Dzień zewnętrzny

Tak dużo byłam poza domem, że trochę mi zejdzie na opowiedzeniu, gdzie byłam i jak ten dzień się toczył. Przyjechałam niedawno i ucięłam sobie pogawędkę życzeniową z bratem ciotczynym Andrzejem. Zawsze gadamy sporo więc i tym razem nie było inaczej.

Już opowiadam. Rankiem, no może nie świtem pojechałam na targ zwany ” na Barskiej”. Pogoda była z lekka mroźna, co uwieczniłam na fotkach

Te domy w głębi, to prawdziwe śląskie ” familoki”. Bo ja mieszkam w Chorzowie Batorym i te fotki, to prawie spod mojego domu. Kawałek ulicy jest zachowany jak przed laty.

Targ na Barskiej, to spore targowisko, które od lat wielu niezmiennie i chwała Bogu, tam jest w środy i soboty. Trochę się skurczyło, ale wciąż jest wszystko. Meble, dywany, ciuchy, buty i nawet ” pchli targ” na stoiskach. Dużo świątecznej chińszczyzny jak wszędzie. Spora część do jedzenia też ze wszystkim: pieczywem, wędliną, mięsem warzywami i owocami. To sobie trochę pochodziłam i znalazłam talerz z Włocławka, które wciąż mam na ścianie w kuchni i nie mam zamiaru ich się pozbywać. Niestety nie zwróciłam uwagi, ze nie ma dziurek na spodzie, do przeciągnięcia nitki, do zawieszenia na ścianie. Ale mam pomysł jak to rozwiązać. Przykleję mocnym klejem haczyk do góry nogami i tak zawiążę sznureczek do powieszenia.

Kupiłam też wreszcie prezent dla córki V. Barbary, bo 4 grudnia będę już w Ascoli i wypada mi jej, coś przywieść. Co prawda ona ze swoich wojaży do Portugalii i Florydy przywiozła upominki wyłącznie dla ojca, mnie pomijając, ale ja jestem wychowana po polsku. Kupiłam jej ciepłe wełniane skarpety, jakich w Italii nie widziałam. W domu na pewno w nich będzie chodzić. Od kafelek ciągnie.

Kupiłam jeszcze jakieś drobiazgi, zadzwoniłam do mojego przewoźnika i wiem, że w piątek wyjadę między jedenastą a dwunastą w południe. Kiedy pod domem kończyłam zakupy dopadł mnie telefon od syna:

-Mama, gdzie jesteś?

-Pod domem w „Netto” robię zakupy.

-To nie idź do domu, my ( z synową moim trzecim dzieckiem) zaraz będziemy i zabieramy cię na kawę.

I faktycznie zanim wyszłam ze sklepu, mój syn już czekał. Pojechaliśmy do naszej ” Silesii” centrum komercjalnego, które lubię. Może dlatego, że nasze katowickie. A przy okazji ładne naprawdę.

Wypiłam całkiem dobrą kawę po wiedeńsku czyli z bitą śmietaną, śmiejąc się, że taka kawa od zawsze nazywała się ” Murzynek” i do dziś ją piję w domu w Italii. Teraz to kawa po wiedeńsku. ” Murzynek” nie brzmi prawomyślnie 😀 Do tego zjadłam ogromne ciasto z malinami i bezą. Tak, że jeszcze nic nie jadłam. Na kolację zjem bigos podpierając się Silimarolem. 😀

A potem okazało się, że moje dzieci chciały nam z V zrobić prezenty pod choinkę. Dla V. do kolekcji ( bo nie pije w dalszym ciągu, tylko zbiera) mój syn wybrał flaszkę „Samogonu” w oryginalnej butelce i jeszcze dołożyliśmy ser ” oscypek” wędzony. Ja sobie zażyczyłam niewielką sztuczną choinkę, ten stroik w Italii już mnie mierzi. Mam teraz taką o normalnej choinkowej formie wysokości 70 centymetrów. Będzie łatwiejsza i ładniejsza do ubierania. Mam tez prawdziwy syrop malinowy z miodem z ” Bacówki”, której stoisko jest w „Silesii”.

Wychodząc z ” Silesii” zrobiłam zdjęcie świątecznej głównej dekoracji przy mostku nad jeziorkiem z fontanną. Ciekawy projekt i bardzo mi się podobał. Skrzydła anielskie.

A w ” Benettonie” identyczna dekoracja jak w Ascoli 😀

Przyjechałam po piętnastej do domu i miałam w planie pojechać na Jarmark świąteczny w centrum Katowic. Ale chyba dzisiaj sobie daruję. Jutro spotykam się na pożegnalnym spotkaniu z ulubioną J. i innymi paniami, to może po spotkaniu, bo spotkanie jest popołudniowe z racji koncertu, na który J. się wybiera skoczę do Katowic.

