Żegnamy Stary Rok

Dużo się w nim wydarzyło. Raczej nie był, to udany rok dla większości. Wojna, covid, który wciąż atakuje, a prywatnie pożegnaliśmy przyjaciół.

Zawsze kiedy mija północ mamy nadzieję, że nadchodzący Rok będzie pomyślny. I prywatnie i dla świata.

Mój rok mimo, tego, co się wydarzyło nie był najgorszym.

Pomyślnie zakończyłam sprawę o mieszkanie. Udało mi się w końcu skończyć i wydać kolejną książkę, moi bliscy są zdrowi a to najważniejsze. Trzy razy byłam w Polsce.

Pozostała jedna czy dwie sprawy otwarte, ale o to będę zabiegać w Nowym 2023 Roku.

Bo Losowi trzeba pomóc.

Dlatego Moi Przyjaciele i Goście na blogu pomóżmy Nowemu Roczkowi w spełnianiu naszych zamierzeń i marzeń.

Bądźmy zdrowi i szczęśliwi.

I spotkajmy się Wszyscy w Sylwestra 2023 roku by życzyć sobie jak najlepiej.

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU

Z życzeniami o północy zawsze kojarzy mi się mazur że ” Strasznego Dworu”.

Niech wiec zabrzmi.

Przedostatni dzień roku

Zwykle wstajemy w okolicach ósmej rano. Dziś takoż. Tylko dziś osobisty zaplanował wyjazd do San Benedetto odwiedzić Najmłodszą i Juniora. Ponieważ faktycznie Junior jest facetem wycofanym i mocno zamkniętym w sobie dałam z racji mojego dobrego serca propozycję zaproszenia Juniora do nas w Sylwestra z noclegiem i obiadem noworocznym. Tatuś co prawda gadał głupoty do Najmłodszej, żeby się braciszkiem starszym zaopiekowała. I tu macie Italię. Facet ma 36 lat a martwić się o niego ma najmłodsza siostra. Pewnie i tak starsza się martwi, ale danych nie mam.

Zamiast starszy brat dbać o siostry a przynajmniej stwarzać takie wrażenie. Nic do Juniora nie mam, ale facetem z krwi i kości, to on nie jest.

Moja babcia powiedziałaby:

-Bez ojca chowany . Mamusia, babcia i dwie siostry i mamy, co mamy

To mimo, że za Najmłodszą jak wiecie nie przepadam uważam, że sylwestrowy wieczór ma spędzić z narzeczonym a nie w towarzystwie brata. Stąd moja propozycja.

Osobisty propozycję przyjął. Martwił go jedynie fakt, że Junior nie ma prawa jazdy i samochodu. Co w Italii jest ewenementem. Jeździ tylko na skuterze . I pada tekst:

-Ale jak on wróci do San Benedetto w Nowy Rok.

O Dio włoski. Przecież w Nowy Rok popołudniu jeżdżą już autobusy, a i pociągi też są do dyspozycji na trasie Ascoli – San Benedetto.

Ręce opadają.

Tak wiec o godzinie dziewiątej byliśmy już w drodze. Temperatura też taka sobie. 9 stopni i brak słońca.

Najpierw zaliczyliśmy Najmłodszą. Plany sylwestrowe ma takie jak i noworoczne. Wyspać się. Przynajmniej tak mówiła.

Potem przeszliśmy się po targu. Nabyliśmy świetną patelnię, ale V. nie czuł się za dobrze. Latał latał aż go teraz wszystko boli. W końcu tej grupy inwalidzkiej nie dostał na piękne oczy. Znowu przeforsował i pewnie będę musiała mu w dupę voltaren walnąć.

A w San Benedetto nad morzem piękna świetlna dekoracja. Co prawda światełka nie świeciły, ale mogę sobie wyobrazić jak to wieczorem wygląda. Z zielonego nadmorskiego trawnika przy statule Rybaka z rogiem w ręku wyrastają kwiaty. Wysokie z rozchylonymi kielichami. W tamtym miejscu pokazywałam kiedyś upasione figury jaskółek.

