Przy niedzieli

Dokładnie nie mam żadnych ciekawostek ani informacji. Ale, że to jednak dziennik a nie ma dni jednakowych, to wypada coś napisać i zanotować.

Ciepło i słonecznie a nawet bardzo ciepło, ale w domu od podłogi kafelkowej ciągnie więc włożyłam miękkie frotowe skarpetki. Lepiej na zimne dmuchać. 😀

Przedpołudniem poszłam kupić tortellini do rosołu, bo rosół zadysponowałam ja a osobisty tortellini. Nie było w domu, ale sklepy są otwarte dla dla takich, co nie mają czegoś pod ręka. Mogłam nawet pójść do ” pasta all’uovo” ale nie wymyśliłam. Dopiero po fakcie. Następnym razem.

Wróciłam. Skończyłam rosół. Nakarmiłam V. i wgrałam przyjaciółce nowe książki na Kindle.

A teraz zanim się spotkamy pooglądam sobie drugi  odcinek z  Sezonu drugiego ” Ania, nie Anna” czyli Ania z Zielonego Wzgórza. O ile pierwsza część dość wierna, to jednak wysłanie Gilberta na parowiec wielkiego sensu nie ma. I w tym nowym sezonie to już inna książka. Ale bohaterka jest sympatyczna, to postaram się nie porównywać tej Ani do tamtej ulubionej.

Ściągnęłam 10 odcinków i przeżyłam chwile grozy, bo piąty był tylko w pliku zip. Ale rozpakowałam i mogę go spokojnie zobaczyć, jak przyjdzie na niego pora.

I postanowiłam przypomnieć moje Ascoli sprzed dziesięciu lat prawie.

Będę was ” raczyć” przez jakiś czas ascolańskimi fotkami. Prawie archiwalnymi, bo teraz to wygląda trochę inaczej. Zabezpieczenia po trzęsieniu ziemi widać wszędzie. A na moich zdjęciach Ascoli piękne i bez takich zniszczeń.

Kto lubi zdjęcia zapraszam.

Album ascolański  ” Miasto moich wędrówek sprzed lat”

 

Z życzeniami udanego nadchodzącego tygodnia. Już październikowego. 😀

Będzie telewizyjnie…

Jak wiadomo za telewizją nie przepadam, ale jest to miłość osobistego więc siłą rzeczy słucham to i owo. I nawet się zdarzyło, o czym muszę donieść, że dałam się wkręcić w program o nazwie ” Little Big Italy” na kanale „Nove”. Naturalnie jak go wieczorem nie zobaczę, to nie ma nieszczęścia, ale jak już osobisty patrzy, to ja chętnie potowarzyszę.

Wiadomo wszech i wobec, że Włosi uważają swoją kuchnię za najlepszą na świecie a na dodatek wszystkich o tym przekonują. I to skutecznie.

Co o tym programie napisała Wikipedia :

„Little Big Italy
Program telewizyjny
Francesco Panellabig905-675x904 podróżuje do miast na świecie, w których żyją duże społeczności włoskich imigrantów. W każdym z nich odwiedza trzy restauracje oferujące kuchnię Bel Paese i spróbuje ustalić, która z nich jest najlepsza.”

A ja teraz opowiem coś więcej o tym programie, bo szkoda, że my naszej polskiej kuchni tak nie promujemy na świecie. A przecież mamy i my sporo emigrantów.

Otóż Francesco towarzyszą zawsze trzy osoby, które wybrały poszczególne restauracje z kuchnią włoską. Ta grupa stale się zmienia. Francesco rozmawia z właścicielem, którym naturalnie jest Włoch o jego losach i jak doszło do zależenia restauracji. Często jest to już restauracja odziedziczona po rodzicach.

Silna grupa ocenia na razie słownie wystrój i atmosferę… czy jest w stylu ” italiano”. Potem wybierane są trzy dania. Naturalnie włoskie, z tym, że jedno to tzw. ” piatto forte” czyli specjalność szefa kuchni.

