Niedziela kończąca luty

Oczywiście u mnie pod znakiem rodzinnego obiadu. I na dodatek polskiego. Nie powiem zapracowałam na pochwały. Naturalnie nie od osobistego, bo nawet usiłował sobie część zasług przypisać, ale komplementy na pewno były szczere. Świadczyły o nich talerze wymiecione do czysta.

A był to obiad absolutnie niewykwintny. Kotlety schabowe, ziemniaki i surówka z kiszonej kapusty. Poza tym jeszcze ćwikła. W obwodzie czekała zielona sałata, na wypadek gdyby te warzywne obiadowe dodatki parze włoskiej na wskroś nie podeszły.

I sałata nie była potrzebna. Surówka cieszyła się uznaniem a nawet ćwikła była jedzona. Wczoraj upiekłam polsko włoską crostata , bo z masą makową, która została mi od Bożego Narodzenia. Trochę narkotyków domowych wskazanych.

Może być…. a nawet osobistemu smakowała. Wczoraj jeszcze zrobiłam szpinak do naleśników i rozmroziłam kotlety. Tyle mogłam zrobić.

A ponieważ dawno mnie było na blogu, to pokazuję się. W wersji z mimozą na znak, że wiosna w Italii zakwitła. 😀

A dziś od rana miałam kuchenne czynności. Nasmażyłam naleśników i znowu będę smażyć, bo zrobiłam za dużo ciasta. Doprawiłam szpinak i zrobiłam rolady naleśnikowe ze szpinakiem i scomorza. Przygotowałam kanapeczki na przekąskę i pokłóciłam się z V., który stwierdził, że za dużo, bo to mogłoby być danie pierwsze. Włosi jedzą chleb na obiad. I idiotka zamiast wziąć moją ogromną patelnię smażyłam wszystko na dwóch. I o ile przy naleśnikach nie było to przeszkodą, to przy kotletach ( ogromnych) umęczyłam się, żeby były usmażone. Mądra Lucia na przyszłość.

Młodzież zjadła polski talerz czyli ziemniaki, kotlet i surówkę i Gracja powiedziała do taty:

-Ty już nie gotuj, niech gotuje Lucia.

No cóż… tata zmilczał, bo sam zjadł bez obrzydzenia poprzednim razem i podejrzewam, że z lenistwa zarządził polski obiad. Młodzież zgodnie z włoską tradycją, że kiedy przychodzi się na obiad, to przynosi się ciasteczka z cukierni zasiliła stół słodkościami. Plus moja crostata, spumante, też obowiązkowe i kawa dopełniły obiadu.

A teraz czeka mnie mycie tego wszystkiego. Kiedy wrócę zrobię ostatni w lutym:

DODATEK INTERNETOWY

Na rozgrzewkę 😀

WOJNA DOMOWA Fragment FilmuWojna domowa – polski serial komediowy z lat 1965–1966, powstały na kanwie felietonów Miry Michałowskiej publikowanych w tygodniku „Przekrój”, wydanych w zbiorach Wojna domowa (1964) i Wojna domowa trwa (1966).Opowiada o życiu 16-letniego Pawła i 15-letniej Anuli, mających problemy typowe dla ówczesnych nastolatków. Łączy elementy realistyczne z surrealistycznymi „scenkami kartonowymi”, obrazującymi wewnętrzne doznania bohaterów lub wzmacniającymi ważniejsze przesłania, których umowna estetyka jest zbliżona do Kabaretu Starszych Panów. Dom, w którym mieszkają główni bohaterowie serialu, stoi przy ulicy Senatorskiej 24, naprzeciwko kościoła św. Antoniego z Padwy.

Role główne: Kazimierz Rudzki – Kazimierz Jankowski, ojciec Pawła

Irena Kwiatkowska – Zofia Jankowska, matka Pawła

Krzysztof Musiał-Janczar – Paweł Jankowski

Andrzej Szczepkowski – Henryk Kamiński, sąsiad, wujek Anuli

Alina Janowska – Irena Kamińska, sąsiadka, ciotka Anuli

Elżbieta Góralczyk – Anula (od odc. 4)

Jarema Stępowski – nieznajomy pytający w każdym odcinku o suchy chleb dla konia

FOTOGRAFIE

Wspaniały widok w Południowej Afryce! 💜💜💜💜💜💜Legenda głosi, że jeśli chodzisz pod drzewami Jacarandy 🌳 i jeden z kwiatów trąby spada na głowę, to będzie Ci sprzyjał fortuna

Zdjęcie autorstwa @traveltrotters_za

Nad morzem…

Dla mola książkowego

GALERIA KRAKOWSKA

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Cytatu nie znalazłam dlatego pożegnam się.

Do zobaczenia jutro. A jutro już marzec.

Dobra wiadomość. 😀

I …. w bombki strzelił

Od poniedziałku wchodzimy znów do pomarańczowej strefy. Za dobrze nam było. I znów zabiorą Włochom poranne śniadania w barach. To jeszcze dzisiejsze zdjęcie.

Opalanie się przy przepięknej pogodzie. Ja sama z przyjemnością kuśtykałam po centrum. Po chleb naturalnie i inne zakupy. A na jednym ze stoisk na piazza Roma, bo to dziś jeszcze targ wyszperałam szal w ukochanym kolorze różu pudrowego i ” łabądka”.

A miasto nam się ukwieca. Fotki poranne.

I żeby mi za dobrze nie było jutro z racji tej jeszcze żółtej strefy mam na obiedzie córkę V. z mężem. Ona co prawda rzuciła hasłem obiad poza domem, ale V. woli w domu. I tak mam co robić. Może i dobrze, bo dwa dni się byczyłam w ramach protestu księżycowego.

Przeczytałam obydwie książki Tess Gerritsen czyli i ” Telefon po północy” i ” Czarną loterię „. Obie mi się podobały, bo każda inna. Dziś zaczęłam kolejną ” Osaczoną” i też inna.

Mam jeszcze resztę masy makowej, to upiekę crostatę z tą właśnie masą, a nie klasycznie z dżemem.

Menu obiadowe:

Może na obowiązkową przystawkę polskie kanapeczki.

Na pierwsze danie naleśniki ze szpinakiem odsmażone na patelni

Na drugie danie polskie kotlety schabowe z ziemniakami i surówką z kiszonej kapusty, bo też mam resztę . I reszta ćwikły. A jak nie będzie im smakować niech nie jedzą, sama zjem.

To ta crostata z makiem bardzo mi w tym układzie pasuje.

To chyba wszystko, co dzisiaj mogłam napisać. Kolano boli dalej.

A, że sobota weekendowa, to trochę spuchnięty DODATEK INTERNETOWY

Może najpierw poradnik „Jak przetrwać bycie rodzicem – zagrywki dozwolone”.

FOTOGRAFIE

Kapliczki przydrożne

Powiat kłodzki jest skarbnicą wyjątkowych figur przydrożnych. Przy szosie do Międzylesia, koło Mielnika w gm. Bystrzycka Kłodzka, stoi kompozytowa kolumna z I poł. XVIII w., którą wieńczy bardzo nietypowy wizerunek Trójcy Świętej, będący wariantem Tronu łaski. Bóg Ojciec nie trzyma Syna, lecz w miejscu Ukrzyżowanego Jezusa znajduje się Pieta. To chyba jedyne takie przedstawienie Tronu Łaski, przynajmniej ja nie widziałem nigdzie podobnego. Oczywiście z wyjątkiem hrabstwa kłodzkiego, bo niedaleko jest podobne. Figura przypisywana jest lokalnemu warsztatowi rzeźbiarskiemu, tzw. „warsztatowi lesickiemu”.

