Z 14 na 4

Wszystko może poczekać, ale mój blog absolutnie nie. To piszę moje pierwsze wrażenia. O ile wczoraj było pięknie. i wiosennie i temperatura z lekka przypominała tę w Ascoli, to dziś zjazd. 4 stopnie i deszcz. Lodowaty deszcz. Na szczęście momentami przestawał, bo zapomniałam parasola, a wolałam się nie wracać. I nie tyle z przesądów ile tego mojego trzeciego piętra, które oswajam. Tak, że mam pierwsze obserwacje z cyklu Polska jako taka….

Zacznę od plusów. Wygodny tramwaj ( nota bene spod domu ) i coś od czego odwykłam: rozkład jazdy przestrzegany. Więcej uśmiechu na ulicy.

A teraz minusy i tych już mam ciut więcej.

Oczywiście szarość na ulicach i ” gdzie ci mężczyźni na miarę włoską…”

Zaraz na przystanku uderzył mnie po oczach pan w wieku między 55, a 60, co w Italii jest wiekiem prawie, że młodzieżowym. Tłuste włosi zebrane w smętną kitkę spod bejsbolówki. Kurtka ciemna i niebieskie dżinsy. I buty z zadartymi nosami pamietające lepsze czasy. A facet postawny więc mógłby wyglądać dobrze.

Teraz w aptece plus i minus. Minus, że nie ma jak w Ascoli toreb papierowych rożnej wielkości na lekarstwa czy środki higieniczne . Plus, że pani znalazła jakąś reklamówkę. Muszę znowu mieć w torebce awaryjną na zakupy. Zresztą w Ascoli miałam cały zapas, bo bez sensu stale kupować. To tyle, co rzuciło mi się w oczy.

A teraz :

Galeria Ascolańska.

I cudeńko porcelanowe, które przed laty wysznupałam na ascolańskim pchlim targu. I naturalnie kupiłam, a teraz przywiozłam do Polski.

Oczywiście jak zawsze Kącik LM. Z Italii naturalnie.

W kuchni

Do jutra.

Wróciłam

Kochani piszę późno, bo dzień mi się rozlazł. A poza tym zasiałam część kabla od ładowarki komputerowej i jakimś cudem mam wtyczkę z trzema bolcami. Jak nie znajdę, to muszę poszukać tego czegoś co kupiłam w zeszłym roku. Pasuje do wszystkich wtyczek. To ogarnęłam, za to Internet działał mi tylko chwilę więc tylko pokażę powitalne kwiaty od synowej.

Drogę miałam długą z poślizgiem ponad dwugodzinnym i przyjechałam o piątej rano.

V. już na swoim miejscu

Jutro szukam ukorzenia za do tych róż z piazza Roma. Dojechały jak widać w dobrej formie.

A w dzień było 14 stopni

Jak powiększycie zdjęcie, to widać, że jest 14 stopni .

A moja włoska maszynka z domu z której jest najlepsza kawa już w użyciu była około jedenastej kiedy się obudziłam

Jutro muszę ogarnąć polski Internet. I odgruzować kawałek domu.

Dziękuję za wszystkie życzenia na mojej niestety nowej drodze życia.

Do jutra chociaż kilka słów

Wracam

I tradycyjnie posyłam pozdrowienia z drogi. Wyjechałam o wpół do siódmej z Ascoli. I niewiarygodne. Wczoraj było 21 stopni i rano około ósmej kiedy czekałam na busa towarzyszył mi świergot ptaków. A tu przecież styczeń. Kilka dni temu widziałam klucz ptasi. Czyli wracają ptaki . Zapowiada się piękny ciepły dzień. Ponieważ zabieraliśmy jeszcze dwie osoby z okolic znów ścisnęło mi się serce. Miejsca w które jeździliśmy z V. Te wspomnienia mnie rozkładają.

Wczoraj cały dzień spędziłyśmy z G. Aż do późnego wieczoru kiedy przyjechał pożegnać się jej mąż. Dostałam w prezencie na drogę powerbank.

Była moja przyjaciółka na tym zamówionym kapuśniaku. A potem już miałam noc czekania.

