Drugie oblicze Italii

Wczoraj cały dzień dobiegały pomruki burzowe. A dziś rano okazało się, że przez nasze Marche przeszła trąba powietrzna. Ucierpiała zwłaszcza Ancona. Grad wielkości piłeczek pingpongowych, powyrywane drzewa, zniszczone samochody, domy… zreszta wiadomo, co taki huragan przynosi. Trwało 10 minut.

Postanowiłam o tym napisać, bo właśnie o tym myślałam słuchając i patrząc na wiadomości regionalne.

Są osoby tak bezkrytycznie wielbiące Włochy, że planują mieszkanie tutaj nie znając ani realiów ani stosunków. Dla nich Italia, to piękno, ludzie życzliwi i tylko czasem coś tam się dzieje, ale przecież z takiego powodu nie będą się martwić.

A tymczasem mieszkanie tutaj uczy pokory. Nie wolno zapominać w jakim regionie leży ten niewątpliwie urokliwy kraj. Trzęsienia ziemi, gwałtowne ulewy zmieniające miasteczka w rwące głębokie rzeki i niszczące nieraz dorobek całego życia.

Lawiny błotne, które maja na sumieniu sporo ludzi.

I dlatego myślę o Włochach z szacunkiem. Po takiej klęsce oni zwyczajnie zabierają się do usuwania szkód. Często w myśl powiedzenia ” taki klimat”.

Być może mają świadomość jakiegoś tam parasola ochronnego rządowego na wypadek takich klęsk, być może leży to w ich charakterach.

Czasem mam wrażenie patrząc zwłaszcza na włoskich mężczyzn, że oni są jak ich kraj. Ciepli, przyjaźni i ni z gruszki ni z pietruszki przychodzi nawałnica… często niszcząca związek szczególnie mieszany.

Dla nich taka burza nie ma znaczenia. Mija i znów powinno zaświeć radosne słońce.

Dla tej drugiej strony nie jest to już takie oczywiste.

Dlatego dobrze jest przed takimi deklaracjami pomieszkać a nawet popracować w tej wyśnionej Italii. Nie patrzeć na Italię przez pryzmat wakacyjnych wyjazdów.

Ja nie ukrywam, że lubię tu mieszkać choć nie do końca czuje się tu szczęśliwa. I zawsze mam perspektywę powrotu do Polski. Z Italią wiąże mnie tylko V. Reszta to piękna otoczka, ciekowość życia i niespokojny duch.

Ale ten duch coraz bardziej się uspokaja. Takie życie.

I takie to refleksje naszły mnie na koniec sierpnia. Za cztery miesiące będziemy sobie życzyć ” szczęśliwszego Nowego Roku”.

Sporo osób marzy o Nowym Roku. Jeszcze cztery albo tylko cztery miesiące.

Oby były bez jesiennych burz i zimowych zamieci.

A teraz aktualności z Internetu.

Folklor ulubiony.

Aleja marzeń.

Galeria Memów.

A to zdecydowanie o mnie. 😀

Do zobaczenia jutro.

Podobno we wrześniu.

Zapiski dzisiejsze z jedzeniem w tle

Wczoraj zapadłą decyzja, że jemy obiad z Gracją ( córka V.) i jej mężem. W ” Il Morrice” gdzie jak wiadomo karmią bardzo dobrze.

Na dodatek wczoraj nasi sąsiedzi z vis a vis obdarowali nas pomidorami i śliwkami. Wobec tego na kolacje V. postanowił i sam dokonał pomidory z patelni.

Czosnek sieka się z rozmarynem i pomidory przekrojone na pół solidnie tą mieszanką się posypuje. Plus naturalnie solą i pieprzem. Następnym razem zapiekę w piekarniku, bo wczoraj na patelni grillowej nie było precyzyjnie. Aczkolwiek smacznie.

Niedzielnym rankiem okazało się, że nadciągają dosłownie czarne chmury i mimo upału nie wiadomo jak z tą pogodą będzie.

Było upalnie ( 36 stopni) mimo, że słońce pojawiało się i znikało.

Zrobiliśmy jeszcze po drodze na obiad zakupy i przyjechaliśmy do ” Il Morrice dokładnie na umówioną godzinę.

Tamtejsza agawa ma się dobrze i jeszcze urosła.

O jesieni przypominają też kwitnące niebieskie floksy. Tak je nazywam i niech tak zostanie.

Wykorzystałam czas oczekiwania na Grację i namówiłam V. na zdjęcie. Zrewanżowałam się podobnym.

A potem już przez bite trzy godziny ciągnął się włoski obiad. Dla mnie w zasadzie mógłby skończyć się po licznych przystawkach zimnych i gorących. Jednak trzeba było zjeść wszystko… w końcu w restauracji nie jedliśmy od grudniowego obiadu na pożegnanie starego roku.

Oczywiście spotkanie rodzinne zostało uwiecznione.

Wróciliśmy prawie o siedemnastej i ja teraz zastanawiam się czy już zażyć NO-SPA czy jeszcze poczekać.

Oczywiście o kolacji nie ma mowy. V. co prawda mówi o owocach, ale bo ja wiem.

Poczytam sobie. Skończyłam ” Stażystkę”. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie denerwowało mnie używane w tekście ” na recepcji „. Nie wiem, może teraz to jest dopuszczalne, ale dla mnie nie brzmi dobrze. Ale ja starej daty jestem… i chyba teraz korekta na takie zwroty nie zwraca uwagi. Poza tym czyta się dobrze.