FLORYDA W PEŁNYM KSIĘŻYCU! 🌕🦉🌕🦉 Niesamowite ujęcie Wielkiej Rogatej Sowy tuż obok lutowej Pełni Księżyca w rejonie Zatoki Tampa

GALERIA ŚLĄSKA

GALERIA KRAKOWSKA

Mamy nowego ” bohatera: w „GALERRII MEMÓW I AKTUALNOŚCI”

Moje pierwsze miejsce.

Inne też niczego sobie.

I naturalnie cytat na dziś

Mam nadzieję, że było ciekawie.

Do jutra więc.

Myślałam, że to dziś

Mimo wszystko pomyłka jednodniowa nie jest zła. Jutro minie dwa lata od mojego pierwszego wpisu tutaj. Po przeprowadzce z Bloxa.

https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/2019/02/27/na-powitanie/

Jakież to były dylematy. Jednak jakoś poszło i teraz stoję przed problemem dokupienia przestrzeni blogowej lub założenia części drugiej bloga, jako kolejny blog. Tak robiłam na Bloxie kiedy kończył mi się limit zdjęć.

Statystycznie te dwa lata wyglądają tak.

To tyle o rocznicy przypadającej jutro.

U mnie pełnia w ataku i tylko dzięki azylowi w „pokoju ksiedza” mam odrobinę komfortu psychicznego.

A wiosna rzeczywiście przychodzi do Italii w kolorze żółtym. Zaczyna się od mimozy, a potem przeróżne kwiaty kwitnące na żółto. Wczoraj ta mimoza zaczęła być widoczna i w kwiaciarniach i jako bukieciki na stolikach przed barami.

No i pojawiają się pierwsze dekoracje przypominające o Wielkanocy.

Zgodnie z przewidywaniami i azylem w tu”pk ” skończyłam ” Doktor Irkę”. Wiele takich historii czytałam. Ale zawsze warto pamiętać o tamtych latach.

I teraz postanowiłam wziąć się za kolejną autorkę Tess Gerritsen . Już kiedyś zaliczyłam jej drobną książkę trochę w stylu Harlequina ” Złodzieje serc”. Okazało się, że pisze thrillery i ja mam w zbiorach ich komplet łącznie z jakimś 12 tomowym cyklem. To zacznę od pojedynczych na cyklu kończąc. Inaczej nigdy nie będzie luźniej na kindle.

Tak, że dziś rozpoczynam : ” Telefon po północy” i ” Czarna loterię”.

I mam pytanie. Czy znacie książki Krzysztofa Bochusa. Mam w planie je kupić w przyszłym miesiącu. Coś, ktoś?

I dzisiejsze krakowskie wspomnienia.

Szlakiem wspomnień po Krakowie

Tak się zastanawiałam, o czym mogę jeszcze opowiedzieć, co w Krakowie było dla mnie najważniejsze? Oczywiście książki. Był sobie na ul. Szpitalnej antykwariat,

do którego zanosiłam całe kieszonkowe i jeszcze trochę. Kiedy tylko miałam, jakiś własny grosz, tak nudziłam mojej babci, aż jechała ze mną na Szpitalną. Po rozwodzie rodziców, wyemigrowałyśmy do Nowej Huty, co babcine koleżanki przyprawiało o przysłowiowe palpitacje serca. Sama byłam jeszcze na tę wyprawę ( ponad pół godziny tramwajem) za mała. Babcia dostawała krzesło i ucinała sobie pogawędkę z właścicielem, mnie wpuszczano do drugiej sali, gdzie po lewej stronie stał ogromny regał z książkami dla młodzieży i z moimi ukochanymi ” dla dorastających panienek „. Na końcu książki, cieniutkim ostro zakończonym ołówkiem była wypisana cena książki. Zakupy moje to było nieraz sporo książek. Aż czasem musiałam zaciągać pożyczkę u babci, kiedy nie mogłam się zdecydować, z której książki zrezygnować.

Ale dodatkowo, moja mama miała dwa abonamenty w prywatnej bibliotece przy ul Jana. Były tam dwie prywatne biblioteki. Z czasem, kiedy już byłam pełnoletnią rozszerzyłyśmy abonamenty o tę drugą pani Anieli Starzewskiej. Jednak głównie chodziło się wypożyczać książki do tej większej. Nigdy nie pamiętałam nazwiska właściciela, tylko cudowną panią Jadzię, zawsze w granatowym chałacie ( jak na taki fartuch się mówiło). Ona zresztą, też mnie lubiła i mówiła, że ma udział w moim wychowaniu, bo najpierw pożyczała mi bajki ( pamiętam taki tom zamykany na klamerkę i w aksamitnej okładce mocno wytartej), potem powieści dla ” panienek „, a na końcu, szukała mi książek, do matury. Gdzieś tak około piątej klasy zaczęłam wyprawy do biblioteki robić już sama. Mama czasem mówiła, co mam jej przywieść, dla babci romansidła po niemiecku z ukochaną Curtz- Mahler, dla mnie to samo, ale po polsku. Ach pamiętam tę ” Dziką Urszulę ” i radość, że już mi wolno taakie książki czytać. I tak do biblioteki na Jana chodziłam wiele lat, aż do wyjazdu na Śląsk. Później tylko wpadałam się przywitać i opowiedzieć, co słychać u mnie. Jednak moja mama wyjechała do Krynicy Górskiej, żeby jej jedyny wtedy jeszcze wnuk, miał gdzie jeździć z zapylonego Śląska.

A ja straciłam kontakt z Krakowem, bo wrosłam w Śląsk i do Krakowa zaglądałam coraz rzadziej. Ale jeszcze nie wyszłam ( nie wiem, po co) za mąż, mam lat osiemnaście i uparłam się, żeby nosić pierścionek złoty z rubinem, którego mi nie wolno było nosić aż do matury.

Matura przeszła i ja zaraz łap za ten mój dorosły pierścionek. Był trochę za duży, ale co tam, tak pięknie wyglądał.

I tu nastąpi cześć druga mojej opowieści…. Będzie to opowieść kryminalna. „

A to znalazłam o jednej z „moich” bibliotek.

https://dziennikpolski24.pl/ostatnia-prywatna-wypozyczalnia-ksiazek-w-krakowie-konczy-dzialalnosc/ar/c13-14680623

Tu z racji weekendu oczywiście DODATEK INTERNETOWY.

FOTOGRAFIE

GALERIA KRAKOWSKA

W GALERII MEMÓW I AKTUALNOŚCI weekendowo

Porady praktyczne,

Takie porady to czysty skarb

***

Jak udawać, że umiesz żyć, chociaż trochę nie umiesz i trochę cię nie stać? Jutro wpadają znajomi, albo rodzice? Na szczęście masz nas.

1) Umyj drzwi wejściowe jakimś aromatycznym płynem. Wchodzący będą mieli wrażenie, że mieszkanie było dopiero co pucowane. Potem może już trochę śmierdzieć, nieważne.

2) Kup jakieś makarony, kasze czy ryż i wsyp w słoiki. Udawaj, że masz spiżarnię i plan.

3) Kup butelkę wody mineralnej w butelce, ale koniecznie szklanej. Trzymaj w lodówce. Niech goście wiedzą, że traktujesz serio regularne nawadnianie się. To wzbudza szacunek. Jeżeli gości jest niewiele, polej im z tej nieszczęsnej butelki. Będą myśleć, że tak wygląda twoje życie na co dzień.

4) Wyciągnij światełka z choinki i powieś gdzieś, niech świecą i „robią atmosferę”. Ważne: pozbądź się choinki, już czas.