Ale już znów czas robi swoje. Po prostu biegnie. Myślę, że będę w domu tym razem jedynym około trzeciej w nocy.

Wracam.

Przedostatni dzień przed powrotem

Staram się trzymać, ale kiepsko mi to wychodzi. Jeszcze wczoraj podczas obiadu z G. i jej mężem wydawało mi się, że daję radę. Zrobiłam obiad taki jaki zrobiłby V. Tagliatelle z grzybami i mięso mieszane czyli królik z żeberkami . Do tego smażone ziemniaczki i dla chcących resztka ćwikły. Nawet ciasto miałam takie jakie lubił V. Ale G. przyniosła charakterystyczne dla ciastek w Ascoli ” pesce” czyli brzoskwinie.

Wieczorem długo czytałam i noc w sumie miałam kiepską. Późnym popołudniem pojadę do G., która pytała czy chcę u niej trochę pobyć z nimi. Dlaczego nie.

Rano pojechałam na cmentarz i tym razem się popłakałam. Wcześniej doładowałam telefon i wiem, że jak nie będę płacić Internetu dla laptopa, to sam wygaśnie po roku. Ale jak przyjadę mogę spokojnie uruchomić konto. Pożegnałam się z właścicielem punktu internetowego. Ileż lat się znamy. Ponad dwadzieścia. Pamiętam jego pierwszy maleńki punkt na piazza Arringo. A teraz ogromny salon w równie centralnym punkcie. Z życzliwą i fachową obsługą wszystkich głównych włoskich operatorów.

https://www.google.com/local/place/fid/0x1331fd97f90fdfb9:0x2caec18fa0afee54/photosphere?iu=https://streetviewpixels-pa.googleapis.com/v1/thumbnail?panoid%3DBuZSXIqG0j0CTn_bUzHoog%26cb_client%3Dlu.gallery.gps%26w%3D160%26h%3D106%26yaw%3D247.0556%26pitch%3D0%26thumbfov%3D100&ik=CAISFkJ1WlNYSXFHMGowQ1RuX2JVekhvb2c%3D

Dziś czekam na koleżankę u której spędziłam Wigilię i równocześnie gotuję kapuśniak na jutro zgodnie z zamówieniem.

Jutro mam w planie wczesny wyjazd na cmentarz, wymeldowanie się z Lisa i odebranie zamówionej dziś crostaty ” ascolana”. Kawałek na drogę. I kupienie szynki surowej do kanapek na podróż. Jak i małych butelek wody mineralnej. Wieczorem ma wpaść właściciel się pożegnać. Wczoraj spotkałam znajomego V., który jak dowiedział się, że wyjeżdżam na środku ulicy wyściskał mnie i wycałował. Opowiadałam o tym G., a ona stwierdziła, że to przez moje niebieskie oczy. I tak jest przy każdym spotkaniu. A pożegnań jeszcze trochę w planie. Jutro podejdę do ZA.

Wiem, że w Polsce też ciepło, ale na piazza Roma żegnają mnie kwitnące jak jesienią róże.

I za tym postaram się nie tęsknić, bo i tak bez V. ten plac poza wspomnieniami dla mnie już nie znaczy. Niech te dni się skończą. Kiedy będę z busie poczuję ulgę. Mimo, że kocham Ascoli chcę już ten wyjazd mieć za sobą.

Jutro nie wiem czy dam radę coś napisać. Raczej nie i dlatego wyślę do Was wiadomość już podczas powrotu do Polski. A potem zacznie się czas innego bloga. Zniknie podtytuł ” Opowieści ascolańskie i inna włoszczyzna”. Sama nazwa bloga ” Poza granicami Polski, ale nie tylko” musi zostać, bo zmiana internetowego adresu spowodowałaby zamieszanie. Ale pojawi się ” Polska jako taka, a jeżeli nie taka, to jaka? „.

A w rankingu autorów wysoko znalazł się Michał Śmielak. Skończyłam dwutomowy cykl ” Inkwizytor” doskonały, Przeczytałam ” Wilczą chatę” i wracam do ” Miasta mgieł”, którego czytanie przerwałam kiedy była informacja, że wcześniej jeden z bohaterów występował w cyklu ” Inkwizytor”. To wracam do Michała Śmielaka.