Po zjedzeniu na stole pojawiają się skarbonki do której trzech uczestników ( bez tego, który zarekomendował restaurację ) wrzucają żetony od 1 – 5 oceniając dania. pobrany plik

I tak w trzech restauracjach.

Do zsumowanej ilości żetonów na sam koniec dodawane są punkty za ogólne wrażenie.

Restauracja, która wygrywa dostaje prawo do umieszczenia na drzwiach wejściowych napisu:

” LITTLE  BIG  ITALY”littlebigitaklyne

a szef przywdziewa czapkę z takim napisem w barwach włoskich.

Ciekawy pomysł. Widziałam już odcinki ze Stanów Zjednoczonych i nic dziwnego, że są w przewadze, bo tam największe skupisko Włochów. Ale był też odcinek z Niemiec i Paryża.

Polecam szczerze,  tym którzy mogą zobaczyć.

I skoro już dziś telewizyjnie, to na zasadzie „kto pierwszy ten lepszy” firma włoska produkująca i sprzedająca markowe kanapy i fotele wystartowała, jak podała prasa 91 dni przed Bożym Narodzeniem z reklamą telewizyjną.

Samej reklamy nie znalazłam, ale fotkę tak. 😀poltronesofà1200-690x362

Jak mówią reprezentanci firmy, chodziło im o to, żeby mieć czas na wspaniały prezent pod choinkę jakim jest ich produkt.

Reklama kończy się naturalnie życzeniami: ” BUON NATALE”.

Powinien im zostać zaliczony rekord czasowy. Chyba, że jest ktoś inny szybszy. Ale ja nie zauważyłam.

To dziś tyle. Wieści mieszkaniowych żadnych. Cisza panuje, ale to przecież Italia. 😀

A w międzyczasie… Offida

Czekamy na wiadomości o aktualnym stanie naszego mieszkania. U V. zauważyłam napięcie, co naturalnie przełożyło się na jego humory.

Jak już zacznie się dziać, to może nie będzie miał czasu na wyszukiwanie problemów.

Ale na szczęście idziemy na coroczny obiad i nie tylko organizowany przez emerytów ugrupowania do którego należy V. czyli orientacja ” czerwona”CGIL.

Niedzielę 6 października mamy więc zagospodarowaną. Bo to i wykład i obiad i na zakończenie spektakl w bombonierkowym teatrze w Offidzie. Komedia o frapującym tytule ” Niespodzianka pod pościelą ( prześcieradłem)”.CIMG0160

Wróciła ciepła i słoneczna pogoda. Powietrze jest ciepłe i temperatura 27 stopni i nawet o dziewiątej rano nie trzeba zakładać żadnego swetra czy kurteczki. Wystarczy krótki rękaw. I niech tak będzie jak najdłużej.

Ta impreza to doskonały moment, żeby trochę przypomnieć zdjęć z Offidy. Tych ze znalezionego albumu.

Dla mnie symbolem tego znanego w szerokim świecie miasteczka nie są koronki,100_0073 chociaż naturalnie też, ale górujący nad Offidą i widoczny z daleka kościół Madonny della Rocca.100_0203

Na wysokim urwisku. 100_0205Offida to nie tylko cudowne Stare Miasto zbudowane z cegły w odróżnieniu od Ascoli, które jest z travertino, ale również przesympatyczna część nowej Offidy. Pamiętam, że podczas mojego tam kilkomiesięcznego pobytu zachwyciły mnie agawy.

Domek a właściwie willa, w której mogłaby mieszkać wróżka z „Pinokio”

i mnóstwo ukwieconych domów i ogrodów. z moimi ulubionymi figurkami na słupkach

. I przed sanktuarium pomnik błogosławionego Bernardo.100_0106A za murami miasta samo piękno. Oczywiście jeszcze jest mnóstwo innych zdjęć, ale na dziś wystarczy.

Jeszcze tylko moje dwa ulubione. Ten sam balkon zaraz po przyjeździe moim do Offidy i wtedy kiedy z niej odjeżdżałam.

