Stres goni stres

Dziś V. ma tomografię kontrolną. Bardzo się boję tego wyniku choć zdaję sobie sprawę, że nie mam na to wpływu. Nie wiem czy nie ja będę zmuszona pojechać z nim autobusem na badanie. Mowa była o eskorcie Juniora, ale to jeszcze nie potwierdzone.

Na razie siedzi pod kroplówką nerwowy na maksa.

A ja truję mój nerwoból jak tylko mogę. Żeby nie myśleć grzebię po cmentarzach. I kolejny klocek mam uzupełniony. W końcu w gminie w Rawie Mazowieckiej pan od razu powiedział mi, że parafią miejscowości Rossochy k / Rawy Mazowieckiej gdzie mieszkali wujostwo Jelonkowie to parafia w Kurzeszynie. Kilka razy odsyłano mnie do innych. A dziś bingo. Nawet nie musiałam dzwonić do parafii bo Grobonet od razu pokazał mi grób wujka z 2000 roku i datę śmierci cioci Reni jego zony. Już wiem, że zmarła w 2020 roku i jest pochowana z wujkiem.

śp. TERESA JELONEK

ur. 1928-08-19

zm. 2020-03-02

Cmentarz parafialny w Kurzeszynie

Żeby zakończyć tę układankę potrzeba mi danych jej mamy i w tym celu napisałam do gminy Jodłownik. Tam jest pochowana. Na razie zero odzewu. Będę jeszcze szukać jej metryki wśród metryk kresowych, żeby był komplet.

Tak, że jak widzicie będę niedługo ekspertem w szukaniu korzeni rodzinnych.

Drugi mail wysłałam w sprawie śmierci ciocibabci do USC Ciężkowice. Tam też zażądano udokumentowania mojego pokrewieństwa. Pieprzone RODO. Opisałam swoje pokrewieństwo dokładnie.

Dziś chyba skończę ” Łaskę” , Rzeczywiście zagadka, choć mam swoje podejrzenie. 😀

Już wiem, że to ja pojadę autobusem z V. do szpitala. Brak taksówek mnie rozwala. Ale wiem, że gdybym nawet znalazła, to V, nią nie pojedzie. Z racji manii oszczędności.

Trudno świetnie.

To teraz Rozmaitości:

Kącik LM

Sztuczki kuchenne

Kącik Robótek Ręcznych

Poradnik PPD

Kącik Majsterkowicza Działkowicza

I Kolorowe Talerze

Do jutra.

Żeby nie było …

właśnie, co ? Za dobrze, za spokojnie? Wczoraj dostałam takiego ataku nerwobólu, jak dawno mni nie dopadł. Nie mogłam się zmusić do pozycji pionowej, a musiałam zejść z V. do samochodu. Pojechał, a ja padłam na poduszki podpierając się dwoma liricami. A tyle chciałam zrobić. No i jeszcze na obiedzie G. Powolutku wstawałam i kiedy ból stał się do zniesienia ogarnęłam pomału dom i wyszłam na zakupy owocowe. Kupiłam melona, arbuza i brzoskwinie. W domu przygotowałam wszystko do obiadu i nawet sałatę z pomidorem, cebulą i ogórkiem zrobiłam. Wielkie udko z kurczaka pocięłam i doprawiłam i po godzinie kilka minut dałam mu mikrofale. Szybciej na patelni się smaży, bo o normalnym sposobie w piekarniku nie ma mowy.

Ragu też miałam więc były tagliatelle . I tym sposobem obiad jakoś ukręciłam. Oczywiście arbuz. G. jednak ani owoców ani ostatniego kawała murzynka nie jadła. Murzynka upiekłam w niedzielę i dziś powinnam coś ukręcić dla V. Może się zmobilizuję popołudniu. Wykończę pomarańcze.

Popołudnie spędziłam na układaniu w głowie nowych zaleceń onkolog. I tu V. znowu miał odlot. Zażyczył sobie, żeby ZA mu rozpisał wszystko co bierze na rano, południe i wieczór, bo on nie jest pewny czy ja mu dobrze daję te lekarstwa. Szlag mnie trafił. Przygotowałam taką rozpiskę już wcześniej dla siebie, a i tak szlam z jego wynikami do ZA i po nowe lekarstwa plus uzupełnienie branych.

Było dużo ludzi na wizyty umówione więc trochę zeszło. Mówię, co mu odbiło, a ZA się roześmiał wziął tę moją rozpiskę i przywalił mu na tym pieczątkę.

