Wierzyć się nie chce

Ostatni dzień października, a pogoda ma się dopiero u nas w centrum zmienić być może popołudniu. Rano kiedy otworzyłam okno poczułam gorący powiew. I naturalnie silny wiatr. I tak sobie pomyślałam o tej pogodzie. Kiedy ileś lat temu na włoskich Wszystkich Świętych włożyłam na siebie golf i bezrękawnik wydawało mi się to dziwne do tej naszej pogody. Często zimowych łącznie z futrami ciuchami. A tymczasem wciąż pogoda zaskakuje. W Polsce podobnie jak w Ascoli ciepło i silny wiatr. Wciąż w słońcu prawie 27 stopni, a w cieniu na piazza Roma 24.

Co prawda nie wiadomo czy ta pogoda się utrzyma na dyskotekę na piazza del Popolo, bo ten wiatr ma szansę przygnać deszcz z północy. Mapy pogodowe w tv tak wróżą. A to się spełnia.

Tymczasem od przedwczoraj trwają na wyżej wymienionym placu przygotowania. Co prawda zdecydowanie wyrosłam z takich atrakcji, ale jest to bardzo włoskie i przecież młodzież ma swoje prawa.

Poza tym oswoiłam się z tymi zabawami przed Wszystkimi Świętymi i wcale mi to nie przeszkadza, a tym bardziej sądzę tym których wspominamy.

A tak to do wczoraj wieczór było na placu.

Potem spuszczono powietrze z kosmitów, a dziś silny wiatr przesuwał barierki wokół zdemontowanych jeszcze dekoracji.

Wczoraj V. zaciągnął mnie do ZA. Mimo nie zamówionej wizyty zostałam osłuchana i na 10 dni zaopatrzona w lekarstwa. Bronchit trwa. Gorzej, że V. również zakatarzony i naturalnie w okropnym humorze. Poza tym wygadał się o pomyśle ukochanych dzieci. Podobno znaleźli dla niego ( nas?) mieszkanie w San Benedetto. Ja tam z pewnością się nie przeprowadzę i on o tym dobrze wie. Skoro chce być z nimi, to bardzo proszę. Poczuję się zwolniona z lojalności. Ale dobrze wiem, że raczej to nie dla niego. Bez Ascoli? Już to przerabiałam na wygnaniu.

A ja zwyczajnie nie lubię San Benedetto i wcale tego nie ukrywam.

Czyli dzieje się nie najlepiej.

Dziś mieszanka internetowa.

https://tygielzinternem.blogspot.com/2023/10/tygiel-z-internetem-6223.html?m=1

I do jutra.

Pół na pół

Mam nadzieję, że ze wskazaniem na lepiej.

Chyba wczoraj było w mojej chorobie przesilenie. Rano czułam się w miarę dobrze. Poszłam na zakupy zaliczając solidny spacer. V. oczywiście podniósł mi ciśnienie, to może dlatego czułam się silniejsza. W sklepie komercja w ataku.

Jesienne róże pełne uroku.

Mimo, że wciąż bardzo ciepło, to przyroda szykuje się na odpoczynek. Trawa ciągle zielona, jesienne kwiaty kwitną, ale liście zaczynają opadać. Ostatnie wiatry zwiały te suche, dlatego wciąż jest zielono. Zresztą masa iglaków nigdy nie dopuszcza do zimowej szarości.

I tak wróciłam z zakupami do domu. Pokłóciłam się z V, który odmówił jedzenia ravioli z riccotą i szpinakiem, bo zrobiłam sugo pomidorowe z bazylią. A podobno dla Włocha to jest zestaw nie do przyjęcia. Szpinak i bazylią. Dla mnie było jak najbardziej do przyjęcia i dzięki temu mam dla siebie obiad na dziś. A V. musi sobie coś wymyśleć.

Trudno świetnie.