5) Wyczyść kibel i zlew, przetrzyj lustro. Pewne rzeczy muszą być zrobione.

Syf może być, ale te trzy kluczowe rzeczy dobrze nadrabiają i dają wrażenie, że nie żyjesz jak brudne zwierzę.

6) Schowaj w łazience te rzeczy których używasz (szczotka do zębów, szczotka do włosów) i wyłóż te rzeczy, których używasz rzadziej. Jakieś kremy, jakieś fantazyjne mydełko zajumane z hotelu.

7) Weź wszystkie czyste ręczniki jakie masz, ładnie ułóż i połóż w widocznym miejscu w łazience. Goście poczują onieśmielenie.

8) Wstaw jakieś zioła do szklanki z wodą. Może być natka pietruszki z Biedry. Cokolwiek, byle zielone, umoczone w wodzie.

9) Miej kwiatek w doniczce. Może był mały kaktus. Cokolwiek co będzie dowodem, że potrafisz utrzymać coś przy życiu. Nie przejmuj się, jak uschnie. Kupisz nowego.

10) Kup tyle cytryn, ile zmieści się do największej miski jaką masz w domu. Nie pytaj, zrób tak. To najlepszy wystrój mieszkania jaki możesz mieć za kilka złotych.

11) Jeżeli nie stać cię na cytryny, użyj orzechów włoskich. Ale nie dawaj otwieracza, bo zjedzą.

Jeżeli goście mają silny chwyt i mogą zjeść, użyj szyszek. Można je za darmo wziąć z lasu, nie psują się a też ładnie wyglądają w misce.

12) Kup ze cztery różne herbaty. Mogą być tanie, tylko wrzuć do słoików.

Ważne, żeby otumanić gości możliwością wyboru, naucz się smaków na pamięć i szybko wypowiadaj jeden po drugim. Poleć tę herbatę, której masz najwięcej.

13) Kup takie serwetki z Ikei. Kosztuje to grosze a wygląda zajebiście, dużo lepiej niż wycieranie mordy rękawem.

14) Nie, ręcznik papierowy się nie liczy.

15) Jeżeli kupujesz jakiś alkohol, kup inny w drugim kolorze. Potem przy stole tak niby się zamyśl, który będzie lepiej pasować.

16) Opóźniaj moment podania jedzenia, ale na stół daj chleba ze smalcem i ogórki. Że niby tylko dodatek. Ważne: użyj słowa „rustykalne”.

Goście z głodu zapchają się kanapkami i z głowy. Jeżeli są wege, niech jedzą ogórki.

17) Kup półgotowe danie, wsadź do piekarnika, dodaj jakiejś zieleniny albo z grzankami. Jest zapach, niby umiesz zrobić obiad, załatwione.

18) Jako deser podaj niechlujnie połamaną tabliczkę gorzkiej (to ważne) czekolady i kawałki jabłka. Jedno odbiera chęć na drugie, a wygląda zajebiście wyrafinowanie.

19) Weź książkę, wstaw tam jakąś zakładkę, że niby czytasz. Połóż obok łóżka. Zakładkę włóż bliżej końca, hehe.

20) Schowaj nieumiejętnie prezerwatywy, żeby trochę wystawały. Z podobnych powodów, co książka.

Twórcze podejście do przydziału obowiązków 
Obowiązki nowego pracownika
Jak prawidłowo przydzielić obowiązki nowym pracownikom?
1.W zamkniętym pokoju umieścić 400 cegieł.
2.Wpuścić nowo zatrudnionych do pokoju z cegłami, zamknąć
drzwi.
3. Zostawić ich samych sobie, wrócić po 6 godzinach.
4. Ocenić sytuację:

a. Jeżeli liczą cegły, dać ich do księgowości.

b. Jak liczą po raz drugi, dać ich do audytu.

c. Jak porozrzucali cegły po całym pokoju, dać ich do działu
technicznego.

d. Jak układają cegły w przedziwnym porządku, dać ich do
planowania.

e. Jeśli rzucają w siebie cegłami, dać ich do działu obsługi klienta.

f. Jak śpią, dać ich do działu ochrony.

g. Jak pokruszyli cegły na gruz, zatrudnić ich u informatyków.

h. Jak siedzą bezczynnie, dać ich do kadr.

i. Jeżeli mówią, że przetestowali różne kombinacje i szukają
dalszych, ale tak naprawdę nie ruszyli ani jednej cegły, dać ich do
sprzedaży.

j. Jak już wyszli do domu, dać ich do marketingu.

k. Jeśli się gapią przez okno, dać ich do planowania strategicznego.

l. Jak gadają między sobą, a nie przełożyli ani jednej cegły –
pogratulować im i dać do Zarządu. 

Będzie cytat dnia.

I takie oto zdjęcie zafundował nam fejsbuk.

A ja znalazłam jeszcze reklamę telewizyjna z dawnych lat. 😀

Udanego, spokojnego przede wszystkim i zdrowego weekendu.

Do jutra.

Codzienność moja włoska

Cóż każdy z nas ma tak zwane życie codzienne. Z czynnościami powtarzalnymi, których często nie rejestrujemy w pamięci, bo są takimi samymi jak oddychanie.

Wstajemy, kładziemy się spać, myjemy się albo i nie 😀 i jemy. I tu już przy tym jedzeniu zaczynam ja osobiście włączać pamięć. Dzisiaj na przykład będą zgodnie z czwartkową tradycją włoską kluski, ale oczywiście śląskie. I niestety z sosem pomidorowym. I ten sos pomidorowy czyli sugo w różnych wariantach zastanawia mnie w kontekście kubków smakowych V. Wczoraj na kolację były plastry wołowiny w sosie pomidorowym. Sos jak dla mnie był mocno kwaśny od pomidorów. Specjalnie mi to nie przeszkadzało. Jednak dla V. idealny. A kiedy w polskiej potrawie pojawi się kwaśny smak, ro jest nie do zjedzenia. Wykrzywia ten dziób na potęgę. Co prawda ostatnio zjadł surówkę z kiszonej kapusty ( bez entuzjazmu ), ale mocno wypłukałam. Sama zresztą też za mocno kwaśną nie przepadam. I bądź tu człowieku mądry. Na kolacje mam dwa sznycle ( przypominam po krakowsku kotlety mielone) i resztę ćwikły. Znowu będzie, że kwaśna. 😀

Na dworze dzisiaj kolejny ma być ciepły dzien. Nawet 20 stopni. I dobrze. Ale dla mnie temperatura będzie normalną, kiedy przestanę ogrzewać talerze przed nałożeniem makaronu naszego powszechnego. Inaczej od lodowatych talerzy stygnie on natychmiast. Dla nas ogrzewam przed odcedzeniem makaronu, wlewając do talerza wodę, w której się gotował. Jak mam więcej osób wstawiam do mikrofalówki.

Z kolanem bez zmian. Boli. Ale kuśtykam, żeby mi nie zesztywniało, bo klops. I tak upolowałam pierwszą w tym roku laureatkę, czyli osobę, która ukończyła studia wyższe . W Italii taka osoba odbierając dyplom zakłada wieniec laurowy. Kiedyś to były z tej okazji przyjęcia rodzinne i przyjacielskie w restauracjach. Teraz pewnie też są, ale kameralne.

Do mojej kolekcji pasków przybył następny. Przez V., który też kupił sobie pasek, bo nie umiał ominąć okazji. A ponieważ przy dwóch taniej, a sam drugiego nie znalazł padło na mnie. Ja znalazłam. Niebieski z kamyczkami błyszczącymi. Chyba będę musiała zacząć tę kolekcję nosić na wiosnę i latem. 🙂

Ostatnio zajadam się daktylami, za którymi do tej pory nie przepadałam. A to za sprawa takich bukietów daktylowych. Daktyle na gałązkach.