Rano spakuję walizkę i kupie mielone mięso na sznycle ( po krakowsku, inaczej karminadle po śląsku, lub normalnie kotlety mielone) Usmażę sobie na drogę do bułek. Myślałam o kotletach, ale mam taką zachciankę. Wędliny w podroży mam dosyć.

Jutro rano mam wobec tego wyjście do sklepu i pakowanie walizki. Sznycle zostawię na piątek rano.

I tak o dzisiejszym dniu opowiedziałam. O jutrzejszym też może zdążę napisać.

Czas na Rozmaitości:

Jest „Tydzień z Internetem”

https://luciadruga.blogspot.com/2022/11/tygiel-z-internetem-30-listopada-2022-r.html

W Kąciku LM

W Poradniku PPD pakowanie prezentów.

W kuchni włoskiej

I Kabaret Starszych Panów z Mieczysławem Czechowskim.

I teraz proszę o pochwałę, bo idę grzać ten bigos, bo się napracowałam dzisiaj i fizycznie ( ręce na klawiaturze laptopa) i umysłowo.
Do jutra.

Pierwszy mroźny dzień, a właściwie spacer

Bo do tej chwili było raczej wilgotno i mżawkowo. Dziś od rano oszronione trawniki i słonecznie. Rano nic nie robiłam poza czytaniem i takim klasycznym nic nierobieniem. Bo w południe wybierałam się do Gliwic na umówione spotkanie w sprawie, którą chcę ogarniać kiedy będę dłużej w domu. Na, co liczę. Podrzuciłam jeszcze do przychodni eksa upoważnienie do recept na Agę, bo było tylko na mnie. Może jeszcze będzie potrzebne. I poszłam na dworzec kolejowy w moim Chorzowie Batorym. I strzeliłam fotkę z peronu dworcowego.

Wczoraj ze smutkiem patrzyłam na nieczynne sklepy na rogu po prawej stronie. Nic nie ma. Nawet tych, które przybyły nie tak dawno. Brudne witryny i zamknięte na głucho lokale. A ja pamiętam przez tyle lat te same sklepy, aptekę i sklep pani Burczykowej gdzie było wszystko potrzebne w domu. W lokalu na przeciwko po wieloletniej nawet przedwojennej restauracji jest żłobek i przedszkole.

Ale za to do Gliwic jedzie się pociągiem zaledwie 20 minut. Za moich czasów trzeba było poświęcić około czterdziestu a czasem i dłużej. Stosowne informacje uzyskałam i czekałam na moją córkę o czwartej popołudniu już na dworcu. Wracałyśmy razem do domu. I rzeczywiście było zimno, a ja bez czapki. Jutro już taka głupia nie będę. A ponieważ rankiem wedle dziesiątej wybieram się na wielki chorzowski targ na Barskiej, to sobie już czapkę z pewnością włożę.

Lubię Gliwice od zawsze i dlatego kilka fotek.

Czas powrotu do Ascoli nieubłaganie nadchodzi. Do piątku niedaleko. Mam nadzieję, że w miarę szybko przyjedziemy razem z V. już do mojego domu.

Jeszcze kilka małych spraw i w czwartek idę na pożegnalne spotkanie. Tym razem popołudniowe.

I tyle dzisiejszych polskich zapisków.

Teraz blogowe Rozmaitości:

Kącik LM

Poradnik PPD

W kuchni włoskiej

W Kabarecie Starszych panów Mieczysław Czechowicz

Do jutra.

Łyżka dziegciu

Nie może być tak wszystko idealnie. Wczoraj źle się popołudniu poczułam. Ni z gruszki ni z pietruszki miałam jak na mnie podciśnieniowa wysokie ciśnienie. 153/90. Było mi słabo i niedobrze. Jak leżałam czy siedziałam było dobrze. Jak tylko chodziłam wracała słabość. Pojechałam do dzieci, ale nic poza melisą nie piłam i jak wróciłam zaraz się położyłam. V. kiedy mu o tym wieczorem powiedziałam z lekka wystraszony i wysyła mnie do lekarza. A ponieważ dzisiaj ciśnienie dużo mniejsze, bo wróciłam na poziom 139/77 myślę, że miało to związek pogodowy. Rano nie wypiłam kawy więc spalam, gdzie popadnie. Potem jednak zrobiłam sobie tę kawę w ilości połowicznej i wróciłam do formy. Na tyle, żeby ogarniać jeszcze jedną ważną sprawę dla mnie osobiście. I dlatego zaraz wyjdę po jeden z dokumentów, który zapomniałam a właściwie pomyliłam z innym wziąć z Włoch.