Nie zrobiłam zdjęcia, bo nie było gdzie zaparkować. Może w przyszłym tygodniu jak ewentualnie tam pojedziemy.

Potem przyszła kolej na Juniora. Owszem podziękował nawet serdecznie, ale nie wyraził chęci, bo chce się wyspać. Co za młodzi ludzie i to Włosi. Ale będą na pewno w mniejszosci. Reszta będzie jeść i pić, bo tańców raczej też nie ma.

Trudno świetnie. I my spędzimy czas przy wszechwładnej tv. I pójdziemy wypić toast na placu. W sumie dla starszych państwa całkiem możliwy scenariusz do zrealizowania.

Wracając V. zapomniał zjechać do Paliare, a chciałam pokazać jeszcze raz jedną z ciekawszych szopek. To też zostawię na następny tydzień. Może się uda. Czeka na mnie „Dziewczynka z ciasteczkami”. Mam dosłownie niewiele do końca. I zacznę drugą część ” Kamienicę pełną marzeń”.

I już dzisiaj w Rozmaitościach blogowych Poradnik Sylwestrowy.

Co musimy zrobić, żeby nadchodzący rok był pomyślny:

1.Ubieramy panie czerwone figi, desusy, niewymowne czyli normalnie majtki ale czerwone.

Panowie slipy, bokserki, kalesonki również w kolorze czerwonym.

Można założyć przed wyjściem na Sylwestra.

2. Panowie zakładają nowe skarpetki.

3. Na stole muszą znajdować się winogrona lub rodzynki, a najlepiej jedno i drugie i oczywiście o północy musi być potrawa z lenticche czyli soczewicy. Bez tego nie ma mowy o przypływie kasy.

Jutro spotkamy się przy toaście na Nowy Rok.

A posłuchamy :

Do jutra,

Kropka na ” i „

Weszłam wczoraj w polemikę z Kinią. Nie przypuszczałam, że będzie taki odzew na mój taki sobie wpis. Ale lubię postawić kropkę. Po pierwsze wcale nie odbieram moich wpisów jako lament. Nie żalę się, nie szukam rady, po prostu piszę. O tym, co się wydarzyło. Bo to droga Kiniu jest właśnie Italia. Nie ta turystyczna pełna uśmiechniętych i śmiejących się w duchu Włochów. Ale ta w której żyjemy my emigrantki z takich czy innych powodów. Nie mam zamiaru zaznaczać dni dobrych i gorszych w kalendarzu, bo i tak bilans jest na plusie. A jeżeli już, to musiałabym zaznaczać godziny. Włosi są innym narodem i mimo, że jesteśmy geograficznie w Europie różnimy się bardzo, ale to bardzo. Zwłaszcza temperamentem. Oni kochają się kłócić, co nazywają wymianą zdań. Kiedy pierwszy raz byłam świadkiem kłótni rodzinnej myślałam, że ta rodzina się rozpadnie. A oni za godzinę byli w najlepszej komitywie. I jeżeli komentujesz nie pisz autorytatywnie: ” ja bym zmieniła kuchnię, ja bym to, ja bym tamto”. Tylko musiałabyś nie żyć w Italii, ale nawet mój ojciec choleryk zresztą, też by tego na dłuższą metę nie wytrzymał. Bo kiedyś i w Polsce panem domu choćby nominalnie był facet. A w Italii jest on w dalszym ciągu. tak, że rzeczywiście z Twoich komentarzy przebija skrajny feminizm. A ja feministką nigdy nie byłam i wcale nie podobają mi się ich poglądy w większości.