A co tam znalazłam na dzisiejszy przegląd internetowy?

Bulwersujące zdjęcie.

Kraków na dwóch starych fotografiach i jednej współczesnej.

Architektonicznie.

Rękodzieło ze słomy.

Prawdziwemu mężczyźnie i spódniczka nie zaszkodzi. 😀 Co Szkot, to Szkot.

W Galerii Memów też się coś znajdzie.

Jutro ostatni dzień sierpnia… a mnie jest szkoda sierpnia.

Do jutra.

Jak to w weekend bywa

Rozmawiałam kolo południa z moją córka i wiem, że przynajmniej na Śląsku pogoda jest taka sobie. Chyba bardziej jesienna. Co zdecydowanie wpływa na obniżenie mojej tęsknoty za krajem.

Bo u mnie chyba te po Ferragosto jesienne dni, to jeszcze nie były prawdziwe. Powróciły upały. Dziś grubo ponad trzydzieści stopni a ma być jeszcze goręcej. Nie narzekam jednak. Dla mnie niech tak będzie jak długo się da.

W góry raczej nie uciekniemy, bo jednak w poniedziałek auto pójdzie do blacharza. Za to dziś zrobiliśmy rundkę zakupową, pocztową i w ogóle targową.

Ascoli powoli staje się placem remontowym. Oczywiście Starówka. Co zresztą mnie cieszy chociaż chodzenie między rusztowaniami do najciekawszych nie należy.

Od dziś remontuje się wreszcie elewacja naszej poczty głównej a nawet kamienica na przeciwko.

I do nas wreszcie zadzwonił inżynier odpowiedzialny za remont naszej kamienicy. Mamy zlecić jakieś pomiary. W biurze podlegającym magistratowi. No może wreszcie się coś ruszy.

Myślę, że oprócz tego, że jesteśmy ostatni w kolejce remontów, na rozpoczęcie robót ma też fakt poza zabytkiem jakim nie wątpliwie jest nasza kamienica, to, że jesteśmy jej jedynymi mieszkańcami. Co po wyprowadzce z hotelu znacznie zmniejszyło nasze koszty utrzymania. Jedna rodzina, to nie to co kilka lub kilkanaście. Zresztą w tej chwili przestało mi się tak spieszyć do powrotu. Mieszkam na Starówce i to jest najważniejsze. Niech zrobią to co konieczne a nawet więcej.

Wracając dzisiaj z poczty postanowiłam pokazać standardową szerokość naszych ascolańskich uliczek.

Na marginesie… nie mam tylu kilogramów co na zdjęciu. V. ostatnio robi zdjęcia na od… a szaty typu namiot z racji upałów też dodają optycznie tuszy, że tak napiszę 😀 Ale chodziło o szerokość ulicy a nie moją.

Niestety nie udało mi się wczoraj posłuchać legend górskich. Jak nasz magistrat coś organizuje, to zawsze coś nie wypali. Zapomnieli na afiszu napisać, że owszem wstęp wolny ale tylko za wcześniejszym zarezerwowaniem miejsc. I wczoraj popołudniu już ich nie było.

I tak wieczór spędziłam z książką i Lucyferem. Bardzo sympatyczny gość. 😀

Po „Winnej” zabrałam się za czytanie ” Stażystki” tej samej autorki

Moim zdaniem jeszcze lepsza. Po ” Winnej” teorie spiskowe dotyczące bohaterów dopadły mnie i ani ani nie jestem mądrzejsza. I w końcu o to chodzi w dobrym thrillerze.

Dziś zdjęcie, które podpisałam:

„Mam grać?”

I nostalgiczne dla mnie inne zdjęcie. W tych latach już mieszkałam w Nowej Hucie na sąsiednim osiedlu zwanym wówczas A=0 całkiem blisko tego na zdjęciu. Potem nazwano go ” Na Skarpie”.

I Galeria Memów.

I teraz mogę wrócić z czystym sumieniem, jako, że osobistego nakarmiłam ( he he dziś ziemniakami na obiad) do oglądania kolejnych przygód Anioła z pieklą rodem. Najbardziej podoba mi się jego rodzina… ciekawe ujęcie biblijnych wiadomości z drzewa zlego i dobrego.

To do jutra. Bawcie się dobrze, bo to ostatni sierpniowy weekend i nie wiadomo, co nas czeka…

A na blogu dzisiaj

https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114438,26241036,janko-muzykant-odzyskal-glos-we-wloszech-odnaleziono-zaginiona.html?fbclid=IwAR3y52dSUeKpwuo-6DakOdYB2dWTmtgc5HdCJE3yJSO1qlKWx0oy79mC3q0

Czyli dwie czytanki na rozpoczęcie weekendu.

Oto druga.

A teraz co u mnie.

Właściwie powinnam wróć do przedwczorajszego dnia. Te wszystkie perturbacje urzędowe, kawa dodatkowa i drzemka oczywiście sprawiły, że wczoraj byłam po nieprzespanej nocy z racji tych atrakcji nie do życia.

I pewnie dodatkowo nagły powrót upałów z niesamowitą wilgotnością sprawił, że wieczorem poszłam spać o ósmej wieczór. W efekcie odespałam poprzednią noc i dzisiaj już na kawę nie dałam się namówić.

Mimo, że spędziliśmy w urzędach sporo czasu niewiele załatwiliśmy. Czyli poprawka od poniedziałku.