Potrzebny mi jest na umówione jutro spotkanie w Gliwicach. O trzynastej mam autobus, to spokojnie podjadę. A potem jeszcze do Was wrócę. I wróciłam. 😀 Dokument załatwiłam od ręki. Pogoda wraca słoneczna, co raczej mnie cieszy, bo ta bura szarość jest deprymująca. Nawet na tyle poczułam się po powrocie lepiej, że zgłodniałam i zrobiłam sobie coś do jedzenia. Napiszę blog i potem skontroluję to ciśnienie, żeby schować aparat do jego mierzenia. Dziś dzień odpoczynku. Nigdzie już nie wychodzę. Nic ważnego na popołudnie nie zostawiłam. I poczytać sobie mogę. Co niniejszym zaraz uczynię.

A teraz Rozmaitości:

Kącik LM

Poradnik PPD

W kuchni jabłka w cieście po włosku.

I Kabaret Starszych Panów i Jarema Stępowski

Do jutra.

Nadrabiam towarzyskie spotkania

Wczoraj nie miałam spotkań towarzyskich i dzień spędziłam na takich rożnych domowych zajęciach. Przedpołudniem załatwiłam sprawę nowego telefonu. Mam kolejnego OPPO, którą to markę mogę z czystym sumieniem polecić.

Taki sobie zrobiłam prezent w ramach abonamentu czyli za złotówkę polską. Ale dostałam też prezent wspaniały od Iwonki Mejza. Jej ostatnią książka i do pojadania czekoladę.

Przypomnę sobie jak czyta się książkę papierową. 😀

Potem już zajęłam się spokojnie ustawianiem nowego telefonu. Co prawda u operatora najważniejsze sprawy zaktualizowałam, ale potem miałam cyrk z hasłami do stron, które otwieram. Nawet jak hasło pamiętałam, to musiałam udowadniać, że ja to ja. Ale już wszystko działa. I telefon działa tak jak należy.

A dziś zeszła nam z z głowy sprawa naszego fikusa, którego poprzednim razem nie zdążyłyśmy przesadzić, bo do tego potrzebne są dwie osoby. Dostał ogromna donicę i mam nadzieję, że mu się to spodoba.

Tak, że i kwiaty doprowadzone są do porządku.

A dziś spotkań ciąg dalszy. Tym razem spotkanie rodzinne u mojej synowej i syna. Jedziemy na śląskie klachy z moją córką i moją ulubioną J., która nie dość, że jest ciotką moich dzieci jako żona brata ich ojca, to jeszcze chrzestną matką mojego syna.

Jutro mam trochę spraw jeszcze do ogarnięcia, bo to ostatnie pięć dni w Polsce. Ale nie jest, to nic takiego, co nie może być odłożone w czasie, jak nie zdążę.

No i oczywiście jeszcze mam w planie jedno damskie spotkanie.

A moja córka zaczęła kolekcjonować obrazy. Właśnie wczoraj przywiozła kupiony w Galerii obraz ” Kaskada”. Bardzo mi się podoba.

W podobnym stylu kupiła jeszcze dwa.

Czytam teraz ” Doktor Annę ” drugą część cyklu ” Uczniowie Hipokratesa”.

W serialach jestem na bieżąco, bo nie ma ich dużo. Raptem jeden. 😀

A teraz czas na ogarnięcie siebie, bo umówione jesteśmy z J. na 14.30.

Rozmaitości przygotowane.

„Tygiel z Internetem”

https://luciadruga.blogspot.com/2022/11/tygiel-z-internetem-27-listopada-2022-r.html

Kącik LM

Poradnik PPD

W kuchni włoskiej

Z Kabaretu Starszych Panów

Do jutra.

Tak przypuszczałam

…. że wczoraj nie będę miała czasu napisać dziennikowych notatek. Teoretycznie mogłam jeszcze zrobić przed północą blog, ale jednak z lekka byłam zmęczona dniem pełnym wrażeń, wspomnień i wzruszeń.

Spotkaliśmy się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Ostatni raz widzieliśmy się prawie dwadzieścia lat temu. Gdzieś uciekły nam te lata. Teraz do tego postaramy sie nie dopuścić. Pojechałyśmy z moją przyjaciółką do Krakowa pociągiem, gdzie na peronie odnalazł nas nasz przyjaciel. Boże jak się ucieszyłam. Tym bardziej, że wygląda świetnie. Mogłabym napisać, że czas właśnie z nim obszedł się dobrze. W dalszym ciągu pracujący ( na swoim :D) w profesji, którą rozpoczął po odejściu przed wielu, wielu laty z pracy w kopalni. W dalszym ciągu mieszka już tylko z żoną, bo synowie rozjechali się po świecie.