V. popatrzyl i powiedział:

-Oto mi chodziło. Na pory dnia.

– A przecież to ta sama moja rozpiska co zawsze, tylko zmodyfikowana . Nie pamiętał jej chyba.

Trudno świetnie.

Zamówiłam nową porcję kroplówek i dziś popołudniu odbieram.

Jeszcze muszę wydrukować jakieś dokumenty dla V. które przyszły na mój mail a przysłał administrator naszej kamienicy, gdzie są mieszkania V. Już zgrałam na nośnik i wydrukuję jak pójdę do apteki.

Wczoraj miałam cudowną niespodziankę rekompensującą mi nerwowy dzień. Moja Przyjaciółka przez duże „P” mieszkająca w Anglii odnalazła grób brata mojej babci i notkę o jego żonie Janinie i córce Teresie wraz z rokiem urodzenia.

Warrant Officer Class II Stanislaw Greplowski, Polish Resettlement Corps. Died 23rd October 1947, aged 50.

I kolejny klocek rodzinnej układanki wskoczył na miejsce.

Aga jesteś cudownym człowiekiem.

Czytam ” Łaskę” kryminał, który dostałam od Marii. Rzeczywiście wciąga.

To teraz:

Kącik LM

Kuchennie

https://haps.pl/Haps/7,167251,31028482,robie-je-zawsze-gdy-mam-ochote-na-pierogi-bez-lepienia-i-robienia.html?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTEAAR0iwdHpvqtWWoB9ODX43Lz7jScfh_jBDplojXNn6_pEdfWBJMXGfGAhWFQ_aem_ZmFrZWR1bW15MTZieXRlcw

Kącik Robótek Ręcznych

Kącik Działkowicza Majsterkowicza

I kolorowe talerze

Do jutra.

Moja babcia Pola. Co już wiem. Odcinek 2

Minęło zaledwie kilka dni, a już sporo się dowiedziałam i uzupełniłam swoje wiadomości. W metryce mojej babci są oprócz rodziców, dziadkowie babci, bo jak poczytałam tak w zaborze austriackim dokonywano wpisów. Niezwykle sympatyczna pani przesłała mi fotki metryki nie tylko babci, ale również jej braci. Tak, że mam daty urodzenia całego rodzeństwa. I nazwiska nie tylko moich pradziadków, ale prapradziadkow.

Z ciekawostki metrykalnej dowiedziałam się, że babcia urodziła się pod innym numerem domu niż pozostałe rodzeństwo. Zmienili adres. Z jakiego powodu nie wiem, bo o ile jeden z braci Stanisław urodził się w roku 1898 i babcia utrzymywała z nim kontakt, to najmłodszy Józef urodził się dopiero w 1910 roku, kiedy babcia miała siedemnaście lat. I wyobraźcie sobie, że go poznałam, bo jego córka Irena była z nami w kontakcie. Właśnie tej rodziny teraz poszukuję. Znam nazwisko Irki po mężu ( Ziemianin) i nawet adres jej rodziny przed przeprowadzką. Mieszkała na osiedlu Kolorowym w Nowej Hucie. Nie znam daty śmierci brata babci.

Co do Stanisława sprawa jest trudna, choć wiem, że zmarł w Anglii w 1947 roku. Ożenił sie z Janiną…. na Kresach. Wiem, że był w Armii Andersa i udało mu się spotkać i zabrać żonę i córkę Teresę do rodzin andersowców. Teresa i jej matka przeszły piekło Kazachstanu, ale ciocia Jania jak ja nazywałyśmy nigdy nic nie opowiadała. Potem z armią Andersa były w Iraku i dotarły do Anglii. Tam brat mojej babci zmarł w 1947 roku. i leży w Anglii. W domu jest chyba jego zdjęcie w bateldresie W powrocie do Polski pomógł im mój ojciec i z tego powodu miał spore nieprzyjemności. Jako dziecko i podlotek spędzałam z ciotkami często wakacje. Razem z babcią naturalnie, bo panie się lubiły.