Dodatkowo V. coś nawija o wspólnym obiedzie z córką w niedzielę a w ogóle mamy za pasem pełnię więc atmosfera jest wulkaniczna.

Podczas tych dzisiejszych spraw w urzędach stwierdziłam, że pojawił się nowy zawód: regulator ruchu petentów.

Na przykładzie magistratu w Ascoli najbardziej uczęszczanego… bo to wszelakiego typu zaświadczenia i dokumenty.

Żeby dostać się do odpowiedniego stanowiska, trzeba przejść przez aparat do mierzenia temperatury, potem własnie u regulatora ruchu opowiedzieć się, gdzie i poco i dopiero za jego zezwoleniem z kolejki zostaje wywołana osoba do stosownego biurka.

No cóż pandemia nie odpuszcza.

Mam zamiar dzisiaj iść na zakupy do Acqua Sapone i sprawdzić czy ta impreza na dziedzińcu magistratu jest aktualna. Jak tak tak urwę się posłuchać legend z pasma górskiego Sibillini .

A teraz kilka zdjęć.

Z serii architektonicznej.

Piękne zjawisko.

i ja też się pytam: Co to jest do cholery.

I oczywiście nie może zabraknąć Galerii Memów na którą sporo osób czeka.

I to na dzisiaj wszystko.

Juz weekend a więc niech będzie udany.

Do zobaczenia jutro.

Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi

Otóż w naszym przypadku nie wiedzą. I żeby była jasność. Interesuje nas to w 50 %, Dokładnie mnie to wisi i powiewa a V. jest zainteresowany w owych 100 %.

Otóż jak pewnie pisałam nasza kamienica, w której mieszkamy ma dwa mieszkania. Jedno wynajmujemy my, a drugie do lipca stało puste.

Od tegoż lipca zostało wynajęte mężczyźnie. Wysoki nawet przystojny o urodzie chmurnej. Podobno inżynier. W wieku po czterdziestce. Zanim zamieszkał nic nie było widać poza kilkoma odwiedzinami pani z jakiejś agencji, że szykuje się zasiedlenie. Żadnego remontu jak w naszym przypadku, żadnego sprzątania. Od nagle pojawił się facet a nas nasz właściciel uświadomił, że mieszkanie jest wynajęte.

Nie było widać żadnych oznak wprowadzania się jak nie przymierzając u nas. Czyli walizy jakieś własne rzeczy. Jakieś kilka postawionych w sieni worów do wyrzucenia po porządkach, które stały i zagracały przejście nie wystawione ani na śmietnik ani nie wywiezione.

Stały, aż kiedy ja się o nie po ciemku potknęłam V. spiął się z facetem w temacie porządku.

Facet podpadł mu od początku. Bo:

-nie przyszedł i nie przedstawił się, że jest nowym mieszkańcem a nie seryjnym mordercą grasującym na naszych schodach,

-nie nakleił na dzwonku domofonu swojego nazwiska ani na wspólnej skrzynce pocztowej, przez co raz ktoś do nas zadzwonił,

-nie poczuwa się do ustalenia cyklu sprzątania schodów przez co mam zabronione i ja sprzątanie owej wspólnej przestrzeni.

W sprawie sprzątania mają się dogadać właściciele mieszkań.

Zaraz na początku pan pojawił się w towarzystwie wysokiej, długonogiej dziewczyny określanej w Italii:

-Bella ragazza.

Spotkałam ich na schodach. Nic jeszcze sobie nie pomyślałam, bo różnica wieku w układach włoskich naturalna jak chodzi o stałe partnerki.

Jednak ragazza zniknęła i pojawiła się mała czarna z dziewczynką. V. stwierdził, że to małżonka.

Jednak mimo, że pani z dzieckiem pojawiła się w mieszkaniu poza odgłosami rozmów z dzieckiem i telefonicznych nadal nie było i nie ma oznak zadomowienia. Z mieszkania nie dochodzi żaden włoski aromat czy to kawy czy włoskiej kuchni. Nie wystawiają śmieci w wyznaczone dni jak ja, nie przynoszą zakupów, nie słychać pralki a przez cały okres raz słyszalny był odkurzacz.

Mała czarna pobędzie z dzieckiem trochę i znika. I wtedy natychmiast pojawia się bella ragazza.

V. ma przynajmniej zajęcie, bo gdy tylko stuknie brama czy drzwi wejściowe mieszkania leci z wywieszonym językiem do okna sprawdzić zachowanie sąsiada.

Ja do tej pory wiem, że czasami biega i to wszystko.

V. natomiast bardzo interesuje ta bella ragazza, czy jest to kochanka czy nie. A niby kto? Dobra wróżka?

I tak mnie tym sąsiadem skołował, że też mam swoją teorię opartą na intuicji kobiecej zresztą.

Według mnie sąsiad z racji profesji został oddelegowany do pracy w Ascoli, które teraz się solidniej odbudowuje. Mieszkanie ma wynajęte, bo pewnie ma kawałek drogi do własnego domu. Mała czarna jest rzeczywiście żoną i od czasu do czasu odwiedza małżonka z dzieckiem w celu zachowania rodzinnych relacji.

A bella ragazza? Cóż wniosek nasuwa się sam.

I tak oto:

jednak nie wiedza sąsiedzi, jak kto siedzi”, co w kraju makaronu i plot jest zupełnie niespotykane.

