Życzenia na Nowy Rok 2025 też będą

Wczesniej jednak opowiem bajkę o „Alladynie” . Może nie będzie to bajka, ale pełen zachwytu opis spektaklu w naszym ascolanskim teatrze.

Jak pisałam poszłam z G. , bo były w domu bilety na ten bajkowy musical. Nie można się w Italii rozczarować muzyczno- baletowym spektaklem. Kolejny raz pomyślałam jak we krwi mają Włosi taniec i śpiew. Ta lekkość i ten wdzięk. Dodatkowo w libretto wpisano humor współczesny związany z Ascoli. Padały teksty czwartkowych klusek i inne. I przepiękna scenografia oparta na światłach i kostiumach. Warto było pójść. Obie byłyśmy zachwycone. G. zrobiła selfie. Najpierw w teatrze,

a potem na świątecznie oświetlonym piazza del Popolo, kiedy prawie o północy wracaliśmy do domu.

I ta bajka o miłości coś we mnie rozluźniła. Potrafiłam się nawet uśmiechać.

To reklama spektaklu

a kto chciałby go zobaczyć ” na żywo” to jest na you tube w wykonaniu tej samej grupy aktorskiej tylko kilka lat wcześniej. Warto zwłaszcza z dziećmi. Piękne piosenki, przepiękny układ choreograficzny.

A tak wyglądało nasze Ascoli w tę noc 28 grudnia jeszcze 2024 roku.

Szopka, którą przygotowują strażacy znów nad strumieniem Castellano

I nadszedł czas życzeń.

Moi Najmilejsi, Mili i Sympatyczni Przyjaciele z mojego blogu.

Dziękuję, że jesteście przy mnie.

Zostawmy w 2024 wszystko, co złe i smutne. Wejdźmy w Nowy Rok z uśmiechem nawet jeżeli wydaje się to trudne, a nawet niemożliwe.

SZCZĘŚLIWEGO. NOWEGO ROKU.

Przed Nowym Rokiem

Jutro będą obowiązkowe życzenia, a więc dziś to o czym chcę przypomnieć i to, co w mojej głowie się wspomina.

Najpierw jednak muszę wyjść i pozałatwiać kilka spraw. Na Lisa jest jeszcze pudło, co prawda przy bramie wejściowej więc nie muszę wchodzić do mieszkania, z moimi i nie moimi książkami. Trzeba je zabrać, bo podobno zacznie się remont. Ironia Losu. Teraz kiedy V. już na ten remont nie czeka, a ja nie zostanę w Italii.

To jeszcze raz napiszę, dlaczego tej ewentualności nie biorę pod uwagę, bo spotkałam się że zdaniem, że wracać teraz do Polski to szaleństwo. Dlaczego?

Nigdy mentalnie z tej Polski nie wyjechałam. Widzę wszystko. Ale, zawsze mówiłam i pisałam, że tu w ukochanym zresztą Ascoli, bo klimatem przypomina Kraków trzyma mnie tylko V. Kiedy jego zabrakło nie mam zamiaru wędrować po placach. Poza tym najważniejsza sprawa. Jestem tu sama. Coraz starsza bez gwarancji, że będę zdrowa i sprawna. I kto mi pomoże? Pewnie zorganizowałabym sobie tu życie, ale w Polsce są moi najbliżsi. Dzieci i przyjaciele. Mam mieszkanie i życie będzie inne. Nie samotne.

To tyle na marginesie. A teraz zanim wyjdę po część tych moich skarbów zabierając torbę na kółkach to napiszę, że mimo spokoju jestem wewnętrznie rozdygotana. Chciałam uporządkować jedną szufladę kuchenną i wyleciała mi z ręki. Oczywiście rozleciała się na części. Poskładałam ja Zosia Samosia. Skleiłam i ciekawe czy uda mi się ją wsunąć i nie rozleci się kolejny raz. Zobaczę jutro, bo o tyle chyba wystarczy żeby klej zadziałał.

To tyle o mojej działalności.

Wracamy do tego co należy spełnić, żeby ten Nowy Rok był udanym.

O bieliźnie czerwonej wiadomo. Głównie chodzi o majtki w kolorze czerwonym i dla pań i panów. Panowie obowiązkowo nowe skarpetki. A poza tym o północy należy zjeść soczewicę z ratką wieprzową. Przepis V. i według tego ugotuję jutro najważniejsze danie noworoczne.

„Namoczyć soczewicę z rozmarynem i czosnkiem. Ugotować i to wszystko. Dodaje sie w moim przypadku tłuszcz z ratki i ratkę pokrojoną w plastry. Wegetarianie mogą dodać oliwę z oliwek i kostkę warzywną. Zresztą tę kostkę i ja dodaję do smaku. „

Na stole nie może zabraknąć winogron. W najgorszym wypadku rodzynek. A najlepiej i jedno i drugie. O spumante czyli włoskim szampanie … to wiadomo.

Mam otwarty, ale zabezpieczony po Świętach w lodówce. Na toast wystarczy.

To teraz fotki. Azalia chciała zobaczyć sylwestrowego V. w czerwonym szaliku. Znalazłam

i jeszcze kilka innych. To był Sylwester 2012 roku. Na stole niczego nie brakowało.

A nawet znalazły się fotki z placu.

To teraz zabieram się za przygotowania do wyjścia. Popołudniu muszę iść do ZA po receptę dla mnie na krople do oczu i te tabletki od neurologa.

Wygląda, że dzień mam zaprogramowany.

Książki przyniosłam i jade na cmentarz. Mam autobus po dwunastej.

Dziś trochę Rozmaitości, bo staram się żyć normalnie, cokolwiek to znaczy

Kącik LM

W kuchni sylwestrowe przekąski

Przepisy na Sylwestra 2024! 

Zaskocz swoich gości pysznymi przekąskami, które zrobią furorę na każdej imprezie!   Oto nasze propozycje:

 Gyros – Najlepsza sałatka warstwowa 

Przepis: https://kulinarneeprzygody.blogspot.com/…/gyros…

Wideo: https://youtu.be/V5ekdwT1tsA

 Zapiekane rożki z tortilli z kurczakiem i pieczarkami

Przepis: https://kulinarneeprzygody.blogspot.com/…/zapiekane…

Wideo: https://youtu.be/pfEmyWkx9d8

 Ślimaczki z ciasta francuskiego z salami – Błyskawiczna przekąska 

Przepis: https://kulinarneeprzygody.blogspot.com/…/slimaczki-z…

Wideo: https://youtu.be/GqhUq5-uovk

 Bułeczki gyros

Przepis: https://kulinarneeprzygody.blogspot.com/…/bueczki-gyros…

Wideo: https://youtu.be/TYgf2ZdpNrI

 Pasta jajeczna z paluszkami surimi – Przekąska na krakersach

Przepis: https://kulinarneeprzygody.blogspot.com/…/pasta… Wideo: https://youtu.be/KA5Gr43Hll8

Do jutra.

Dzień Bloga Otwartego

Niedługo Nowy Rok. Kiedyś nie wyobrażałam sobie wejścia w Nowy Rok nietanecznym krokiem. Były bale, szalone prywatki z przyjaciółmi. Pamiętam jak nad ranem wracałam do domu w pantofelkach bez pięty i palców, po kostki w śniegu. Prywatka była niedaleko domu i nie chciało mi się zakładać botków do długiej sukni, a śniegu nie było. A rano niespodzianka. Ale nawet kataru nie złapałam.

Pamiętam większość swoich kreacji i Sylwester w Bukowinie Tatrzańskiej z grzanym winem i kuligiem z pochodniami. Tam poznałam mojego pierwszego męża, z którym umówiłam się na randkę Pod Baranami w Krakowie. Przyniósł mi bukiecik stokrotek. W styczniu . Pamiętam Sylwester 1999/2000. Wejście w nowy wiek. I pamiętam jeden z wielu Sylwestrów na placu w Ascoli z grogiem pitym na rozgrzewkę w zaprzyjaźnionym barze na piazza del Popolo. I V. w pięknym kaszmirowym długim płaszczu z czerwony szalikiem zarzuconym na szyję. Mam gdzieś to zdjęcie. Trzyma w ręku kieliszek szampana. Wychodzimy z Lisa przywitać Nowy Rok. I to co trzeba zrobić, żeby Capodanno czyli Nowy Rok był dobry. I tak zrobię. Założę czerwoną bieliznę, ugotuję soczewicę że świńską ratką i kupię winogrona. Inaczej V. by mi tego nie darował. A północy wypije spumante i poślę mu całusa tam skąd patrzy na mnie

A jakie są Wasze wspomnienia?.