Nie ma dziś  na zdjęciach cudownego renesansowego placu Popolo i teatru, ale pewnie będą fotki z 6 października. A, że teatr jest na samym placu więc nie wierzę, że nie zrobię kolejnej dokumentacji.

Bo Offida na historycznej mapie Italii zajmuje ważne miejsce. Jak Civitella i Ascoli Piceno.

A jutro może będą jakieś wieści o terminie przeprowadzki.

A, że mamy zaraz weekend, to niech będzie udany, ciepły i słoneczny.

 

Być kobietą w pogodnej Italii

I nie chodzi mi tu o Włoszki a o kobiety w ogóle, bez różnic . Wspólnym mianownikiem jest mieszkanie w Italii.

Nieraz pisałam o tym, że czasem jak tak patrzę na to co się tu dzieje w temacie gwałtów i przemocy od psychicznej do fizycznej i na dodatek na niesamowitą ilość zabójstw kobiet mam wrażenie, że cofnęłam się do zamierzchłych czasów.

Nie będę ukrywać, że ten temat wywołał wpis blogowy ” Ratunku Italia”. Bardzo dobry wpis. Dlatego przytaczam link i proszę o jego przeczytanie.

http://www.ratunkuitalia.eu/2019/09/koncz-juz-vespa-wstydu-oszczedz.html

Oczywiście cisza panuje dalej a nawet osobisty, który o dziwo za Bruno Vespa nie przepada nic o jego telewizyjnej wpadce nie wiedział.  Mimo, że ma podobne zdanie jak pan Vespa. Może nie w tej konkretnej sprawie, ale we wszystkich innych dotyczących przemocy.

Ileż to razy dochodziło miedzy nami do awantur na ten temat. W przewadze, to wszystko wina kobiet. Moim koronnym argumentem jest:

-A gdyby taka sytuacja dotyczyła twoich córek, to co?

Najwyżej zapada cisza lub stwierdzenie, że jego córki nigdy ( nigdy nie mów nigdy) się w podobnej sytuacji nie znajdą.

Czego im zresztą nie życzę. Amen.

Kiedyś pomyślałam, że być może kiedy wymrze pokolenie V. i pana Vespy będzie lepiej. Nie będzie lepiej. A wiecie dlaczego?

Oto scenka, którą opowiedziała mi przyjaciółka.

W autobusie mamusia wysoko w ciąży pieczołowicie na jedynym wolnym miejscu usadowiła tak na oko dziesięcioletniego synusia. Sama stała. I tak rośnie kolejny Włoch przekonany o służebnej roli kobiet.

Na poparcie dzisiejsza scenka ze sklepu. Stoimy z V. do kasy. Nasze zakupy nie przekraczają 5 kg wliczając butelkę wina. Przed nami para. Na taśmie wszystkie produkty z oferty. 8 butelek oleju słonecznikowego, kilogramy jabłek , kilogramy bananów i kilogramy śliwek i brzoskwiń. I coś tam jeszcze z drobnicy. Na oko okolu 20 kilogramów. Pan płaci a pani upycha wszystko do ogromnej torby. Pan prosi o paragon a pani zawiesza tę torbę na ramieniu ( bo pewnie by ją do ziemi przygięła) i kieruje się do wyjścia. Pan z rekami w kieszeni idzie za nią.

Wierzcie mi miałam odruch kopnięcia go w dupę. Jednak czekałam na V., żeby mu tę naszą reklamówkę z zakupami wręczyć.

Może w innym przypadku wzięłabym sama, ale nie w tej sytuacji.

Z tej historii wypływa morał dla pań zafascynowanych włoskimi mężczyznami. Przyjrzyjcie się im dobrze, bo może pod tym upiększającym makijażem dostrzeżecie inną twarz. Tę na codzień a nie podczas spotkań.