A Ty masz receptę na wszystko. Ja pokazuję na przykładzie V. jak trudno jest, co nie znaczy, że się nie da żyć w związku międzynarodowym. Na przykładzie własnym pokazuję też codzienne życie w Ascoli, bo jak kiedyś napisała w wywiadzie jedna z polskich gazet internetowych:

A nie jest, to łatwe. Bo Włosi są trudnymi partnerami. A o tym jak bywa świadczy prawdziwa przemoc i straszliwa liczba zabójstw kobiet przez ich partnerów: mężów, narzeczonych, konkubentów i nawet byłych. I nic sie nie zmienia.

Dlatego nie jestem ofiarą przemocy. Często za godzinę po wrzuceniu wpisu terapeutycznego z cyklu : „ale się wkurwilam”, a nie jaka jestem biedna V. nie ma pojęcia o moich nerwach chociaż teraz bardziej, to do niego dociera. Bo ja też się zestarzałam, ale nie chciałabym, żeby ktoś o mnie napisał ” stara stetryczała baba”. Zwłaszcza ktoś, kto nie zna mnie osobiście. słowa mogą bardzo ranić.

Bo każdy kij ma dwa końce.

I to jest ta kropka nad „i”.

A teraz obiecana ruchoma szopka, którą wczoraj sfilmowałam aż z dwóch telefonów i wrzucam oba filmiki, żebyście sobie ją lepiej pooglądali. I fotki z kościoła pod wezwaniem nomen omen Madonny Dobrej Rady.

Filmik pierwszy

Filmik drugi.

I jeszcze wiadomość dość ważna dla LM. Idę z przyjaciółką i jej koleżanką do teatru na Koncert Noworoczny więc sukienka się nie zmarnuje. Koncert dość późno 1 stycznia o 21.30.

I tyle dzisiaj. Bardzo dziękuję za liczne komentarze.

Rozmaitości:

Poradnik PPD

W kuchni kolejna recepta na Capodanno:

A teraz jedna z najbardziej balowych operetek czyli ” Zemsta Nietoperza”. A ja do tego słynnego walca wygrałam na jednym z bali konkurs w walcu wiedeńskim, który do dziś potrafię zatańczyć bez zadyszki. „D

Do jutra.

Fobia księżycowa

I sama nie mam pojęcia jak się z niej wyleczyć. Bo jak tylko na niebie pojawi się rogalik, który będzie rósł i zamieniał się w pyzata twarz nawet określaną ” jak księżyc w pełni”, zaczynam być nastawiona na wybuchy na księżycu. I na nic się zda omijanie raf księżycowych. Wszystko może takie zderzenie wywołać.

Od wczoraj wieczorem do dzisiejszego południa wszystko jest przeciwko niemu. Z mojej strony.

Znowu padło hasło, że nie będzie jadł obiadu.!!!

Nie dotarło przez wiele lat, że mnie, to ani ziębi ani grzeje.

I kolejny raz powiedziałam, że nie ma obowiązku jedzenia.

Lata jak kot z pęcherzem. I te nerwy go zżerają. Do psychiatry oczywiście nie pójdzie, bo nie potrzebuje. A potrzebuje i to bardzo. Ale nie tylko ja jestem wszystkiemu winna nawet wojnie na Ukrainie. Wszyscy prawie znajomi, to mu do pięt nie dorastają, a oni go też omijają jak szpinak na ścieżce, bo widza jego zachowanie.

No to terapeutyczną część zaliczyłam.

A wczoraj popołudnie było normalne. Poszliśmy zobaczyć w kościele Madonna del Buon Consiglio szopki. Bo są tam dwie. Jedna, to miniaturowe Ascoli Piceno z odtworzonymi piazza del Popolo, Cafe Meletti i nawet palazzo dei Capitani. To zrobiłam kilka zdjęć i nakręciłam filmik.

Druga szopka jest ruchoma i tę wczoraj musiałam sobie darować, bo za dużo osób było i stale ktoś mi przysłaniał obraz. A że dziś cichy dzień, to sobie sama spokojnie tam pójdę. Koniecznie chcę ją pokazać.