Moja mama załatwiła cioci Reni ( Teresa) pracę w księgowości w ” Plonie ” w Brzesku . I tam mieszkały do zamążpójścia Teresy. Wyszła za mąż za Szymona Jelonka i z nim, bo był księgowym jak ona mieszkała w różnych powiedzmy PGR- ach. Pamiętam Siedliska, a potem Jodłownik, w którym zmarła ciocia Jania. I właśnie napisałam do USC Jodłownik o dane cioci, bo nie pamiętam gdzie na kresach mieszkały. Może w akcie zgonu coś będzie. Córka z zięciem przeprowadzali się do Rosochy k/ Rawy Mazowieckiej i w domu w Polsce jest nawet numer telefonu do niej. Nie wiem czy żyje, bo po śmierci mojej mamy ja wyjechałam i kontakt zamarł. Natomiast znam datę śmierci Szymona jej męża . Dostałam z USC z Rawy Mazowieckiej.Zmarl w 2000 roku w sierpniu.

Czyli braci babci mam prawie uzupełnionych.

A teraz to, co mnie najbardziej kręci i nazwałam tę część ” Trzy Siostry „.

Maria – matka mojej babci czyli moja prababcia. Upadła moja teoria, że zmarła wcześnie. może podczas porodu najmłodszego Józefa? Nawet jeżeli tak było, to moja babcia była już dorosłą panną, bo Józef urodził się w 1910 roku. Zagadka rodzinna dlaczego wychowywały ją ciotki i dlatego chcę dotrzeć do jego potomków. Jest szansa, że żyje Irena choć jest mocno starsza panią.

Katarzyna – nie wyszła za mąż i ona głównie na wychowywała babcię. Moja mama nazywała ją zdziwaczałą starą panną. Czyli coś tam na rzeczy było.

Anna – najpiękniejsza i znana mi jako fertyczna staruszka koło dziewięćdziesiątki. W „Życiorysie PRL em malowanym „napisałam o niej tekst ” Jak Ciociębabcię kocham” . Była związana z klerem, bo brat jej męża był długoletnim proboszczem i budowniczym kościoła w Jadownikach. Był proboszczem od 1896- 1927 roku.

Dla mnie kościół ma symboliczne znaczenie. Kiedy przyjeżdżałam z babcią do Jadownik, a stacja to było Brzesko- Okocim często nie miał nas kto podwieść do Jadownik. Wtedy szłyśmy spacerem te kilka kilometrów. I kiedy na ścieżce na wprost ukazywała się wieża kościoła to już zaraz byłyśmy na miejscu wraz z coraz wyższą i wyraźniejszą wieżą kościoła w Jadownikach. I sporo mam wspomnień wakacyjnych. Ale dziś już stop.

W czwartek mam dzwonić do Ciężkowic, gdzie Ciociababcia mieszkała do śmierci. Odwiedzałam ją z babcią jako mała dziewczynka. Zmarła w początkach lat pięćdziesiątych mając bodajże 94 lata. Chcę mieć jej datę urodzin i śmierci.

I najfajniejsza rzecz na koniec. Dumam jak tu znaleźć metryki trzech sióstr i czy to był Zakliczyn. Znalazłam w sieci Towarzystwo Miłośników Ziemi Zakliczyńskiej i zamkniętą grupę Zakliczyn i okolice na starej fotografii. Już jestem członkiem tej Grupy, a co !

Napisałam i mam już odzew od pani Marii Grzegorczyk, która obiecała poszperać i napisać co udało jej się odnaleźć w metrykach do których ma dostęp Ciekawi mnie jeszcze ten notariusz u którego babcia pracowała, bo wspominała, że dependent podkładał jej grube księgi na krzesło, bo była niewielką osóbką, żeby mogła pisać przy biurku. Było to jeszcze przed wybuchem wojny. Pierwszej naturalnie.

Resztę wspomnień i zamierzeń w kolejnym odcinku. Zależy też co mi się uda dowiedzieć.

Jak widzicie działam i kto wie, czy nie powstanie biografia mojej babci.

To dziś kolejny album z pchlego targu

A w Rozmaitościach dziś

” Tygiel z Internetem”

https://tygielzinternem.blogspot.com/2024/06/tygiel-z-internetem-2524.html

Do jutra.

Jak to jest

Jak to jest, że sporo osób narzeka na aktualną pogodę. A żeby było śmiesznej nie ma na to wpływu. Teraz Włosi jęczą, że gorąco, a będzie jeszcze bardziej, bo nadchodzą upały tropikalne. Ja jak wiadomo wolę te upały od zimna. A narzekań mam w domu po kokardki. Wszystko co zginie z widoku moja wina, zresztą wszystko jest moją winą. I tak od rana do wieczora. Wczoraj kolejna osoba pytała jak ja to wytrzymuję. Nie wiem. Chyba opancerzylam się i niewiele może mnie już urazić. Raczej wywołuje w ekstremalnym momencie wściekłość.