Jakiś tajemniczy Don Pedro. 😀 . Bo jak chodzi o innych sąsiadów z sąsiednich kamienic, to nawet o której jedzą obiad i kolację mamy rozpracowane. Szczek talerzy o stałych porach i żadnych tajemnic. Wszystko jasne.

A teraz wciąż w temacie obyczajów naszych włoskich sąsiadów.

Otóż Sabina Trzęsiok- Pinna w grupie „Rozmowy o Włoszech” opublikowała taką perełkę.

Musiałam ją przekopiować, bo oto jak czasami objawia się luz włoski. I bardzo mi się to spodobało.

I ciąg dalszy dzisiejszych ciekawostek.

Kraków na starych fotografiach.

Bonus od Luci Modnej. 😀

I naturalnie codzienna porcja memów w Galerii Memów.

Jutro ostatni sierpniowy weekend. Lato nam się kończy. I to jest wiadomość, która mnie osobiście wprowadza w nostalgiczny nastrój.

Tak, mnie jest szkoda lata.

Do jutra.

Spod znaku środy

Wreszcie chyba wiem dlaczego starożytni Włosi mówią, że po Ferragosto kiedy spadnie deszcz, oznacza to, że lato się skończyło.

Kiedy dzisiaj rano weszłam do kuchni w piżamce na ramiączkach poczułam od otwartego okna chłód i to taki, że przymknęłam na chwilę okno. I wtedy pomyślałam, że ta zmiana pogody, to nic innego tylko włoska święta Hanka, co to od niej zimne wieczory i ranki.

I zaraz mi lepiej, że wiem. Zresztą dzisiaj kolejny bardzo gorący dzień więc nie ma co narzekać. Ale w powietrzu czuć już ten jesienny zaśpiew.

Pod moim postem z zaśpiewką ” siekiera motyka… ” z Jarkiem wywiązała się na dyskusja , w której zamiast potraktowania tego jako humor uliczny padły wzniosłe słowa o poszanowaniu władzy, którą większość wybrała ( !) i o szacunku dla niej. Aż napisałam, że ta władza na mój szacunek nie zasłużyła i nie mam zamiaru jej szanować.

W dyskusji zresztą kulturalnej, bez obelg dzielnie wspierała mnie Szmy, jak zawsze zresztą nadająca ze mną na tej samej fali.

Dzisiejsze przedpołudnie a według nomenklatury włoskiej ranek, bo do południa 😀 spędziliśmy urzędowo. Jutro podobnie, bo jeden z urzędów był nieczynny. Teraz to nigdy nic nie wiadomo.

A sprawa dotyczy mieszkania na Lisa.

Przy okazji zaliczyliśmy solidny spacer i drobne zakupy.

Potem obiad z makaronem, którego z racji wyjazdów i upałów nie jedliśmy jakiś czas.

I tak ta środa biegnie sobie w rytmie codziennym. Bez jakiś na szczęście niespodzianek.

Może popołudniem przejdę się na Lisa o ile V. nie wymyśli czegoś innego.

A teraz spory pakiet zdjęć.

Seria końska. Być może prawdziwy. Rzeźba z piasku i tak mieszkają konie w Emiratach.

Komentarz pod tym zdjęciem brzmiał.

” Tyle lat, miało prawo się podrzeć”

Nie tylko są siusiający chłopcy.

Rude jest piękne.

Kolejny mural.

Tort weselny.

I niestety bociany szykują się do odlotu.

A co w Galerii Memów?

Zapraszam.

Zobaczymy się jutro. Dobrej reszty dnia.

Dzień jeszcze nie skończony

Jednak lepiej teraz napisać kiedy złapałam luz domowy, bo kto wie czym zaskoczy mnie reszta dnia.

Starzy Włosi mają rację, że po Ferragosto kiedy zacznie padać deszcz koniec lata. Od wczoraj temperatury poszły w dól. Na łóżku wylądowała na górnym prześcieradle pikowana kapa. I pada a nawet leje . Wczoraj prawie całe popołudnie. W przerwie udało mi się zrobić zakupy, bo osobisty przykleił się do krzesła.

Planował co prawda dzisiaj wyjście z domu o dziewiątej rano, ale na planach się skończyło. Ja natomiast skończyłam prasowanie i zaraz mi lepiej na gospodarczej duszy. Tych kiecek to rzeczywiście było co nie co do prasowania.

Planuję w najbliższym czasie podejście na Lisa, bo mam braki w wieszakach i chyba czas przynieść taką jedną pikowaną narzutę na łóżko do pokoju ksiedza.

I co tam jeszcze mi pod rękę się nawinie w schowku balkonowym, który żadnych szkód w czasie trzęsienia ziemi nie odczul.

Odkryłam nową autorkę Alicję Sinicką . Dostałam od przyjaciółki dwa ebooki ” Winna” i ” Otwórz oczy”. Najpierw poszperałam i okazało się, że ta książka ” Otwórz oczy” to trzecia część sagi ” Oczy wilka”. Przecież nie będę czytać od końca. Jednak warunkiem dokupienia dwóch pierwszych części była książka ” Winna”. I już w połowie czytania obie części sagi dokupiłam.

Muszę się przyznać, że nie mogłam się oderwać. Zapowiadała się na obyczajową a wyszedł z niej thriller, że hej.

W kolejce ” Oczy wilka”

Sama wróciłam do innej sagi…. ” Cisza” .bo dokupiłam jej trzecią część a dwie poprzednie bardzo mi się podobały.

