Pożegnanie kwietnia

Od jutra maj. Kto pracuje ma kilka dni wolnego zwanego ” majówką” lub długim weekendem. Dla mnie w zasadzie poza nadzieją na ustabilizowanie się pogody w maju, a nie wieczną huśtawkę, to takie same dni jak zawsze. Zbieram te kuchenne rzeczy czyli opróżniam kuchnię. Jutro kolejna szafka tym razem ta pod zlewozmywakiem. Chciałam ją opróżnić dzisiaj, bo tam jest kamienny garnek do kiszenia ogórków, ale nie miałam siły. Jutro. Miałam dzisiaj robione pole widzenia i potem podjechałam na cmentarz podlać pelargonie. Wyszłam z domu 15 po dziesiątej, a wróciłam przed czternastą. Z zakupami, a w nich pierwsze ogórki na małosolne. Stąd ten garnek jest mi potrzebny. Ale nie miałam siły. Ja jak jestem zmęczona to jest mi zimno. Teraz w końcu trochę doszłam do siebie i nawet zeszłam do sklepu po ziemię do kwiatków, bo może jutro wystawimy kwiaty na balkon. U mnie w pokoju za oknem mini ogródek pięknie kwietnie. Czytam kolejny czwarty tom serii pod tytułem Saga Warszawska, bo poprzednie tomy podobały mi się. Ten zahacza o życie zesłańców w okresie powstania styczniowego.

Zgodnie z postanowieniem oglądnęłam film ” Pensja pani Latter” i odniosłam wrażenie, że bez czytania „Emancypantek” trudno go odebrać. Czas pooglądać ” Lalkę” serialową. Jest to moja najmniej lubiana książka Prusa, ale skoro mamy mieć kolejną wersję, to sobie przypomnę.

Wracając do wczorajszego wpisu o polityce . Chciałam wrzucić satyryczny teksy o spotkaniu z Mentzenem, bo jak pisałam pierwszy raz go widziałam i słuchałam. Niestety wczoraj go nie znalazłam, ale, że uparta jestem, to dzisiaj do niego dotarłam i przytaczam.

Krzysztof Skiba

 WIEC SŁAWKA

Byłem na wiecu Menztena razem z kolegą z klasy Patrykiem z 8 c. Ale jajca! Mówię wam. Tłumy widzów. Większość z tornistrami, bo prosto ze szkoły. My też urwaliśmy się z lekcji.

Sławek w świetnym humorze opowiada o fajnej Polsce jaką nam szykuje. Mówi, że Unia niepotrzebna, bo wystarczy nam opieka Rosji. Z tą Unią to rzeczywiście same kłopoty. Sławek opowiada, że tam urzędnicy każą banany prostować i chcą zakazać nam internetu. No i że w Rosji są lepsze gry na konsole i podobno za darmo.

Potem krzyczy, że państwowa służba zdrowia jest beznadziejna. I wszyscy się zgadzamy. