Bardzo ciepło. I nawet wiatr ciepły i lekki. A ja chcę sobie popsioczyć i trochę pożartować z lekkim zdziwieniem. To może najpierw popsioczę. Nie mam z kim porozmawiać o sytuacji politycznej, bo V. ma swoje poglądy, które nie podlegają żadnej dyskusji. Że znajomymi Polkami też nie porozmawiam, bo spotykam się z twierdzeniem, że ta emigracja z Ukrainy, to nam bokiem wyjdzie i wszystko, to propaganda. Szkoda słów. No coż wiekszość to Podkarpacie i wszystko jasne. Przepraszam.
A teraz z lekkim może nie zdziwieniem, bo przecież znam już dobrze naród włoski, ale zastanowieniem skąd im ( Włochom), to się bierze. Otóż, to, że są jedynym krajem na świecie, który zamiast zupy ( na pierwsze danie ) je makaron, to wiadomo. To, że muszą zmieniać nazwy i imiona nawet takie, które zna cały świat ( egzemplum Scarlett O’Hara przechrzczona na Rosellę), to wiem. Ciekawe jakby zareagowali gdyby Beatrycze Dantego nazwać na przykład Barbarą. Ale dziwi mnie i nigdy tego nie pojmę jednej sprawy. Otóż Włosi mają w swoim języku takie zdrobnienia jak na przykład fratello czyli brat zmieniający się w fratellino czyli braciszka. Czyli to : ino ( a) jest takim pieszczotliwym zdrobnieniem. I nagle bęc rosyjski Kreml ni z gruszki ni z pietruszki oficjalnie jest nazywany Kremlino, co mi przez gardło nie może przejść. I tak samo nie mogę zrozumieć czemu nie wymawiają Moskwa tylko Mosca posiadając literę ” f” skoro nie chcą używać podwójnego ” w” jak nazywają nasze „w”. Byłaby przynajmniej Moskfa” a nie ” mosca” z malej litery czyli mucha. Nie dziwny naród?
Ale Bóg z nimi i papież Franciszek. Tylko ja cierpię wciąż poprawiana przez V., że tak ma być i już.
Za to dziś nastąpiło zainaugurowanie ” święta bobu”, które dla mnie przypada jutro. Kupiliśmy bob, który V. zjadł na surowo przegryzając chlebem z oliwą, a ja gotowany bez chleba. Z komentarzem, że mam jeść z chlebem. aż mi stanął w gardle i straciłam apetyt. Bo bób je się z chlebem z oliwą. A, ze gotowany, to nie szkodzi.

Trzeba go było wyłuskać, bo obranego się nie kupuje. Obok warzywniaka w kościele świętego Franciszka dziś jakaś uroczystość, ale nie wiem czy ślub, czy co innego. Takie oto dekoracje po obu stronach wejścia do kościoła.


A to moje domowe bukieciki z wczoraj zerwanych nad morzem kwiatków. Te liliowe, to wiem ” ślaz” ale te gwiazdki żółte nie mam pojęcia.



Ta filiżanka z łyżeczką, to nabytek V. na „pchlim targu” ostatnim.
Idąc za ciosem kwiatowym mój ulubiony pachnący coraz mocniej czarny przydomowy bez w towarzystwie czerwonych pnących róż.



Jutro nie wiem, co robimy. Być może pojedziemy tradycyjnie do Oasi czyli zwierzęcego rezerwatu , ale nie zapadła jeszcze decyzja. Pogoda się zmienia i ma padać. Zobaczymy.
A teraz zapraszam do Galerii Ascolańskiej w Tyglu Internetowym
Oto wejściówka.
https://luciadruga.blogspot.com/2022/04/tygiel-z-internetem-30042022-r.html
LM pooglądamy jutro.
We włoskiej kuchni risotto z omułkami czyli cozze
W Poradniku PPD kolejne porady krawieckie
https://www.facebook.com/5minutowesztuczki/videos/505003314500840/
A Marta Mirska dziś zaśpiewa
I tak oto kończymy kwiecień.
Do zobaczenia w maju. 😀























































































