I tak dzisiejszy blog stal się z lekka czytelniczy.

To teraz aktualności internetowe.

Są zdjęcia.

Papużko, papużko powiedz mi coś na uszko….

Koń !!!

Rzeźba z piasku

I Kraków z moich lat. W hotelu Cracovia przetańczyłam w tych latach nie jedną noc, 😀

Cudowny mural w Poznaniu.

Ten mem mnie powalił.

I cała reszta niczego sobie. Chociaż za mem o bimbrze i Jarku wyleciałam ze znajomych na fb. 😀 i zostałam skrytykowana za zły smak. 😀

To do jutra.

Przy desce do prasowania

A jak deska do prasowania i żelazko w ręce, to i rozważania oczywiście.

W nocy przyszedł deszcz w formie ulewy. To nie był usypiający szmer deszczu, ale łomot wylewania na ziemię kaskady wody. Temperatura spadła dzisiaj do 25 stopni i tym samym mamy odtrąbione lato włoskie.

Od dziś starzy Rzymianie i nie tylko mówią, że ” lato się skończyło”. Lato według Włochów, bo dla innych nacji potrwa ono jeszcze długo.

Skoro temperatura uzyskana po deszczu nadała się do prac domowych zabrałam się za moje ulubione zajęcie. Prasowanie. Nie wzięłam tylko poprawki, że te hektolitry wody zaczną parować i pojawi się niesamowita wilgoć w powietrzu, co jest równie męczące jak upal.

Naskładałam tego prasowania jak nigdy. Musiałam nawet podzielić to zajęcie na dwa razy. Dziś wszystko, co nie wymaga specjalnego przykładania się do zajęcia czyli pościel, ręczniki, obrusy, ścierki i podkładki śniadaniowe obiadowe a i kolacyjne też. Wciąż szukam takich podkładek bambusowych, ale dużych, bo zalane czerwonym winem można opłukać pod bieżącą wodą a nie odplamiać i prać. A u mnie to jest tak zwana nieskończoność.

Potem dołożyłam jeszcze koszule V i kilka moich szmatek.

Resztę czyli wszystko moje 😀 sukienki, bluzki i inności zostawiłam na kolejny raz. Plus jedna zmiana pościeli susząca się w pokoju gospodarczym.

Kiedy tak prasowałam pomyślałam, że nie mam pojecie kto wynalazł żelazko elektryczne. I dodatkowo przemknęło mi przez myśl, że wszystkie te udogodnienia prac domowych wymyślili chyba mężczyźni, bo żadnej wynalazczyni nie mogę sobie przypomnieć.

I pewnie dlatego, że jak chodzi o pralkę mieli dość pomocy w noszeniu wody, dźwigania garów z gotującą się bielizną i w ogóle wszelkiej pomocy.

-Masz pralkę automatyczną i daj mi spokój.

-Masz zmywarkę i nie będę mył garów.

-Odkurzaczem ewentualnie mogę się pobawić. jak kolejką elektryczną.

A co z żelazkiem?

Osobiście znałam jednego mężczyznę, który nie tylko prasował sobie sam koszule, ale i małżonce bluzki, bo twierdził, że on to robi lepiej.

Moi mężowie a przypominam, że miałam dwóch prasowali sobie spodnie.

Resztę prasowałam ja.

Jestem z pokolenia, które wychowano tak, że :

„wygląd mężczyzny świadczy o jego kobiecie:.

Jak wróciłam z Polski jedna z moich koleżanek powiedziała:

-Ty to naprawdę lubisz prasować.

-Jak cię nie było V, przychodził w wyprasowanych koszulach w których o kant rękawów można się było skaleczyć. Zostawiłaś mu zapas.

O to, że mógł wyprasować sam do głowy nikomu nie przyszło. I słusznie.

I tak mnie ten wynalazek żelazka elektrycznego zastanowił, że postanowiłam się dokształcić w temacie.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Żelazko#:~:text=Żelazko%20elektryczne%20wynalazł%20w%201882,zasilaną%20z%20domowej%20sieci%20elektrycznej.

Tak, że kolejny mężczyzna przyczynił się do modłów dziękczynnych kobiet, które do dziś wkręcone są w kołowrotek domowy.

No proszę jaki esej o prasowaniu mi wyszedł. 😀

To teraz aktualności internetowe.

Dwie fotki krakowskie.

I całkiem spora Galeria Memów.

Moje pierwsze miejsce.

Ponadto informuję, że nawiązuję nić sympatii z Gutenbergiem. Można się przyzwyczaić.

To do jutra. Miłego popołudnia, wieczoru i spokojnej nocy.

Czwarta rocznica

W nocy z 23/24 w 2016 roku ( przestępnym naturalnie) rozpoczęła się nasza epopeja po trzęsieniu ziemi.

Nikt z nas się nie spodziewał, że do dzisiejszego dnia 23 sierpnia 2020 r (przestępnego) nie wrócimy do własnego domu.

Chciałam o tym napisać, ale nie potrafię. Natura przypomniała nam o tej rocznicy. Wczoraj w Ascoli były trzykrotne odczuwalne wstrząsy. My będąc na San Giacomo żyliśmy w nieświadomości. Dopiero dziś się dowiedziałam.

Lęk zaczął czaić się za plecami.

Dlatego postanowiłam przypomnieć te pierwsze kilka dni po trzęsieniu ziemi podpierając się zapiskami z bloga. Bloxa, które na szczęście skopiowałam.