Do zobaczenia podczas podróży, a potem z Polski.

Dzień Bloga Otwartego

Tak jak pisałam wcześniej mam do Was prośbę o radę związaną z dzisiejszym tematem. Otóż jestem ciekawa czy jesteście przesądni i czy wierzycie w różne powiedzmy zabobon y, a jak tak to dlaczego.

Ja generalnie nie jestem bardzo przesądną , ale mam kilka takich momentów w których zdarzenia odbieram jako przepowiednię lub ostrzeżenie. Włochy mnie z tego nie wyleczyły, bo generalnie Włosi naród przesądny. Horoskopy i wiara w nie, to tutaj na porządku dziennym. Bardzo w sumie racjonalny V. nie przeszedł, ani nie przejechał autem kiedy czarny kot mu przebiegł drogę. Czekał aż ktoś to zrobi przed nim. Ponieważ ja akurat w czarnego kota nie wierzę, to nieraz mówiłam:

” Wysiądę i przejdę ja. ” – Nigdy mi na to nie pozwolił.

W Italii otwarcie parasola w domu przynosi pecha. Ale to są śmiesznostki.

Ja sama wierzę w sny. Niektórych strasznie nie lubię i zwyczajnie ich się boję. Nie lubię śnić ślubów, małych dzieci i nie daj Boże zębów. Wtedy rzeczywiście coś niedobrego się mi przytrafia. Tego nauczyłam się od babci. Woda szczególnie mętna też nie jest dobrym snem.

Zawsze mówię, że kiedyś ktoś ci podaruję buty trzeba mu za to zapłacić symboliczną monetą tak samo jak w przypadku noży czy nożyczek. Ale to tak jak mówię drobiazgi. Jednak jak to mówią ” strzeżonego Pan Bóg strzeże”.

A teraz, co mnie nurtuje

Otóż pisałam, że chcę zabrać do Polski znicz, który jest zniczem domowym elektrycznym palonym naszym bliskim w domu. Ten znicz zapaliłam po odejściu V. i pali się na parapecie okiennym bez przerwy. Chciałam ( zdając sobie z tego sprawę, że to moje dziwactwo) zabrać ten właśnie znicz do domu, żeby V. miał ciągłość światełka z Italii. I nie szukał nowej drogi do mnie.

W środę spotkałam znajomą, która powiedziała sama z siebie. Znicz widać na parapecie.

-Lusi, ale nie zabieraj tego znicza do Polski. Kup nowy.

-Dlaczego? – zapytałam

-Bo to nie dobrze – odpowiedziała.

-Ale dlaczego? – drążyłam temat.

-Bo nie dobrze i już.

I tyle się dowiedziałam. I mam dylemat. Bo jak zabiorę, a nie daj Boże coś niedobrego się przydarzy, to sobie tego nie daruję. A jak nie zabiorę, to moje plany wezmą w łeb.

I dlatego pomóżcie mi podjąć decyzję. No i naturalnie napiszcie o tym dzisiejszym temacie. Wiem , że nasza Hania Onyks ma dar, który jej mówi jak to nazywa ” moje coś mi mówi”. Ale to jest dar. I to zupełnie co innego niż wiara w przesady.

To zaczynamy.

Zostały trzy dni do powrotu

I są to bardzo intensywne dni. Bo trzeba opróżnić pozostałą mieszkalną część mieszkania. A tymczasem mam jutro G. z mężem na obiedzie wiec muszę coś przygotować. A w pożegnalny wtorek dziewczyny zażyczyły sobie kapuśniaku na żeberkach. W poniedziałek jestem umówiona z koleżanką u której byłam na Wigilii. Dziś więc zrobiłam zakupy na jutro i wtorek czyli kiszoną kapustę. Jakieś ciastka i wciąż mam kupę sprzątania. Opróżniłam kuchenny zakamarek, ale trzeba tam umyć podłogę i wytrzeć półki. Zakupy skończone. Pralkę też dziś jeszcze musiałam załączyć, bo jednak w czymś czystym muszę chodzić.