, jeden w Australii, drugi pod Londynem, w urokliwej przedwojennej willi drewnianej 50 km od Krakowa.

Był, to więc dzień jak napisałam wspomnień naszych pełnych śmiechu i przypominaniu sobie przeróżnych zabawnych historii. Ponieważ mają ogromny ogród zostałam obdarowana słoikami domowych kiszonych ogórków dla mnie oczywiście tylko i dżemem z czarnej porzeczki dla V. wielbiciela właśnie polskich jagód i czarnej porzeczki. 😀

Gospodarze odwieźli nas na pociąg do Krakowa a wieczorem przed dwudziesta drugą czekała na nas na dworcu córka mojej przyjaciółki, żeby starsze panie nie szwendały się po nocy środkami komunikacji miejskiej. Bo ja do Chorzowa, a moją przyjaciółka do Siemianowic, co naturalnie jak to na Śląsku jest w kupie, ale w przeciwnych kierunkach.

A dziś pojadę do operatora i chyba już sfinalizuję sprawę telefonu. A na poczcie czeka na mnie paczuszka, bo wczoraj nie miał kto otworzyć drzwi. Jest to na pewno prezent od Iwonki Mejza. Jej najnowszy kryminał. Podobno osadzony w latach sześćdziesiątych więc lata mojej wczesnej młodości. Przypomnę sobie, jak czyta się prawdziwą a nie elektroniczną książkę.

Czas ucieka. Potwierdziłam już mój powrót. Wyjazd w piątek czyli sobota będzie w części doby ascolańska.

A teraz blogowe Rozmaitości:

Kącik LM

Poradnik PPD

W kuchni włoskiej

I teraz przypominam wspaniałego Wiesława Gołasa

Do jutra.

Czwartek dla mnie

Na dworze padał śnieg z deszczem kiedy wychodziłam z domu pozałatwiać kilka spraw przed umówionym fryzjerem. A właściwie ulubioną panią Ewą, której jestem wierna od samego początku założenia przez nią zakładu fryzjerskiego. Szmat czasu, jeszcze pracowałam i o wyjeździe do Włoch ani mi się śniło. Zawsze kiedy przyjeżdżam obowiązkowo tutaj doprowadzam głowę do ładu i składu.

Ale, to co miałam do załatwienia nie wypaliło. Telefon dopiero w sobotę, bo jeszcze brak potwierdzenia ostatniego doładowania, co jest konieczne przy wymianie mojego telefonu. Za to zadzwonił pan szewc, że są gotowe buty i tym samym nie zmarnowałam deszczowo- śniegowej wyprawy do centrum.

Jeszcze wstąpiłam do apteki i uciekł mi tramwaj przed nosem. Motorniczy widział, że dobiegam, ale ruszył mi dosłownie przed samymi drzwiami. Rzecz w Italii nie spotykana. Poczekałby nawet dłużej niż 15 sekund .

Trudno świetnie.

Zdążyłam jednak na umówioną godzinę i teraz siedzę w efektownych plastrach aluminium na głowie.

Poprosiłam Ewę, żeby pokazała swoje dzieło i tak macie mnie w refleksach we włosach.

Wracając do domu zrobię mini zakupy i popołudniu pojadę do ulubionej J. na ploteczki.

A jutro czeka mnie miłe spotkanie po latach i Kraków. Muszę napisać, że się bardzo cieszę.

Adrenalina powolutku mnie opuszcza i oczywiście przy takiej pogodzie powrócił (nie)przyjaciel ” nerwoból”. No cóż muszę z nim żyć, bo innej opcji nie ma.

Już wiem, o której pojedziemy z T. do Krakowa. Spotykamy sie na dworcu w Katowicach o 10- 10.15. Która pierwsza kupuje bilety. Pewnie ja, bo ja pojadę z Chorzowa Batorego pociągiem, o 9.42, a jadę 7 minut. A w Krakowie odbierze nas przyjaciel i zrobimy wycieczkę do Szczyrzyca k/ Limanowej. To tylko godzinka samochodem. Wieczorem odwiezie nas do Krakowa, a my już same dotrzemy na Śląsk. Czyli jutro pewnie blog będzie pożny, albo dopiero w sobotę.

A teraz Rozmaitości:

W Kąciku LM

Poradnik PPD

W kuchni włoskiej:

I coś do posłuchania czyli Kabaret Starszych Panów

Do jutra lub dnia następnego.