Ale teraz mam zajęcie. Dziś nabyłam duży blok A4 żeby rozrysować, to co wiem i powdpisywać daty. O dziwo w My Heritage udało mi się założyć konto w abonamencie podstawowym czyli bezpłatnie. Niewiele mi pomogli, ale jedna wiadomość wyskoczyła. Brat mojej babci Stanisław, który przeszedł szlak z wojskami Andersa zmarł w Anglii, a jego żonie i córce mój ojciec pomógł wrócić po jego śmierci do kraju. I teraz wiem, że urodził się około 1897 roku zmarł w Anglii w 1947. I to się zgadza z przesłaniami rodzinnymi .

A wczoraj zmusiłam się do spaceru po ” pchlim targu”, bo inaczej zwariowałabym.

Pogoda wybitnie plażowa i mecze piłkarskie sprawiły, że i wystawiających i kupujących było niewielu. Ale tradycyjnie dwa albumy zrobiłam.

Album pierwszy

Na całym targu były dwa łabądki. Jeden bardzo duży więc nie wchodził w grę, a drugi malusieńki. Najmniejszy jakiego widziałam do tej pory. Dołączył więc za całe 2 euro do stada.

Pozs tym jestem bardzo zadowolona z tej nowej długiej sukienki. Nie dość, że przewiewna i cieniutka, to jeszcze nie prześwituje i nic pod nią nie musi się zakładać. Żadnych półhalek. Gdzieś tam w lustrach odbijam się w tejże sukience.

Czekam na pielęgniarkę, żeby podłączyła kroplówkę. Będzie trochę spokoju. I jutro też, bo wizyta w szpitalu.

A teraz podsumowanie wczorajszego Dnia Bloga Otwartego.

Strasznie się cieszę , że tu na moim blogu spotkało się tak ciekawe i uzdolnione grono. Jestem pod wrażeniem waszych pasji i umiejętności. I dziękuję za wczorajsze komentarze.

A w Ascoli w ogródkach barowo- kawiarnianych rozpoczynają się koncerty. Wczoraj w kawiarni ” Meletti”.

która zafundowała sobie przepiękne kwiaty/

Do jutra.

Dzień Bloga Otwartego

A w nim temat ” nasze słabostki i fanaberie, drobiazgi bez których nie umiemy się obyć i sobie odmówić „.

To bijemy się w piersi, co tam nam za uszami siedzi. Ja pierwsza.

Najpierw książki. To mam od dziecka. Każde kieszonkowe wydawałam na książki. I to mi został do dzisiaj. Czytać musiałam, a nie lubiłam pożyczać z biblioteki, chyba że to były zamierzchłe czasy i były to prywatne biblioteki w Krakowie. Po prostu tych książek nie można było kupić w ustroju słusznie minionym. Ale reszta i to mam do dziś, jak już w jakimś stopniu jest dostępna, to muszę ją kupić. Nawet teraz kiedy na moim koncie straszą resztki kasy lekką ręką wydaje na eBooki.

Drugą słabostkę jaką mam, ale z wiekiem szczęśliwie potrafiłam ją opanować to błyskotki. Byle były z duszą i oryginalne. Jak byłam młodsza im bardziej ekstrawaganckie tym lepiej. Teraz chyba pod wpływem V. trochę sklasyczniałam . Ale czasem mam ochotę zaszaleć kiedy widzę błyskotkę nie tylko oryginalną ale i z duszą. I jesteśmy przy ciuchach, które jak wiecie uwielbiam. Stąd pojawiła się Lucia Modna i jej Kącik z modą. I tu jest coś takiego, co chyba wiąże się z czasami trudnymi i niewielkimi pieniężnymi możliwościami. Nie lubię rzeczy nowych. One są jak dla mnie sztywne, bezduszne choć piękne. Jak z tymi ukochanymi miśkami. Dopiero te oswojone są ukochane. I pojawiły się ” ciucholandy”. A ja wychowałam się na ich odpowiedniku krakowskiej ” tandecie”. To wpadłam i nie tylko ja jak ta przysłowiowab śliwka w kompot. Większość mojej niemałej garderoby, to rzeczy wysznupane na straganach. Zwłaszcza włoskie aż kipią, od atrakcji. Zresztą chwalę się zdobyczami na bieżąco. No i buty. Ale tu już raczej nieużywane choć i tu czasami udało mi się znaleźć mało używane, a niezwykle oryginalne i dobrej marki.

Czyli mamy książki i ciuchy. Koniec?