Potem zaliczyliśmy nową atrakcję ascolańską czyli ławeczkę z siedzącym na niej Constantino Rozzi

„ASCOLI PICENO – Pomnik Costantino Rozzi, prezesa Ascoli Calcio, został odsłonięty dzisiaj, 28 lat po jego śmierci. Ponad tysiąc osób obecnych na ceremonii, która odbyła się w ogrodach publicznych Corso Vittorio Emanuele, w obecności władz lokalnych, burmistrza Ascoli Piceno Marco Fioravanti, radnego sportowego Domenico Stallone, radnego regionalnego Andrei Marii Antonini i senatora GuidoCastello. „

Sesja musiała się odbyć.

Przy okazji pokazuję Świętą Rodzinę z szopki filmowej w komplecie. Jest już oczywiście bambino w żłobku.

Poza tym zaliczyłam pierwszą z książek o świątecznym klimacie. ” 40 dni do świąt”. Sympatyczna. O losach później poznanych bohaterek. Teraz wszystko jest jasne i uporządkowane.

Czas dla Ewy Formella. Czeka ” Dziewczynka z ciasteczkami” i ” Kamienica pełna marzeń”.

Ciche dni mają swoje dobre strony.

Teraz czas na Rozmaitości.

Tygiel z Internetem

https://luciadruga.blogspot.com/2022/12/tygiel-z-internetem-28-grudnia-2022-r.html

Kącik LM

Poradnik PPD

Elżbieta Klimkiewicz

Dzisiaj „spadł ” z szydełka zestawik

ocieplacz na kubek +podkładka

W kuchni włoskiej kolejny raz tradycyjne danie sylwestrowo0 noworoczne ( dla wegetarian)

A czego posłuchamy? Może czegoś co kojarzy się z Nowym Rokiem czyli toastem.

Do jutra, może będzie lepsze. 😀

Jak co roku

Kiwamy głowami i jedni z zadowoleniem inni z nutką żalu mówimy:

-Święta, święta i…. po świętach.

Chociaż, to jeszcze nie koniec. Ale Nowy Rok, a przed nim Sylwester też już nie ten sam, co skomentuję jak moja babcia, a przed nią pewnie i prababcia. Teraz na mnie kolej.

-Za moich czasów, to były Sylwestry.

I to święta prawda. Bo gdzie te bale, gdzie te szalone sylwestrowe prywatki. Pamiętam taką jedną. Dzieci były na feriach u babć w Krynicy Gorskiej, a że ta prywatka była w wilii naszych przyjaciół niedaleko, a śniegu nie było, to poszłam w balowych pantofelkach na obcasach. Z odkrytą piętą i paseczkami. Takie prywatki kończyły się nad ranem albo całkiem rano. I tym razem było tak samo. Gdzieś około szóstej rano impreza się zakończyła. Wychodzimy, a tu śnieg, może nie po kolana, ale na pewni powyżej kostek. A ja w tych pantofelkach. O tym, żeby małżonek doniósł mnie na rękach lub, co gorsza na barana 😀 mowy nie było, bo jednak wracał według określenia domowego ” mazurowym krokiem”. I tak jako prawie ” bosonóżka” dotarłam do na szczęście bliskiego domu. I nawet kataru nie złapałam. 😀 Tylko wspomnienie pozostało.

A na prawdziwych wielkich balach też byłam wiele razy. W końcu żyję trochę lat. I w słynnych krakowskich „Jaszczurach” i jako całkiem dorosła na balu w Filharmonii i innych balach całą gębą. Z Wodzirejem, z kotylionami. Z wyborem królowej balu. Królową nie zostałam, ale byłam na trzecim miejscu. 😀

Ostatnim balem, był bal z okazji przejścia w nowy wiek. W roku 2000. Potem już nie było okazji, ani powodu do balowania. A w Italii się je, a nie tańczy i osobisty nie tańczy więc powoli te pragnienia przygasły.