Z podziękowaniem

Najserdeczniej jak mogę dziękuję Wszystkim moim blogowym przyjaciołom za kciuki i dobre myśli. Zapadł wyrok i najważniejsze, że w uzasadnieniu w punkcie pierwszym jest przyznanie prawa do mieszkania w 100 % mnie. Czyli zmiana przydziału w Spółdzielni Mieszkaniowej. Będzie wyłącznie na mnie. Prawo do mieszkania eks jako zameldowany otrzymał na lat dziesięć, jednak w świetle jego zamieszkania w DOS nie będzie mi to przeszkadzało. Kiedyś wyrok uprawomocniał się trzy tygodnie. Teraz wystarczy 7 dni. I wobec, że będę jeszcze w kraju pobiorę sentencję wyroku i dostarczę do Spółdzielni.

A teraz opowieść o przygodach durnej Luci. Termin dzisiejszej rozprawy i salę napisałam na poprzednim piśmie z sądu podany przez sędziego. Pisma żadnego już nie otrzymałam.

Byłam pewna dnia, że 23 listopada i godz. 14.30. W domu jeszcze zerknęłam na to, co nabazgrałam i tak zamówiłam transport medyczny. Ten z którym rozmawiałam z Włoch polecił mi zadzwonić po przyjeździe. Zaraz w poniedziałek zadzwoniłam, a ten klasycznie wystawił mnie do wiatru, mówiąc, że nie ma miejsca o tej godzinie. I pewnie, to wybiło mnie z rytmu załatwiania spraw. Na szczęście kolejny okazał sieę dyssypacyjny. Od wczoraj jednak coś mi nie dawało spokoju, każąc sprawdzić wszystko w sądzie. Wczoraj nie zadzwoniłam, ale dziś rano chciałam potwierdzenia, że wszystko jest w porządku.

A tu dupa zbita. Rozprawa nie o 14.30 a o 14 tej. Pomyliłam z początkiem numeru sali 307, który nabazgrałam przy godzinie. A ja transport zamówiłam na czternastą. Zimno mi się zrobiło. Zaczęłam odkręcać. Dzwonie do transportu, a oni nie wiedzą czy będą mieć czas przyjechać o poł godziny wcześniej. Mam zadzwonić za godzinę.

Opracowałam natychmiast plan awaryjny. Na czternastą pojechałabym sama, żeby uprzedzić, że eks dojeżdża, a opiekunka wyprawiłaby go karetką.

Na szczęście udało się mój błąd naprawić i transport przyjechał o 13. 30 Jak mówi,ę ktoś tam nade mną czuwa i kciuki też pomagają.

Rozprawa odbyła się planowo. Bez obecności eksa jednak wyrok by nie zapadł. Czyli dobrze zrobiłam, że go zmusiłam do wyjazdu. A nie miał wielkiej ochoty. psychicznie dobrze mu to zrobiło i pewne sprawy udało mi się mu wyjaśnić. Między innymi, że sprawę założyłam dlatego, że gdyby coś z nim się stało, to jego syn miałby prawo do mieszkania. A do tego w żadnym wypadku nie miałam zamiaru dopuścić. Dotarło i przyznał mi rację. Czekałaby mnie splata jego partycypacji w spadku.

I oczywiście przyznał mi rację, że w tej sytuacji DOS jest jedynym rozwiązaniem, żeby nie żył w czterech ścianach bez możliwości wyjścia z domu i rehabilitacji. Wiem więc, że będzie spokojnie czekał na miejsce w DOS. Tym bardziej, że przyrzekłam tę rehabilitację załatwić, gdyby z nią były problemy w DOS. Przecież rehabilitant dojdzie.

Czas znowu rozwiąże różne problemy z tego wynikające.

Jutro idę do fryzjera i zafunduje sobie nowy telefon. Już jest odłożony i czeka na mnie. W piątek jedziemy z przyjaciółką do Krakowa na spotkanie z innymi naszymi przyjaciółmi z którymi udało mi się odnowić kontakt, ku wzruszeniu obu stron.

I dobra passa trwała. Wczoraj odnalazłam córkę naszych zmarłych przyjaciół, która mieszka na Florydzie i z którą też straciłyśmy kontakt. Covid zebrał różne żniwa. Przyczynił się do utraty różnych kontaktów.

Ale rozmawiałyśmy w nocy dobre 40 minut i teraz już się nie zgubimy.