 

O uliczce nie w Barcelonie

To będzie o uliczce przy której mam nadzieję zamieszkać. Oczywiście moje serce wciąż jest na Lisa, ale i ta już gościła na moim blogu w fotkach, których wciąż szukam. Pewnie kiedyś kiedy nie będę ich szukać same wpadną mi w ekran. 😀

Ale dziś zrobiłam aktualne fotki, bo osobisty zażyczył sobie pieszego spaceru porannego.  Po pierwsze ta uliczka nazywa się rua ( co mnie cieszy, bo świadczy o jej specjalnym historycznym miejscu)CIMG0146 czyli tak jak Lisa. Tylko o ile ” rua della Volpe ” zamieniła się w Lisa, to ta  niestety nie nadaje się do przetłumaczenia. Za to sprawdziłam sobie kto zacz ten Morani.

Otóż w skrócie, bo facet posiada spory życiorys, był to zasłużony ascolańczyk żyjący na przełomie XV i XVI wieku z rodziny szlacheckiej, niezwykle wykształcony. Studiował łacinę i grekę i pisał poematy.

To teraz tę uliczkę pooglądamyCIMG0147Jak widać to strefa trzęsienia ziemi . V. stoi na przeciwko bramy, gdzie mamy mieszkać na pierwszym pietrze. Przy okazji będą i zdjęcia. W prawo odchodzi uliczka zakończona tunelowym przejściem jakich tu na Starówce jest pełno i ja je kocham. CIMG0148Na sklepieniu przejścia resztka kolorowych fresków.

Może kiedyś się doczekają renowacji. Sporo już jest ocalonych detali, ale wciąż za mało. 

Przy tej uliczce jest kamienica z moimi ulubionymi oknami, CIMG0155 mur za którym kiedyś był kwitnący krzewCIMG0153 i taki dziwny balkonik.CIMG0152 Ten balkonik też już miał swoje kilka sekund. na bloxie.

Rzut oka na uliczkę z  jej drugiego końca. CIMG0156.JPG

W pobliżu jeden z najstarszych placów w Ascoli starszy podobno nawet od piazza Ventidio Basso na którego wychodzi uliczka Lisa,  świętego Grzegorza z romańskim kościołem tegoż samego patrona. Zrobiłam fotkę pod światło i wyszedł tajemniczy.CIMG0157

Zanim wyszliśmy na piazza Arringo to jeszcze uwieczniłam bramę z kutą kratą. Też bardzo takie bramy lubię.

Czy może się zwyczajna wielkomiejska ulica via Mari przy której mieszkamy, pełna pędzących aut, klaksonów i wycia syren równać z uliczką na ascolańskiej Starówce. To te uliczki pokochałam tak bardzo, że aż boje się myśleć, że się uda i tam zamieszkamy.

Fotek będzie jeszcze sporo. Ta dzielnica Starówki jest bardzo ciekawa. A ja przecież po powrocie będę miała wreszcie gdzie pójść na spacer. I LM też się cieszy. Do ulubionych witryn rzut kapeluszem. 😀

A teraz zmieniamy temat. Otóż po narzekaniu na ostatnie przeczytane książki znalazłam ” kryminał”, który mogę z czystym sumieniem polecić.  To 714680-352x500Jest już drugi tom756528-352x500

Niestety wyłącznie w wersji papierowej, bo oficjalna premiera w połowie października. Tak, że muszę się uzbroić w cierpliwość.

A na zakończenie jeszcze raz moje Ascoli. Zanim zawędrowaliśmy na rua Morani przechodziliśmy kolo mojej ulubionej drewnianej głowy konia. Ma się dobrze a nawet dorobiła się przepięknej zielonej grzywy. :D.

Ponieważ nie umiałam się zdecydować, którą fotkę zamieścić są obie.

I teraz już naprawdę koniec.

Do widzenia się z Państwem, jak mówiono w dawnych dobrze wychowanych czasach.

 

Jesiennie

Jesiennie dziś będzie. Na dworze pięknie i słonecznie. Wiele osób w krótkich rękawach. Ja sama w spódniczce z gołymi nogami. na dworze.   Ktoś by powiedział:

-Ech, to jest jesienne życie.

