Już środa zwana z racji Wielkiego Tygodnia Wielką Środą, a w Italii Środą Świętą czyli Mercoledi Santa.
Dziś kolejny niezwykle ciepły dzień. Niebo bez jednej chmurki. W domu okna pootwierane, ale wciąż trzeba mieć kamizelkę na grzbiecie. Natomiast na dworze czas zrezygnować z jakiejś warstwy odzienia. Tylko patrzeć jak z łóżka zniknie dodatkowy koc. I jak przyjemnie rano zobaczyć niezaparowane, mokre szyby.
Jutro zaczynam misterium kulinarne.
I stąd dzisiejsze wielkanocne wspomnienia. Oczywiście z „Życiorysu PRL em malowanego”. Ale gdybym była w kraju, byłoby tak samo.
„Wielkanocne wspomnienia Luci
Niby te Święta nie mają takiej magii, jak Boże Narodzenie, ale przecież dla mnie też mają moc wspomnień z tamtych lat.
Kiedy byłam mała to najważniejszy był koszyczek ze ” święconym”. Co kilka lat koszyczek kupowało się nowy ale ja najbardziej lubiłam taki z cienkiej jasnej słomki wyrabiany ozdobnie z kręconą rączką. Do tego koszyczka, dekorowanego wstążkami i kwiatkami i obowiązkowo barwinkiem, wyłożonego śliczną serwetką haftowaną przez babcię lub mamę, wkładało się „święcone „. Ale to nie było zwykłe ” świecone „? Z takim szła moja babcia i miała oprócz jajek, szynki i kiełbasy, wielkanocny chrzan, chleb i sól. W moim koszyczku były: pomarańcza, cytryna, czekoladowe batoniki, obowiązkowo baranek z chorągiewką, z cukru naturalnie i różne cukrowe zwierzątka. Świnka, kurka, kurczaczki. Wszystko to moja mama artystycznie układała. Ale najważniejszą była ” święconka ” z marcepana, którą kupowano się w sklepiku na Siennej w Krakowie. Była miniaturowa babka, pęto kiełbasy i szynka. Wszystko z marcepana. Jednak najważniejszą była karafka malowana w kwiatki z zawieszonym na szyjce kieliszeczkiem. Do tej karafki wlewało się wodę z sokiem. Nie mogło w koszyczku zabraknąć domowych kraszanek, czyli malowanych jajek.
I to wszystko musiało się zmieścić w moim koszyczku. I jakimś cudem się mieściło. Koszyczek był piękny i kiedy niosłam go do kościoła rozglądałam się, czy ktoś ma jeszcze taki piękny, jak mój. Czasem widziałam podobny, ale kompleksów nie miałam. Po święceniu stanowił ozdobę wielkanocnego stołu ze śniadaniem. Potem, już mogłam z niego wyjadać.
Ten zwyczaj przejęłam i koszyczek moich dzieci i wnuka wyglądał prawie tak samo, jak mój. „Święconkę ” z marcepana zastępowały czekoladowe zwierzątka, które można było kupić i różne fajne ozdoby.
Ale Święta zaczynały się w Wielki Piątek. Wtedy moja mama organizowała sobie wolne przedpołudnie i wraz z babcią i mną oraz przyjacielem mojej mamy pełniącym obowiązki mojego ojca wyruszaliśmy „na groby”, jak taką pielgrzymkę po kościołach nazywa się w Krakowie. Do dziś pamiętam grób Jezusa w kościele świętego Jana. A przeciecz kościołów w Krakowie, ” jak mrowków ” więc po kilku godzinach, następował odpoczynek z reguły u Pollera, na śledziku i czymś do śledzia. Dopóki byłam nieletnią, ta druga część czyli to coś do śledzia omijało mnie na rzecz jakiejś słodkości. W Wielki Piątek popołudniu malowałyśmy z mamą jajka i nie tylko farbkami kupionymi też w małym sklepiku na Siennej, ale również w łupinach cebuli. Kilka najładniejszych szło do ” święconki ” a reszta do dekoracji stołu wielkanocnego. Lubiłam opowieści mojej babci, jak to do jej domu przyjeżdżał po poświęceniu w kościele wiejskich koszyków ksiądz i święcił cały zastawiony stół. Zostawał później na popróbowaniu wszelakiego babcinego dobra ze stołu wielkanocnego. Znalazłam w starych ” As-ach ” ( przedwojenny magazyn) konkurs na takie wielkanocne stoły. Piękne zdjęcia stołów, które odeszły z tamtą epoką.
W Wielki Piątek nie było obiadu tylko pieczone w piekarniku ziemniaki w „mundurkach ” z masłem i solą i domowy śledź. Wieczorem babcia szła na drogę krzyżową. Niektóre zwyczaje przejęłam i poza koszyczkiem pojawiły się w moim dorosłym domu a inne stworzyłam sama, ale o tym za chwilę.