Czas na blog

Dzisiejszy dzień, co prawda jeszcze sie nie skończył, ale ja mam tylko wieczorne wyjście z G. do teatru.

A w głowie mam kłębowisko myśli przez co wydaje mi się, że moja doskonała pamięć za chwilę odmowi mi posłuszeństwa. Czasami, coś tam przeleci mi przez myśl i zanim tę myśl uchwycę nie zdążę jej zapamiętać. Dzisiaj wstałam nieco później. I miałam zamiar pomyśleć przy desce do prasowania, ale na to jeszcze przyjdzie czas. I tak cały czas toczą się w mej głowie takie dyskusje czy monologi. Tak sobie myślę, że odejście partnera boli inaczej niż strata rodziców czy dziadków. Od urodzenia mamy gdzieś w podświadomości zakodowane, że oni odejdą przed nami. A ta druga nasza połówka zabiera ze sobą jakąś cząstkę nas.

No ale dzień był przepiękny i słoneczny. W cieniu było 10 stopni. W słońcu o wiele więcej. Wywlokłem się za uszy na zewnątrz. Poszłam do operatora doładować telefon i Internet i przy okazji zasygnalizować problem. Bo chcę zostawić włoski numer. Jak płacić z polskiego konta. Mam mieć za jakiś czas informacje. Kupiłam zgrzewkę ulubionej naszej wody mineralnej, sok pomarańczowy i wróciłam do domu. W międzyczasie G. też pytała czy wychodzę. Zaplanowane szufladki V. również zrobiłam. Praktycznie jego pzydasie są uporządkowane. Została mi kuchnia za ciosem do przejrzenia i szuflada w szafce łazienkowej. I będę mogła zająć się moim pokojem. Zgromadzić walizki i ewentualnie pudła. Jest jeszcze pomieszczenie gospodarcze i magazynek z rzeczami z Lisa. Tam jednak mało co do zabrania. Ciuchów raczej nie ma. Trochę książek, plus moja kolekcja porcelanowa i trzy pary nowych butów.

A, że pogoda dalej zachęcała do wyjścia postanowiłam pojechać na cmentarz do V. i sprawdzić czy zapamiętałam dojcie w labiryncie murów i korytarzy. Stąd kilka dzisiejszych fotek. Taka fotka przy wejściu na cmentarz. Nie widać kolorów i mieniących się dekoracji na wszystkim co rośnie na cmentarzu. A rośnie dużo.

Trafiłam bez najmniejszych problemów.

A to zdjęcie ulubionej Porta Tufilla i kamienicy ascolańskiej

A tak wczoraj wygląda nasza góra ” ascolana ” czyli Ascensione od tylu. Bo ten charakterystyczny kształt ma tylko z frontu do Ascoli

Po Nowym Roku postaram się wrócić do mody i Tygla.

. W tym momencie jedynie blog ma u mnie priorytet.

A więc:

Do jutra.

W kolorze ognia

Dziś rano ogień zabrał ze sobą ziemską wyłącznie część V. Bo dusza i on dalej jest przy mnie. A przynajmniej ja tak wierzę. Byliśmy w kilka osób. Trójka jego dzieci, dwóch braci i ja. Urna już na swoim miejscu. Na kolorowym ascolanskim cmentarzu pełnym dekoracji na krzewach i drzewach. Ziemski ostatni przystanek . Niektórzy chcą, żeby ich prochy rozsypać. Ja i V. tego nie chcemy. Uważam, że powinno się mieć swoje miejsce spoczynku dla bliskich. I myślę, że chciałabym być odwiedzana, chciałabym, żeby czasem ktoś zerknął i przeczytał czyje prochy tam są.