Tymczasem dotarła fotka wczorajszego żurku.

Godziny południowe. Na dworze w słońcu 18 stopni. Zdecydowane przedwiośnie. Mimoza w pączkach. Na 8 marca zakwitnie z pewnością.

Na piazza Roma kwitną róże. Pokażę je w poniedziałek.

I wiecie, co jest w tym powrocie najgorsze? Nie to, że wyjeżdżam z Ascoli, ale to, że momentami dociera do mnie, że już nigdy nie będę z V. Że jego naprawdę nie ma. I wtedy czuję taki silny ból w piersi, że nie umiem się pozbierać. I co z tego, że jestem ta dzielna i zorganizowana. Dziś miałam taki napad bólu w naszej nawetce, kiedy wracałam do domu.

Już nic nigdy nie będzie takie samo.

W ramach terapii zabrałam się za blog. A potem muszę dalej walczyć na niwie kuchennej. W myśl zasady ” co masz zrobić jutro, zrób dziś”, bo nie wiadomo jaki będzie jutrzejszy dzień.

No teraz Kącik LM

W kuchni

Tomasz FoodTomasz Strzelczyk Fan zona

Buraczki zasmażane

1/2 kg ugotowanych, obranych buraków, mała cebula, masło, sól, pieprz, ocet lub sok z cytryny

Buraki starłam na tarce o dużych oczkach. Na pełnej łyżce masła zeszkliłam drobno pokrojoną cebulę. Do miękkiej cebuli dodałam buraczki, sól do smaku oraz pieprz. Smażyłam mieszając kilka minut – wyłączyłam ogień, dodałam 2 łyżki octu jabłkowego – wymieszałam

Przed dodaniem buraków możemy do cebuli dodać łyżeczkę mąki – równomiernie rozprowadzić z cebulą. Na koniec do buraków możemy dodać ze 2 – 3 łyżki słodkiej śmietany. Możemy doprawić odrobiną cukru a także dodać ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę. Ja jednak buraczki na ciepło najbardziej lubię tak przygotowane

Poradnik PPD

taki gadżet

I jeszcze

Gramy z Jurkiem Owsiakiem.

Do jutra.

Czwarty dzień przed powrotem

Dzisiaj zacznę od tematu na Dzień Bloga Otwartego, bo mam w tym własny interes. Potrzebuję rady.

Otóż uważamy się za nowoczesne osoby wyzwolone z przesądów i zabobonów. I nawet jak stukamy w niemalowane drewno, to się do tego nie przyznajemy i traktujemy w to konwencji żartu

W niedzielę zapytam” czy wierzycie w przesądy, a nawet jak nie, to na wszelki wypadek czy coś tam robimy. ”

A dziś źle spałam. V. ani raz mi się nie śnił, ale dziś go szukałam, właściwie dziwiłam się, że go nie ma w mieszkaniu i przelatywało mi przez myśl gdzie on jest.

Ela moja wirtualna znajoma opowiedziała mi, że jej mama będąc we Lwowie przywiozła kamyczek i ziemię z grobu dziadka i ponieważ ma taką tabliczkę na cmentarzu dołożyła do miejsca spoczynku reszty rodziny. I radziła mi zrobić to samo. Pomysł świetny, ale nasz cmentarz w Ascoli to piętrowa kondygnacja przypominająca galerię handlową z szerokimi przejściami. Tak, że nie ma tam kamyczków i ziemi. Ale od czego pomysł. Wczoraj wzięłam kamyczek z piazza Roma, na którym byłam z V. nawet w ostatnim dniu wspólnego spaceru popołudniowego. Już zapakowałam. Spróbuję jeszcze jedno. Otóż dziś utnę kilka gałązek róży z piazza Roma. Może uda mi się je ukorzenić i wtedy zasadzę na grobie mamy i polskiego miejsca V.

