dopuszczona do zabaw w gronie przyjaciół mojej mamy. Ja i moja przyjaciółka, z którą byłyśmy nierozłączne. Ten pan na którego szyi zawisłam to dobry kolega mojej mamy, więc proszę bez insynuacji.

Fotka kolejna i ostatnia zrobiona już po maturze. Zakopane ” Morskie Oko „, zabawa dla dorosłych już panien. Wzdychulec nr, 2 dojechał, co raczej mnie nie ucieszyło. A stylizacja… Na dorosłą kobietę

Pośmiałam się i wzruszyłam i opowiedziałam znów kawałek swojego życiorysu.”

Gdzie są chłopcy z tamtych lat? Nie wiem.

Dzisiaj taki wspomnieniowy wpis. Czasami trzeba powrócić do innych czasów. Nie tylko wirus i wirus.

A teraz

DODATEK INTERNETOWY 19/2021

Dziś jest ten Dzień.

A w nim przypowieść ludowa.

A to wzruszający mem.

Ostatnio mam ciągoty kulinarne.

FOTOGRAFIE

ZIMA

INNE

Palcem po zdjęciach

GALERIA ŚLĄSKA

GALERIA KRAKOWSKA

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

I oczywiście cytat dnia

Ależ sie dzisiaj uzbierało.

Mam nadzieję jednak, że się podobało a więc do jutra.

Opowieści LUCI MODNEJ

Kończy się styczeń nowego roku i wypada zamieścić nową opowieść. Na wystawach tylko Saldi i inne przeceny, ale, że i w nich coś tam można znaleźć, to LM wykorzystała pogodny wieczór i zrobiła drobny rekonesans po butikach ascolańskich.

Ba, dzisiejszą opowieść wzbogaciła o DODATEK DLA PANÓW.

Do końca zimy pozostało 54 dni, ale przysłowie mówi, że ” Na świętego Tymoteusza, włóż czapkę, nie bierz kapelusza”. Czapki też przewijają się w modzie zimowej.

Zapraszam panów i panie, które mają wpływ na męskie aranżacje na nowy DODATEK DLA PANÓW.

Są w nim koszule, swetry, polary i kurtki nawet nieśmiertelna budrysówka. Koszule flanelowe jakże inne od nieśmiertelnej kraty. 😀 A przede wszystkim wszystko bajecznie kolorowe. Bo o ile Włoszki kochają czerń, to Włosi ubierają się kolorowo. Chyba, że jest to ślub wtedy występują w czarnym garniturze. Nie tylko Pan Młody. 😀

Ciekawa jestem Waszego zdania.

I zaczynamy przegląd damskich fatałaszków,

Zacznę od ulubionej Luisa Spagnoli. Zawsze klasyka chociaż i ona usiłuje pozbyć się na przykład cętkowanej kolekcji. Ale dzianiny przesliczne.

U sąsiadów pod przecenę poszły misiowate płaszcze i dziwne ich desenie.

Jest też misiowata kurtka unisex z pięknym motaczem i czerwony płaszczyk ozdobiony ładnym szalem.

Te ciepłe szale to już tradycyjny zimowy akcent we włoskiej modzie.

Teraz mieszanka aranżacji. Płaszcz w kolorze pomarańczowym, co jest ewenementem. A zielony z kapturem pokazuję ze względu na cenę !!!

Dziwny sweterek, który ma wszystko… nawet błyszczącą złotą wstawkę i cętki. Sukienkę, którą moim zdaniem szpeci ciężki pasek. Są i klasyczne zestawienia jak ten z bluzką w czarne ciapki i zimowe kolorowe kurtki.

I na zakończenie jedna tylko „czerwona wystawa ” u Sabatino. Z racji spódnicy, która jest tutaj elementem ekstrawagancji ale i może się podobać.

Dużo czerwieni. Widać, że Saldi opanował nieśmiertelny tytuł „Wszystko czerwone”.

Następna LM chyba dopiero z propozycjami wiosennymi, bo wirus nie wirus a trzeba na czymś oko zawiesić. Tak, że Saldi i u mnie zaliczyłyśmy.

A na pożegnanie jak zwykle proszę o komentarze. Lubię wiedzieć, co o moich propozycjach sądzicie.

Aby do wiosny. I nie jest to wcale odległy termin.

A emocje buzują

Za sprawa mojej eks przyjaciółki. Byłą stała się już dość dawno, kiedy zorientowałam się, że to nie tylko głupota kieruje nią i jej językiem. Zresztą nie ja jedna zerwałam z nią kontakty. Jednak za sprawą i namową V. który z jakiś względów twierdzi, że ” wiesz jaka jest” nasze kontakty weszły w fazę umiarkowanej z mojej strony uprzejmości.

I zupełnie niepotrzebnie, Bo wczoraj namacalnie przekonałam się o jej dłuuugim języku.

Nie będę się rozpisywać o szczegółach, ale odkryłam w sobie ochotę do odpłacenia pięknym za nadobne. Pewnie jednak skończy się przy spotkaniu na kilku ” ciepłych” słowach z mojej strony.

A wczoraj był naprawdę ciepły dzień a nawet wieczór. O godzinie osiemnastej temperatura 12 stopni. W plusie naturalnie. Zrobiłam z V, spacer.