Nie myślę o tym pożegnaniu z rozpaczą. Ta rozpacz towarzyszy mi od momentu jego odejścia. Mimo, że staram się żyć, jeść. Jutro idziemy z G. do teatru. Po Nowym Roku przyspieszę z pakowaniem. A dziś był kolejny piękny prawie wiosenny dzień. Na nasłonecznionych zboczach zakwitły mlecze albo jakieś inne wiosenne rośliny.Z daleka nie dojrzałam dobrze.

Odszedł w słońcu i płomieniu. A ogień był jego znakiem. Gorąca natura, gorący charakter, gorący Italiano.

I dlatego brakuje mi tego ciepła.

Teraz ogień stanie się moim przyjacielem, bo w jego płomieniach będę widzieć i będę bliżej V.

Można tradycyjnie powiedzieć

„Święta, Święta i po Świętach”. Wczoraj zafundowałam Wam Opowieść Wigilijną, to dziś tylko to, co się wydarzyło. Wczorajszy dzień przeleżałam z książką podjadając wigilijne smakołyki, którymi zostałam obdarowana. W podanym wczorajszym menu zapomniałam napisać o wspaniałych szaszłykach z owoców morza. Wczoraj dopiero je zjadłam. A dziś obiad świąteczny. Oprócz polskiej szynki na przystawkę, rosół z makaronem i mięso z rosołu, a potem mieszanka mięs czyli jagnięciną, kotlety po polsku i grillowana kiełbasa. Plus ziemniaki smażone na patelni. Potem owoce, ciasto z makiem z bitą śmietaną i zgodnie z włoską tradycją kieliszek spumante.

I byłoby mi znacznie lepiej gdyby na pół godziny przed przyjściem G i S nie wyskoczył mi syfon pod zlewem kiedy myłam naczynia, które miałam w zlewozmywaku i woda nie przelała się na podłogę. Oczywiście dopiero kiedy było pełno wody zauważyłam, że mam wodę na podłodze w kuchni. Wcześniej część wody wlało się do wszystkiego co było w szafce pod zlewozmywakiem. Jeszcze teraz wypływa resztka wody spod szafki, która jest zabudowana. Z grubsza w szafce wytarłam i pod szafką leżą ścierki podłogowe wchłaniając resztę wody. Teraz kiedy goście poszli wyjęłam wszystko z szafki i jeszcze raz przetarłam i suszę.

Żeby mi się nie nudziło . A roboty nie ubywa. Jutro popołudniu jedziemy z urną na cmentarz.

Wracam do sprzątania.

Do jutra

Wigilia 2024 roku zapis

Opowieść wigilijna powinna być długa.

Gdyby nie zaproszenie na kolację wigilijną do przyjaciół pewnie byłaby to krótka relacja. A tak trochę tego się nazbiera do czytania. Zacznę od piątku, bo wieczorem o ile godzinę osiemnastą w Italii można nazwać wieczorem, a nie późnym popołudniem. Co prawda od poobiedzia, najpóźniej po czternastej witamy się ” buonasera ” – dobry wieczór, ale należy to traktować w kategorii dobrych życzeń. W piątek o tej godzinie była pierwsza msza w intencji V. Pogoda była straszna. Nie dość, że zimno, deszcz lał tak okropnie, że wraz z wiatrem była to pogoda okropna. W nocy na San Marco spadł śnieg, a u nas zapowiadali. V. zawsze mówił, że w Ascoli spadnie śnieg kiedy temperatura wynosi 2 stopnie. Ciekawe, że jak jest poniżej tych 2 stopni, to śniegu nie ma. Jakoś doszłyśmy do domu, bo kościół jako, że w centrum trzeba zaliczyć perpedes apostolorum. My z G. byłyśmy pierwsze, potem doszedł mąż G. bo musiał gdzieś bliżej przestawić auto. I bardzo miła niespodzianka. Oprócz przemiłych życzeń

Życzymy Ci, aby te Święta Bożego Narodzenia przyniosły Ci nadzieję i ukojenie. Każdy etap życia ma swoje piękno, mimo wszystko.