A ja ponarzekam. Bo ostatnia deszczowa niedziela, całonocna ulewa z niedzieli na poniedziałek i wczorajsza burza przyniosła taką wilgoć, że w mieszkaniu masakra. Dziś rano zmieniłam pościel na flanelową, bo bawełniana była zimna i wilgotna. Nawet nad kołdrą się zastanawiałam. Grubą, ale jeszcze się wstrzymam z racji tej flaneli.

Wilgoć opanowała mieszkanie. Kafelki na podłodze, które w lecie są przyjaźnie ciepłe, błyszczące i bez kurzu teraz zamieniły się w zimne i zatrzymujące każdy pyłek kafle. Stąd stale mam wrażenie brudnej podłogi.

Jeszcze nie zaczęłam pakowania, bo znając włoskie realia poczekam na koniec przystosowywania mieszkania.

Na razie mam plan ułożony i kiedy padnie hasło, że to już, przy mojej wprawie wystarczy mi dwa dni. Na upartego i w ciągu 1,5 dnia bym to ogarnęła. A co? Kto jak nie ja.

Oprócz ostatnich 14 przeprowadzek zmieniałam kilka razy miejsce pracy przenosząc się do nowego miejsca a i do Polski też pakowałam manatki.  To zaowocowało dużymi umiejętnościami.

Chciałam znaleźć zdjęcia okolicy w której będziemy mieszkać. Jeszcze nie dotarłam do tego albumu. Pewnie szybciej będzie zrobić nowy album. Jednak kto wie. Jeżeli znajdę, to będą zdjęcia sprzed trzęsienia ziemi a wiec unikatowe.

Mam czego szukać.

Za to znalazłam swoje zdjęcie na schodkach w mieszkaniu na Lisa.994771_527004234003081_743039443_n Stąd te schodki w nowym mieszkaniu mnie nie przerażają a wręcz zachęcają.

I takie zdjęcie zimy w Ascoli. Tak też bywa, chociaż rzadko.

 

I teraz będę się chwalić.

Wczoraj WordPress pogratulował mi 200 setnego wpisu.Screenshot_134 Na WordPress przyszłam w ostatnich dwóch chyba dniach lutego. Zrobiłam więc podsumowanie. Screenshot_135Zapowiada się rekordowy miesiąc. Do dzisiaj było 14 665 wyświetleń. Co na cały okres dało już liczbę 72  123 wyświetleń. Całkiem niezły wynik jak na nowicjuszkę na tej platformie.

To dzięki Wam naturalnie i dlatego bardzo bardzo dziękuję.

 

 

Zaczynamy odliczanie

Wygląda na to, że wszystko zostanie pomyślnie załatwione. Dziś w biurze agencji mieszkaniowej spotkaliśmy się z parą właścicieli naszego mieszkania do wynajęcia.

Sympatyczni i rzeczowi. Już dziś nie szliśmy oglądać kolejny raz a rozmawialiśmy o odnowieniu i przygotowaniu do zamieszkania. Podobno dzisiaj ma być elektryk a później hydraulik i rozpocznie się malowanie. Jeżeli wszystko się uda to w sobotę ustalimy termin przeprowadzki. Przy najlepszym wyniku 1 października, jeżeli nie to w grę wchodzi 7 października.

Dla mnie rozpoczyna się czas pracowity. Już dziś idę do „Acquasapone” po silne worki, bo mam w planie część rzeczy włożyć własnie do takich worków z naklejoną karteczką, co w nich jest.

Na pierwszy ogień zlikwiduję salonik, bo w nim najmniej rzeczy. W łazience też postawię worek z różnymi kosmetykami i zapasami zostawiając to co się używa. Również nieużywane szkło i inne kuchenne ustrojstwa będę powoli likwidować. Jak i część ciuchów i butów. I trzeba z góry zdjąć walizki. Firanki moje popiorę i na tę chwilę zawieszę te które tu były. Dotyczy to tylko łazienki i sypialni.

I tak powoli rozpocznę CZTERNASTE PAKOWANIE WALIZEK za okres 3 lat.