Tymczasem w Ascoli fantastyczna akcja. Otóż jak i wszędzie ( w moim Chorzowie też) w centrum, bo nie mówię o peryferiach miast straszą puste witryny zamkniętych sklepów. A Ascoli sobie poradziło. patrzymy, a tu przed świętami szyby pomyte, a w środku tych pustych sklepów urządzono wystawy prac artystów malarzy. Takie mini galerie w oknach wystawowych. Jak uda mi się jakieś zdjęcie, to pokażę. W dzień trudno, a wieczorem te wystawy nie mają samodzielnego oświetlenia. Bardzo ciekawe prace. Dodatkowo podany jest kontakt, jeżeli ktoś byłby zainteresowany kupnem jakiej pracy.

Niesamowicie mi się ten pomysł podoba.

Dzisiaj zrobiliśmy rundkę samochodem. Od tak, żeby zobaczyć, że Włosi znów ruszyli na zakupy. Wózki sklepowe pełne. My kupiliśmy tylko warzywa i owoce na placu, a V. pastylki Omega3, które regularnie zażywa.

Jak, to mówią wiara czyni cuda.

Popołudniu chcę iść zrobić filmik z naszej ascolańskiej ruchomej szopki, która już jest otwarta w jednym z kościołów.

A teraz czas na Rozmaitości.

Kącik LM

Poradnik PPD

A w kuchni tradycyjna potrawa sylwestrowo- noworoczna włoska. Obowiązkowo trzeba ją zejść, bo lenticchie zapewnia pieniądze.

A, że jest tu wiele miłośniczek tej kolędy, to i ja ją zamieszczam.

Do jutra.

Obiad rodzinny

W oczekiwaniu na gości zrobiłam dokumentację.

Nawet rozgardiasz kuchenny uwieczniłam, bo częścią jadalnianą.

Sama uznałam, że skoro boli mnie gardło, to nie będę wkładać świątecznej sukienki i zostanę przy swetrze w renifery.

Za to menu mogę podać:

antipasto, czyli prosciutto, sery, oliwki i salami.

Potem dania pierwsze:

timballo i cannelloni

Danie drugie:

Pieczone mięso mieszane: jagnięcina, żeberka, królik i kurczak z pieczonymi ziemniakami w ilości śladowej. 😀 Po włosku.

Zielona sałata.

Owoce

Ciasta czyli panettone i polskie z makiem

Potem slodycze. Włoskie torrone i polskie śliwki w czekoladzie i naturalnie pierniki.

Dla pijących wino białe i czerwone i spumante na koniec.

A teraz czas na gości.

I zawsze kiedy pada hasło obiad rodzinny brzęczy mi w głowie niezapomniany Wojciech Młynarski i jego:

Mam nadzieję, że tak nie będzie chociaż jest tarty ser.😀😀

Goście przyszli przynieśli prezenty.

Zabrali swoje i zjedli wszystko, co do okruszka. Widocznie smakowało. A najbardziej jak już napisałam w komentarzu u Ani moje ciasto z makiem i nasza śliwka w czekoladzie plus pierniki. Panettone nikt nie ruszył. Będzie dla nas kolejna.

Potem padło hasło spacer. Ja zdecydowanie odmówiłam. Boli mnie gardło i nie lubię wracać do bałaganu.

Niech pochodzi z dziećmi sam. A ja sobie już posprzątałam a nawet chwilę odpoczęłam.

Teraz mogę spokojnie poleżeć.

I zatem ogłaszam koniec Świat. Jeszcze tylko Nowy Rok i będzie spokój do Wielkanocy. Wtedy już wiosną i zupełnie inny nastrój.

Z wizyty gości taki plus, że V. włączył w dzień ogrzewanie a nie tylko wieczorem.

Dziwny naród ten Włosi. Bo to nie tylko u nas. Na noc grzeją a w dzień wyłączają.

No nic i tak jest cieplej i okna nie płaczą pierwszy raz od lat kiedy tu zamieszkaliśmy.

