Deszcz jesienny deszcz

Taką prawdziwą listopadową pogodą żegna nas święty Andrzej. W Ascoli naturalnie żadnych ” andrzejek”, wróżb i imienin.

Mam rodzinnego Andrzeja mojego brata ciotecznego syna brata mojej mamy, którego odwiedziłam z córką i wnukiem podczas pobytu w Polsce. Cała rodzina może poza wnukiem, bo to nie to pokolenie była i jest maniakalnie zaczytana w Trylogii.

Ulubionym powiedzeniem brata mojej mamy było ” jeszcze mnie na pachołków stać”. I oczywiście syn dostał na imię Andrzej. Dzwoniłam z życzeniami naturalnie.

A ja wróciłam dzisiaj do wspomnień andrzejkowych, kiedy byłam podlotkiem, a moja babcia organizatorką dziewczyńskich zabaw w wigilię świętego Andrzeja.

Bo wróży się w wigilię świętego Andrzeja. Babcia ulegała moim prośbą zresztą sama lubiła te zabawy. Schodziły się do mnie wieczorem koleżanki. Im byłyśmy starsze tym później. Babcia piekła ciastka w tle grał adapter Bambino z moją kolekcją płyt. Było nasłuchiwanie z której strony zaszczeka pies, co raczej w mieście trudno było przypisać stronie z której będzie przyszły mąż.

Była wróżba z talerzem pełnym wody i puszczeniem w nim dwóch igieł. Trzeba było ostrożnie tę igłę umieścić, bo jak wpadła na dno i utonęła, to kaplica , miłość nie ma szans. A i pływające igły zachowywały się różnie. Oddalały się od siebie wcale nie miały ochoty się połączyć. Nawet potrafiły stanąć w miejscu i ani w tę ani w tamtą stronę. A kibicujące pełne emocji:

– Płyń, co tak stoisz i myślisz. – Nie w tę stronę. W tamtą. Co za ciapa.

Oczywiście babcia podkładała pod talerzyki swoją obrączkę, różaniec i coś co wróżyło staropanieństwo. I tu mam lukę w pamięci, co to było, bo różaniec to zakon. 😃 może książeczka do nabożeństwa Przygotowywałyśmy karteczki z imionami chłopców żeby położyć je pod poduszkę i rano wyciągnąć tego jedynego. Oczywiście buciki z lewej nogi wędrowały za próg. Ale głównym punktem było lanie wosku. W rondelku rozpuszczało się wosk lub świeczki i przez duży zabytkowy klucz przez jego ucho wlewało się tn wosk, do miski z zimną wodą polewając ten placek rękami wodą z miski. Po to, żeby na cieniu były rożne konfiguracje. Chociaż najpierw babcia oglądała to, co powstało z tych pagórków i dolin. Czasem to były naprawdę ciekawe inscenizacje. Postaci, zwierzaki cale sceny. No i wreszcie co ulany wosk pokazywał na cieniu. Obracało się tym dziełem na wszystkie strony i często na cieniu pojawiał się kształt wróżący przyszłość. Pamiętam jak raz na cieniu pojawił się kształt kapelusza z kwiatami, a innym razem scena. Kapelusze uwielbiałam, a scena długo mi towarzyszyła.

Milo tak powspominać. A dziś z racji zoboty dyskotekowe ” andrzejki .

To może jutro opowiecie o waszych wróżbach. Czy lałyście wosk i wróży w wigilię świętego Andrzeja. Taki temat na Dzień Bloga Otwartego.

A w Ascoli ruszył dziś kiermasz świąteczny i uruchomiono ślizgawkę.

Wracając ze Santo Stefano nakręciłam z tego wydarzenia migawkę.

Po deszczu nie bylo śladu natomiast zrobiło sie bardzo zimno. Pierwszy dzień w rękawiczkach.

W Kąciku LM

W kuchni

W Poradniku PPD

praktyczny gadżet

Do jutra.

Czas biegnie

To już trzeci tydzień od choroby V. A ja rano staram się jakiś zebrać w kupę. Gorzej, że idzie mi to średnio. Ale zmobilizowała mnie wspaniała niespodzianka. Dostałam prezent. Wspaniałe opowieści o pchlim targu we Wrocławiu. Od Madgez z którą od lat jesteśmy w kontakcie, a nawet znamy się osobiście. Madzia jeszcze raz serdecznie dziękuję. Uwielbiam takie niespodzianki.

Potem coś tam próbowałam zrobić w domu. Wyciągnęłam myjkę na parę. Po raz pierwszy ją użyłam. A co się naklęłam żeby mimo instrukcji rozszyfrować otwarcie korka do wody. Oczywiście źle zaznaczony na schemacie. Ale rozgryzłam i nawet podłogę w kuchni tą myjką parową umyłam. W ramach relaksu oglądnęłam przedostatni odcinek |Krucjaty”. Tak, że w serialach jestem na bieżąco. W szpitalu dziś tak sobie. Na moment przyjechała G., ale minęła się z lekarką. Trzeba czekać do poniedziałku na informacje. Zabrałam rzeczy V. do prania, bo za tydzień się uskładało. Zaprosiłam G z mężem na polski obiad. Kiedy będą mieć czas. Warunek: dzień wcześniej dają znać. Rano padało, ale kiedy jechałam do szpitala bylo już sucho. Jednak parasolkę z łabędziami wzięłam. I kiedy wychodziłam ze szpitala zaczęło solidnie padać i zerwał się zimny wiatr. O tym, że będzie deszcz wiedziałam za sprawa takiego zjawiska. Zresztą już kiedyś o nim opowiadałam, ale dawno. Zauważyłam to w Ancarano. Kiedy nadchodził deszcz moja Przyjaciółka Góra podchodziła do ogrodzenia domu. No, była na wyciągnięcie ręki. A normalnie widać ją było w oddali. I zaraz była zmiana pogody. W Ascoli na Starówce nigdy tego nie widziałam. Ascoli jest w niecce. otoczone górami. I dopiero wczoraj kiedy wracałam ze Santo Stefano na Monticcelli oddalonym ponad 5 kilometrów od centrum zobaczyłam podchodzące do przystanku San Giacomo i San Marco, najbliższe wzniesienia. I dziś oczywiście deszcz. Nie zawsze to widać, ale zdarza się.

Na czytnik wskoczył ostatni wydany tom z cyklu Komisarz Olga Balicka. Wczoraj przeczytałam w tempie błyskawicznym zaczętą książkę ” Boże, Beata” mimo ostrzeżeń Agi ” zostaw to w diabły, szkoda czasu”. Ale ja też tak mam, że jak zacznę to muszę skończyć. I tak sobie myślałam, że tę książkę trzeba potraktować jako pastisz i tak do niej podejść. Bo jak inaczej wytłumaczyć wydanie tej książki przez poważne wydawnictwo. A tymczasem czytelnicy są zachwyceni. Znają autora z you tube i jego filmików. Zadumałam się.

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5109637/boze-beata

I tyle dzisiaj ode mnie.

Kącik LM

W kuchni coś fajnego

Śledziożercy

Forszmak ze śledzia to jedna z najsmaczniejszych przystawek kuchni żydowskiej. Samo słowo forszmak w jidysz oznacza „przedsmak” czyli przystawkę.

SKŁADNIKI:

4 odsolone filety śledziowe

2 małe jabłka deserowe

3 jajka ugotowane na twardo

1 średnia cebula

1 czerstwa kajzerka

2 łyżki majonezu

Mleko do namoczenia bułki

Sól, pieprz do smaku

Sok z cytryny

PRZYGOTOWANIE:

Obrane jabłka pokroić w drobną kostkę, skropić sokiem z cytryny. Filety śledziowe pokroić na małe kawałki. Namoczoną i odciśniętą bułkę porwać na małe kawałeczki. Jajka i cebulę drobno posiekać

Wymieszać jajka, cebulę i jabłka. Dodać śledzie i bułkę. Doprawić sólą i pieprzem. Dodać majonez i wymieszać na gładką masę. Odstawić do lodówki na kilka godzin. Najlepiej smakuje na posmarowanej masłem kromce razowego pieczywa.

Kącik Robótek Ręcznych

Świątecznie

Do jutra.

O czym dziś

Bo przecież moje życie to teraz jeden wielki bałagan. Pomimo tego staram się jakoś ogarnąć. Rano poszłam w końcu do miasta, bo chleb, bo woda mineralna. Wzięłam torbę na kółkach i zajrzałam na piazza Roma. I byłam tak zmęczona, że wróciłam do domu płacąc jeszcze na przyszły miesiąc telefony i Internet. Zagapiłam się, telefon V. powinnam zapłacić wczoraj. Zapomniałam. No cóż zapłaciłam dzisiaj trochę więcej.