Skąd. Jeszcze wpadłam w szpony zbierania łabądków. Na szczęście rozsądek kazał mi skupić się na niewielkich. A, że zawsze kochałam drobiazgi porcelanowe, to na wygnaniu po trzęsieniu ziemi umilałam sobie życie kupowaniem starych malutkich porcelanowych cacek. Jakieś filiżaneczki, puzderka, wazoniki itp. To jednak umiałam powstrzymać.

A czy pisanie bloga nie jest słabostką i uzależnieniem? Jest

I jak na razie więcej grzechów nie pamiętam i obiecuję, że się NIE poprawię.

Teraz Wy.

Moja babcia Pola czyli fakty wśród wspomnień odcinek 1

Ci, co mnie znają wiedzą, że oprócz uporu mam też cechę systematyczności. A więc skoro postanowiłam zebrać jak najwięcej rodzinnych danych związanych z moją babcią, to musiałam to sobie jakoś uporządkować i zaplanować. Okazuje się, że w mózgu jest szufladka ” archiwum” i wystarczy tam zajrzeć chociaż otwiera się nie najłatwiej i czasem się zacina, ale powolutku coś tam można z tego archiwum wyjąć. Zaczęłam od sprawy najprostszej. Od metryki mojej babci. Zadzwoniłam, pogadałam i sympatyczna pani z USC w Lipnicy Murowanej przysłała mi zdjęcie tejże metryki . Pokazuję, bo ciekawostka. Jest 8 stycznia 1893 roku. Na świecie pojawia się moja babcia Apolonia.

Trochę żartobliwie wspominałam ją i jej ciocię w „.Życiorysie PRL em malowanym „. Tymi faktami też będę się posiłkowała przy szukaniu innych faktów z życia mojej babci.

Postanowiłam szukanie podzielić na kilka etapów.

Dzieciństwo. Co wiem.

Okres szkolny i lata przed pierwszą wojną światową.

Okres wojenny pierwszej naturalnie.

Lata powojenne i małżeństwo. Tu raczej losy ciocibabci są do odtworzenia. I właściwie potem już powojenne życie znane mi , bo w 1947 roku na świecie pojawiłam się ja .

i mam niestety tyle lat, że poza mną nie ma już na świecie nikogo, kto pomógłby mi w tych wspomnieniach. Może mój brat cioteczny coś z opowiadań babci będzie pamiętał. Jednak nie sądzę, bo bardziej był związany z moją mamą i życiorysem Hojnowskich .

Strasznie długi ten wstęp. A teraz co pamiętam z dzieciństwa babci. Babcia była najstarsza i miała dwóch braci Stanisława i najmłodszego Józefa. Naturalnie Gręplowskich. Spróbuję odnaleźć ich metryki, bo pewnie też urodzili się w Lipnicy Murowanej.

Może ta sympatyczna pani mi pomoże . Bo naturalnie lat ich urodzin nie znam.

” Kupić nie kupić, potargować można”. Moja prababcia miała dwie siostry. Niezamężną Katarzynę i Annę po mężu Gruszczyńską. Nazwisko rodowe mojej prababci brzmi Kozubowska i jak powiedziała pani z USC jest to nazwisko sugerujące, że prababcia była z poza Lipnicy Murowanej. I pewnie tak. Skoro obie ciotki mieszkały w Zakliczynie i on pojawia się we wspomnieniach babci. Dlaczego kilkuletnią dziewczynkę wychowywały ciotki? Jakaś myśl mi się kołacze, że być może prababcia zmarła i dlatego dziewczynkę zabrały ciotki. A chłopcy zostali z ojcem? Może ożenił się jeszcze raz. To tylko dywagacje. Muszę dotrzeć do rodziny najmłodszego z braci babci, bo znałam nazwisko córki po mężu i być może żyje jeszcze ona czyli Irena. Byłaby po dziewięćdziesiątce. Rodzina była długowieczna w linii żeńskiej, to kto wie.

W każdym razie babcia mieszka z ciocią Kasią w Zakliczynie. Ciotki chyba miały swój dom, bo ciocia Kasia miała pracownię krawiecką. Babcia opowiadała, że raz w nowej sukience wycięła dziurkę, żeby mieć butonierkę na bukiecik jaki nosiły eleganckie panie. Czyli geny LM mam po babci.

To tyle o dzieciństwie. Kolejne wspomnienia i działania nastąpią.

Zapisuję wszystko na blogu dla własnego porządkowania, a myślę, że pokibicujecie mi w tych detektywistycznych czynnościach. I będziecie podpowiadać.