A, co do waszych sugestii, że blog ma inny ton. Zgadza sie. Moje mieszkanie, nie tylko z tego powodu, że jest moje wytwarza inną atmosferę. Przede wszystkim jest mimo ciasnoty w tym momencie wygodne. Ciepłe przede wszystkim, a co za tym idzie, myśli opuściły mnie w temacie ogrzewania. Internet chodzi w kraju też lepiej. W domu mam kanapę i fotele czyli to czego nie mam w mieszkaniu w Italii. I w kuchni z powodu ciasnoty nie ma mowy o stałym w niej siedzeniu. A V. siedzi przy kuchennym stole od rana do nocy i tam ogląda telewizję patrząc mi na ręce, komentując i wybuchając, co też ma wpływ na mój stan nerwów.

Tutaj będzie musiał zmienić nawyki i siedzieć w fotelu w dużym pokoju i tak sobie patrzeć na gadające włoskie głowy. Szybko się do wygody przyzwyczai. 😀

A więc wygadałam się i teraz zapraszam do Rozmaitości:

„Tygiel z Internetem”.

https://luciadruga.blogspot.com/2022/11/tygiel-z-internetrm-23-listopada-2023-r.html

Kącik LM

Poradnik PPD

W kuchni włoskiej:

Le ricette di Serena

  · 

SMAŻONE PĄCZKI…

1 kg mąki 00,

100 gramów cukru

150 gramów masła

2 starte skórki cytrynowe

1 kostka drożdży piwnych

1/2 litra mleka

4 jajka

1 saszetka słodkich drożdży

1 saszetka wanilii

1 szklanka alkoholu

olej do smażenia

Cukier  puder na zakończenie

PRZYGOTOWANIE: W dość dużym pojemniku umieścić mąkę, jajka, cukier, skórkę cytrynową, szczyptę soli, roztopione masło; zacznij ugniatać, powoli dodając 250 ml. ciepłego mleka, w którym roztopiły się drożdże piwne. Następnie połączyć  z pozostałym mlekiem, kontynuując wyrabianie, dodać  wanilię i drożdże. Bardzo dobrze wyrobionej ciasto zostaw w misce i  pozostaw miskę  w ciepłym otoczeniu, dobrze okrytą (używam kocyki wełniane) na co najmniej 1 godzinę (ciasto  musi podwoić objętość ) Następnie zrób kształt dużego  jajka i zrób dziurkę w środku. Ułóż pączki na stole przykryj ściereczką i pozwól im się rosnąć przez kolejną godzinę. Następnie smaż i posyp cukrem pudrem.

Moja reklama świąteczna , bo trzeba podreperować finanse przed świętami. 😀

Już jest na mojej stronie autorskiej i koncie fb. To jeszcze trzeba i tu ja zamieścić.

Czas na reklamę świąteczną.

Może książka.

Polecam miłośnikom Italii cykl prawdziwych historii ” Okiem cudzoziemki”, który składa się z trzech książek:

Dziennik badante czyli Italia pod podszewką”

” Opowieści ascolańskie i inna włoszczyzna”

” W zapachu włoskiej kuchni czyli badante ze Wzgórza Czterech Wiatrów”

Miłośnikom gotowania i czytania o nim gawędy kulinarne:

” Polskie smaki i wloskie przysmaki”

A tym który urodzili się w PRL u moje wspomnienia o nim:

„Życiorys PRL em malowy”

Wszystkie książki z wyjątkiem „ Polskich smaków i włoskich przysmaków” są także oprócz wersji papierowej w formie ebooków.

Książki można dostać w wielu księgarniach internetowych , Empiku i Wyczepane.pl oraz ebooki na przykład Virtualo

https://www.empik.com/szukaj/produkt?author=kleinert+lucyna

https://www.wyczerpane.pl/polskie-smaki-i-wloskie-przysmaki.html

https://virtualo.pl/autor/lucyna-kleinert-a67352/

W Kabarecie Starszych Panów Wiesław ale Gołas 😀

Do jutra.

Dzień zaplanowany gospodarczo i towarzysko

Wcześnie dzisiaj wstałam. Już po siódmej. Po prostu byłam wyspana. Wypiłam kawę z francuskim ciasteczkiem i tak powolutku zabrałam się za to i tamto. Przede wszystkim za umieszczenie mojej częściowej kolekcji łabędziowej i tych kilku drobiazgów, które lubię. Oczywiście i inne sprawy domowe też mam na uwadze. Włączyłam pralkę, coś tam poskładałam mojemu dziecku, bo ja mam po babci awersje do niepoukładanych rzeczy.