Trudno świetnie.

Wróciłam do domu i przed trzynastą pojechałam do V. No cóż jak będą jakieś widoczne zmiany, to napiszę, ale był spokojniejszy. I tyle wieści ze szpitala. Pojadę naturalnie jutro. Wieczorem sobie odpuszczę. Późno i ciemno.

Wracałam ” jedynką”, która ma przystanek dalej od domu niż ” dwójka”. To postanowiłam przespacerować się do domu w Waszym towarzystwie.

Przystanek jest na piazza Giacomino

Na drugim zdjęciu most na Tronto, a potem aleją w stronę placów.

Przy tej alei najważniejszy jest salon sukien ślubnych już w wersji świątecznej

Kiedy dochodzi się do zakrętu z Corso Mazzini jest taki zaułek zamieniony w ogródek. To częste w Ascoli.

Skręcając w prawo w Corso jest najsłynniejsza fontanna w Ascoli. To „Fontanna di cane” czyli psów, choć woda cieknie z pyszczków lwic. To jest właściwie ujęcie wody źródlanej krystalicznie czystej.

Widać każdy kamyk podmurówki w baseniku z wodą. Mijam lodziarnie i

i zabezpieczoną barierką odkrytkę archeologiczną. To stara sprzed wieków ulica w Ascoli. Ascoli było wtedy dużo niżej.

W uliczce, ktora prowadzi do piazza Aringo jest moja piekarnia, jeszcze zamknięta . Otworzy się o siedemnastej po przerwie.

Mijam jeszcze aptekę i oto aktualny czas i temperatura.

I już największy plac w Ascoli piazza Arringo. Cały zabudowany domkami kiermaszowymi i ogromną w tym roku ślizgawką. Dziś zaczęto dekoracje i powoli idzie zamrażanie tafli.

I już. Kilkadziesiąt metrów i jestem w domu.

Dziękuję za towarzystwo.

To teraz Kącik LM

W kuchni kwiat pomarańczy

W Kąciku Robótek Ręcznych

Świątecznie

Do jutra.

Co za dużo, to niezdrowo

Dopadł mnie wczoraj wilczy apetyt. I zjadłam za dużo. A przeważyła szalę chałwa. Zjadłam do ostatniego okruszka jedną paczkę. Sporą. I dziś na jedzenie nie mogę patrzeć.

Dieta i gorzka herbata. I znowu mocniej mnie piecze ten ból półpaścowi. Mimo tabletki. Nie jadę do szpitala. G. wymyśliła, żeby mu dać czas na aklimatyzację i odpoczynek bez nas za często. No nie wiem. Zobaczę. Moje plany wyjścia i zrobienia zakupów w Acquasapone poszły sie bujać. Nie chce mi się. Może popołudniu.

Na razie zrobiłam Tygiel z Internetem. Nie jest bogaty, ale też nie mam głowy do wyszukiwania newsów .

Ta moja huśtawka nastrojów sama mnie denerwuje. Jak to zwalczyć.

Czytam Lutę Karabinę,

A dla Was mam witrynę świąteczną ulubionego sklepu.

I jeszcze Tygiel z Internetem

https://tygielzinternem.blogspot.com/2024/11/tygiel-z-internetem-listopad-24.html

Kącik LM z witryn w Ascoli

W kuchni ciekawa przekąska

Oto przekąska , która nigdy nie zawodzi oczekiwań: gruszka i gorgonzola.

Słodycz tych owoców doskonale łączy się z intensywnym smakiem

 gorgonzoli, tworząc niezwykłą mieszankę smaków!

SKŁADNIKI

2 pere                2 gruszki

60 g Gorgonzola Dop pikantny    można użyć samej gorgonzoli

Timo   tymianek

Olej  – oliwa z oliwek

Sól i pieprz

Weź gruszki, umyj dobrze, podziel na pół, pokrój na plasterki  i usuń gniazdo nasienne

Podgrzej patelnię i grilluj przez 2-3 minuty.

Przyprawić  świeżym tymiankiem i oliwą, a na koniec ozdobić pikantną gorgonzolą

W Kąciku Robótek Ręcznych

gwiazdki

A w Poradniku PPD dekoracje świąteczne

Do jutra.