W Ascoli od dziś pchli targ. Ostatni przed przerwą letnią.

A jutro w Dniu Bloga Otwartego temat poddany przez Hanię:

” nasze słabostki i fanaberie, drobiazgi bez których nie umiemy się obyć i sobie odmówić”.

I to co zwykle:

Kącik LM

Kącik Robotek Ręcznych

Poradnik PPD

Sztuczki kuchenne

I kolorowe półmiski i talerze

Do jutra.

Przed podróżą sentymentalną babci

Chciałam o tej podróży mojej babci opowiedzieć, a wpakowałam się w sam środek nieznanych historii rodzinnych. Babcia zabrała mnie ośmiolatkę w tę podróż, taką mniej więcej dwudniową, ale to co pamiętam uruchomiło we mnie ciekawość losów mojej babci. Oczywiście dużo pamiętam, to czego nasłuchałam się w dzieciństwie, ale chciałabym cofnąć się do losów mojej prababci .

Co wcale nie będzie takie proste. Ale przynajmniej jeżeli tylko dotrę do jakiś danych to będzie sukces.

Moja babcia urodziła się w Lipnicy Murowanej. Nie mam pojęcia skąd wzięła się pogłoska o korzeniach tatarskich. Nie mam pojęcia dlaczego wychowywała się u ciotek, bo rodzice chyba żyli, a przynajmniej może ojciec.

Ponieważ moja prababcia była z domu Kozubowska, a jedna z ciotek była niezamężna wydaje mi się, że właśnie ciocia Kasia jak mówiła babcia tak się nazywała. O dzieciństwie babci niewiele wiem, poza tym, że słynna w rodzinie i opisana w „Życiorysie PRL em malowanym” Ciociababcia też brała udział w jej wychowaniu. I tu wszystkie drogi prowadzą do Zakliczyna gdzie mieszkała ciocia Kasia. Ciociababcia była mężatką bezdzietną i dlatego troszczyła się o babcię. Czemu nie rodzice nie wiem. Na ten temat babcia milczała, a ja nie pytałam. Niestety. Czyli dwie ciotki. Ciocia Kasia i Ciociababcia rodzone siostry.

A zaczęłam drążyć temat nawet nie z powodu tej podróży sentymentalnej, ale dlatego, że losy rodziny męża babci czyli mojego dziadka są znane i dobrze udokumentowane. Wraz z losami jego brata pułkownika Hojnowskiego. Te dokumenty ma w posiadaniu mój kuzyn też Hojnowski.

Pomyślałam sobie więc, że ja spróbuję zapisać, to co pamiętam z losów babci i spróbuję coś się jeszcze dowiedzieć.

Najpierw dziś zadzwoniłam do USC w Lipnicy Murowanej o możliwość otrzymania metryki babci, żeby mieć dane pradziadków. Sympatyczna pani dotarła do tej metryki z roku 1893. Na szczęście USC ma zgodę na wysyłanie fotografii tych starych metryk. A są w posiadaniu od roku 1890. Wcześniejsze tylko w księgach parafialnych. Bez dokładnych danych pewnie tylko osobiste szukanie wchodziłby w grę o ile parafia wydałaby taką zgodę.

Gdyby ktoś już kiedyś szukał przodków to może skorzystam z doświadczenia.

Najpierw poszukam rodziny braci mojej babci. Obie ciocie znałam. Z jedną miałam rodzinny kontakt, który po śmierci mojej mamy zaniknął. Ciocia pewnie już nie żyje albo zbliża się do setki. Moja wina, że moje własne perturbacje losowe zagubiły korzenie rodzinne. Ale podobno Internet może wszystko odgrzebać. Spróbuję więc.

Dzisiaj za wiele się nie dowiedziałam. Trochę z metryki urodzenia babci. Ale w pamięci odblokowałam trochę dziecięcych wspomnień z opowieściami babci i tym śladem pójdę.

Od czasu do czasu będę o tym pisać. Żeby został ślad, który ledwie widać spod minionych lat.

A teraz oczywiście Kącik LM

Kącik Robótek Ręcznych

Kącik majsterkowicza działkowicza

W kuchni przepis na ciasto, które piekła moja znajoma.

I kolorowe talerze i półmiski

Do jutra.

