Jak, to mówią, co nagle, to po diable. Ten pośpiech, w jakim ciągle jestem mnie wykończy. A raczej ciągłe wychodzenie z domu. Planuję, organizuję i stale mam braki czasowe. Wczoraj zapomniałam do blogu wrzucić fotki motocyklowe. To będą dziś. Podpierając się przysłowiem, co się odwlecze, to nie uciecze.














To jedną zaległość mam z głowy. Nie pochwaliłam się jeszcze nowym ” łabądkiem”, którego wypatrzyłam na takim stoisku z rupieciami. I na dodatek srebrny. Za cale 2 euro. 🙂 a V. kupił wazonik w róże.



Moja zaokienna różyczka w tym roku zaczyna od pięciu pąków. I znowu ma inny kolor niż macierzysty krzew na piazza Ventidio Basso.


A żeby już o wszystkim opowiedzieć, to V. w ramach odchudzania kupił frytkownicę na gorące powietrze. I, to nie z myślą o frytkach a o mięsie.


Wczoraj na kolację był kurczak i ziemniaczki. W sumie nie jest, to złe urządzenie. Jednak następnym razem trzeba nastawić na 25 minut, a nie 20. O te pięć minut trzeba było dosmażyć ziemniaki. A i mięsu by, to nie zaszkodziło.
Kompletny świr z tym zdrowym jedzeniem. A ja kocham tradycyjną kuchnię, Ze śmietaną, masełkiem i tłuszczykiem. Nie mówiąc o zawiesistych sosach.
A dziś na obiad po włosku. Od sąsiadów świeży bób ugotowany i surowy. V. podjadał jeden i drugi. Do tego świeży chleb z oliwą i serem. No cóż. A mnie się marzy: młode ziemniaczki z koperkiem i jajko sadzone i mizeria ze śmietaną. Nie ma szans.
A tak szczupleję do towarzystwa.
Jednak, żeby nie było tak dobrze, to szlag mi trafił dwa żelazka. Najpierw przestało grzać jedno, a potem szlag trafił wtyczkę w drugim. Prawo serii.
Jutro muszę, to po cichu ogarnąć, bo V. byłby zadowolony, że nie mam czym prasować. Bo po co. szkoda prądu.
Kończę, bo zaczynam być złośliwa.
A i tak dzisiaj straciłam pół dnia jeżdżąc z V. po sklepach, tylko po to, żeby zobaczyć jaki świetny interes zrobił z ta frytkownicą kupując ją w ramach bonusu z winem.
To teraz:
Tylko w kuchni włoskiej, bo fb znowu coś miesza z dodawaniem filmików.
W starej płytotece
A w Tyglu zaledwie na dnie trochę bulgocze. Jak nazbieram więcej zaproszę.
Do jutra.






























































