Z uczuciem Grazia i Sandro

I dostałam prezent z przesłaniem. Niedużą walizeczkę, do samolotu, żeby wracać do Ascoli. Wzruszyłam się.

A Wigilia zaczęla mi się potwornym stresem. W nocy obudził mnie hałas na korytarzu. Chciałam zapalić lampkę i wstać, a tu nie ma światła. Wstałam z latarką w telefonie, sprawdzam. W całym domu nie ma prądu. Korki w porządku. Sprawdzam na korytarzu czy jest światło od sąsiadów, bo mamy dwie odrębne linie i widzę sąsiada z góry jak z telefonem też idzie na dół gdzie są liczniki i kolejne bezpieczniki. Zeszłam z nim. Wszystko w porządku. W całej kamienicy nie ma prądu. Wyglądało na awarię pogodową. A tu Wigilia, lodówka i automatycznie niedziałający piecyk z ogrzewaniem. Bo kiedy sie wyłączył, to już bez elektryczności sie nie załączy.

Ale druga w nocy. Wróciliśmy do mieszkania. Rano przy świeczce zrobiłam sobie kawę i wróciłam do łóżka czekając, aż się bardziej rozjaśni. Jeszcze nie zdążyłam napisać wiadomości, kiedy usłyszałam działający telewizor. Możecie nie wierzyć, ale odebrałam to jak włączenie przez V. telewizora w kuchni jako sygnał, że prąd już jest i nie muszę wysyła wiadomości. A telewizor był osobiście przeze mnie wyłączony, no i przecież nie bylo prądu. Załączyłam lampkę. Jest światło.

Miałam zamówiony chleb więc musiałam wyjść z domu. Na szczęście już nie padało, ale zimno bylo dotkliwe. Kupiłam za jakimś podszeptem jagnięcinę, którą je się w Ascoli na obiad w Święta. I kupiłam w polskim sklepie ciasto z makiem. W tym roku nie piekłam i nawet zapomniałam się umyć w pieniążkach. Dlatego czeka na mnie w kraju łuska z karpia, a mak zapewni dostatek. Bez znaczenia, że kupny. Ponieważ ja nie gotuję w pierwszy dzień Świąt obiadu, to podczas rozmowy z G. zaprosiłam ich na obiad w drugi dzień Świąt. W Italii to dzień świętego Stefana. Po rodzinnym obiedzie w Boże Narodzenie, drugi dzień, to spacery i spotkania . Głównie poza domem.

A potem już zajęłam się sobą w przerwach nerwobólu, który w piątek i sobotę dal mi do wiwatu. O piętnastej byłam już w drodze do domu przyjaciół. Było pięknie i kolorowo.

Ja z moim nerwobólem okupowałam kanapę z przeuroczą dwójką piesków gospodarzy, które podzieliły się ze mną kanapą.

Oglądałam koncert kolęd z krakowskiej Skałki. Lajkonika niestety nie udalo mi się uchwycić dobrze.

Za to nagrałam fragment jednej z kolęd.

Moja przyjaciółka oddała się w ręce córki, żeby jak widać będzie na kolejnych fotkach wyglądać pięknie.

Stół prezentował się obficie, jak to w Polsce.

Menu imponujące. Dwie zupy, Grzybowa z makaronem i rybna z krewetkami i soczewicą. Pierogi z kapustą i ruskie, tuńczyk we wspaniałym sosie pomidorowym. Pieczona dorada i łosoś. Śledzie w oliwie i marynowane, sałatka jarzynowa i tartinki z łososiem wędzonym. Jeszcze jedna sałatka, która na stole jest jeszcze w fazie przygotowania. Na Wigilii był chłopak córki mojej przyjaciółki i mimo, ze Włoch jadł wszystko i wszystko mu smakowało. Ania jedzie z nim na obiad z jego rodzicami w pierwszy dzień Świat. Naturalnie do restauracji. Potem bylo rozdanie prezentów. Wszystkie dostałyśmy bransoletki.

Moja przyjaciółka miała dołączony jak zażartowałam certyfikat od partnera z potwierdzeniem miłości. Na bileciku bylo jasno napisane ” kocham cię”.