Zapis wtorku

Klasycznie. Obudziłam się przed ósmą. Z nawyku zjadam śniadanie po włosku. Od wczoraj zmniejszyłam ilość porannej kawy. Wróciłam do jednej filiżanki, a nie całej maszynki czyli trzech. Zauważyłam, że mimo, że później nic już kawowego nie piję jestem zdecydowanie pobudzona z wewnętrzną trzęsionką. Zaplanowałam dzień. Do szpitala jadę na 13.30, a więc skończyłam oglądać dostępne odcinki ” Krucjaty 2″. Teraz czekam na dwa najnowsze drugiego sezonu i będzie koniec. W łazience też dzisiaj byłam dłużej niż zwykle. Przed pójściem do szpitala podgrzeję rosół z kurczakiem. Jeżeli będzie go za dużo jutro będzie ogórkowa.

Przed chwilą dzwoniła. G. Z pytaniem jak się czuję i czy idę do V. Wczoraj dość późno, ale dostałam wiadomości że szpitala .

Zobaczę co słychać. Z pewnością jest tam lepsza opieka niż poprzednio. O 13.1O mam taki dobry autobus, który podwozi mnie prawie do San Stefano. Staje tuż za rogiem.

W tygodniu nie ma problemu z dojazdem. Wieczorem będzie Vipera. I dobrze, bo to dość późno. Oczywiście nie dla Włochów

A ja może pójdę wreszcie jak wrócę do Acqasapone i jakieś mini zakupy zrobię. Kupiłam sobie wedlowską chałwę i już jej nie ma. A to tylko w polskim sklepie.

Powoli czas się zbierać. Dziś 17 stopni więc trzeba lżejsze ciuchy. Skręciłam też ogrzewanie o kilka stopni. W domu jest jak w Polsce. Ogrzewania nie wyłączam tylko reguluję temperaturę.

Jak wrócę że szpitala napiszę, jak V. oto jakie słońce mi dzisiaj towarzyszyło.

A w szpitalu czekała mnie w końcu jakaś miła niespodzianka. V. siedział w wózku inwalidzkim. Zaraz zrobiłam fotkę i wysłałam do G. Też się ucieszyła. Co prawda zaraz przyszły pielęgniarki z elewatorem i przeniosły go na łóżko, ale zawsze malutki kroczek. Sąsiad z pokoju mówił mi, że dziś rano był spokojny i ćwiczył z rehabilitantem. Stąd to siedzenie. I pewnie te kroplówki z witaminami i proteinami, żeby go wzmocnić po pobycie w poprzednim szpitalu też swoje zrobiły.

Wróciłam do domu i nastawiłam sobie kaszę. Tradycyjnie garnek w garnku. Mam sznycle i ogórek kiszony, to kolacja gotowa. Jak przyszłam, to pierwszy raz byłam głodna mimo tego rosołu z kurczakiem gotowanym. Zjadłam crostate i popiłam herbatą malinowo- imbirową. Zaraz idę do ZA z wypisem V. I może coś tam kupię po drodze.

Acquasapone zostawię na jutro.

Czeka na mnie Luta Karabina kolejny tom. I Aga przysłała mi nową Pużyńską.

To teraz Kącik LM

W Poradniku PPD

W kuchni

I dekoracje świąteczne

Do jutra.

Nie potrafię

Nie potrafię za bardzo zebrać myśli do kupy, żeby sensownie coś napisać. Cały dzień siedzę w domu. Wyszłam tylko do ZA, ale nie było go dzisiaj. Wczoraj G. napisała, ze ona z mężem pójdą do V. w południe, a Junior wieczorem, a ja mam dziś odpocząć. Efekt taki, że do tego momentu nie mam żadnych informacji, co denerwuje mnie jeszcze bardziej.

Porzuciłam książki na rzecz serialu ” Krucjata” , od wczoraj zaliczyłam cały sezon pierwszy. Za chwilę zabiorę się za sezon drugi.

I to wszystko.

Do jutra.