Chyba rzeczywiście brakuje mi cukru w organismic. Z zimna chyba.

„Doktor Irka” mnie wciągnęła, chyba dziś lub jutro ją skończę.

I taka to moja codzienność. Żeby nie kolano i pełnia byłabym w miarę zadowolona.

DODATEK INTERNETOWY

Bajka z morałem 😀

Moje wyspy

Za górami, za lasami żyła sobie piękna, niezależna, pewna siebie księżniczka. Pewnego razu natrafiła na żabę siedzącą na kamieniu i przyglądającą się brzegom nieskazitelnie czystego stawu w pobliżu jej zamku.
Żaba wskoczyła księżniczce na kolana i powiedziała:
– Piękna pani, byłem przystojnym księciem, aż pewnego razu zła wiedźma rzuciła na mnie urok. Jednakże jeden twój pocałunek wystarczy abym znów stał się młodym, żwawym księciem, jakim byłem przedtem. Wtedy, moja słodka, weźmiemy ślub i będziemy razem z moją matką gospodarować w tym zamku. Tam będziesz przygotowywać mi posiłki, prać moje ubranie, rodzić mi dzieci i będziemy żyli długo i szczęśliwie…
Tego wieczoru, przygotowując kolację, przyprawiając ją białym winem i sosem śmietanowo-cebulowym, księżniczka chichocząc cichutko, pomyślała:
– No kurwa, nie sądzę…
I z uśmiechem przewracała skwierczące na patelni żabie udka w panierce.
/podczytane/

FOTOGRAFIE

GALERIA KRAKOWSKA

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Cytatu dzisiaj brak.

Do jutra.

Najgorsze chyba za nami

Od kilku dni temperatura przekracza 15 stopni w dzień, a w nocy jest nie mniej niż 7. Czyli mamy ku wiośnie. W mieszkaniu ciepłej, można otwierać okna, bo wilgoci mniej na dworze.

Teraz z utęsknieniem czekam kiedy kafelki na podłodze przestaną się kleić do podeszew kapci. Wtedy odtrąbię koniec zimy.

Oczywiście cudowna kuracja ibuprofenem nie przynosi cudownej poprawy. Po chwilowe uldze znów kolano mnie boli jak i przed. Ale może pogoda wpłynie na zwiększenie działania tegoż leku.

Wiara czyni cuda i tego się trzymam chociaż u mnie z tą wiarą jakoś ciężko. W każdej dziedzinie. Szczególnie medycyny ludowej. Zwłaszcza ta kapusta do mnie nie przemawia.

Tak, że skoro nie wierzę w jej cudowną moc, to co się będę męczyć.

Nigdy nie przypuszczałam, że będę kibicować Bayerowi z Monachium. Nie wiedziałam nawet, że Włosi grają z nim w pucharze jakimś tam. Popołudniu mignęła mi w tv sylwetka Lewandowskiego i nawet się zdziwiłam, bo nigdy go we włoskiej telewizji nie pokazywali.

Aż tu wieczorem mecz i sprawa się rypła. Bali się go. 😀 I słusznie. Włoska drużyna ku mojej radości przegrała 1:4. Do czego przyłożył nogę Lewandowski.

V. naturalnie stwierdził, że to nie Włosi byli słabi, ale drużyna niemiecka bardzo silna. Jak zwał to zwał. Ucieszyłam się, bo oni są tak zarozumiali, że we mnie wyzwala to najgorsze uczucia. Nie ważne z kim grają byle przegrali.

Przeczytałam” Rywalkę”. Psychologiczny thriller i rzeczywiście czytało mi się dobrze. Natomiast zakończenie było dla mnie o tyle dziwne ile nie do końca przekonywujące. Kiedy już wiedziałam kto i zacz, to trudno mi było uwierzyć w sam mechanizm akcji. Ale te wątpliwości dopadły mnie na samym końcu. Szkoda, bo sama książka trzyma w napięciu.

Dziękuję za ożywienie komentarzami tekstu o tym jak zastanawiałam się nad słowem ” pościel”. Pojawiły się nowe osoby, a to zawsze jest miłe.

I na marginesie. Nie uważam się za eksperta od języka polskiego. Jak zawsze są to moje subiektywne oceny. 😃.

A jak coś mi w duszy zagra albo zazgrzyta to muszę o tym napisać.

Czas na ” Doktor Irkę”. Kiedyś uwielbiałam książki o czasach okupacji. Teraz mniej. Okrucieństwo poza kryminałami mnie przeraża.

Ale przeczytam i napiszę.

Czas na DODATEK INTERNETOWY

Pogodowo.

https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2021-02-22/spektakl-zapierajacy-dech-w-piersi-etna-wyrzuca-fontanny-lawy-na-wysokosc-kilometra-filmy/?fbclid=IwAR3_QwoCvkCPu3Ir48i1IaVL2RnuzN-V8s1GBhX1AELH1vie5o7xoxOVz4c++++++++

FOTOGRAFIE

GALERIA ŚLĄSKA

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Humor z zeszytów szkolnych na dobry początek dnia 🙂

Za ścianą dał się słyszeć tupot kopyt i po chwili do karczmy wpadła Danusia z księżną Mazowiecką.

Odyseusz zrzucił z siebie żebraczy strój i stanął w całej swojej okazałości przed przerażonymi zalotnikami.

Dedal potrafił różne rzeczy, więc pewnego dnia żona Minosa urodziła dziecko.

Jazon, wróciwszy do swojego stryjka, pokazał mu złote runo, ten zdębiał i zbladł.

Chłop wolał iść gdzieś pod drzewo, byle nie robić u pana.

Cesarz Franciszek Józef oprócz kobiet klepał również konie, podczas gdy inni klepali biedę.

Przez kilkadziesiąt lat Polska nie pokazywała się na mapie, bo była rozebrana.

Aleksander Wielki był dlatego sławny, bo założył wielkie reformy.

Działalność tajnych związków kończyła się ścinaniem członków.

Gaudenty wziął kropidło zakropił mu oczy i członkiem uderzył w czoło.

Car, idąc do celu, opierał się na mordzie.

Emilia Plater była pułkownikiem o kobiecych piersiach widocznych spod munduru.

Kajetan Koźmian przez 25 lat gładził swój język.

Hanka i Wasylek kochali się tak bardzo, że ona się utopiła, a on umarł z głodu.

Jagna na szczęście nie była długo chora, wkrótce zmarła.

Piotr Sawka

· 

Kur… j… mać!!! Dosyć!!! UWAGA! Nie czujesz się na silach czytać bluźnierstw, opuść ten wpis!

Z premedytacją zamieszczam swoją podobiznę z wczoraj, żeby bylo jasne i bez niedopowiedzeń. Jestem stary, tak to prawda ale potrafię jeszcze przypierdolić, że oranżada z komunii się odbije. Mam dosyć tego jebanego pisu z jego jebanym zapyziałym preziem, który robi w MOIM Kraju burdel. Wyrosłem w komunie i ponad pól życia marzyłem o wolnej Polsce, o której Dziadek Piłsudczyk mi opowiadał. Doczekałem, stało się wiele dobrego ale również wiele złego. Cóż, jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodzil. Jednak to co wyprawia obecna „wadza” prowadzi do unicestwienia Polski, mojej Polski i ja kategorycznie temu sprzeciwiam się. Publicznie oświadczam, pójdę bić się za mój kraj. Nie pozwolę aby pisiorskie pojeby zniszczyły moją ojczyznę. Koniec, kropka i przepraszam za nie cenzuralne slows ale ulało mi się.