I sprawozdanie z obiadu rodzinnego zamieściłam. Teraz mogę ze spokojem poczytać, co jak u kogo.

Jakaś świąteczna piosenka by się przydała. To może ta. Moja ulubiona kolęda i zawsze jak pamiętam zaczynała się nią pasterka.

Do jutra.

Wigilia inna niż wszystkie inne

Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Wzięłam głęboki wdech i zaakceptowałam wszystko, co osobisty przewidział na kolację wigilijną.Nie komentowałam zmiany godziny kolacji. Najpierw miała być około osiemnastej, ale później z racji tego, że po placach i ulicach snuli się Włosi kolacja przesunęła się na normalną porę kolacji.

Nie forsowalam żadnych polskich zwyczajów jak na przykład przebieranie się do kolacji. Tylko opłatek i ciasto z makiem musiał być.

Cały dzień spędziliśmy praktycznie poza domem. Spotkaliśmy kolejny raz świętego Mikołaja. Jakieś ostatnie zakupy i w domu na szczęście nie było obiadu tylko sery i owoce. Osobisty przygotował wigilijną obowiązkową ” ascolana” czyli specjalny rodzaj makaronu jedzony w Wigilię przez ascolanczykiem ” bucatini”. Takie spaghetti puste w środku, z sosem z tuńczykiem i oliwkami. Jak zwykle wyszedł mu rewelacyjny. Ale jeszcze lepsze były krewetki. Tuńczyka mieliśmy w oleju. Zrobiłam też jabłka w krążkach w cieście ichnią pastella, którą jedzą w Wigilię. Jedzą również w cieście i warzywa. Ale my mieliśmy już dość. Owoce i ciasto polskie, które widać się udało, bo dostałam polecenie zachować kawałek na rodzinny obiad .

I to była moja pierwsza Wigilia z V. bez kropli wina. Tylko woda. Niedługo będzie rok jego całkowitej abstynencji.

Zdążyłam uladzic dom po kolacji. I w ramach wigilijnego wieczoru oglądałam koncert ukochane przeze mnie ” Il Volo”.

Kibicuje tej grupie trzech tenorów od 15 lat. Kiedy pokazali się jako piętnastolatkowie o cudownych głosach Wczoraj śpiewali piosenki świąteczne i znane arie. Z Jeruzalem. Prawie do północy.

I ponieważ mamy katedrę na rzut beretem, a kiedyś powiedziałam, że nie widziałam wloskiej pasterki czyli „messa di mezzanotte”, to V. uparł się pójść.

Poszliśmy. Katedra pełna. Przyćmione światło. Chórek śpiewający. Nic specjalnego. Jedynym nie znanym mi akcentem było przyniesienie przez duchownego ” bambino Jezu” na rękach i ułożenie go u stóp ołtarza. I potem zapaliły

się światła. I odbyła sie normalna msza. Chorek nawet zaśpiewał dwie kolędy, ” Cichą noc ” i ” Tu scendi della stella”.

Kazanie było za długie jak na pasterkę, Nie było żadnej atmosfery. Nasze niezapomniane : pasterki” mają inny klimat.

Ale byłam i widziałam.

Wstaliśmy późno i nic nie wskazywało, że dzień się rozwali. Pokłóciliśmy się strasznie, bo spadły listwy przylepione do ściany wokół drzwi z kablem telewizyjnym. I to oczywiście moja wina. Zrobiła się awantura. Nie rozmawiamy, obiadu nie było i zobaczymy, co będzie z rodzinnym obiadem.

Przyjdzie koza do woza. A ja z tych nerwów skasowałam sobie wczorajsze zdjęcia i nie umiem ich przywrócić. Żaden program do odzyskiwania fotek w komputerze nie działa. A ten w telefonie akurat tych fotek nie skanuje. Tak, że zrobiłam powtórkę z tego co mam.

Trudno, świetnie.

I ciekawa jestem, co z tego wyniknie. Odpoczynek od chodzenia bardzo mi sie przyda.

