I nadszedł nam ostatni dzień Starego Roku. Jutro już będzie panował Anno Domini 2020. Ciekawa cyfra.
Co nam przyniesie?
Wielka niewiadoma, ale i wielka nadzieja na lepszy rok.
O podsumowanie pokuszę się w najbliższym czasie, bo przecież jeszcze wciąż panuje 2019 Rok.
Postarzał się, ale starość też może a nawet powinna być pogodna i radosna. A nawet z lekka frywolna. Ten pan uosabia dla mnie Stary Rok, który odchodzi z uśmiechem .
Pamiętajmy o tym. Czas szybko mija, mimo, że kiedy mamy naście i dzieści lat wydaje nam się ona ( starość ) odległa o lata świetlne.
Nic bardziej mylnego.
Mówię to z pełnym przekonaniem w oparciu o własne doświadczenie.
Dlatego w tym roku nie zamieszczę żadnych fajerwerków, kieliszków do szampana zwanego w Italii spumante a wrzucę własnoręcznie skomponowany kolaż. Z tego co zapewni nam:
Czyli jak to z tymi obowiązkami zapewniającymi pomyślność w Nowym nadchodzacym Roku.
Otóż Włosi naród przesądny. Mam takiego na składzie, co to kiedy przed samochodem przebiegnie kot czarny staje i czeka aż inny nieświadomy kierowca przejedzie ulicę. Parasola w domu nie wolno rozłożyć, bo krzyk jest straszny… będzie nieszczęście. A na dodatek kiedy zamiatam podłogę muszę go ominąć w sporej odległości, bo mężczyzna omieciony, to nieszczęśnikiem zostanie.
To co tu mówić o Nowym Roku.
Wiele razy o tym pisałam ale przypominam,Czerwona bielizna dla obojga. Najważniejsze są po prostu czerwone majtki. Wkładane wieczorem na powitanie Nowego Roku,
Panowie nowe skarpetki. Tu znalazłabym uzasadnienie 😀
Na sylwestrowym stole nie może zabraknąć winogron i rodzynków, które zapewniają pomyślność na nadchodzący rok.
I oczywiście już po północy miska soczewicy czyli lentichie ze świńską ratką.Czyli już nikt mi nie zarzuci, że nie przypomniałam, co należy zrobić, żeby mieć szczęście w Nowym 2020 Roku.
A teraz wczorajszy wieczór. Mogłabym go zatytułować:
” A wczora z wieczora”
Zauważyłam afisz o koncercie bożonarodzeniowym w kościele san Francesco przy piazza del Popolo. Rzut beretem od domu, to dlaczego nie iść. Nawet V. namówiłam,
Szału nie było, ale godzinkę chóru posłuchałam. Niby kolędy ale ani jednej naszej. Jakoś tak bez wyrazu.
Okazało się, ze mój aparat filmiki robi straszne więc nie pokażę. Trzeba będzie pomyśleć o czymś lepszym bez doradztwa osobistego, bo tylko mnie nerwy biorą.
I w tym miejscu specjalne podziękowania dla megxx która ostatnio napisała jak odblokować kartę pamięci z aparatu fotograficznego. Właśnie dziś mi się to przytrafiło. Znalazłam ten suwaczek i działa:)
A dzisiaj spodobał mi się taki urokliwy reniferem i krzew różany.
Wyszłam na spotkanie z Lucią Modną o porze wieczorowej, licząc na udane fotki z oświetlonych witryn ulubionych sklepów.
Nie wzięłam poprawki na czas świąteczny, Nie tylko witryny migotały, że
oczopląsu można było dostać, ale i na ulicach świeciło co tylko mogło i na dodatek migało.
Jednak LM powinna pokazać, co Italia proponuje na tę specjalną noc. Od razu mówię, że wszystko co błyszczy bardziej i mniej a na dodatek najlepiej, żeby było czarne.
Między typowe kreacje sylwestrowe wplotły się i takie mniej uroczyste. Ale wszędzie coś się błyszczy.
Tak sobie szłam po Starówce. Oto pierwsza propozycja. Zwłaszcza spodnie jakby w prążki z błyszczącą nitka. To już widziałam w Święta na elegantkach ascolańskich.
Zaraz po sąsiedzku kombinezon, do którego trzeba mieć nienaganną figurę. 😀
A zaraz obok kuso i błyszcząco. Jak nie sukienka to portki w pełnym odblasku.
Oczywiście zajrzałam do Luisy S. bo jakżeby inaczej,
Elegancko. Pominęłam kurtki, tylko to co się nadawało na wieczór.
Szczególnie ten złoty sweterek z szalem bardzo efektowny.
Niestety w kolejnych witrynach było ciężko o zdjęcia. Na wprost migocąca choinka.
Tak, że z trudem z daleka uwieczniłam propozycje wystawowe.
Poszłam w mniej migocące rejony. Tutaj ciut inne propozycje. Podobały mi się. Kolorowo.