I oczywiście cytat dnia:

Do widzenia. Do jutra,

O słowie „pościel” w kontekście rozważań przy desce do prasowania

O wizycie u lekarza nawet nie ma co pisać. Kiedy tam przykuśtykałam czekała już na mnie recepta. Szanowny rodzinny nie widział konieczności obejrzenia mojego kolana, bo wszak pewnie pomyślał, że on w końcu nie ortopeda. Zapisał mi ibuprofen w saszetkach, do picia dwa razy dziennie po obiedzie i kolacji. I piankę chłodząca na kolana. Ibuprofen biorę. Z pianki zrezygnowałam, bo już to w lecie przerabiałam. Lepsza woda z octem lub sam ocet winny na kolano. A potem zobaczę. Pewnie zażyczę sobie skierowanie do ortopedy. Bo jakoś nie wierzę w cud ibuptofenowy.

A teraz, co z tym słowem „pościel”?

Otóż zabrałam się za prasowanie. I właśnie prasując pościel dopadły mnie rozważania językowe.

Co chwilę potykam się o odmienianie słowa „pościel”. I zęby mnie od tego bolą. Nie wiem skąd to się wzięło, bo za moich czasach tak się nie mówiło. Winę chyba ponoszą nauczyciele języka polskiego, którzy nie zwracają na to uwagi. A potem rodzice też tak źle mówiący. I idziiie w naród.

Co gorsza pojawia się to w książkach jakby i dla korektorów było to normalne.

Otóż nie jest. Pościel nie ma liczby mnogiej w postaci ” pościele”. Jest pościel, a pościel składa się z poszwy, poszewki i prześcieradła, co stanowi komplet. I właśnie ten komplet podlega odmianie. Mamy „komplet pościelowy” i mamy „komplety pościelowe”.

A kiedy już skracamy sobie i mówimy potocznie „pościel”, to mamy na myśli jeden komplet pościelowy.

A kiedy mamy na myśli ich więcej, to już muszą się pojawić komplety pościelowe. Broń Boże „pościele”. Jak to teraz piszę, to mam gęsią skórkę. Czyli: prasuję pościel, kupiłam pościel, do szafy włożyłam uprasowana pościel.

Ale już jeżeli podarowałam w prezencie więcej niż jedną pościel czyli jeden komplet pościelowy powiem:

Podarowałam córce dwa, trzy i więcej kompletów pościelowych.

Mamy kilka takich wyjątków w języku polskim i moja babcia i mama bardzo na to zwracały uwagę. Na poprawność mówienia mojego. Tak, że w kolejnym odcinku językowym czekają nas:

Lody, drzwi, perfumy, drzwi, spodnie i słynne ćmy.

Tak mnie dzisiaj na czystość językową wzięło. Za dużo czytam i potykam się o błędy językowe. Nie literówki, ale zwyczajne błędy. A może niezwyczajne.

To teraz DODATEK INTERNETOWY

Kulinaria dla łasuchów.

Fotografie mieszanka

GALERIA KRAKOWSKA

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Humor z zeszytów szkolnych na uśmiechnięty początek dnia 😉

Robinson z Piętaszkiem wkrótce zaludnili bezludną wyspę.

Jacek Soplica po swojej śmierci był jakiś nieswój, ale przecież wiedział, że całe życie poświęcił ojczyźnie.

Dosyć szybko można się zorientować, że Izabela nie nadaje się do interesu, który ma Wokulski.

Doktor Judym, ponieważ współżył z chłopami, często znajdował się na czworakach.

Wallenrod dał znak Aldonie, że już nie żyje.

Pan Tadeusz zobaczył Zosię na płocie i poznał, że była dziewicą.

Jacek Soplica szukał zapomnienia pod zakonnym habitem.

Nel nałożyła mu piersi na głowę i spokojnie usnęła.

Wokulski spotkał Izabelę na spacerze w łazience.

Skrzetuski zobaczył jak szli: nagi dziad z wyrostkiem na przedzie.

I cytat wpisujący się w dzisiejszy tekst.

Do zobaczenia jutro.

Zapiski z nowego tygodnia

W sumie poranek zaliczyłam pozytywnie. Zebrałam i posegregowałam pranie i przygotowałam do prasowania. Zdjęłam obrus, który V. doprowadził do stanu nieużywalności. Włączyłam pralkę i posegregowałam kolejną partię śmieci do wystawienia wieczorem. Papier czyli ” carta”.

A najważniejsze, że dodzwoniłam się do kancelarii, która to pismem podniosła mi ciśnienie i w piątek wysłałam im maila, bo nie przyjmowali telefonów od petentów. Sprawa została wyjaśniona. Tak przynajmniej wygląda. A V. dodzwonił się do rodzinnego i powolutku pokuśtykam do niego, po jakąś chemię, która umożliwi mi powrót no życia.

Wczoraj przeczytałam obydwa dwa tomy „Trylogii lwowskiej” o której to pisałam. No cóż. Zawsze uważam, że należy trzymać się gatunku. Jeżeli książka ma być romansem, a ta bezsprzecznie nim jest i to z gatunku” w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz „, to darujmy sobie tło historyczne w postaci kartki z książki do historii. Akcja powieści podlana takim suchym sosem historycznym tylko nudzi czytelnika, który właśnie śledzi akcje gorącego uczucia.

Nie wiem, o co chodzi, ale ten trend pojawił się u wielu autorek. Nie podejrzewam, że to z racji powiększania objętości książki, bo modne są powieści ” gruba książka na niedzielę”. Raczej chodzi o podniesienie poziomu intelektualnego. Oto to nie tylko miłość, ale i nauczymy się dziś naszej skomplikowanej historii Polski.

Trudno świetnie.

Na pewno w kolejnym tomie, bo niewątpliwie go przeczytam, kiedy się ukaże też te kartki się pojawią. Dodatkowo wszystko jest posypane takim etosem pracy i wartości pozytywnych w relacji właściciel majątku i jego chłopi.

Do sagi ” Na Podlasiu” tej trylogii daleko.

No to zajęłam stanowisko w materii czytelniczej.

Teraz otworzyłam dwie pozycje. „Doktor Irkę” o lekarce powstańczej osnutej na prawdziwej postaci doktor Ireny Ćwiertni. I jej wojennych pamiętnikach.

I dla równowagi „Rywalkę”.

I teraz zabieram się za DODATEK INTERNETOWY

Najpierw uśmiech.

Jak to mówią: nowy tydzień, nowe możliwości 😉zacznijmy go z uśmiechem, który zapewni nam niezawodny humor z zeszytów szkolnych 😉

Język (nie całkiem) polski:

Wiersze, które pisała Konopnicka, przedstawiały obraz nędzy i rozpaczy.

Bogurodzica była napisana w języku polskim po łacinie.

Już przed ślubem Jagna miała liczne upadki moralne.

Straszne były te krzyżackie mordy.

Dzieci nie miały od dawna w ustach bochenka chleba.

Andrzej nie miał taty, więc zajmował się nim ojciec.

Bił swoją żonę, z którą miał dzieci przy pomocy sznurka

Kolumb zobaczył u nagich Indian wisiorki ze szczerego złota.

Kochali się do utraty tchu, lecz bez wzajemności.

Chorym mówił miłe słówka, pocieszał ich tak, że nikt nie tracił nadziei, że umrze.

Lekarz przed operacją myje ręce i pielęgniarki.

Gramatycznie rzecz biorąc, dziewczyna ma inną końcówkę niż chłopiec.

Bakterie, które rozmnażają się przez kichanie, prowadzą tryb życia koczowniczy

U żaby kończyny przednie są dłuższe niż krótsze.