Z nadzieją, że kolejne dotyczyć będzie powrotu na Lisa. Okres ten niestety należy liczyć w latach.

V. sprawił mi dzisiaj niespodziankę. Kurier ściągnął nas z drogi, bo nadeszła paczuszka z zamówioną przez V. pod moja nieobecność na lodach z biżuterią z korala.

Koralowy naszyjnik i bransoletka.CIMG0137 A mnie się marzą jeszcze kolczyki. Podobno nie było, bo V. o mojej miłości do kolczyków wie aż za dobrze.  Mam nową sukienkę w kolorach czerwono czarnych, którą chcę założyć 13 października na urodzinowy obiad  V., komplet będzie bardzo odpowiedni.

A jesień nadeszła popołudniową burzą, którą słychać zza okna. Rano i w południe było bardzo ciepło.

A sobota bardzo słoneczna.

Nawet włoski monsignore postanowił ugasić pragnienie.CIMG0134 Oczywiście nie herbatką, bo to nie jest ulubiony trunek tej nacji.

Do jutra i kolejnych informacji z placu boju.

Co czytelnik ” Dziennika badante czyli Italii pod podszewką” zobaczyć powinien

Zajrzałam znowu do odnalezionych zdjęć. Tym razem Offida. Tam własnie powstał mój dziennik i tam opowiadałam o przeróżnych perturbacjach z Ritą, która naprawdę miała na imię Anita. Anita lubiła się fotografować i lubiła kiedy opowiadałam o jej cudeńkach wyczarowanych spod pracowitych dłoni.

Każda wizyta u fryzjera ( a chodziła co tydzień ) była uwieczniona na pamiątkę. D100_0689

Offida słynie z unikalnych koronek ” tombolo”. Wszystkie mieszkanki Offidy od dziecka są uczone tej sztuki. Taki widok jak ten to normalny przy każdej pogodzie z wyjątkiem deszczowej.Panie siadają przed domami100_0083 i tworzą swoje misterne koronki.

Naturalnie Anita też miała w domu worek do ” tombolo” i szereg własnoręcznie robionych koronek.

Bardzo kochała swojego męża.

A jeszcze bardziej chyba kota Oliwiera, który był inwalidą. Stracił tylną łapkę, co jednak nie przeszkadzało mu w prowadzeniu wygodnego kociego życia.

Zaprzyjaźniliśmy się. Szczególnie od momentu, kiedy ocaliłam go od jedzenia czekoladowych chrupek dla dzieci, które Anita mu przez pomyłkę kupiła a Oliwier nie chciał ich, ku jej rozpaczy jeść :D.

Anita kochała jeszcze kwiaty. Oto jej duma. Przepiękna fuksja100_0056 A to ogrodzenie ogródka przez które osiemdziesięcioletnia i trochę Anita podwijając wąską spódniczkę przechodziła do sąsiadek na ploty.100_0060 I drzewo na które właziła po drabinie podczas mojej nieobecności przyprawiając mnie po powrocie o zawał serca. 100_0192

W książce nie było zdjęć. To zresztą jest mój osobisty album. Ale zdjęcia dodają kolorytu i uwiarygodniają wspomnienia.

I dlatego zanim przypomnę kolejną unikatową miejscowość znaną w całych Włoszech jaką jest Offida  powspominałam . O tych czasach, które zostały na kartkach: „Dziennika badante czyli Italii pod podszewką” . Wspomnień nie cytowałam. Kto czytał to sobie przypomni a innych może zachęcę do lektury. 😀

I jeszcze dygresja.

Napisałam, że „LETNI DODATEK KULINARNY CZYLI MOJE PRZEPISY” skończy się wraz z latem. Oto ostatni przepis z moich włoskich wspomnień. Z całego cyklu „Okiem Cudzoziemki”. Wystarczyło na calutki letni sezon. 😀

Wielkanocny przysmak z Ascoli i okolicy
czwartek, 28 marca 2013 r.