To za wczorajszą messa di mezzanotte obydwie kolędy.

Trudno o lepsze wykonanie.

Do jutra.

Dary wigilijne

Ten dzień słynie z wiary w cuda i moc. Wierzymy, że życzenia wypowiadane podczas wieczerzy wigilijnej spełnią się i będą nam towarzyszyć aż do kolejnej Gwiazdki.

Tymi darami są życzenia Zdrowia, Szczęścia, Wszystko co najlepsze dla nas i naszych bliskich i Radość nawet z niewielkich drobiazgów.

Oby te dary znalazły się u nas Wszystkich.

Dlatego to są moje życzenia dla Was moi blogowi Przyjaciele i takich samych darów życzę również Gościom odwiedzającym mój blog.

A dodatkowo filmik o tytule

” WESOŁYCH ŚWIĄT”

Ascolanska szopka wzbogacona polską kolędą ” Przybieżeli do Betlejem”

Bo najpiękniejsze kolędy są polskie. I co do tego nie ma różnicy zdań.

Dlatego kolędujmy i cieszmy się tym, co przyniesie nam Gwiazdka, Dzieciątko, Gwiazdor czy tym, co znajdziemy pod choinką. Ale przede wszystkim cieszmy się niepowtarzalną rodzinną atmosferą.

WESOŁYCH ŚWIĄT

Do Świąt bliziutko

Przede wszystkim informuję, że żyję i chociaż trochę słaba jestem, to czuję się prawie dobrze

Sprawa się wyjaśniła. Za moje wczorajsze sensacje odpowiedzialność ponosi pogoda. Rano było 7 stopni, a w San Benedetto było 21. Ja jak wiadomo jestem meteopata i jak przed trzęsieniem ziemi tak i takie zmiany pogody źle znoszę.

Nawet spoglądałam na żyrandol, ale na szczęście nie wskazywał nic niepokojącego.

Oczywiście stres również, ale do kołomyjek wokół V. jestem przyzwyczajona. Popsioczę i wyleję żółć na blog w celu terapeutycznym i spoglądam z dystansu na całą sytuację.

W myśl przysłowia ” jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma”. Włoch jak i cała Italia jest staroświecki i nic tego nie zmieni przynajmniej w tej dekadzie jaka mi pozostała. To trzeba wziąć głęboki oddech.

Z obiadem rodzinnym nie mam zamiaru się spinać ani polskiej Wigilii forsować. Będzie kolacja wigilijna po włosku.po włosku. A na rodzinny obiad przynajmniej ubiorę bożonarodzeniową sukienkę.

A teraz będzie prawda o V., Bo szczerze mówiąc należy mu się to.

Otóż jesteśmy razem 15 lat. To on stworzył mi w Italii dom, to on pomógł mi wyprostować sprawy w Polsce. To on pokazał mi swoje Ascoli i nauczył mnie uczucia do tego miasta. To z nim zwiedziłam mnóstwo miejsc nie tylko w Italii. A w Italii od Sycylii po włoski Tyrol.

Nauczył mnie kuchni włoskiej. I mimo, że nie jestem materialistką, to on finansuje wszystkie moje wyjazdy do Polski, a nie są to bilety autobusowe. Taka podróż, to prawie moja emerytura. I to on zapełnił moją z racji kłopotów materialnych pustą kasetkę na biżuterię.

A że się zestarzał i często jest jak jest? A czy ja jestem taka sama? Nie, też za kilka lat stuknie mi osiemdziesiątka i nie mam zamiaru rozwalać tego, co w jakiś sposób funkcjonuje. A, że czasem narzekam, a kto nie narzeka na partnera w niektórych momentach. To jest Włoch. Inna kultura i inne obyczaje. I ani on nie zmieni mnie ani ja nie zmienię jego. Wydaje mi się, że należało mu oddać, to na co zasługuje. A, że wciąż się kłócimy, to stanowimy klasyczny związek włoski. Oni tak mają . Dlatego napiszę ” punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. I czasem przykro mi czytać, że on be, a ja cacy. Bo tak nie jest. I dlatego ta laurka świąteczna w podziękowaniu za te 15 lat dla niego.