Niestety czas płynie i niestety dorosłam. Zostawiłam dzieciństwo i część młodości w Krakowie i wrosłam w stary tradycyjny Śląsk. Ba, wrosłam, ale powoli, bo jakże Krakowiankę przeflancować, tak zupełnie na Śląsk? Okazało się, że mój baranek cukrowy, nie ma racji bytu w Chorzowie. Na Śląsku królował Zajączek. Często z czekolady i on miał pierwsze miejsce w koszyczku ze ” święconym „.Wrosłam, bo „rosnę tam gdzie mnie posieją” i w koszyczku pojawił się Zając, a Baranek został postawiony na posianej rzeżusze, podczas Śniadania Wielkanocnego. Najpierw, próbowałam pogodzić owe tradycje. Baranek z cukru i Zająć z czekolady, ale koszyczek ma jedno poczesne miejsce. Kto ważniejszy.? Niby Baranek ( dla mnie) a dla Ślązaków Zając. I tak w koszyczku rozpanoszył się Zając, bo miał jeszcze jedną zaletę. Przynosił prezenty i przynosi do dziś. Tej tradycji nie znałam, ale chętnie przejęłam. I tak zaczęłam godzić tradycje mojego domu ze Śląskiem, który pokochałam. Śniadania Wielkanocnego, tak jak w moim domu, moja rodzina śląska nie znała. Najważniejszy był obiad ” z kluskami, roladą i „modrom kapustom „. U mnie w domu obiadu w pierwszy dzień Świąt nie było, bo Śniadanie zaczynało się około 11- tej i trwało, aż wszyscy padli z przejedzenia. I tej tradycji nie dałam sobie odebrać. Kluski były w drugi dzień Świat.
A z nowej tradycji stworzyłam w Wielki Piątek, sałatkę ziemniaczano-śledziową. Pracowałam i potrzebowałam coś na szybko w postny piątek, kiedy wracałam z pracy. Ta sałatka tak weszła w wielkopostny jadłospis, że musiałam do pracy też szykować wielką michę, bo wszyscy na nią czekali.
Śniadania Wielkanocnego, jako takiego moja nowa rodzina ( czytaj małżeństwo po raz drugi) nie znała. Pierwsza rodzina ( czytaj małżeństwo po raz pierwszy) tak. I tego też nie dałam sobie odebrać jak napisałam wyżej. Jak w moim rodzinnym domu, nie było obiadu tylko śniadanie, z żurkiem lub barszczem wielkanocnym i ze wszystkim co przygotowałam.
A było tego sporo:
Najpierw kisił się barszcz czerwony lub stał w lodówce żurek, kupiony w sprawdzonym źródle. Po święceniu można było pozwolić domownikom na podjedzenie jakiś specjalności mięsnych, post został zakończony. Często na przykład robiłam galantynę z kaczki i schab ze śliwkami i boczek wędzony ugotowany a później upieczony z kminkiem i naturalnie białą kiełbasę duszoną w piwie. Czasem na drugi dzień Świąt była gicz cielęca ( po jednej giczy na głowę), które podawałam na prostokątnych półmiskach z kluskami śląskimi i ćwikłą z chrzanem. A w Wielką Niedzielę na świątecznie nakrytym stole do śniadania wielkanocnego, na honorowym miejscu obok baranka na zielonej trawce z rzeżuchy stał talerzyk ze święconym jajkiem, pokrojonym na cząstki. Brałam ten talerzyk do ręki i wszystkim domownikom życzyłam, żeby byli zdrowi i szczęśliwi.
A na stole stało wszystko, co tak pracowicie upichciłam: kiełbasa wiejska, szynka ugotowana w domu na parze, pokrojona galantyna i schab. Pokrojony boczek, który, jest tak miękki, że można go rozsmarowywać na chlebie, słynny wielkanocny chrzan Luci i wegetariański półmisek z różnych warzyw dla mojej córki. Później pojawiał się ów barszcz wielkanocny z jajkiem lub żurek zwany ” barszczem białym ” z kawałkami wędlin i chrzanem w wiórkach i oczywiście z jajkiem na twardo.
A gdzie półmisek jajek z majonezem i zielonym groszkiem, gdzie klasyczna sałatka jarzynowa, gdzie sałatka z ananasem i szynką? Oczywiście też na stole. W sąsiednim pokoju, tradycyjnie był stół pełen ciast wielkanocnych, z:
-„bakaliowcem” pieczonym w formie motyla, którego wierzch pięknie dekoruje pisakami jadalnymi moja synowa,
– mazurkiem kajmakowym,
-ciastem z ananasem
– babką cytrynową, która i na Wielkanoc, jest pieczona,
– babką ajerkoniakową
– i sernikiem wiedeńskim upieczonym przez moja córkę,
Wszystko to jest tylko w moich wspomnieniach, jak pełen gałązek ” bazi „, forsycji i tulipanów ogromny wazon w moim polskim domu.”