Można też powiedzieć, że chyba całe Marche je w Święta Wielkanocne PICONI. Znam od kilku lat i jem. To wytrawne pierożki z nadzieniem serowym z charakterystycznym pęknięciem na środku.
Ciasto na piconi:
3 jajka
1 kg mąki
szklanka mleka
2 łyżki stołowe smalcu( naturalnie Giulia podwoiła składniki)
Ciasto zagniatamy. Musi być lśniące i sprężyste, Giuliana obcina porcje i rozwałkowuje maszynką na długie  cieniutkie płaty. Na te płaty nakłada się kupkami nadzienie serowe.
Składniki nadzienia:
10 jaj
Około kg tartego drobno sera. Parmezan i jakiś inny ser twardy. Podobno można też wziąć ricotta. Ten płat z serem składa się na pół i formuje pierożki wycinając je radełkiem. Pierożki układa się na blaszkach do pieczenia. Smaruje się je żółtkiem rozkłóconym z odrobiną mleka. I teraz najważniejsze: środek przecina się ( nożyczkami) na krzyż.
W trakcie pieczenia ser wydostaje się na zewnątrz i pięknie zapieka pozostawiając resztę nadzienia miękkiego. Fantastyczna, wytrawna przekąska.”

Jutro nadejdzie jesień.

 

Jajka sadzone po ascolańsku i…. wracamy na Starówkę

Dwa dni temu zapadła decyzja o jajecznicy włoskiej ( frittata) na kolację. Osobisty jednak zmienił pomysł na jajka sadzone po ascolańsku.

Jako, że on się panicznie boi cholesterolu unika jajek i nigdy czegoś takiego nie przyrządzał. Nie uzyskałam informacji czy to naprawdę potrawa z Ascoli, czy tylko zainspirowana i recepta V., bo odpowiedzi były sprzeczne. Nieważne, ważne, ze oryginalna i dlatego zasłużyła na ” żółty garnek „.0_0_productGfx_43c8379e7d8517823af5680648dfd53e

Składniki:

-jajka w ilości potrzebnej

– cebula… dużo

-pomidory świeże

-przecier pomidorowy

-proscutto crudo ( szynka surowa) lub zamiennik

-sól, pieprz, ostra papryczka

Cebule kroimy w półplasterki i dusimy. My nie używamy tłuszczu tylko zalewamy cebulę wodą i dusimy do jej odparowania i uzyskania miękkości. Następnie dodajemy drobno ( ze skórką ) pokrojone pomidory i razem podduszamy. Kolejnym etapem jest dodanie przecieru pomidorowego. Kosztujemy i dodajemy ostrą papryczkę i pieprz. Wszystko musi się dobrze połączyć. Na koniec wrzucamy szynkę lub boczek albo w wersji bezmięsnej myślę, że można dodać zielonego groszku.  Musi powstać gęsty sos pomidorowy. Teraz można posolic w razie potrzeby.

Kiedy już uzyskamy odpowiedni smak na sos wbijamy jajka tak jak jajka sadzone. Jajka solimy lekko.Przykrywamy i czekamy aż białko się zsiądzie a żółtko uzyska odpowiednią konsystencje.

Wyjmujemy ostrożnie jajka dużą łyżką z sosem a jego resztą polewamy jajka sadzone na górze.

Konieczne dobre świeże pieczywo, bo sos je lubi.

Ciekawa jestem kto się odważy przygotować ” jajka sadzone po ascolańsku”.

A teraz reszta wiadomości.

Otóż wczoraj dostaliśmy wiadomość, że dziś o jedenastej możemy zobaczyć to mieszkanie na Starówce. To które pokazywałam.