Razem z moją przyjaciółką czytałyśmy do oporu ” Diament” część 1 z cyklu ” Rodzina Monet”. I nawet napisałam do niej, to, co teraz tu powtórzę. Zastanawiam sie nad fenomenem tego cyklu Weroniki Marczak. Z pewnością wiele osób się wykrzywi na tę lekturę, bo na Nobla nie zasługuje, ale potrafi niesamowicie wciągnąć. I teraz będę czekać na kolejną część, bo autorka zgodnie ze zwyczajem serialowym zakończyła w najciekawszym momencie.

Z trudem, ale udalo mi się wrócić do sagi LIpowo i już jestem w trakcie dziewiątego tomu.

Wczorajsze popołudnie było chyba przesileniem w mojej chorobie. Po tym prawie normalnym przedpołudniu poczułam się ” umarta” i V. spędził na placu czas sam. Jakoś dobrze mi ta samotność zrobiła i dziś dzieciak obudził mnie naturalnie prawie w dobrej formie. Makabra z tym bieganiem i rumorem od siódmej rano. Zastanawiam sie nad beztroską dorosłych. Nie dociera, że nie są jedynymi mieszkańcami domu. Spróbuję ” upolować” właścicielkę kiedy przyjdzie po czynsz. Może bezpośrednia rozmowa z nią coś pomoże.

Na piazza del Popolo stoi już estrada, bo jutro o 21 – szej ma być dyskoteka pod hasłem ” Ulla Festival
Tutti a ballare con gli alieni” – ” Wszyscy tańczą z kosmitami.

Oczywiście wejściówek już nie ma, bo sprawdzałam.

A najbardziej spodobał mi się taki oto mem.

W Kąciku LM dzisiaj

Do jutra.

Dzień Bloga Otwartego

Dzień dobry.

Jako, że czuję się podwójną gospodynią dzisiaj muszę napisać, że bardzo mi przykro, że blog, co prawda jest otwarty na wszystkie komentarze, ale niestety nie anonimowe. To zresztą zarzuciła mi jedna z Anonimek u Hani. Że niby otwarty, a zamknięty. Długo był otwarty również na anonimowe komentarze, aż w końcu po solidnym hejcie zabezpieczyłam możliwość komentowania adresem mailowym. Ten adres nie jest dostępny dla nikogo poza mną. I zresztą nikt nie oczekuje żadnych danych poza nickiem. Argument, że wśród Anonimów jest wiele sympatycznych osób mnie nie przekonuje chociaż to z pewnością prawda. Nie wiem, co trzeba teraz zrobić, żeby moc komentować, bo podobno WordPress coś tam zmienił. Ale widać, że stara grupa komentuje bez problemu. I wcale nie trzeba mieć platformy społecznościowej, żeby sie zalogować.

Tyle spraw technicznych.

A teraz o czym dziś możemy podyskutować. A o wszystkim na co macie ochotę. Mnie dziś w głowie siedzą takie dwa tematy. Świetne pytanie zadała ostatnio Edyta o to, jak nas emigrantów postrzegają osoby, które na taki krok nie tylko się nie zdecydowały, ale nawet tego sobie nie wyobrażają. A życie płata różne figle i czasami wyjeżdżamy i z tym zżyciem na obczyźnie bywa różnie.

A drugi temat jaki mi siedzi w głowie, to opieka rodziców czy dorosłych osób nad maluchami. W Italii kolejny dwulatek wypadł z balkonu. Nie przeżył niestety. Ostatnio był taki podobny wypadek zakończony szczęśliwie, bo przechodzący mężczyzna złapał dziecko.

Nie wiem jak to wygląda w Polsce czy innych krajach. Z własnego doświadczenia wiem, że kiedy miałam małe dzieci moja wyobraźnia pracowała. I pamiętam, że sprawdzałam balustradę balkonową. Jaki rozstaw jest miedzy murem a pierwszym prętem. Czy jest możliwość przeciśnięcia się malucha na zewnątrz. I nigdy nie zostawiałam dzieci przy otwartych oknach samych. Mimo, że była to wysokość raczej bezpieczna. Jednak wyobraźnia dzieci nie zna granic i kto wie czy przy pomocy krzeseł nie udałoby się na to okno wejść.