Coś tam przyszykowałam dla LM a nawet udało mi się zajrzeć za jedną zwykle zamkniętą bramę kamienicy ascolańskiej. Jest tam prawdziwa perełka. Renesansowe ” podwórko”. Dziedziniec pełną gębą.

I gdyby nie spotkanie, które pokazało prawdziwą twarz owej pani uznałabym spacer za udany.

A ta przykrość spotkała mnie nie od niej bezpośrednio, ale za jej powiedzmy towarzysza, żeby nie nazwać dosadniej. Włocha zresztą o którym mam nie najlepsze zdanie. Zresztą.

A teraz kolejne polskie jedzenie. Wczoraj pisałam, że zrobiłam prawdziwe sznycle krakowskie zwane kotletami mielonymi lub karminadlami na Śląsku. Do kompletu na talerzu brakuje ziemniaków, ale jako, że są uważane za jarzynę byłaby to przesada. na kolację.

I mam kolejną kolację z głowy, bo dwa sznycle i reszta kapusty poszła do zamrażalnika.

” Iluzje ” skończę dzisiaj. A w ogóle to chyba wyjdę na targ i o ile spotkam moja eks koleżankę będzie to wyjście efektowne.

Z życzeniami miłego weekendu.

Wasza z lekka nerwowa Lucia

DODATEK INTERNETOWY 19/2021

FOTOGRAFIE

Cieszmy się jeszcze zimą na zdjęciach też

Pojawiają się marzenia o wiośnie i nawet jej nieśmiałe objawy.

Nigdy nie widziałam kwiatu aloesu.

Jak wiadomo łabędzie moja miłość.

Piękne zdjęcie.

W GALERII ŚLĄSKIEJ

Zima w Parku śląskim i ul. św. Jana w Katowicach . Też zimą

.

Zima w GALERII KRAKOWSKIEJ

Kulinaria

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Dzień Babci i Dzień dziadka

I pozostałe memy.

I cytat na sobotę.

To jeszcze raz do widzenia.

Z rytmem tygodnia

Ano mamy znów piątek. Prawie koniec stycznia czyli rok nowy wszedł na pełne obroty. Powoli najważniejszymi tematami staje się oprócz wirusa w Italii na przykład czy odbędzie się Festiwal w Sanremo. Nowy prezydent USA zaczął urzędowanie a Włosi pokazują migawki z miejscowości na Sycylii gdzie ma swoje korzenie Pierwsza Dama Ameryki.

Ja dzisiaj rano zgodnie z postanowieniem odmroziłam zamrażalnik w lodowce. W ramach forsowania polskiej kuchni udało mi się wprowadzić rolady schabowe z różnym nadzieniem. Kiedyś zrobiłam z włoską surową kiełbasę i serem a wczoraj z surową szynka, serem i cebulą. Zamroziłam i mam albo dwie kolacje albo jeden gościnny obiad.

W każdym razie polski obiad to mogą być wyłącznie kluski śląskie ale z sugo albo pierogi. Taki jak ostatnio to może być ale na kolację. Bo kolacja musi być solidna i już. Już w sumie do tego przywykłam tylko wiecznie mam dylemat, co na tę kolację. Wczoraj zrobiłam młodą, bo to teraz jest młoda kapustę włoską. Smaki połączyłam polsko włoskie i był dodatek jarzynowy do mięsa na kolację. Mam jeszcze trochę, to dziś będą kotlety mielone zwane w Krakowie sznyclami. I tu bywa różnie. Raz mu smakują a raz wydziwia.

Wczoraj i dziś w południe temperatura zgodnie z prognozą skoczyła do 11 i dziś w słońcu 16 stopni. Ale mówi się o ochłodzeniu. Natomiast na własne oczy widziałam z samochodu w ogrodzie ascolańskim kwitnące narcyzy a na skwerku mlecze i ślazy. Gdyby ta temperatura się utrzymała ogłoszę przedwiośnie. Sama zamieniłam grubą czapę i komin na czapkę lżejszą i szal. I kurtkę na model krótszy a nawet spódnicę sztruksową zamiast spodni. Czapkę zresztą w pewnym momencie zdjęłam a kurtkę rozpięłam. Żeby jednak nie było tak różowo po powrocie do domu natychmiast się doubierałam. Pod kocem i w długim welurowym szlafroku mogę żyć.

Czytam ” Iluzję” i mimo, że temat kryminalny straszny ( gatunek krwisty i makabryczny) podoba mi się. Mam nadzieję dziś, jutro skończyć.

Chcę zobaczyć kolejny odcinek ” Na dobre i złe” jak V, pójdzie na spotkanie z Morfeuszem, bo inaczej co chwilę będzie mi przeszkadzał. Wcześniej jednak czekają mnie gary poobiednie. Nie mogę myć od razu, bo mu szczęk naczyń przeszkadza w oglądaniu tv. A musi w kuchni. To co się będę denerwować. Niech stoją. Pojdzie spać, to bez nerwów umyje.

I tyle zapisków z życia Polki w Italii.

DODATEK INTERNETOWY 18/2021

FOTOGRAFIE

GALERIA ŚLĄSKA

GALERIA KRAKOWSKA

GALERIAMEMÓW I AKTUALNOŚCI

I na do widzenia ulubiona przeze mnie Polska Kronika Filmowa.