Noc snów

Miałam trudną noc. Z jednej strony za sprawą kłębowiska myśli, bo dziś G. była umówiona w szpitalu, w którym był V. po wyniki histopatologiczne kolonoskopii. Niby nic na tzw. oko nie było, ale biopsje wyrywkowo w kilku miejscach zrobiono. A więc straszyło mnie w nocy równo, aż nad ranem zasnęłam i przeniosłam się do Krakowa z moich młodych lat. Stałam na plantach patrząc na dworzec i widziałam ul. Basztową beż przejścia podziemnego. Ale czas był współczesny, bo pomyślałam:

-Dobrze, ze zlikwidowali to podziemne przejście. Tak jest o wiele lepiej.

A w ogóle to sen był w kolorach. Potem poszłam ul. Szpitalną i widziałam Teatr Słowackiego cały w rusztowaniach. I na tej Szpitalnej znalazłam się w zadaszonym ulicznym pasażu. Takim witrażowym, ale współczesnym, a dookoła były widoczne regały z książkami. I mówiłam do kogoś:

-To najwspanialszy antykwariat w Krakowie.

I obudziłam się. Było wpół do dziewiątej. I trochę mi tej godziny zabrakło, bo na obiedzie była G. z mężem, a miałam zrobić kluski śląskie. Kilka dni temu zrobiłam sama ragu więc od A – Z wszystko mojej roboty. Pognałam na zakupy, po mięso, bo wolę teraz wszystko świeże. I po owoce a zwłaszcza arbuza, bo V. smakuje. I postanowiłam z marszu zrobić fotkę tych białych ” galotów|, co przekłada się na ” majtki” a jest spódnicą- spodnie. I oto ja w tym nowym zestawie.

W sklepie zobaczyłam panią w podobnym fasonie góry kompletu kwiecistego. Tylko moja falbana przy bluzce jest tylko z przodu.

Wróciłam z zakupów, a musiałam iść dwa razy, bo za jednym razem się nie wyrobiłam i włączyłam trzeci bieg. V. na szczęście leżał w sypialni z kroplówką więc nie komentował. Ale za to mam problemy z nerwobólem i nie byłam taka zorganizowana jak zawsze. Ale zdążyłam upiec jeszcze ciasto tym razem babkę pomarańczową.

I G. przyniosła dobrą wiadomość, że wszystko jest dobrze, czyli ta biegunka, to nie z tego powodu. i dostałam śliczny upominek urodzinowy. Długopis. Taki prawdziwie kobiecy.

Czas na zajęcia domowe więc muszę zrobić przerwę.

Ogarnęłam gary, niestety zmywarka zepsuta i nie ma szans na razie na jej wymianę przez właściciela. A jednak obiad dla czterech osób, to jest tego trochę. V. skończył druga kroplówkę.

A ja kończę blog.

To jak zwykle Kącik LM

I Poradnik PPD

Pooglądam czwarty odcinek ” Domu pod Dwoma Orłami ” i poczytam. Po drodze przeszła burza i polało. Stąd mój nerwoból. Chyba trzeba coś mocniejszego sobie zaaplikować.

Do jutra.

W moim ciucholandzie

Dziś nie wychodziłam do południa, co naturalnie nie zachwyciło V., bo jakże można nie wyjść do sklepu czy na targ. A mnie się zwyczajnie nie chciało. Tym bardziej, że „ni z gruszki ni z pietruszki” odczuwam swój nerwoból. Pewnie efekt tych ostatnich nerwów. Poprasowałam sobie wszystkie ciuchowe zakupy, bo mała rzecz a cieszy. Wiem, że mam tych szmat od groma i trochę, ale to jedna z niewielu radości kiedy coś wysznupię. Koszt żaden. Mogłabym kupić jeden elegancki ciuch i chodzić w nim do śmierci, ale moja rozwichrzona natura nie dopuszcza nadal takiego scenariusza.

To zapraszam na przegląd nowości w mojej szafie,

Oto biała spódnica- spodnie. Idealna na wszystkie okazje e zależności od góry i dodatków.

Druga w kolejce to batystowa sukienka z długimi co prawda rękawkami i długa do ziemi, ale rękawy można podsunąć na gumce bez problemu, a długie sukienki jak najbardziej i jeszcze jednym atutem są dwie wpuszczane kieszenie.

Potem mamy czerwona klasyczną bluzkę, ale za to z modnej koronki. Ponadczasowa o ile koronki nie wyjdą szybko z mody.

Trykotowa wesoła bluzeczka w kolorowe groszki z falbaną

i spodnie z bawełenki żółtej.