Dlatego tak mnie bulwersują te wypadki, których jest chyba coraz więcej. Jaka przyczyna?

I z mojej strony to wszystko. Oczywiście i ja będę komentować.

Mam nadzieję, że spotkam się dziś z Wami w dyskusji.

Pełnia dzisiejsza

Nawet na mnie zadziałała. Wściekła jestem tak, że lepiej mi schodzić z drogi. Na górze dziś dzieciak zaczął harce długo przed siódmą rano. Kompletna masakra. Gotowa jestem do zrobienia awantury. Byłam gotowa nawet polecieć na górę, ale tam nie było nikogo i trochę ochłonęłam. V. w nastroju złośliwym i też makabrycznie mnie denerwuje.W sumie wszystko mnie wkurza, a najbardziej to, że nikomu nie przyjdzie do głowy, że mam baterie na wyczerpaniu. A doładować nie mam kiedy i gdzie. Trudno świetnie.

Dziś widzę jak wszystko mi się spiętrza, a do V. nie dociera nic poza tym, że on chce wyjść. Zagłębił się w swoją chorobę i umościł. Ja nie potrzebuję pomocy w domu tylko tego, żeby ktoś z nim przez jeden dzień w tygodni, a nawet pół pobył poza domem. Ale najlepiej wysyłać machające kotki i buziaczki na dzień dobry i dobranoc. Tatuś przeszczęśliwy jaki jest kochany. Dziś nie wytrzymałam i padło kilka słów. Ale on nie rejestruje co ja mówię. Bo tak wygodnie.

No i dzisiaj ja wystrzykałam zęby jadowe.

Jutro Dzień Bloga Otwartego. Zapraszam.

A z miłych dla mnie wiadomości. Kupiłam kolejny tom „Rodziny Monet” – „Diament” część 1. Jednak wcześniej skończę kolejny tom Lipowa. Bo wciągnęła mnie akcja i nie lubię zostawiać niedoczytanej książki.

W Kąciku LM

W Poradniku PPD sztuczki kuchenne

A więc do jutra.

Gorący jesienny dzień

Aż wierzyć się nie chce, ale tuż po ósmej rano kiedy podlewalam kwiatki na oknie w pokoju księdza termometr zaokienny pokazywał 21 stopni. Sporo przed jedenasta już było 25 i tak trzyma. Siedzę w poczekalni rezonansu magnetycznego. Nie ma ludzi i udało się wejść trochę wcześniej. Godziną wyznaczoną była dwunasta, a V. jest już w środku. Dodatkowo wieje silny ciepły wiatr. Aż tu w piwnicy słychać jak wyje na zewnątrz. Podobno takie wiatru są w całej Italii. Pewnie nadchodzi ta perturbacja pogodowa o której mówią meteorolodzy.

Jako, że to ja jechałam z V. na to badanie specjalnie nie zyskałam czasu na domowe zaległości. Jednak co się dało to zrobiłam. Wreszcie wyniosłam letnie buty i torby. Za to przyniosłam cieplejsze dwie kurtki i zmieniałam torebkę ukochaną – łabędziową na taką bardziej jesienną.

Powoli trzeba też letnie ciuchy zabezpieczyć workami foliowymi i przynieść te zimowe. Buty też w tym momencie bardziej na jesień przygotowałam. Choć dziś i tak mam na nogach kolorowe espadryle, tyle, że pełne.

Katar mi mija, niestety chyba V. go ode mnie przejął. W sumie byłoby dziwne gdyby go nie złapał. Miejmy nadzieję, że to tylko katar.

I tak to zaczął mi się piątek. Huśtawka nastrojów osobistego przyprawia mnie znowu o silny stres. Bo chyba ból brzucha, który mnie dopadł, to właśnie z tego permanentnego stresu.