Ania dostała również bransoletkę. Chyba z białego złota choć cieniutką. Prześliczna. Jedno trzeba Włochom przyznać. Ich kobiety przynajmniej w fazie wstępnej mogą liczyć na kwiaty, kolacje i biżuterię. Też to przerabiałam.

Tuż przed moim powrotem do domu zrobiliśmy wspólne selfie. Czyli teraz „galeria min”.

Po powrocie rozmawiałam z moimi dziećmi a po północy dostałam życzenia od G. a i sama tez poodpisywałam na kilka wiadomości.

Przy mojej choineczce w kuchni stoi zdjęcie V., który uśmiecha się do mnie. To w tej kuchni toczyło się nasze wspólne życie. A moje w pokoju księdza. W kuchni teraz jestem jak muszę. Zeszła z pierwszego miejsca w domu. Stała się zwykłą kuchnią, w której coś tam przygotowuje się do jedzenia.

Do jutra.

Jak co roku o tej porze

Co roku o tej porze następuje prawie w całym świecie czas życzeń. Politycy, hierarchowie kościelni, ci którzy maja wpływ na losy świata prześcigają się w składaniu życzeń. Czy szczerych? Nad tym dziś nie będziemy dywagować.

Dla nas zwykłych ludzi, to czas składania szczerych życzeń naszym najbliższym. Tym, którzy są z nami i dla których chcemy jak najlepiej.

Dla tych, co od nas odeszli mamy chwile zadumy i wspomnienia.

Od moich Przyjaciół z dalekiej Australii dostałam przepiękne życzenia. Pozwoliłam je sobie zaanektować także dla Was.

POGODNYCH, SPOKOJNYCH A TAKŻE RADOSNYCH ŚWIĄT

Z emocjami nie wygrasz

Wczoraj miałam kryzys. Dobrze, że musiałam przygotować obiad i jakoś ogarnąć stół, bo byloby mi jeszcze trudniej. A tak przygotowałam tagliatelle z grzybami, które jeszcze zrobił V. i pewnie to też mi dołożyło. Jak i wspomnienie z fb, o którym pisała Hania. O powitaniu kwiatami przez V. kiedy do niego wróciłam po prawie roku. Umiał być uparty. byl 21 grudzień 2014 roku i fiera w Ascoli.

Po obiedzie poszliśmy w trójkę na fierę przedświąteczną. Szukałyśmy Z G. magicznych ( znowu ta magia ) ściereczek do szyb. Są naprawdę doskonałe, a mnie została jedna. W Polsce ich nie widziałam. Grazia zostawiła samochód bardzo daleko i mieli solidny spacer do mnie. Wjazd do miasta na Starówkę był zamknięty. A zaparkowanie samochodu w pobliżu bramek graniczyło z cudem. To G. powiedziała:

-Lucia zrób zdjęcia na blog tych kolczyków. To teraz najmodniejsze.

Zrobiłam. Kupiłyśmy sobie takie same. G. zielone

a ja niebieskie

I jeszcze taka zabawna biżuteria świąteczna .

Zabrałam ich jeszcze do domu na herbatę, bo zimno się zrobiło, a ich czekał długi spacer do samochodu. Ściereczek nie znalazłyśmy i dopiero później G. napisała, że podczas powrotu do auta udało jej się je znaleźć.

Niestety w rodzinie V. kolejna śmierć. Odeszła mama kuzynki, która pomogła nam po jego odejściu podpowiadając zakład pogrzebowy. Siostra pięknego kuzyna V. którego wspominałam w książce jako wspaniałego harleyowca. Naprawdę bylo na czym oko zawiesić. Odszedł w 2016 roku mając zaledwie 50 lat. To była ulubiona jego ciocia. Często do niej dzwonił. Dziś msza za V. o osiemnastej zgodnie ze zwyczajem włoskim. Później za miesiąc, chyba trzy miesiące i po roku.

Powiedziałam do G. wczoraj, że gdyby mnie już nie było niech poda mi datę, a zamówię mszę u siebie w Polsce w tym samym terminie.

Pogoda dziś straszna. Leje i bardzo zimno. Takie zdjęcie przysłała G.