A teraz Rozmaitości. Tylko

„Tygiel z Internetem”

https://luciadruga.blogspot.com/2022/12/tygiel-z-internetem-23-grudnia-2022-r.html

A potem jedna z najbardziej wzruszających piosenek świątecznych

Życzenia świąteczne jak co roku złożę Wszystkim w dzień wigilijny.

Do jutra.

Może się uda

…I przed końcem dnia ten wpis powstanie.

Zdenerwowałam się dzisiaj i chyba efekty tego mnie dopadły. Znowu widzę jakieś niedobre objawy u V. To, że rzeczywiscie stan swojego zdrowia śledzi ze zdwojoną uwagą, to mały pikuś. Ale te nerwy. I nie tylko. Wczoraj obraza absolutna, bo na kolację były pomidory i mozzarella, a to się je w lecie, a nie zimą. Na dziś zaplanowałam sobie na uspokojenie pierogi. Nie będzie jadl. To nie. Nawet lepiej, bo ochota na lepienie mnie odeszła. Dlatego wyszliśmy już przed dziewiątą rano. Myślę:

-Po jakiego grzyba tak wcześnie. Ale poszłam.

Wypił kawę i biegiem do auta. Pojechaliśmy. Myślałam, że postanowił zrobić kolejny przegląd sklepów, ale kiedy minął kolejne ulubione i wyjechał na trasę do San Benedetto z lekka się zdumiałam. Wczoraj mówił, że do San Benedetto pojedziemy w piątek. No cóż. Niech będzie czwartek.

A tymczsem kiedy wypiliśmy kawę w stałym barze zapytał:

-Nie ma mercato?

-Przeciez dzisiaj czwartek. Zdziwiłam się ja.

-Czwartek? Pomyliłem się. Myślałem, że piątek.

Oczywiscie moja wina, że on się pomylił, bo go denerwuję.

Poszlismy do Najmłodszej. Niestety przyjadą na obiad w poniedziałek. Ale Stefano lubię więc niech będzie.

Oczywiście wymyślił, że również syn z narzeczoną. Podjechaliśmy do syna, a tam wiadomość, że wrócił do mamy i koniec uczucia. W sumie może i lepiej, bo ta jego partnerka fałszem pachniała na kilometr.

-Ach jakie niebieskie oczy ma ojciec Pietro. Ach i ach.

No ma i też los podsłuchał, że chciałabym bruneta z niebieskimi oczami, bo zwykle mają ciemne oczy. I bęc jest, tylko teraz szpakowaty.

A syn uśmiechnięty więc chyba nie przeżywa tego końca uczucia.

I naturalnie przyjedzie. To będzie nas w drugi dzień Świąt pięć osób. Szkoda, że nie Gracja z mężem, ale zerwanie stosunków rodzinnych do nadal.

A potem poczułam się źle. I chyba nawet V. to zauważył, bo zrobił się milszy. Obiad jakiś tam upichcil, bo chciałam wrócić do domu. Co prawda trzy razy musiałam wstać, żeby znaleźć i podpowiedzieć, gdzie, co i czemu, ale zrobił. A ja przeleżałam cały czas. Jak leżę, to lepiej, jak wstanę, to mi niedobrze i słabo. I dlatego piszę w telefonie, bo nawet komputera nie mam siły załączyć.

Ale i tak przygotowałam jabłka do ciasta i sprawdziłam zamrażalnik. Wiem, co mamy. A mamy do obiadu rodzinnego wszystko i jeszcze więcej.

A teraz licznik blogowy mi się zgadza, to kończę licząc, że do jutra mi minie. Podobnie miałam ostatnio w Polsce. I przeszło. Ani chybi stres. A teraz reniferki z San Benedetto.

To do jutra.