To już nie będę się wywnętrzać, a zabiorę się za ósmy tom Lipowa. I muszę sprawdzić czy jest już możliwość kupienia kolejnej części Rodziny Monet. Jak tak, to po powrocie do domu tym się natychmiast zajmę. I wtedy Lipowo będzie musiało poczekać. I sprawdzić muszę czy mam już ” Na dobre i na źle”. Wczoraj nie było.

Kącik LM na miejscu

Poradnik PPD

Do jutra.

Nic specjalnie ciekawego się nie zdarzyło

Mimo, że całe popołudnie było pod znakiem różnych załatwiań. A takie załatwiania to dla mnie stres, bo nie mam pojęcia, co w danym momencie umyślił sobie V. Stale ma jakieś pomysły, których nie mam zamiaru realizować. Ostatnio wymyślił, że za szybko idę spać ( to, ze jestem w fatalnej formie zdrowotnej nie ma znaczenia – nie dociera), to najlepiej żeby już przygotować obiad na następny dzień.

Aż się we mnie zagotowało. Usłyszał, ale i tak nie dotarło, że:

-Ja przez trzydzieści lat tak żyłam, bo pracowałam i wracałam do domu nie mając czasu po pracy na gotowanie. A obiad był posiłkiem obowiązkowym. Zwłaszcza wtedy kiedy w domu były najpierw dzieci, a potem młodzież. I nie mam zamiaru powielać znowu tego modelu. Bo jestem na emeryturze. Zasłużonej po latach pracy.

A wszystko dlatego, żeby do domu wracać jak najpóźniej. Na święty obiad. Tych wszystkich włoskich jedzeniowych wzorców serdecznie mam dość. Nic tylko zamiast głowy maja Włosi garnek, w którym się non stop coś gotuje. Wszędzie gdzie ucho przyłożyć nic tylko o zakupach i jedzeniu. Sprawy na miarę problemów światowych.

Jestem tym tak zmęczona, że przez myśl mi przeszło, że gdybym tak się naprawdę rozchorowała, to w szpitalu przynajmniej bym odpoczęła. Do czego, to doszło, ja która potrafiłam ze szpitala zwiać w szlafroku do domu, marzę o szpitalnym łóżku.

Chyba naprawdę mam i ja już coś z klepkami piątymi.

I tak najważniejszy jest jutrzejszy rezonans. A V. już nawija o obiedzie z córciami, które naraz są w siostrzanym serdecznym układzie. Dziw nad dziwy. Bez komentarza.

Lepiej skończę dzisiaj, bo widzę, że nakręcam się niepotrzebnie. Wracam do Lipowa. Ściągnę najnowszy odcinek ” Na dobre i na złe”. Może go dziś oglądnę.

Pogoda przepiękna i ciepło jeszcze potrwa. I to jest najlepsza dzisiaj wiadomość.

To teraz Kącik LM

W Poradniku PPD

Czyli na dziś koniec.

Do jutra.

Dzisiejszy poranek

Z budzikiem na 7.30. Wizyta w szpitalu u dentysty co prawda o 9.30, ale ascolański szpital jest na Monticelli, a to sporo od centrum. W tym momencie jeżeli G. pracuje pozostaje autobus. I tak przyjechaliśmy pół godziny przed czasem. A nawet wypiliśmy drugą kawę w szpitalnym barze. W barze pełno. Włosi na tradycyjnym śniadaniu czyli przeróżne rodzaje kawy i rogaliki lub inne wypieki.

A w poczekalni też pełno. Wygląda na to, że będzie spory poślizg

Na dworze znów bardzo ciepło. Przed dziewiątą 18 stopni i bezwietrznie. Wczoraj co prawda po gorącym wietrze trochę popadało, ale tak jak to się mówi ” ledwo ledwo”. Nie mniej wróciliśmy do domu. Siedzenie w domu, to dla V. kara za grzechy. Ja za to wpakowałam się wcześniej do łóżka, bo wciąż nie wróciłam do pełnej sprawności i kiedy nadchodzi wieczór, po całym dniu jestem totalnie zmęczona.