Powoli porządkuję szufladki i pudełka ze skarbami V. Zawsze mówił, że ja to mam więcej miejsca, a tymczasem u mnie w szufladach większość ciuchów i ozdóbek, a u niego już trzy worki śmieci się uzbierało. Nic nie można bylo wyrzucić. Baterie, stare okulary często zepsute, bo może śrubka się przyda, nieczynne zapalniczki. Oczywiście te z jego kolekcji jak i zegarki zostawiłam, ale to co zepsute i niepotrzebne wyrzucam. I chyba nie protestuje, bo wiem, że jest ze mną w domu.

Dziś po raz pierwszy włączyłam telewizor. I tak sobie gadał, a ja nie byłam w kuchni tylko jestem w pokoju księdza. I przed chwilą się sam wyłączył. Bo ja nie słucham, to po co ma być włączony. Sprawdziłam. Zwyczajnie wyłączony, bo załączyłam bez problemu.

A dwa dni temu miało miejsce takie zdarzenie. V. zawsze lubił, żeby wszystko bylo do końca zjedzone. Mówił:

–Finisci questo. ( skończ to ), a ja często mówiłam :Finisci tu. ( skończ ty )

W torebce z ciastkami na śniadanie zostało może dwa i tak sobie już trochę czasu leżały. Na stoliku gdzie zawsze były biszkopty stanęła szopka, a ja położyłam torebkę na lodówce.

Nie ma możliwości żeby torebka spadła na stolik, bo blokuje ją tarka na ser. Musiałaby przefrunąć. A stolik jest z boku lodówki. Tymczasem w pewnym momencie na stolik z szopką spadła torebka z biszkoptami. Gdyby jakiś ruch, bo przecież bywa tu tak, to spadłaby na podłogę, a nie z boku i jeszcze pod innym katem.

Powiedziałam:

-Wiem, wiem zjem jutro do kawy. I zjadłam, a torebkę wyrzuciłam.

I nie umiem się wyzwolić od piosenki Sławy Przybylskiej ” Już nigdy”. Dźwięczy mi w głowie i : oczy mi się pocą” jak mówiła Nel.

jak bardzo prawdziwe słowa:

” Patrzę na twoją fotografię …..

Już nigdy
Nie usłyszę kochanych twych słów
Już nigdy
Do mych ust nie przytulę cię znów
Na zawsze
Pozostaną dni smutku i mąk
Nie oplecie pieszczotą mnie w krąg
Biel twoich rąk
Już nigdy

Już nigdy
Jak okrutnie dwa słowa te brzmią
Już nigdy
Nie zobaczę twych oczu za mgłą
Odszedłeś
Jakże trudno pogodzić się z tym
Że nie wrócisz ni nocą, ni dniem
Myślą ni snem
Już nigdy

Czyż można samym żyć wspomnieniem
Echem zapomnianych burz?
Byłeś mi wszystkim – jesteś cieniem
Tego, co umarło już
Żegnaj, kochany mój
I niezapomniany mój
Sercem całowany mój śnie

Już nigdy
Jak okrutnie dwa słowa te brzmią
Już nigdy
Nie zobaczę twych oczu za mgłą
Odszedłeś
Jakże trudno pogodzić się z tym
Że nie wrócisz ni nocą, ni dniem
Myślą ni snem
Już nigdy

Jutro Wigilię spędzę po polsku z przyjaciółmi. G. pracuje do wieczora i potem zje kolację z matką.

Ja o 15- tej pojadę do polskiego domu w Ascoli.

Do jutra.

Dzień Bloga Otwartego

Niedziela. Czas naszych rozmów. Nie mam kolejny raz pomysłu na ten dzień. Może jak ostatnim razem ktoś kto powie pierwszy o czym. Albo zapytam.

Czy organizujcie obiady rodzinne i czy lubicie te spotkania .

Ja właśnie czekam na G. z mężem i będzie to mini rodzinny obiad. Bez głównodowodzącego. Zostałam ja jako ta siła robocza. A dziś jeszcze grzyby, które zrobił V. Jego ostatnie danie zawekowane przeze że mnie.