I idąc za ciosem dla mojej przyjaciółki przepis na sałatkę wielkopiątkową. Bo przecież Wielki Piątek jest wcześniej od Wielkanocy.
Sałatka wielkopiątkowa Luci
Trzeba mieć śledzie solone, już wymoczone i najlepiej zalane oliwą z oliwek.
Gotujemy ziemniaki w mundurkach, obieramy i kroimy w kostkę. Dodajemy do ziemniaków śledzie pokrojone w grubszy makaron. Dodajemy pokrojoną w kostkę cebulę i kiszone ogórki a całość solidnie pieprzymy. Soli tyle ile potrzeba bo i ogórek i śledzie są słone.
Całość zalewamy oliwą z roztartym ząbkiem czosnku i to wszystko.
Najlepiej zrobić sałatkę w czwartek, żeby się smaki ” przegryzły „.
Z radosnych informacji. Powrócił na stare śmieci, po wygnaniu zeszłorocznym, kiedy to ścięto za murem drzewo na którym mieszkał nasz kos. Od kilku dni wyśpiewuje za tymże murem. Są tam jeszcze inne drzewa, a może odrosły gałązki z tamtego starego. Nie wiem, bo nie widać.
A co w Ascoli? Pojawiają się kolejne doniczki na kamiennych uliczkach.
Kamelie kwitną pięknie i jest to kameliowy rok.
Wczoraj na piazza del Popolo znowu coś tam kręcono stąd ciekawscy.
Ale nas z V. urzekł antyczny Fiat dostawczy.
I jeszcze takie bardzo w temacie gołębicy wielkanocnej okno w pobliżu piazza Roma.
Popołudniu planuję wypad na wzgorze po ” zielone wielkanocne”. Bukszpanu przybywa, bo co jestem w pobliżu to coś uszczknę.
” Drzewo Anioła” wciąż czytam. Mało mam czasu jak i wszyscy, co widać po ilości wyświetleń.
I teraz już DODATEK INTERNETOWY
FOTOGRAFIE
Palcem po zdjęciach
Londyn Norwegia Gruzja 3 jeziora Białe, Zielone i Niebieskie
Z kwiatkiem
Wisteria
Piękno koni
Kącik Mola Książkowego
Biblioteka w Budapeszcie
GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI
Mariusz Dębski
2 generałów dwóch równolatków urodzonych w 1945 roku
Dwóch na emeryturze generalskiej
Jeden odznaczony za zasługi przez GBusha za drugi zdegradowany przez Papieża
Ten z bardziej czerwonym nosem po 15 latach „służby” potraktowany przez PiS jakby pracował w wojsku 35 lat i pobiera kilkanascie tysięcy wojskowej emerytury zaś ten z mniej czerwonym nosem dostaje obecnie 1200 pln
Jeden zredukował dług Polski o 20 mld dolarów a drugi żył co łaska na koszt wiernych z miesiąca na miesiąc
Dziwną logikę ma ten PiS ……a może jej wcale nie ma ….
Nowa rzeczywistość. Morawieckiego „NOWY ŁAD”
Żabka – Urząd pocztowy
Euro AGD – Sklep spożywczy
Orlen – Galeria handlowa czynna w niedzielę / Monopolowy
Fryzjer – Usługi amputacji włosów
Restauracje – Miejsce wynajmu stolika przy którym się nie je.
Przy zakupie jedzenia na wynos trzeba je zjeść w masce
Na parkingu samochody są objęte zakazem parkowania obok siebie bo się zarażą?
Knajpy i hotele zamknięte ale restauracja sejmowa działa.
Lockdown do 9 kwietnia bo już 10 wirus ma przerwę.
Ludzie. Serio. Czy to jest normalne? Czy tylko ja zwariowałem i uważam to za czyste szaleństwo bandytów z sejmu.
Na zdjęciu podpowiedź. Jak otworzyć salony.
(Foto z neta / zmodyfikowałem)
Jak to powiedział Minister Patkowski:
Proszę się przebranżowić.
Do PKD dodać 86.90.D Działalność paramedyczna oraz 86.90.E
Pozostała działalność w zakresie opieki zdrowotnej, gdzie indziej niesklasyfikowana
Dbanie o higienę włosów z punktu widzenia medycznego jest równie ważne jak dbanie o higienę zębów, bo chyba nie chcecie wyglądać jak Niedzielski czy Szumowski.
U mnie wygrywa ten oto mem.
Jeszcze przesyłka od LM
Jeszcze cytat
I widzimy sie naturalnie jutro.