Co mi przypomniało rodzinną opowieść. Otóż moja babcia miała serdeczną przyjaciółkę zwaną sędziną K. Od zawodu męża naturalnie, który już przed wojną był sędzią. Panie przyjaźniły się od czasów szkolnych, a państwo sędziostwo spędzali u moich dziadków często wakacje wyjeżdżając z córkami z niezdrowego latem Krakowa. Ponieważ moja babcia miała swojego syna i przybranego siostrzeńca dziadka, którego wychowywała a sędzina K. miała trzy córki panie chętnie widziałyby jakiś mariaż. Cóż młodzi owszem lubili się, ale mięty do siebie nie czuli. Oczywiście sędzina K. miała przed wojną kilka służących więc problemu z utrzymaniem mieszkania w porządku nie było.

Jednak po wojnie władza ludowa nie patrzyła na pracę pomocy domowych przychylnym okiem, a i tzw. ” dziewczyny” nie kwapiły się do takiej pracy. Agitacja zadziałała i ” dziewczyny na traktory”, na murarki czy inne prace typu ” nie matura lecz chęć szczera” i sędzina K. została w ogromnym choć uszczuplonym o połowę krakowskim mieszkaniu bez pomocy. Czasem sędzia kogoś przepłacił i jakieś sprzątanie załatwił. Byłam dzieckiem więc naturalnie nie wszystko pamiętam, ale wiem, że lubiłam tam z babcią chodzić z racji mnóstwa przedwojennych książek dla panienek. My tez mieszkałyśmy już w Krakowie więc panie często się odwiedzały. Zresztą właśnie w domu przyjaciółki babci mieszkałyśmy w trakcie rozwodu rodziców zanim mama nie zorganizowała nam domu.

Zawsze kiedy odwiedzałyśmy sędzinę K. słyszałam jak jej mąż mówił do babci całując ją w rękę na powitanie:

-O, przyszła pani Pola, będzie w końcu w kuchni porzadek.

Bo babcia zaraz zabierała się za uładzanie bałaganu w kuchni. Czyli ja mam, to po niej.

Pamiętam jeszcze, że sędzia potem witał się ze mna podając mi rękę mówiąc:

-Witam panienkę Lucię. A ja pięknie dygałam.

Takie, to były czasu mimo czasów powojennych. 😀

A teraz pokażę mój pokój z łabędziami i ulubionymi drobiazgami. W całym pokoju jest tylko jedno miejsce bez książek.

Taka witrynka zwana przez nas ” kapliczką” 😀 i tę zostawiłam na porcelanę. Pieczołowicie doprowadzając ją poprzednim razem do porządku

A łabędzie znalazły miejsce na innych półkach

Przywiozłam z Ascoli ulubiony kafelek z aniołkami i powiesiłam nad kanapą oraz szklany wazonik od V.

A w nowej kupionej biblioteczce też znalazły miejsce drobiazgi z Włoch.

Ten ptaszek, to jest lupa. 😀 Kiedyś pokażę więcej. Dzisiaj mam jeszcze w planie pójście do sklepu. Umówienie się do fryzjera , a popołudniu spotkanie z przyjaciółkami. Musze nabrać dystansu do jutrzejszego dnia.

Zapraszam do Rozmaitości.

Kącik LM

Poradnik PPD

W kuchni włoskiej

Najpopularniejsze panettone

I jeszcze Wiesław Michnikowski w Kabarecie Starszych Panów

Do jutra.

Jak w wygodnych kapciach

Tak się poczułam kiedy dzisiaj wyszłam ogarniać sprawy. Zawsze taka myśl mi towarzyszy, że z wygodnych bądź, co bądź, bo włoskich butów, wskakuję w o niebo wygodniejsze z racji przeznaczenia kapcie. 😀

Minęła pierwsza połowa polskiego dnia, a ja mam wszystko załatwione. Podobno, to sie nazywa, że Opatrzność nade mną czuwa, albo mam jakieś chody w zaświatach.

Wczoraj przed godziną siedemnastą znalazłam się we własnym polskim domu. Jak jest wiadomo. Szpitalnie i brak miejsca na spotkanie z przyjaciółmi w domowym zaciszu. Droga mimo, że z racji odbierania paczek do Polski przedłużyła się do prawie 24 godzin była dobra. Zdecydowanie lepiej wyjechać z Italii popołudniem. Po normalnej przespanej nocy, kolejna spędzona w busie nie jest tak uciążliwa, jak taka z wyjazdem nocnym. Spokojnie sobie czytałam, podjadałam pierniki i potem zasnęłam na kilka godzin. A kiedy nastał dzień, też podrzemałam i czytałam i czekałam przekroczenia granicy tej najważniejszej. Dlatego przyjechałam w na tyle dobrej formie, że zrobiłam odwiedziny LM a nawet macie dziś nowy „Tygiel z Internetem”. Ba nawet rozpakowałam się dokładnie i nie ma bagaży w domu byle gdzie. Lata praktyki. Poza tym kolejny raz stwierdzam, że wolę trasę przez Udine i Graz a nie przez Słowenię.