Logistycznie opanowałam

Oczywiście drogę do szpitala w niedzielę, kiedy to transport publiczny zamiera.. Przydaje mi się do tych peregrynacji znajomość Ascoli. Zgodnie z wyczytaniem wczoraj rozkładu jazdy ” jedynki” na Monticelli i jej przyjazdu wyliczyłam jej czas odjazdu z Porta Romana

gdzie ewentualnie mogłam podejść. Oczywiście założyłam, że niedziela i z tym rozkladem może być różnie. Bo musicie wiedzieć, że wszystkie przystanki w Italii są na żądanie. I skoro nie ma na drodze ruchu, bo około trzynastej Włosi jedzą, to autobus może przyjechać przed czasem. I tak było. I z dojazdem i z powrotem dobrze, że byłam wcześniej . Wyjechał i przyjechał jakieś 10 minut przed czasem. Za to mam jeszcze rozeznanie, że mogę wsiąść do autobusu ciut bliżej. Na piazza Giacomino. Tam zresztą wysiadłam. V. dzisiaj w nienajlepszej kondycji, to mnie zdołowało dokładnie. Dzieci w komplecie przyjechały przed czwartą. Wizyty są od drugiej. A ponieważ była moja ulubienica, to ich zostawiłam i wyszłam trochę wcześniej, bo nie byłam pewna godziny odjazdu. Jutro G. pracuje więc tylko ja pójdę i do ZA też z wypisem szpitalnym. W górach spadł śnieg i dopiero w słońcu zrobiło się ciepło, ale z zimnym podmuchem.

Jem z rozsądku. Znów ugotowałam rosół, bo to najmniej roboty. Jutro planuję zrobić kotlety mielone czyli po krakowsku sznycle i naturalnie mam jeszcze rosół. Kupiłam po drodze ogórki kiszone i może zmobilizuję się do ugotowania ziemniaka.

Grosicką skończyłam i mogę obie książki polecić. A jak będziecie czytać to zacznijcie od” Placu Literackiego 7″, a potem „Dom z kamienia.”. Ja tak zrobiłam intuicyjnie. I dobrze zrobiłam, bo nie lubię czytać niechronologicznie. A tak jest dobrze. Kolejną książkę o ile będzie też kupię.

Tak piszę o niczym, żeby nie myśleć, ale to się nie da. Pewnie te bole mnie też dołują. Musiałam wziąć w szpitalu tabletkę, bo nie wyrabiałam.

Moja koleżanka już Polsce. Raczej wyjechała na stałe. Chociaż i powrót po załatwieniu spraw zdrowotnych jest możliwy.

No i wreszcie mam dostęp do czytnika w WordPressie. Bez ikonki, ale opłotkami udaje mi się wejść w telefonie. Bo w komputerze działa ikonka okularów.

To teraz Kącik LM

W kuchni

Dekoracje świąteczne

Do jutra.

Kolejny dzień

Monte Vettore w śniegu. A to naturalnie przełożyło się na temperaturę. W nocy zaledwie kilka stopni i przedpołudniem kiedy wyszłam w końcu na jakieś zakupy czuć było ostre powietrze. Niebo bez jednej chmurki czyli dotarło górskie mroźne powietrze. Dziś odwiedziny tak jak w niedzielę od 14 do 17. Komunikacja normalna, ale jutro nie wiem. Chyba mnie czeka spacer na Porta Romana, bo tam chodzi na Monticello ” jedynka”. Przyjechałam do V i zmartwiłam się. Bo o ile wczoraj zjadł wszystko, to dziś nic. Na dodatek zgolili mu wychodowaną brodę. Jutro przywiozę mu elektryczną maszynkę do golenia. I dziś miał już jakieś zajęcia ruchowe. To wieści od pacjenta z jego pokoju. A około 13.30 słońce ogrzało trochę powietrze i nasyciło kolorami okolice San Stefano.

A przedpołudniem walczyłam z ustawieniami bloga w telefonie. WordPress co chwilę nam coś ” ulepsza”. Może gdybym znała angielski byłoby mi łatwiej. A tak jak nie jest po polsku, to przerąbane. Ale opanowałam kolejną zmianę. Natomiast nie mogę przywrócić czytnika w telefonie . W komputerze mam, a w telefonie zaginął i nie mogę tej ikonki przywrócić.

No i tyle. Czytam kolejny odstresowacz czyli kolejną książkę Grosickiej. Powiązaną z poprzednią.

I to wszystko. Bardzo dziękuję za to, że pomyślałyście o mojej sytuacji finansowej Nie martwcie się. Jest normalnie. Bez kłopotów. A ja przecież mam emeryturę również.