A tak w ogóle to jestem spakowana. Ostatnia torba otwarta. Czekam na G. Potem dojdzie A. na ten żurek, który już ugotowałam. I zacznę przeglądać szafki kuchenne z produktami. Wyłożę wszystko co się nadaje do użycia do pojemnika i również naszą porcelanę . Reszta w szafkach co zostanie to rzeczy właściciela przypisane do mieszkania . Za tydzień jestem już w domu.

To teraz Kącik LM. Ostatnie ascolańskie wystawy chociaż z obniżek cen.

w kuchni

Do jutra

Piąty dzień przed powrotem

Dziś piszę wcześniej, bo dzień mam zaprogramowany dość dokładnie. Teraz dopiero pojawiają się zagwostki z pakowaniem. Bo właściwie nagle są drobiazgi, które powinnam zabrać jak na przykład dwie maszynki do kawy z Neapolu, które są zupełnie inne niż normalna. A mam takie dwie i stały sobie na szafce kuchennej w charakterze dekoracji.

I będą też w mojej kuchni polskiej. Jak to działa wiem oczywiście od V. Gdzie nie spojrzę czy pomyślę o mojej wiedzy o Italii, to wiem, że moją naprawdę sporą wiedzę o Włoszech zawdzięczam Jemu .

I tak się zbierają te drobiazgi, które trzeba gdzieś upchnąć. I w myśl mojego śląskiego męża, po raz drugi, który w takiej sytuacji mówił:

-Tu się nie ma co pieścić, to się musi zmieścić . – Otwieram walizki i jakoś rzeczywiście upycham kolejną rzecz.

Miałam dziś sympatyczną wizytę pożegnalną. Odwiedził mnie średni brat V. z którym kiedyś miałam bardzo dobre relacje. Później miedzy braćmi nastąpił rozłam i ja zostałam nim objęta. Po odejściu V. F. znów stał się dla mnie miły. Przyszedł się pożegnać i zapewnił o swojej sympatii.

No i dobrze.

Ledwo wyszedł F. przyszła G. i znów spędziłyśmy trochę czasu z dokumentami V.

Potem pojechałam na cmentarz, ogarnęłam jedną sprawę i zrobiłam zakupy.

Jak pisalam wczoraj byłyśmy na pizzy, a oto dowód.

I dziewczyny zażyczyły sobie jutro na obiad żurek. Musiałam więc wracając z cmentarza wstąpić do polskiego sklepu po tenże żurek i naszą kiełbasę. A w normalnym włoskim sklepie kupiłam młode włoskie ziemniaczki. Do tego żurku. G. przyjedzie rano. Wypijemy kawę z ciastem, a potem zjemy żurek.

A jak już jesteśmy przy pizzy, to przypominam, że pizzę je się rękami składając kawałki w tak zwaną książeczkę czyli ” libretto”. Nie udawajmy eleganckich i nie jedzmy jej nożem i widelcem mimo podania sztućców. Pomagają one przy przekrojeniu.

Dziś jeszcze pójdę na ostatnie zakupu. Do Acquasapone i po kawę dla mnie i mojej synowej, która lubi bardzo różową Lavazza, a w Polsce trudno ją dostać. A mój wnuk, którego dziś wypisują prosił o włoskie salami.

Czyli znowu ” tu się nie ma co pieścić, to się musi zmieścić”. A poza tym do drugiej w nocy czytałam doskonały thriller, bo musiałam wiedzieć jak się skończy. Już dawno tak nie miałam.

To ” Wilcza chata ”

Dlatego na Kindle wskoczyła kolejna jego książka . Najnowsza ” Miasto mgieł”.

To jeszcze Kącik LM

W kuchni kolejne włoskie danie

Do jutra.

Szósty dzień przed powrotem

Wciąż sie pakuję. Przybyła kolejna torba, ale są to niewielkie torby, żeby łatwiej było wnieść na piętro. Trzecie przypominam. I tak, te dwie czyli walizkę i podobnych gabarytów torbę trzeba będzie rozpakować na parterze, bo za ciężkie i partiami wnieść do mieszkania. Ale tylko dwie. Jak przypuszczałam jeszcze rozpakowałam walizkę i zamieniłam ten nowokupiony płaszczyk na kurtkę w której miałam jechać. Grubą zimową kurtkę miałam zostawić, bo jej nie lubię, ale po namyśle od dziś w niej chodzę. Bo jest chyba odpowiednia na polską zimową temperaturę. Nie lubię jej, bo jest mysiego koloru. A, że dziś targ, to trafiłam na okazję i się złamałam. Kupiłam złote !!! sportowe butki.