Nawet nie byłam w stanie czytać. Zasnęłam solidnie przykryta, bo jakoś było mi zimno. Zobaczymy jak ten trzydniowy maraton szpitalny zniosę i ja i V. Dentysta jak dentysta, ale ten rezonans w piątek jest bardzo ważny.

Wczoraj usunęłam część maili z przesyłanymi książkami bo Google się pluły, że kończy mi się miejsce i mogę sobie dokupić. Mogę, tylko po co. Zawsze mogę książki wysłać jeszcze raz i tak samo je dostać. Mam je i w katalogu w komputerze i na czytniku. Ostatnio bardzo tego pilnuję. Nawet awaryjny bieżący zostawiam, żeby przypadkiem nie dublować kupna książek, które mam.

A teraz przerwa. Dokończę po powrocie do domu.

Rzeczywiście poślizg był solidny. Prawie dwie godziny. I w sumie tylko po to, żeby podpisał papierki o dopłatę do wstawki zębów. Poza tym jutrzejsza wizyta odwołana i nowy termin jest 30 listopada. Natomiast te dentystyczne wstawki ma mieć 15 listopada i podobno na 16 maja być gotowe. Wróciliśmy o dwunastej do domu. Ja jeszcze poszłam sobie do Acquasapone, bo nie wiadomo jak to z pogodą będzie popołudniu, a brakowało mi kilku rzeczy i dla mnie i do domu.

Teraz relaks. Trzyma mnie to przeziębienie. Wciąż nie widzę wyraźnego efektu. Niby lepiej, ale cóż jak w chorobie mogę liczyć tylko na siebie, to takie i zdrowienie. Jesteśmy na etapie, że to V. jest chory i wszystkie inne dolegliwości się nie liczą. A ja tu jestem kompletnie sama. Kiedyś mogłam się na nim oprzeć, ale teraz nie ma szans, bo nawet sam nie powinien wychodzić z domu. Czyli muszę wyzdrowieć jak najszybciej.

Czytam ten siódmy tom Lipowa, a w przerwach zaglądam na sytuację polityczną.

Dziś Rozmaitości solidne, bo w Tyglu kipi…

https://tygielzinternem.blogspot.com/2023/10/tygiel-z-internetem-6123.html

W Kąciku LM

Poradnik PPD

A nawet porady kuchenne

Do jutra.

Na motywach DTS

Kiedy powstaje serial na podstawie książki dodatkową informacją jest, że powstał według powieści takiej i takiej. Jeżeli powstaje serial, którego inspiracją tylko była dana powieść czy historia, to czytamy, że powstał na motywach tejże.

I tak właśnie należy traktować mój pomysł z Dniem Otwartego Bloga. Inspiracją były Dzienniki Twojego Stylu i wspomnienia z nimi związane.

Jednak nie ma możliwości powrotu do tamtego okresu. Chociażby z przyczyn technicznych. Co nie znaczy, że nie możemy w jednym miejscu o czymś podyskutować lub poznać się bliżej. W niedzielę poza osobami z tamtych niezapomnianych lat odważyła się napisać o sobie Edyta z ciekawym pytaniem, które może być mottem następnego Dnia.

” Jak nas emigrantów postrzegacie”.

Odwiedził mnie z komentarzem też Ceramik, którego zdanie bardzo cenię. Jest za. 😀

Może więc rozkręci się ten pomysł takiego spotkania na blogu.

Może niech to będzie na początek niedziela. Nadchodzą długie wieczory. A ja stałe zastanawiam się jak uatrakcyjnić bloga. I nie chodzi tu o moje przysłowiowe statystyki, ale powiew świeżego powietrza nawet jakby to był wiatr z tamtych czasów

Bo nigdy nic nie jest takie samo. To tak jak z modą. Mówimy:

-To wszystko już było. Muszę poszukać tej kiecki, spodni, kurtki.