Jeszcze nie zdawaliśmy sobie z ogromu tragedii. Z ilości ofiar, która przekroczyła trzysta.

Jeszcze nie docierało do nas, co się stało i , że czeka nas trzyletnia tułaczka po hotelach.

Że przyjdzie jeszcze kilka takich trzęsień.

Sporo jest u mnie nowych Przyjaciół. To dla nich przypominam tamten czas.

Ja to przeżyłam.

„Tytuł wpisu: Ascoli na zewnątrz całe

Data wpisu: 2016-08-24 14:03:54.0

Kochane moje… nie zaliczam się do osób bojaźliwych, bo ja mieszkająca na Śląsku to wstrząsowo jestem przyzwyczajona. Pamiętam trzęsienie ziemi w Aquila bo zmiotło nam wtedy wszystko ze starego telewizora. Ale dziś w nocy naprawdę się bałam. Kilka minut wcześniej byłam w łazience bo wczorajszy dzień spędziłam na pogotowiu. Zasłabłam znów w supermerkato i V. zawiózł mnie na pogotowie. Dali mi kod ” żółty” … po czerwonym to kolejny i wykluczyli serce. Okazało się, że ja podciśnieniowiec mam ciśnienie wysokie i sensacje, że hej. Potem jak to w służbie zdrowia bywa od 13 tej do 16 tej leżałam w sali typu poczekalnia czekając na szczegółowe badanie.  Szczęście w nieszczęściu, że zrobili mi wszystko z TAC głowy nawet i ciśnieniem w nogach i inne ustrojstwa Wyglądało, że zostanę ale po TAC i kroplówce puszczono mnie do domu zalecając zwiększenie picia ( wody) i kontrolę w poradni neurologicznej. Była prawie dwudziesta.

Głowa mnie bolała. Nic nie jedliśmy z V. Mimo, że V. zrobił kolację nie jadłam położyłam się i straciłam nad osobistym kontrolę, który odstresowywał się przy winie. Zasnął przed trzecią rano.

Ja wstałam do łazienki bo dali mi jakąś kroplówkę na zbicie ciśnienia i latałam sikać w tę i w tam tę. Musiałam na chwile zasnąć bo obudziły mnie wstrząsy. Nie takie kołysanie ale silne trzęsienie i hałas spadających kamieni. Zgasło światło. V. spał. Ja siedziałam na łóżku i nie wiedziałam co robić. Najstraszniejsza, jest ciemność. Słyszałam tłuczenie się szkła w kuchni.

Kiedy się uspokoiło po chwili włączyli światło. Wyły alarmy, jakieś klaksony i wszędzie paliło się światło.

Wstałam i wrzuciłam do torebki komórki i próbowałam dobudzić V. Z miernym efektem. W końcu jednak wstał i usiedliśmy w kuchni. Raczej zdemolowanej. Rysy na ścianach. Na podłodze szkło ( straciłam też 2 łabędzie z kolekcji). Wszędzie biało od tynku.

Jeszcze trochę potrzęsło bo tak jest zawsze a później nastąpił drugi mocny choć na szczęście słabszy wstrząs. Znów zgasło światło. V. za nic nie chciał wyjść z domu. Twierdzi, że w tej kamienicy jest dobre miejsce, nawet okruch tynku w tym miejscu nie leżał a wychodząc może być różnie. Zaufałam bo samego go nie chciałam zostawić. Potem rozdzwoniły się telefony. Do rana przedrzemałam. Koło południa wyszłam z Billym.  Ascoli stoi, jakby nic. Ucierpiało w domach jak słyszałam z toczących się rozmów.

Do neurologa nie poszłam bo niech to się uspokoi.

Trochę posprzątałam. Odmiotłam laptopa bo wiem, że mnóstwo osób pyta co ze mną. Od rana uspokajam rodzinę i przyjaciół. A przed chwilą znów zakołysał się żyrandol. Oby już był koniec bo jednak patrząc na ściany myślę o ekspertyzie. Pod balkonem na drugim podeście leżą opadnięte bryły z obrzeży drzwi z mieszkania niezamieszkałego. Na pierwszym podeście gruz i kamienie. Uliczka, jest w części zastawiona barierkami. Ucierpiały miasteczka, ktore znam… i zwiększa się ilość ofiar. Kilkanaście sekund.

Tytuł wpisu: Amatrice i inne

Data wpisu: 2016-08-25 14:44:52.0

Amatrice ma najwięcej ofiar. To urokliwe miasteczko wdziałam tylko podczas jazdy do Rzymu. Czekało na moje odwiedziny. Kto wie może nawet w ten weekend. Amatrice słynie ( nie napiszę w czasie przeszłym) ze spaghetti „amatriciana”. Właśnie w tę sobotę i niedzielę szykowało się do swojego święta. 50 tego. Takie afisze są i w Ascoli chociaż ten wzięłam z Internetu. Nie będzie święta. Jest wielka żałoba. Nie ma już restauracji słynącej, jak mi opowiadał V. właśnie ze spaghetti ” amatriciana”. Restauracji ” Roma” w centrum miasta. Amatrice odwiedził też nasz Papież. Tyle ofiar a jednak i przezorność też się przydała. Ocalały 7 letnie bliźniaki, które babcia zaraz położyła pod łóżkiem i zabezpieczyła sobą. Babcia trafiła do szpitala. Dzieciaki ocalały.I mimo takiej techniki wciąż najlepsze są psy szukające zasypanych. No gruzowisku pokazywany jest czarny labrador, który ma wiele osiągnięć. A ja zaczynam się bać, kiedy u sąsiadów szczeka brodacz monachijski. Teraz znowu trzęsło ale Scar zaszczekał później. V. mówił, że zwrócił uwagę, że we wtorek szczekał ciągle i był niespokojny ostatnimi dniami. Jak Billy, którego to reakcje zrzuciłam na moje zasłabnięcie. O dziwo ta tragedia postawiła mnie na nogi.