Mam złotą torebkę i mało z nią chodzę, bo brakowało mi właśnie takich butków do całego anturażu. A skoro przepakowywałam kolejny raz walizkę, to proszę oto płaszczyk. Jest w naturze ciemnofioletowy. Z materiału przypominający dawny kresz, taka pomięta faktura. Lekko ocieplany.

Nijak ta LM nie umie się spakować. Czekają mnie jeszcze zakupu. Kawa i salami dla wnuka. I Bravo, którego nie znalazłam w Polsce .

Uważam te czyściki za genialne.

Dziś idziemy w sile trzech pań na pizzę. Musze się więc trochę ogarnąć. Coraz paskudniej w domu. Pusto mimo, że staram się żeby jakoś przygnębiająco nie bylo. Ale nie ma siły. Zniknęło sporo rzeczy zwłaszcza w pokoju księdza. Sypialnia prawie bez zmian, bo tam są rzeczy V. No i kuchnia prawie normalna.

I jeszcze taka ciekawostka.

I tyle dziś.

Kącik LM

W kuchni

Do jutra.

Siódmy dzień przed powrotem

Czyli można napisać, że to są moje ostatnie zapiski ascolańskie z pozycji mieszkanki. Bo kiedy przyjadę do Ascoli to one ( te zapiski) powrócą. I będą takimi jakimi były moje zapiski kiedy przyjeżdżałam do kraju.

Wkładam ostatnie drobiazgi do bagaży. I szczerze muszę powiedzieć, że jest mi ciężko. Kiedy dzisiaj chodziłam przedpołudniem po Ascoli, a w powietrzu czuć już przedwiośnie czułam ucisk w sercu. Wczoraj 12 stopni dziś 14. Spotkałam sąsiadkę, która na wiadomość, że już 28 wyjeżdżam powiedziała:

– Jak mi przykro. Mało jest takich ludzi jak ty.

To miłe, że moja uprzejmość zbiera nagrodę.

Zadzwoniłam do przewoźnika, żeby mu przypomnieć, że za tydzień jadę. Byłam jak co dzień u V. Dziś masakra z dojazdem. Wypadły dwa autobusy, a powrotny na końcowym przystanku stal 20 minut czekając na młodzież szkolną. No coż, jak mówią Włosi ” nie zawsze jest niedziela”.

Jutro idziemy ja i moja przyjaciółka jedyna jaką mam tutaj razem z G. na pizzę do ” La bella Napoli” w Ascoli. G. bardzo lubi moją kumę i to ona zaproponowała wspólne wyjście. Ja wczoraj zamówiłam telefonicznie trzy miejsca na dwudziestą.

Zaczęłam segregować papiery V., żeby G, było łatwiej.

Wczoraj się załamałam i kupiłam sobie płaszczyk wiosenny ciemnofioletowy, bo był tak ciekawy, że nie mogłam się oprzeć. Pokażę go z Polski, bo schowałam już do walizki. Chyba, że ją jeszcze otworzę, co nie jest wykluczone, to wtedy go pokażę.

Załączyłam pralkę z ostatnim chyba praniem i powoli muszę jeszcze zrobić porządki z zapasami w kuchni. Tak, że jeszcze z porządkowaniem mi trochę zejdzie. A jak wiadomo ja tylko jestem sprawna do wczesnego popołudnia.

Czytam drugą część cyklu Kingi Wójcik Detektyw Aleksander Zamojski. Dobrze się czyta.

Mój wnuk czuje się dobrze i jutro mają go wypisać do domu.

I to w dzisiejszych zapiskach wszystko.

Kącik LM

W kuchni

Tłumaczył tłumacz nie ja bo ze zdjęcia. Ale prawie bez błędów.

Do jutra.