Acha opuściłam widziana po drodze ” małą czarną”
I na wielki bal cudowna srebrna stylowa sukienka. Może komuś się spodoba tak jak mnie.
Potem już fotki robiłam wybiórczo. Tutaj na biało.
Jakoś biel mnie niespecjalnie w zimie ” kręci|. Poza śniegiem.
Ciekawa bluzeczka. Migocąca naturalnie.
I butik, który kiedyś był moim ulubionym. Czarna sukienka ciekawa. Ze stójeczką falbankową.
Teraz znów złoto i błyszcząco.
A na zakończenie przepiękna marynarka. W towarzystwie sukni… nie sukienki.
Jeżeli mimo defektów zdjęć udało mi się wkręcić trochę klimatu sylwestrowego, to się cieszę.
I pozwólcie, że Wasza Lucia Modna złoży życzenia.
Wszystkiego dobrego w NOWYM ROKU 2020.
I do zobaczenia w styczniu. Mimo, że to będą ” saldi” postaram się coś ciekawego wypatrzeć.
To tak, jak z tą ” wyższością Świąt Wielkiejnocy nad Bożym Narodzeniem”… Nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
W Italii nie wiadomo dlaczego za bardziej elegancki uważa się obiad złożony z dań rybnych. I cenowo też jest droższy.
W normalnym tygodniu dla obiadu rybnego zarezerwowany jest wtorek i oczywiście piątek.
Ponieważ nasze coroczne spotkanie w grupie towarzyszy wycieczek i członków CGiL do którego należy V. zaplanowano na piątek obiad został zadysponowany z dań rybnych. I nie tylko ryb w szeroko rozumianym pojęciu ale w przewadze z owoców morza.
Tu przepraszam moje przyjaciółki, które tychże do ust nie biorą ( a nie wiedzą, co tracą) i zajmę się menu.
Jedliśmy w mojej ulubionej restauracji ” Il Morrice”. Szkoda, że tym razem nie było na stołach menu i będę musiała się posiłkować własnymi słowami.
Najpierw talerz z przystawkami zimnymi, Sporo marynat ze szprotkami włącznie.Potem był czas przystawek ciepłych. Doskonałe morskie powiedzmy raki w tym jeden ogromny w formie szaszłyka na patyku z masełkiem, Pychość nieziemska.
Potem kolejna przystawka Na biało … czyli bez pomidorów cozze ( omułki ) i vongole – czyli te małe muszelki.
I nastąpiła przerwa przed pierwszym daniem po raz pierwszy.
Risotto moje ulubione z ” owocami morza” i cukinią. Tak dobre, że wbrew zasadzie nie repetowania, żeby nie wiem jak mi smakowało załamałam się i dobrałam jeszcze po raz drugi. I potem miałam o tę porcję mało miejsca na resztę. Ale dałam rade.
Drugim daniem pierwszym były tagliatelle też z sugo na bazie frutti di mare. Też pyszne.
Zgodnie ze zwyczajem włoskim dłuższa przerwa w oczekiwaniu na dania drugie.
Na papierosa, rozmowy ze znajomymi. I tym podobne atrakcje obiadowe.
A co na danie drugie?
Na pierwsze danie drugie porcja klasycznej smażonej ryby ze smażonymi ziemniaczkami,
Na drugie danie drugie… szaszłyki rybne i kolejny morski raczek.
A potem już został deser. Lodowy o smaku anyżkowym. Fotka nieudana.
I tak zeszło klasyczne cztery godziny obiadowe.
Kawa, białe wino, życzenia i ja musiałam popuścić zapięcie gorsetu w którym pojechałam dwa dni przed dopuszczalnym terminem.
A dziś meczę się, bo Internet zapchany i ledwie dycha. Dzieci w domach, urlopy, wszyscy w sieci. Ale podczas obiadu udało się. Wszyscy jedzą. 😀
Dla mnie zgodnie z planem. Tym bardziej, że osobisty cierpi na syndrom poświąteczny. Ja wręcz przeciwnie. Wyrwałam się z domu i najpierw poszłam do przedsprzedaży biletów na koncert noworoczny. Bilety jeszcze były i to w dobrym miejscu więc nabyłam trzy i cieszę się bardzo.
Program też piękny. Rossini, Verdi i Strauss. Co można chcieć więcej.
Potem zajęłam się problemem z kartą fotograficzna. Kupiłam czytnik i nową kartę, I tu zakupy udane w połowie. O ile w czytniku karta działa a raz nawet zobaczył ją komputer, to nowa karta do aparatu jest zła. A dałam babie do ręki tę właściwą, Czyli muszę wrócić i wymienić.
I ponieważ w czytniku zadziałała to oto mój wigilijny łabądek skarbonka.
I mój osobisty prezent zrobiony przeze mnie jak nazwa wskazuje plecaczek, który po ściągnięciu tylnych pasków zamienia się w torebkę.
Na wystawach zmiana dekoracji może więc jeszcze Lucia Modna w tym roku się pojawi.