Dziś wizyta u neurologa i badanie wykluczyły jakąkolwiek chorobę. Czyli pewnie zwyczajnie stres i starość. Sporo osób zginęło w urokliwej Arquata… postaram się o niej przypomnieć linkiem w komentarzu. Zniknęła z powierzchni ziemi maleńka ” Pescara sul Tronto”. A ileż takich urokliwych miejsc ma Italia. V. mówi, że teraz Monte Vettore znów urośnie o kilka centymetrów. Apeniny to bardzo niespokojny sejsmicznie teren a dopiero teraz mówi się o technologii budowy antysejsmicznej. I co najdziwniejsze a może nie, technologię zabezpieczeń wymyślili Włosi i sprzedali ją Japończykom, którzy ją z doskonałym skutkiem stosują. A Italia się trzęsie i ginie. U mnie wreszcie pan na Lisa zaczął działać i czekamy na wizytę techników z magistratu, oceniających rozmiary naszej domowej katastrofy. Były telefony najpierw do straży pożarnej, później na policję miejską, która ma przekazać sprawę do właściwych służb.

Ciekawa jestem, jak długo poczekamy na zapewnienie, że możemy spokojnie mieszkać. Na podestach dalej leżą kamienie i gruz a za oknem kuchni widać ślady trzęsienia ziemi. I co ciekawe i zastanawiające że ostatnie 3 trzęsienia ziemi były prawie w tym samym czasie. Aquila o;3,32, Bolognia 4,05, a teraz 3, 36.. I tyle na dziś. Na bieżąco myślę będę pisać. A teraz skoro życie toczy się dalej zabieram się za bieżące czynności domowe.

Tytuł wpisu: Dziwne ale Figaro uspokoił moje emocje

Data wpisu: 2016-08-27 13:52:08.0

Pewnie nie jedna osoba nazwie mnie starą wariatką ale ja jestem skłonna uwierzyć w wpływ Figara na moją rozchwianą ostatnimi wypadkami psychikę. Dla tych co nie wiedzą przypominam, że Figaro to ogromny bury kot, niekwestionowany król dachów Starówki, przychodzący do nas od kilku lat właśnie po dachach. Od trzęsienia w środę w nocy nie widziałam go i bardzo się martwiłam, bo przecież właśnie o tej godzinie zwiedza swoje rejony. Nie widziałam się z jego właścicielami ( tymi, którzy mają tego brodacza monachijskiego, którego szczekanie stawia mnie nadal do pionu więc nie mogłam o Figara zapytać. Wczoraj o swojej stałej godzinie, czyli w okolicach kolacji pojawił się za oknem kuchennym bury cień.

– Figaro, krzyknął V. – Zobaczył go pierwszy.

-Figaro. – Zawołałam ja i podbiegłam do okna.

-Gdzie byłeś i jak dobrze, że jesteś cały i zdrowy. – Gadałam do niego, jak najęta.

Wskoczył do kuchni. Coś tam zjadł z apetytem. Został przeze mnie wygłaskany i wrócił na dach, przychodząc do mnie jeszcze raz kiedy zawołałam.

I chyba wiara w intuicję Figara, że spaceruje i jest cały i zdrowy tak na mnie podziałała, że w nocy spałam. Wstałam co prawda w nocy, zjadłam brzoskwinię,  ale żadnych wstrząsów nie czułam. A rankiem dowiedziałam się, że były dwa mocne. W tym jeden około 4,0 z epicentrum w Ascoli Piceno. I co dziwne, żadnych śladów tynku… Wszyscy czuli tylko my nie.

Rankiem o godzinie ósmej znów się zameldował. Jeszcze wtedy nie wiedziałam o tych wstrząsach.

W Ascoli zakończyła się smutna ceremonia pogrzebowa z udziałem premiera i prezydenta. Msza była nie w bazylice ale w szkole sportowej na Monticelli, bo tam przywieziono trumny z ofiarami trzęsienia. Naturalnie nie wszystkie. Dokładnej liczby nie znam. Mowa była o 49 ;lub 35. (  tylko w rejonie Marche), Przejeżdżaliśmy tamtędy. Mnóstwo samochodów. Oczywiście transmisja telewizyjna i widok na biały rządowy helikopter na niebie. Dwukrotnie go widzieliśmy. Biskup Ascoli odprawił msze i mówił naprawdę pięknie.

A na naszym placu w kościele świętych Anastazio e Vincenzo był w tym czasie ślub i w pewnym momencie zabrzmiała skoczna muzyka.

Tę muzykę mogli sobie darować. Tym bardziej, że dziś żałoba narodowa.

Teraz znów będę czekała na odwiedziny kociego przyjaciela. Dobry wpływ ma na moje nerwy. Acha, pomiary poranne mojego ciśnienia wykazały, że mam wzorcowe. 125\70. Dziwne to wszystko.