To teraz bez dodatków, bo do dyspozycji mam tu tylko telefon.

Do jutra.

Dzisiaj później

Ale chciałam napisać jakieś aktualne wiadomości. Tym bardziej, że byłam jak to się mówi ” cała w nerwach”. Koło dziesiątej napisała G., że są już w Santo Stefano i V. śpi, a ona załatwia wszystkie formalności. Załatwiła, zapłaciła za pierwszy tydzień i napisała, że zostawiła mi kopertę dla ZA. Ja pojechałam w godzinach wizyt. Czyli codziennie od 13.30 – 15 i potem od 19.15 – 20.15. W niedzielę od 14 – 17.

I przestrzegają tych godzin, bo przyjechałam przed siódmą i muszę czekać te piętnaście minut

Byłam oczywiście popołudniu. V. na pierwszy rzut oka trochę spokojniejszy. Była chyba szefowa z rehabilitacji, bo wypełniała kartę, kazała V. ściskać się za ręce i spróbować przewrócić na bok. Rękę ściskał, ale przewrócił się dopiero sam kiedy jej nie było. Tak jakby do spania. Potem tuż przed moim wyjściem przed piętnastą przywieźli mu nowe łóżko . I dobrze, bo z materacem antyodleżeniowym. Zresztą jak teraz wejdę do pokoju to zobaczę. Pokój spory większy niż w szpitalu więc sporo powietrza i dwuosobowy. Łazienka przystosowana dla niepełnosprawnych. To tyle teraz. Resztę jak wrócę do domu.

Acha i mam wreszcie tę kartę z kliniki do ZA. Wrzuciłam w tłumacza. W diagnozie niewielki udar z utratą widzenia być może przejściową.

G. mówiła, że zaczną pracę z logopedą również.

Pacjent z pokoju powiedział mi, ze v. podobno zjadł wszystko. W tym momencie wszystko mielone. Nie byłam długo, bo potem po dwudziestej nie mam za wiele autobusów. Wrocilam spokojniejsza do domu. Trochę nadziei mi przybyło. Jutro rano zrobię zakupy, a potem cos ugotuję.

Czytam bardzo sympatyczną książkę ‚ Plac Literacki 7″. Moja przyjaciółka dba, żeby mi nie brakło książek. Wczoraj dostałam sporą wirtualną paczkę. Ryszarda Ćwirleja skończyłam. Uśmiechnęłam się na koniec pierwszego tomu nowego cyklu. Autor wyraźnie poszedł w ” kapitana Klossa”.

To teraz Kącik LM

W kuchni

Kącik Robótek Ręcznych

Dekoracje świąteczne

Do jutra.

Ze szpitala

Jutro na szczęście V. opuszcza tę okropną placówkę. Patrząc na to, co tu jest i jak tu jest i jak traktuje się pacjentów włos mi się jeży na głowie. Gdyby pacjentem był samotny człowiek, to nie ma szans na powrót do zdrowia. Nie chce jeść niech nie je. Przez dwa tygodnie wciąż to samo. Grysik i pulpa jabłkowa z opakowania. Dobrze, że ostatnio V. zaczął jeść przynoszone słoiczki dla dzieci. Zobaczymy jak będą karmić za pieniądze. I to niemałe. Za tydzień 1000 euro plus opłata za ambulans, którym go przewiozą. Ale to wszystko nie ma znaczenia byle pomogło.

Dziś rano przygotowywałysmy rzeczy dla V. według listy, którą dostała G. I to wszystko, co mogę w tym momencie napisać.

Jutro będę czekać na wiadomości od G. Ambulans ma być o dziewiątej.

Czyli kolejna prośba o kciuki za pomyślny tydzień. I kolejne.

A moje bóle nie ustają. I co mam zrobić. Może pójść do neurologa prywatnie?. Przed chwilą wzięłam tabletkę, bo już nie mogłam wytrzymać. Ciekawe, że w nocy śpię. Oczywiście budzę się, ale potem zasypiam. Jednak od momentu wstania ból towarzyszy mi cały czas.

Dziś blog bez dodatków, bo jestem tylko z telefonem.

Dziękuję za wsparcie psychiczne. To jedyna rzecz, która mi pomaga w tym okrutnym czasie.

Do jutra.