Poza tym jutro chyba opowiem o rybnym obiedzie a i końcówka wycieczki czeka.
Chciałabym w Nowy Rok wejść bez zaległości.
Jak Państwo to widzą?
A ponadto polecam miłośnikom thrillerów trzyczęściową mroczną historię Piotra Borlika. Warto.
W takiej kolejności, bo to jest kontynuacja a nie osobne książki powiązane losami bohaterów.
Miło mi, że tak dużo odwiedzin miałam przez ten świąteczny czas.
Wczoraj odsypiałam a dzisiaj też nie wyszłam na dwór. Rano się pokręciło naturalnie z V a na szczęście popołudniu odwiedziła mnie przyjaciółka i jakoś przeminął ten drugi dzień Świąt.
Trochę ciśnienie mi podniósł laptop, bo nie widzi karty pamięci z aparatu fotograficznego. Wczoraj widział a dziś najpierw wrzucał komunikat mimo, że ja widziałam kartę w laptopie, że mam ją załączyć a potem zero uczuć. Ani widać karty ani nie działa.
I nie wiem czy to karta nawaliła ale w aparacie działa. Czy nie daj Boże gniazdko karty w laptopie.
Karta wiekowa więc jutro kupię nową i zobaczymy
I tak znów problemy.
A chciałam plecaczek torebkowy pokazać i łabądka skarbonkę.
A tak tylko kawałek choinki u karabinierów wrzucę, bo na czubku ma ich charakterystyczny ich pióropusz. Oczywiście i szopka stoi, bo jakże inaczej.A skoro lubicie oglądać fotki, to jeszcze kolejne wigilijne zdjęcia, które dziś dostałam.
Jutro działam w sprawie koncertu noworocznego w teatrze . Ma być muzyka Pucciniego. Może jeszcze będą bilety, to z przyjaciółkami pójdziemy w damskim gronie.
Czas oswoić ten nowy laptop, Gdyby nie dzisiejszy korek internetowy ( wszyscy w sieci) byłoby fajnie. A tak otwarcie strony wymusza pokłady cierpliwości.
Klawiatura z podświetleniem się sprawdza.
Ale wracając do Wigilii.Podobno ten dzień wróży taki cały rok. Jak tak to ja będę miała pół na pół. Bo połowa była nerwowa a połowa sympatyczna.
Osobisty wreszcie zobaczył jak Polacy spędzają czas wieczorny. I jak wygląda nasza wieczerza w Wigilię. Trochę mu szczeka opadła.
U naszej znajomej było wszystko i jeszcze więcej,
I śledzie i barszczyk i pierogi z kapustą i ryba po grecku w której V wyraźnie zagustował. Nie mówiąc o sałatkach i ciastach.
Oczywiście prześliczna choinka i pięknie udekorowane mieszkanie.
Pod choinką prezenty. Dostaliśmy śliczne szale, ja naturalnie łabędzia. Tym razem „łabądek” skarbonka. I mnóstwo innych drobiazgów.
Oczywiście wczoraj dotarły pierwsze fotki.
Z mojego aparatu też coś tam jest. Ale wciąż mam z tym aparatem kłopoty. Chyba muszę znaleźć instrukcję obsługi, bo raz wydaje mi się, że wiem o co biega a za chwilę okazuje się, że to nie to.
Dzisiejszy dzień na luzie. Przyjaciel V. zjadł z nami obiad a potem ja padłam, bo wróciliśmy późno. I jeszcze szukaliśmy miejsca do zaparkowania.
Z cierpliwością bywa różnie. Są bowiem osoby które mają tej cierpliwości niewyczerpane złoża
Ja podobno należę do tych osób. Tak sobie to w tym momencie wmawiam, bo nie mam innej opcji.
Pamietacie jak po przeprowadzce miałam kłopoty z Internetem . Zmieniłam operatora i wszystko działało. Ja mam Internet ruchomy czyli moden. Operator włożył mi kartę TIM do modenu Wind i działało. Na pulpicie miałam ikonę Winda i Timu.
A teraz owszem w nowym laptopie Wind się zainstalował ale nie mam Internetu z Tim. Bo moden jest oryginalny z Winda a w środku karta z Tima. I nie wiem jak to ugryźć .
Tylko jutro pojechać do Tima i niech mi to ustawią . Może trzeba kupić oryginalny moden Tima.
Dziś niedziela jarmarczna czyli jak zawsze w ostatnią niedzielę przed Natale całe centrum w kramach wszelakich dóbr.
A pogoda zrobiła psikusa i cały przedpołudnie lało i wiatr wywracał parasole. Ale obeszłam z V.ten tradycyjny jarmark. Będzie trwał do nocy a nawet do północy.
Pewnie jeszcze wyjdę.
I tak to z techniką bywa.
Nic na siłę . Ascoli wieczorem świeci na niebiesko . To dominujący kolor dekoracji.
A z tej nadmiaru cierpliwości nawet zdjęć nie chce mi się robić .