Ale nawet jak znajdziemy, to nie będzie to samo. Zmienił się materiał, technika kroju szycia. To jest tylko inspiracja tamtej mody.

I dlatego chciałabym żeby Dzień Otwartego Bloga był oparty na motywach DTS- ów. Tyle sie dzieje i w świecie i w naszych miastach, rodzinach, mamy przeróżne hobby i pasje. Dlaczego tym się nie podzielić w szerszym gronie. Nie wszyscy piszemy bloga, bo to wymaga bądź co bądź czasu, a z tym bywa różnie. Nawet o pogodzie możemy pisać, książkach i jak to mówię o tym, co w danym momencie nam w duszy zagrało.

A u mnie nadal ciepło choć od północy ma nadciągnąć pora deszczowa. Na razie wciąż okolo 20 stopni. Od jutra trzydniówka szpitalna.

Na czytniku 7 tom Lipowa.

A teraz Kącik LM

Do jutra.

Sezon urodzinowy zakończony

Jak pisałam wczoraj odbył się zamówiony urodziny obiad V. Z 10 zaproszonych osób z przyczyn przeważnie zdrowotnych zostało nas osób sześć. Powinnam do tamtych dołączyć, ale skoro już czuję się lepiej, to się pozbierałam. Nie miałam siły na urodzinowy image więc coś tam na siebie założyłam stawiając na wygodę. Zero makijażu, bo nie ma nic gorszego jak makijaż rozmazany. A katar choć końcówka plus kaszel wciąż mnie trzyma. Obiad był w jednej z ulubionych restauracji V „La locanda degli Amici” na trasie do San Benedetto.

Mogę polecić z czystym sumieniem tym, którzy jak V. lubią kuchnię tradycyjną. Chociaż mnie i tak najbardziej smakowały nowinki w przystawkach ciepłych czyli szparagi zawijane w boczek i grzyby fritto. Jak to w Italii na takim obiedzie było wszystko i jeszcze więcej. Restauracja pękała w szwach. Urodziny i inne imprezy rodzinne. Co chwile kelnerzy donosili torty z reguły przywiezione jak i tort V i strzelały korki od szampana. G. zadbała o dodatkowy urodzinowy wystrój czyli trąbki, balony i zamówiła tort.

Nas na miejsce dowiózł narzeczony Najmłodszej w jej towarzystwie.

To teraz galeria urodzinowa i filmiki

A potem jeszcze był spacer w San Benedetto. V. był zmęczony i ja zresztą też. Zresztą mimo wygodnych butów, bo obcasy choć szerokie, to jednak wysokie są raczej z gatunku elegancji siedzącej. Wciąż bardzo ciepło. W San Benedetto ogródki pełne. I palmy w jesiennym uroku.

Odwieziono nas więc do domu i resztę wieczoru spędziliśmy spokojnie.

Dziś natomiast na porannym wyjściu, a ciepła jesień trwa dopadła mnie zachcianka ciuchowa, co dawno mi się nie zdarzyło. Otóż na stoisku vintage wpadła mi w oczy bluza dresowa. Pooglądałam. Ceny nie widziałam, a że z reguły ceny tu są znacznie wyższe niż normalnie na ciucholandzie, to odłożyłam i poszłam za V. Coś mi jednak kazało się odwrócić. Z tej drugiej strony zobaczyłam cenę. 3 euro. Za taką cenę, to ja tej bluzy nie zostawię. Zawróciłam wyciągając portmonetkę z drobnymi. Nawet V. widząc moja determinacje nie skomentował, a też sięgnął po drobne. 😀

I tak moja zachcianka została spełniona. Na dodatek to 100 % bawełny. Bluza ma ozdobne rękawy i delikatny srebrny pasek.

Jutro napiszę o wczorajszym Dniu Bloga Otwartego. Mam kilka przemyśleń, ale w sumie cieszę się, że nie spotkała go klapa.

To do juta.