Kijanka różni się od żaby tym, że nie jest do niej podobna.

Jeż i jaskółka to zwierzęta, które pomagają rolnikowi w zjadaniu robaków.

Potrzeby fizjologiczne u chorych w szpitalu załatwia salowa.

Była to wyspa położona z dala od morza.

Azja jest największym kontynentem na Ziemi, a nawet na świecie.

Na klimat Europy wpływa morze, które nas olewa.

Okres baroku charakteryzował się tym, że wszystkie rzeźby były tłuste.

Gioconda z uśmiechem spoglądała na Leonarda, który ją wymalował po twarzy.

Michał Anioł rzeźbił ludzi nago.

KULINARIA

FOTOGRAFIE

GALERIA KRAKOWSKA

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOSCI

Stosowny cytat.

I kuśtykam do lekarza. Do jutra.

Kuśtykania ciąg dalszy

Nic nie lepiej. Noc beznadziejna. Dzisiaj chyba walnę sobie zastrzyk z voltarenu. Kupić nie kupić, potargować można.

Przemieszczam się ostrożnie po mieszkaniu. Z łózka w sypialni do pokoju ksiedza teraz, żeby działkę internetową odrobić.

W międzyczasie czytam oczywiście. „Kwartet szetlandzki” skończyłam i rzuciłam się na pierwszy tom Trylogii lwowskiej Joanny Wtulich.

I tu mam dylemat. Spodziewałam się czegoś w stylu ” Na Podlasiu”, które to bardzo mi się podobało. Tymczasem ta książka, to jakby żywcem przeniesiona z epoki w której się dzieje akcja. Chodzi mi o styl w jakim została napisana. O ile nie przeszkadza mi to w starych książkach z tamtego okresu tak tu… nie wiem. Przyzwyczajeni jesteśmy do innego języka. Poza tym wygląda na konwencję romansu w stylu mało teraz znanym.

Zastanawiam sie, czy to bylo zamierzone ze strony autorki, czy tak sobie wyobraża tamte czasy. No zdecydowanie mam mieszane uczucia.

Przeczytam więcej, to może mi się w głowie rozjaśni. Na razie wygląda to na sensacyjną ramotkę z dawnych lat.

Tak jakbym sobie przyniosła książkę z tej mojej prywatnej biblioteki z Krakowa przy ul. Jana. Co najmniej 60 lat temu. Dlatego i dziś wrzucę kolejny kawałek o Krakowie z moich lat.

Kalif Bocian i inni

Poooszło… Czyli krakowskie wspomnienia. O Krakowie, który został tylko we wspomnieniach.

Najpierw będzie o Teatrze Starym, który uwielbiałam, ale mam przewagę ( stety i niestety) nad młodszym pokoleniem, bo widziałam arcydzieła tworzone, przez Swinarskiego, Wajdę… Widziałam też „Wojnę i Pokój“ Wajdy, która kojarzy mi się ze śmiesznym epizodem. Siedziałam sobie na schodkach bocznych, ( bo miejsc dla smarkaczy nie było, ale ja miałam swoje wejścia) i widzialam scenę pod kątem, którego nie widziała normalna widownia. Scena wzruszająca, Bołkoński umiera, Natasza przy łóżku. Sceny przy tak modnym wtedy ” bezkurtyniu „. Światła przygasły, żeby nastąpiła zmiana zminimalizowanej dekoracji ( tylko łóżko i parawan szpitalny). Bołkoński umarł, a ja widzę, jak aktor, który go grał szybciutko wstaje z łóżka ( już po śmierci ) i chyłkiem w za przeproszeniem “ gaciach ” wyrywa za kulisy. Nigdy tego nie zapomnę, choć spektakl był taki sobie.

Widziałam Woyzeck-a z rewelacyjną rolą Franciszka Pieczki, który wtedy grał w Starym i wiele innych przedstawień. A miłość do teatru zaszczepiła mi babcia, która jak już opowiadałam, przed wojna, jako mężatka, nudząc się w domu, organizowała z młodzieżą wiejska przedstawienia, Co ja się nasłuchałam o tych spektaklach i o wspaniałej, zdolnej młodzieży. Babcia do końca życia umiała wydeklamować, (bo tak się wtedy mówiło) całe sztuki teatralne.

Kiedy miałam może z 7 lat zabrano mnie na ” Krowoderskie zuchy ” z Antonim Fertnerem. I pamiętam tę jego role. Siedział sobie i ucierał mak, ( bo sztuka dzieje się przed Świętami Bożonarodzeniowymi). Siedział i mruczał:

-” Uciraj i uciraj „.

A miłość do aktorów, to osobna historia. Wszystkiemu winien Kalif Bocian, w teatrze Młodego Widza na rogu Karmelickiej. Miałam 12-cie lat i zakochałam się śmiertelnie po raz pierwszy. Ach, jaki ten kalif był cudny.

Do teatru Słowackiego też biegałam, choć, już z mniejszym entuzjazmem, bo uwielbiałam wtedy Teatr Rapsodyczny. Wszystko pamiętam a najbardziej „Legendę” Wyspiańskiego. A w Słowackim pamiętam Lidię Zamkow, jak w jej reżyserii, sama zagrała panią Dulska w ”Moralności pani Dulskiej”. Spektakle Lidii Zamkow i Szajny pamiętam też z Teatru Ludowego, który miał za ich obecności okres prosperity. I na bajki chodziłam, już jako dorosła dziewczyna poleciałam do Ludowego, bo wystawiono bajkę mojego dzieciństwa ” Dzieci pana Majstra ” i pięknie wystawiono. Do dziś pamiętam fragmenty i początek tej bajki:

” Majster Tydzień chwat nad chwaty,

Będzie temu, lat, już wiele

Ujrzał piękną niby kwiaty

Młoda pannę imć Niedzielę”.

I raz w życiu wyszłam z teatru przed końcem przedstawienia. Właśnie ze Słowackiego. A nie zmogłam ” Nocy Listopadowej „. Nudna była strasznie… Te alegorie, po 2- gim akcie zwiałam. To było przedstawienie szkolne. W domu nauczono mnie lubić też operę a to za sprawą ” Strasznego dworu „. Mama mnie zabrała na to przedstawienie i wpadłam z kretesem. Nuciłyśmy wszystkie arie i pamiętam do dziś przepiękną scenografię ( nie wiem czyja była, ale była i stylowa i piękna). Opera siedziała na ” garnuszku ” w Teatrze Słowackiego i dopiero niedawno dorobiła się własnego gmachu. Długo to trwało. „Halki”, jakoś nie polubiłam poza ognistym mazurem prawie tak pięknym, jak w „Strasznym Dworze”. Pojąc nie mogłam, co ona zobaczyła w tym Januszu, jak u boku miała przystojnego górala, który śpiewał:

” Oj Halino, oj dziewczyno, dziewczynooo moooja „ , a Halka tylko … panicz i panicz.

O i pamiętam Damę Pikową, jak straszyła ” trzy karty, trzy karty ” i pamiętam korpulentną Carmen, która, jak wskoczyła na stół, to stół jęknął. Nic jednak nie przebije mojej miłości do ” podkasanej muzy, “ czyli operetki. Znam setki arii, uwielbiam muzykę operetkową i klasyczne operetki Kalmana i Lehara. Kiedy byłam podlotkiem Polskie Radio nadawało czasem ” na żywo ” przedstawienia operetkowe. W radio po raz pierwszy usłyszałam ” Hrabinę Marice” z Iwoną Borowicką i amantem operetki Kazimierzem Rogowskim. Tu wypływa wspomnienie, jak moja mama chodziła do restauracji na kolację, a były te restauracje z tzw. ” dancingami „. Grała orkiestra do tańca a mama lubiła tańczyć ( jak ja ). Niestety partner mojej mamy nie tańczył, bo miał po Powstaniu Warszawskim niesprawną nogę i lekko utykał. Ale nie miał nic przeciwko temu, kiedy do stolika podchodził pan i skłaniając głowę wygłaszał formułkę:

  – Czy mogę panią poprosić ( do tańca) o ile pan nie ma nic przeciwko temu?