Tytuł wpisu: Niestety powróciły wstrząsy  a my jesteśmy bezdomni

Data wpisu: 2016-09-03 14:08:04.0

Coż nic pocieszającego nie będzie na blogu. Najważniejsze, że niestety mieszkanie stało się niebezpieczne i wczoraj nas przenieśli do lokalu pomocy społecznej. Maleńki pokoik bez niczego. 2 łóżka, biurko i szafa i jedno krzesło Osobne łazienki i to wszystko. Plusem jest to, że za rogiem nasz dom. Przynieśliśmy z domu kołdrę i telewizor i najpotrzebniejsze drobiazgi.

Ja oczywiście wzięłam komputer bo jak inaczej miałabym dostęp do świata. Możemy tu zostać kilka dni. Potem musimy sobie wynająć mieszkanie, za które będzie płacił magistrat ( 400 euro) do czasu remontu całej kamienicy.

Jesteśmy w hostelu przy Soderini.

To otwarte okno nad bramą to właśnie nasze. Jak widać V. ma bardzo niewyraźną minę. O sobie już nie mówię. Zaczynają się ujawniać szkody poczynione przez trzęsienia ziemi. Dziś zamknięto piękny palazzo dei Capitani na piazza del Popolo bo na wieży zegarowej ujawniły się pęknięcia.

Jak mają się nie pojawiać, skoro znów trzęsie. Dziś czuliśmy w Ascoli chociaż mniej niż w Macerata. Tam było 4,5.

Strach powrócił. Jemy poza domem bo tu nawet nie ma kuchenki, żeby zrobić kawę czy cokolwiek. Dziś na obiad pojechaliśmy do San Benedetto. Zrobiliśmy też zakupy owocowe bo coś trzeba zjeść. Na kolację pójdziemy do własnego domu bo lodówka pełna i cały czas włączona. O powrocie do domu na Boże Narodzenie nie ma co marzyć.Czyli nie ma się z czego cieszyć. Wywieść musimy wszystko łącznie z meblami dlatego szukamy mieszkania nieumeblowanego. Oby los nam sprzyjał i dopomógł coś znaleźć sensownego na ten bezdomny czas.”

A tak opowiadałam o tych chwilach w wywiadzie przedrukowanym przez wiele polskich gazet.

https://plus.dziennikzachodni.pl/przezylam-wloskie-trzesienie-ziemi-to-chyba-cud/ar/10579348

Jutro już będzie na blogu jak zwykle, ale dziś nie umiałam się powstrzymać.

I jeszcze link do wpisu już na tym blogu kiedy w końcu odważyliśmy się pojechać do Arquata i jej okolic.

Tamtędy przeszła śmierć

Do zobaczenia jutro.

Odpoczynek jest męczący

Tak męczący, że dzisiejszy a właściwie wczorajszy dzień przeokropnie mnie zmęczył. Prognoza pogody zapowiedziała upał w Ascoli wedle 36 w cieniu, co było prawdą, bo kiedy zjechaliśmy z San Giacomo o osiemnastej w cieniu wciąż straszyło 34 stopnie.

Rankiem zrobiliśmy zakupy i już wiecie, że uciekliśmy w góry. Oczywiście zdjęcia będą a nawet poszczególne komentarze do nich.

Zaliczyłam dwa samotne długie spacery, bo V. miał awarię starego sandała, które włożył przez zagapienie się.

Oto pierwsza runda spacerowa.

Hotelowe róże przez te dni, co nas nie było zdążyły zakwitnąć a nawet niektóre przekwitnąć.

Teraz spacerek trasą z widokiem na Górę Wniebowstąpienia, która ma profil Dantego.

Aż do naszej studzienki z wodą naturalnie źródlaną.

I tą oto drogą powspinałam się jeszcze wyżej.

Tu zmiana pasma górskiego. Widok na naszą Monte Vettore zwaną przeze mnie Łysą Vettore. To już kawał góry. Ma 2.476 m wysokości.

I ciekawe dachy domów, które wybudowano w górach właśnie w takim celu. Ucieczki od kanikuły.

Okazało się, że spaceruję ulicą Cedrową.

Zawróciłam, bo był czas na obiadowy piknik a po nim sjesta pod drzewem z książką. Jednak z pozycji horyzontalnej musiałam zrobić te oto fotki. Dla niesamowitego kolorytu. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Błękit niesamowity.

Słońce w dalszym ciągu przygrzewało, jednak uciekłam na kolejny spacer tym razem tą drogą nie mogąc słuchać rozmów włoskiej płci męskiej. Boże, jakie oni bzdury wygadywali i jakie ploty odchodziły.

Przy tej drodze dotarłam do górskiego kościółka z dzwonnicą zgodnie z włoskim zwyczajem stojącą oddzielnie.

Widziałam malwy za płotem

i w opuszczonym ogrodzie fontannę lub klomb co kto woli.

I na zakończenie spaceru kilka górskich widoczków.

Wróciłam na miejsce postojowe i po jakimś czasie zjechaliśmy do Ascoli.

Tu wpadłam w wir przygotowań domowych na ewentualną wyprawę jutrzejszą a potem zostałam namówiona na wieczorny spacer po placach.

Potem padłam i skoro obudziłam się w miarę wyspana, to ukoiłam moją statystyczną duszę kolejnym zapisem dziennym.

A teraz czas na fotki internetowe.

Jest i stary Kraków.

I naturalnie Galeria Memów.

Z życzeniami miłej niedzieli idę kolejny raz spać. 😀