Oczywiście poszliśmy. Jest dosłownie kilka kroków od głównych placów a jednak w spokojnej uliczce. Dom z travertino o grubych murach. Samo mieszkanie trochę inaczej wygląda jak na zdjęciach. Otóż jest na dwóch poziomach. A ten pokój gospodarczy jest poza mieszkaniem. Wchodzi się do niego po schodach ale ze schodów głównych. Wszystkiego jeszcze nie ogarnęłam w szczegółach. Z podestu pierwszego piętra są drzwi wejściowe. W jakieś rzeźby. 😀

Jak często w Italii za drzwiami wejściowymi jest kuchnia. Zwróciłam uwagę na szafkę w murze. Taka spiżarka. Z kuchni wejście do malutkiego przedpokoju a z niego do głównej sypialni. I teraz są w przedpokoju  dwa ciągi schodów. Na drugi poziom mieszkania. Jedne schody ( może ze sześć) do drugiego pokoju i kolejne do łazienki. Łazienka z oknem w kobaltowych kafelkach i ma sporo szafek z lustrzanymi drzwiczkami. To dobrze, bo będzie gdzie co schować. Jest wanna z prysznicem naturalnie.

Mieszkanie wymaga pomalowania i ma być gotowe na 1 października. Zresztą w poniedziałek jesteśmy umówieni z właścicielem i mam nadzieję zobaczyć resztę szczegółów.

V. odżył, bo znów będzie w centrum. A ja… dla mnie Ascoli to właśnie Starówka nawet z dziwnym układem mieszkań a może przede wszystkim. Nie ma balkonu i chyba za oknem są klasyczne sznurki do wieszania prania. Takie jak na filmach. 😀

W naszym obecnym mieszkaniu  zrobiło się zimno mimo, że na dworze ciepło, ale wieje chłodny wiatr. nawet nie chcę myśleć co będzie tu w zimie.

Mam nadzieję, że nic się już nie zmieni i w poniedziałek napisze kolejne obserwacje.

 

Zapowiada się długi dzień

A wszystko dlatego, że z tych nerwów wstałam już przed siódmą rano. Nawet się ucieszyłam, że miałam znów co prasować, bo jak wiadomo prasowanie mnie odstresowuje.  Specjalnie jednak tego nie doświadczyłam i dlatego poleciałam na drugą poranną kawę do przyjaciółki.

Trochę pomogło, ale nie za wiele.

Wróciłam i zabrałam się za wylewanie żółci na blogu.

A tak w ogóle to postanowiłam zapytać maniaczek czytających, czy też zwróciły na taką rzecz czytając polskich autorów. Oczywiście nie wszystkich.

Otóż nie wiem, czy wydawcy nie ustalili jakiegoś limitu objętościowego książki lub nastała moda na czytanie wyłącznie formatu ” cegły”, bo spotykam się z wstawkami jak nie historycznymi to sportowymi lub wspomnieniowymi. A wszystko przypomina podręcznik wiedzy o świecie.

Do całkiem zgrabnej fabuły sensacyjnej w powieści ” Nazywam się Milion” wplecione zostały kartki z podręcznika do historii. I nie tylko. zafundowano mi skrót mistrzostw świata w piłce nożnej i wyścigów kolarskich. Ponadto różne wiadomości z historii od traumy obozowej w Majdanku po słynne zdanie Joanny Szczepkowskiej w telewizji i dokładne wyjaśnienie kto i co zrobił Lech Wałęsa.

Gdyby nie to, ze ja zawsze kończę książkę którą czytam to chyba w połowie zrezygnowałabym z czytania. Bo to bohaterka straciła pamięć a nie ja.  Historię znam a i czasy o których mowa przeżyłam.

Te ” wkładki” nijak się mają do fabuły. I tak mi przyszło na myśl czy redaktorzy redagujący powieść nie chodzili do szkoły na lekcje historii i dla nich to stanowiło dodatkową atrakcję powieści. Taka powieść kryminalno popularno naukowa.

Powieść kryminalna powinna być zwarta, logiczna i trzymająca w napięciu. W tej książce w momencie, kiedy zaczynało być ciekawie akcja się rozłaziła o wiadomości wręcz podręcznikowe.

Tak, że jestem ciekawa czy to odosobniony przypadek ( chociaż nie… bo i w perskiej serii było podobnie… ) czy to jest taka moda na zwiększanie objętości książki.

Ciekawa jestem waszego zdania.