Pan z reguły nie miał o ile pani wyraziła chęć zatańczenia. I kiedyś właśnie w restauracji, której nazwy nie mogę sobie przypomnieć, na ulicy Warszawskiej, naturalnie w Krakowie, podszedł sympatyczny pan i wygłosił ową formułkę. Towarzysz mojej mamy uśmiechnął się przyzwalająco, mama miała ochotę zatańczyć, bo orkiestra grała wiązankę melodii operetkowych z walcami i pofrunęła na parkiet. Tańczą, aż tu orkiestra gra pięknego walca z ” Barona Cygańskiego „. I nagle partner mojej mamy na całą salę pięknym głosem zaczyna śpiewać:

” Wielka sława to żart,

Książę błazna, jest wart.

Złoto toczy się w krąg … z rak do rąk,  z rąk do rąk”

Inne pary przestały tańczyć, tylko mama ze śpiewającym partnerem wirowali po parkiecie. Kiedy skończył śpiewać posypały się rzęsiste brawa. Pan odprowadził mamę do stolika, szelmowsko się uśmiechnął i zniknął, a moja mama zapytała swojego towarzysza:

  -Rany Boskie J, kto to był?

  – Jak to kto?… Odpowiedział J.  -Nie wiesz, to KR, słynny amant z operetki krakowskiej. I właśnie ten piękny glos kończył radiową transmisję, mówiąc:

  -” Niech i radiosłuchacze, nacieszą się naszym operetkowym szczęściem”.

Słyszę tę frazę do dziś.”

Zastanawiam się też, co kieruje osobami czytającymi bloga ktorych jedynym celem komentarza jest tak zwane brzydko ” dowalenie” autorowi.

Sama, jeżeli coś mi się nie podoba w blogu, nie czytam go, odpuszczam i nie komentuję. Bo blog, to trochę jak własny dom. Chętnie zapraszamy gości, jednak nie wszystkich chcemy gościć na dłużej. Oczywiście można zastosować blokady, ale to jest po prostu skrajność.

Ja mam wpojony taki kodeks grzecznościowy blogowy. Kiedy czytam i wchodzę do kogoś, to staram się zostawić ślad: komentarz, polubienie. Tak, żeby autorowi było miło, że lubię tam bywać. Nawet, jak czasami nie zgadzam się z tym, co napisał. To wtedy tylko pomacham. Jego blog, jego myśli i mnie nic do tego.

A przez 12 prawie lat blogowania mam sporą grupę nie waham się nazwać przyjaciół i pewnie jeszcze przybędzie ich.

No i to właściwie wszystko na dzisiaj, bo jak wiadomo kuśtykam po domu, a na dworze piękne słońce.

Może jutro będzie lepiej. Podobno wszyscy dookoła skarżą się na ból kolan, bo wilgoć. Okazuje się, że taka informacja ma dar pocieszenia. W kupie lepiej i łatwiej.

DODATEK INTERNETOWY

Na rozgrzewkę 😀

Fotografie.

Palcem po zdjęciach.

Z kwiatkiem

Obrazki mola książkowego

Inne:

GALERIA KRAKOWSKA

Zima uznana za zimę stulecia.

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Cytatem dzisiejszym

żegnam się. Do jutra.

Kuśtykając wiosennie

Z kolanem nie lepiej, a powiedziałabym, że nawet gorzej. W poniedziałek idę do lekarza. Starałam się wyjść do miasta. I nawet wyszłam. Była to jednak droga przez mękę. I dlatego mimo przepięknej pogody wróciłam do domu z V. po zakupach,

Czeka mnie kolejny dzień w pozycji prawie leżącej.

Nie dam rady spacerować, a forsowanie w tym momencie nogi jest bez sensu.

Jednak mimo tego zauważyłam, że mimoza coraz piękniejsza.

A nawet wkuśtykałam do jednej otwartej bramy i naturalnie pokażę Ascoli, którego normalny turysta nie dostrzega. Chyba, że idzie na spacer ze mną 😀 Zwróćcie uwagę na współczesną windę dla mieszkańców pięter.

To wspaniałe pnącze na kolumnie jeszcze uśpione, ale postaram się pokazać je wiosną.

Zaczęłam ostatni tom ósmy ” Kwartetu Szetlandzkiego Ann Cleeves ” Dziki ogień”

i na razie będzie to koniec tej autorki.

Znowu dopadła mnie przeszłość i mam trochę kłopotów w kraju. Jednak przed poniedziałkiem nic nie zdziałam, bo wczoraj kancelaria z którą się muszę skontaktować nieczynna. Tak, ze o kciuki poproszę, bo sprawa jest ważna.

Jeszcze kupię jedną książkę i opuszczę świat wirtualny w laptopie. Zostanie mi nałogowe zerkanie w telefon.

A teraz, co mamy w DODATKU INTERNETOWYM

Do czytania:

https://konkret24.tvn24.pl/polityka,112/rada-za-rada-ile-osob-doradza-prezydentowi-andrzejowi-dudzie,1049840.html?fbclid=IwAR1rPaEJ215Dia9fjpsKSMU4_oizc4UmgwKwixxYTcTjHOVuPOchX_0ktqk

https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2021-02-18/baltyk-skuty-lodem-az-po-horyzont-niezwykle-zjawisko-w-miedzyzdrojach-przyszly-zobaczyc-tlumy-film/?fbclid=IwAR26xH8N2SIBFnJmGnhhviJR9

Fotografie, a w nich:

Obrazki maniaka książkowego

Podczas burzy śnieżnej.

Krajobrazowo i ciekawie.

GALERIA ŚLĄSKA

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

Jak widac nasz Prezydent na topie.

A u mnie wygrywa Kot Matematyczny

Cytat dnia:

I jeszcze taki filmik sprzed lat.

Miłego weekendu. Do jutra.

Boli mnie kolano

I to tak, że nie mam siły ani na spacer, ani na jakikolwiek ruch. I wygląda na to, że nawet podpuchło. Noc miałam marną, bo każdy ruch i zmiana pozycji z wyprostowanej nogi budził mnie natychmiast.

Trudno więc się dziwić, że nie mam zapędu ani gospodarczego ani takiego zwyczajnego życiowego. A jak nie mam weny, to mam wspomnienia.

Zanim przygotuję Dodatek Internetowy, to moje krakowskie wspomnienia. W ” Życiorysie PRL em malowanym” jest rozdział o Krakowie z tamtych moich młodych lat. A oto pierwsze opowiadanie.

Kraków, którego nie ma

Usiadłam na balkonie, słońce grzeje, jak w czerwcu, sennie. Zamknęłam oczy i przyszła do mnie mała dziewczynka… Lucia. Lucia nie urodziła się w Krakowie, ale miała kilka lat, kiedy jej ojca przeniesiono służbowo do… Krakowa. I od tej chwili stał on się jej miastem na całe życie. Lucia mieszkała na ul. Bohaterów Stalingradu, bo tak wtedy nazwala się Starowiślna. Okazała kamienica stała w pobliżu Plant Dietlowskich, po których nie jechał, jak teraz środkiem tramwaj. Mieszkała na pierwszym piętrze, nad restauracją ” Pod Filarkami”. Na Plantach ( tam, gdzie teraz jedzie tramwaj) grała w „klasy”, w „człowieka” i w taką śpiewaną zabawę, której nie cierpiała jej mama ( do dziś nie wie, dlaczego). Ta śpiewanka, była o pięknej Krakowiance, w której zakochał się król, a ona go nie chciała…. I ten król, tak się na nią zezłościł, że skazał ją na śmierć.