A dziś może nie od rana, ale przed jedenastą wyszłam ” na miasto” załatwiać różności zaplanowane

Taki oto poranek w Chorzowie.

A taką fotkę wysłałam do V.

Przed wyjściem jeszcze załatwiłam transport eksa do sądu na 23 listopada. Potem poszłam do MOPS u . Przypomniałam się bez problemu i mam obiecane, że nie muszę już pilnować i przypominać, bo eks jest pierwszy w kolejce. Potem postanowiłam znaleźć szewca w Chorzowie. I tu już ” obśmiałam się jak norka”. Postanowiłam, to opowiedzieć. Szewc, do którego chodziłam nie istnieje. zapuszczone żaluzje i brak jakiegokolwiek świstka czy to koniec działalności czy tylko zamknięte. Raczej, to pierwsze.

Trudno świetnie. – Pomyślałam:

-Jadę do centrum czyli „do miasta” jak się popularnie gada, to znajdę innego. Ale prawie dziecko współczesności wygooglowałam sobie ” szewcy w Chorzowie”. A tam 10 najlepszych szewców w Chorzowie. Tak pisze. Wchodzę, żeby zobaczyć gdzie, a tam się zaczyna. 😀

Podaj mail przed uzyskaniem ofert. Podałam, co mi tam. I wyskoczył mi formularz do wypełnienia. Do szewca. Pana szewca. 😀

W nim miliony pytań. Jaki rodzaj butów, trzeba zaznaczyć wśród wymienionych, czy damskie, czy męskie, co chcę zrobić ( znowu znaleźć, że chce podzelować czyli naprawić) i znowu zaznaczyć wśród możliwości, co ma być naprawione.

Czy, to ma być jednorazowa usługa, czy współpraca. Z ciekawości wypełniałam wszystko. Na końcu miałam podać numer telefonu. Nie tajemnica podałam i dowiedziałam się, że żeby dostać najlepsze oferty muszę podać kod wysłany na podany numer. Odebrałam kod i podałam. I dowiedziałam się, że za moment dostanę pierwszą ofertę. W międzyczasie znalazłam szewca i mimo, że to nie szewc o jakim myślałam, a punkt odbiory butów do naprawy, buty zostawiłam, a jutro pan szewc ma zadzwonić i powiedzieć, czy na czwartek będą gotowe.

W moich latach istniało powiedzenie ” szewski poniedziałek” więc może dlatego żadne oferty do mnie nie spłynęły. 😀

Od taka współczesna ciekawostka.

Za to u operatora poszło składnie i w czwartek odbieram nowy telefon za przysłowiową złotówkę. I to taki jaki chciałam. A potem skontaktowałam się z przyjaciółmi i ogarniam spotkania towarzyskie. Jedno w Krakowie, drugie może nawet jutro. Drobny sabat czterech Wiedźm, bo tyle nas zostało w Chorzowie i chciałabym się takim gronie spotkać. A w Krakowie po latach namierzyłam naszych przyjaciół, którzy mieszkają poza Krakowem i wszyscy z odnowienia kontaktu strasznie się ucieszyliśmy a nawet wzruszyliśmy się. . I ten kontakt trzeba pielęgnować. Inne pomniejsze spotkania też będą. I jeszcze środowa rozprawa. O jej pomyślny wynik poproszę kciukami.

Mam zamiar ten wyjazd potraktować towarzysko, bo już nic więcej nie zdziałam, a naładować akumulatory powinnam.

A teraz:

„Tygiel z Internetem”

https://luciadruga.blogspot.com/2022/11/tygiel-z-internetem-21-listopada-2022-r.html

Kącik LM

Poradnik PPD

W kuchni włoskiej:

Kabaret Starszych Panów z Kaliną Jędrusik Wiesławem Michnikowskim

Do jutra.

OPOWIEŚCI LUCI MODNEJ

Dzisiaj będzie wieczorny relaks z listopadowym żurnalem. Przyjechałam, rozpakowałam się i przed własnym odpoczynkiem postanowiłam podarować Wam ten wieczorny relaks przed nadchodzącym tygodniem.

Z herbatą, ciepłem i modnymi aranżacjami. Prosto z Ascoli.

Zapraszam.

https://luciadruga.blogspot.com/2022/11/opowiesci-luci-modnej.html

A ja już nie jako LM spotkam się z Wami jutro. Jak co dzień. Tyle, że z Polski.

Do jutra.