Drugie, długie z grubszej bawełny, które i podczas włoskiej jesieni można nosić,

bo spodnie mają to do siebie, że trzeba je mieć w kilku rozmiarach. Ja mam trzy kupki. Od tych kiedy lecę z wagi, waga normalna i te trzy kg. plus .

To tyle o ciucholandzie własnym.

Kończę ostatnią posiadaną książkę Joanny Tekieli. Pierwszy tom z cyklu ” Dębowe Uroczysko” i choć raz bohaterka ma ciut inny życiorys i chociaż raz znalazła się w tym miejscu przypadkowo. Drugi tom ma mieć premierę 19 czerwca więc nie będę musiała uruchamiać archiwum pamięci w szufladce ” sagi i cykle”. Czekają mnie poobiedne gary, a potem może wrócę do czytania albo oglądnę trzeci odcinek ” Domu pod Dwoma Orłami”.

To teraz prawdziwa elegancja czyli:

Kącik LM

Poradnik PPD

W Kąciku Robótek Ręcznych znalezione szablony na robótki szydełkowe

W Italii takie robótki oprawia sie w ramki za szkłem i wiesza na ścianie.

A w Kąciku Majsterkowicza Działkowicza znów opony. Pokazuję bo czasami kto wie czy się nie przyda.

Do jutra.

Kto rano wstaje

Myśli, że czas jest z gumy. Jak pisałam, V. dzisiaj ma swoją wizytę w szpitalu. To ja sobie ułożyłam plan domowych robót. Miałam: naprawić haczyki od firanek, bo znów się poodklejały, przetrzeć podłogi, włączyć pralkę, bo czego oczy nie widzą … wyprasować i upiec ciasto. I jeszcze zrobić zakupy warzywno- owocowe.

I wcale się nie obijałam. Zmieniłam obrus w kuchni, co chwile zajęło, bo na stole rzeczy które tam gromadzi V. Czyli zdjąć je, a potem położyć w tym samym miejscu. Potem haczyki. teraz schną więc firankę w sypialni dopiero potem zawieszę. W kuchni naprawiłam i wisi, bo i tam z racji upału klej puścił. Pralkę załączyłam zaraz przed haczykami. I pomyślałam, że zanim ogarnę dom wstawię do pieca ciasto, bo będzie się piekło, a ja wykorzystam ten czas. Zrobiłam lukier. Wolę teraz piec ze względu na V. i jego problemy niż kupować gotowe ciastka do kawy rano. Ciasto się upiekło,

ale za to zrobiło się tak późno, że musiałam wyjść po te zakupy. Powiesiłam pranie po drodze kiedy wychodziłam na zewnątrz.

Te wtorkowe zakupy są o tyle niebezpieczne, że oprócz warzyw i owoców są stragany z ciuchami. I jak tu nie zerknąć. I znów za trzy rzeczy 10 euro. Jedna szmatka 4 euro. To skoro już wybrałam trykotkę w doskonałym gatunku w kolorze pomarańczowym, koszulę nocną bawełnianą

musiałam znaleźć trzecią rzecz. Padło na taką sukienkę w ogromne kolorowe kwiaty, które są bardzo modne. A ponieważ nie była bardzo zmięta i musiałam ją przymierzyć, to się pokazuję.

Inne wcześniejsze zakupy czekają na wyprasowanie,

Czyli mam jeszcze prasowanie, ale chyba nie dziś, a jutro jak V. będzie miał kroplówkę.

Za podpowiedzią mojej przyjaciółki zaczęłam oglądać polski naturalnie serial ” Dom pod dwoma Orłami” i pierwszy odcinek mi się podobał. Klimaty jakie lubię lwowsko- wrocławskie. Dostałam też na poprawę nastroju w prezencie niespodziankę. Kryminalnego ebooka Anny Kańtoch „Łaska”. Serdecznie dziękuję.

I czas zabrać się za ryż. Sugo z owoców morza wczoraj przygotował V. To ja tylko nakryję i jak zadzwonią zacznę mieszać risotto.

Na dworze gorąco, ale jakoś tak burzowo. A w Ascoli oprócz lip na murach kwitną kapary.

Wczoraj wzięłam te krople na uspokojenie, ale jakoś nieszczególnie się po nich czułam, to je chyba sobie daruję.

Dziś ” Tygiel z Internetem”.

https://tygielzinternem.blogspot.com/2024/06/tygiel-z-internetem-2424.html

Kącik LM

Poradnik PPD

Kącik majsterkowicza działkowicza

Kolorowe półmiski i talerze

Do jutra.