I koniec był taki pięęękny. Krakowianka śpiewała:

„Kat przyjechał w czerwieni, w czerwieni… Krakowianka w zieleni, w zieleni…

Ach ścinaj kacie, moją białą szyję, niech ja już więcej nie żyję „.

Po drugiej stronie Plant była Szkoła Podstawowa, do której Lucię zapisano. To była szkoła podzielona na dwie części. Do jednej, od strony ul. Sebastiana chodziły dziewczynki, od drugiej strony innej ulicy osobno chłopcy. Na Plantach stał kiosk, w którym królowały, ogromne czerwone, cukrowe lizaki i inne mniejsze, też czerwone, koguciki. To było marzenie Luci, bo jej babcia nazywała to paskudztwem i nie chciała jej za nic kupić, takiego lizaka. Na ul. Bohaterów Stalingradu była ( na szczęście jest) piękna Poczta Główna i Szkoła Teatralna i była prywatna lodziarnia. Właśnie po lodach zjedzonych w tej lodziarni Lucia pochorowała się tak bardzo, że przez wiele lat nie tknęła lodów owocowych. Na jednym zdjęciu Lucia ubrana w strój krakowski siedzi na okazałym ( sztucznym jeleniu) obok stoi oczywiście babcia. Ten strój krakowski to bylo marzenie, które się spełniło… Właśnie babcia, która pięknie haftowała wyszyła jej cekinami krakowski gorsecik na brązowym aksamicie. Reszta stroju została dokupiona. I piękne wstążki krakowskie do gorsetu i korale ( czerwone) i fartuszek ze wstążeczkami i krakowski wianek. Nie miała tylko prawdziwej spódniczki w kwiaty. Mama pogodziła marzenie dziecka ze swoim gustem i do gorseciku nosiła brązową, aksamitną spódniczkę.

Tak ubrana chodziła z babcią na majowe nabożeństwa. Nie do swojej parafii na Kazimierzu, ale do kościoła o.o. Jezuitów na ul. Kopernika. Po ” majowym ” odbywała się procesja i dziewczynki w komunijnych sukienkach i strojach krakowskich, uczestniczyły w tej procesji. Lucia kroczyła dumna trzymając w rączce wstążkę od figury niesionej przez dorosłe dziewczyny. W Boże Ciało sypała kwiatki.

W Krakowie przy ul Siennej był malutki sklepik, w którym sprzedawano ręcznie wyrabiane sztuczne kwiatki. Jaka tam była wystawa… Z tego sklepiku była lilijka do komunii, którą dostała Lucia. Obok był sklepik z marcepanowymi wielkanocnymi ” święconkami”, kiełbaską, szynką, babeczką. Ale najważniejszą była szklana karafka w kwiatki. Tę święconkę wkładało się do pięknie udekorowanego koszyczka.

Podczas spacerów z babcią, chodziły na Planty w okolice Barbakanu, gdzie była sadzawka, przez którą przerzucono mostek i fontanna. Kiedy stało się na tym mostku i patrzyło na pływające łabędzie, mgiełka wody opryskiwała przyjemnie. Na malutkiej wyspie łabędzie miały swój domek, Lucia była nim zauroczona. Na plantach obowiązkowo karmiło się gołębie, a potem czasem spacer kończył się na lodach w kawiarni Antyczna ( dawny Maurizzio). Czy wiecie, jaki smak ma czekolada z pianką po długim spacerze. Kupowało się jeszcze po drodze ciastka do domu. Słynne cukierenki krakowskie, które nie dały się zgrzebnemu socjalizmowi. Mieściły się bramach kamienic, w oficynach, ale i tak wszyscy wiedzieli, z jakich ciastek słyną. Nugat kupowało się na Floriańskiej, u Pietruszki na świętej Anny takie charakterystyczne babeczki z owocami i o ile wszystkie ciastka kosztowały 2 zł właśnie te babeczki kosztowały złotych 3.- Owoce były sezonowe: poziomki, maliny a nawet jesienią w i n o g r o n a ). A słynne napoleonki ( krakowskie są z różowym kremem i nie mają nic wspólnego z kremówkami, które były pyszne i ogromne w hotelu Cracovia. I ciastka tzw. tortowe nasączone ponczem. Lucia zawsze była łasuchem.

Były też spacery edukacyjne np. na Wawel. Tam Lucia zaszokowała panią przewodniczkę, jak się mówiło, kiedy posuwając się w filcowych kapciach razem z grupą zatrzymała się przy rycerzu w zbroi husarskiej. Głośno odezwała się do babci:

  – Babciu, to w takiej zbroi, chodził pan Skrzetuski?

  – A skąd ty dziewczynko wiesz, kto to był pan Skrzetuski? Zapytała pani przewodniczka.

  – Wiem, bo czytałam.

I to była prawda, bo Trylogię sama przeczytała w wieku 7 lat ( wcześniej fragmenty czytała jej babcia). I ta miłość do Sienkiewicza i Trylogii została jej na całe dorosłe życie. Owa pani oprowadzająca grupę wzięła dziewczynkę do przodu i tak formułowała swoją opowieść o dziejach Wawelu, żeby była zrozumiała dla malej. Wawel stał się miłością ( kolejną) Luci. Kiedy była już, tuż przed maturą często chodziła ( o zgrozo) na wagary na Wawel. W poniedziałek nie trzeba było płacić wstępu.

Ale teraz Lucia, jest jeszcze mała. W czerwcu 23- go babcia szykowała koszyk z prowiantem, koc, termos z herbatą, bo noc mogła być chłodna i szły nad Wisłę, oglądać „Wianki”. Zajmowały dobre miejsce na wałach nadwiślańskich ( z widokiem na Wawel, który na koniec imprezy ” płonął „). Do dziś pamięta przepiękny korowód płynących łodzi z lampionami i wianki płynące Wisłą.

A w oktawę Bożego Ciała konny tramwaj i Lajkonik, czyli ” Konik Zwierzyniecki „. Uderzenie buławą Lajkonika miało przynosić szczęście. Ówczesne władze nie chcąc walczyć z tradycją związaną z kościołem, przemianowały tę tradycję na Dni Krakowa. Jak zwał, tak zwał… Luci było to obojętne… I tak było pięknie. A potem Lucia rosła. Pożyczała książki w prywatnych bibliotekach przy ul. Jana gdzie panie w granatowych fartuchach mówiły, że ją wychowywały. Najpierw pożyczały jej bajki, a potem szukały książek do matury, kiedy poszedł ” cynk” ( a nie było Internetu „, że na maturze będzie ” literatura obozowa „I . była.

 Usłyszała hejnał mariacki. W pamięci usłyszała.

Kraków, którego, już nie ma.”

A tak wtedy wygląd Rynek. Jeszcze w kostce brukowej. Po prawej ręce Luci stoi jej mama. Druga pani to koleżanka mamy.

Jeszcze tylko przejdę się na zakupy, bo moja przyjaciółka chce przeczytać „Nianię lekkich obyczajów”.

A teraz DODATEK INTERNETOWY Mało dziś ze względów wiadomych.

GALERIA MEMÓW I AKTUALNOŚCI

I takim optymistycznym cytatem.

Mając nadzieję na lepsze jutro mówię ” do widzenia”.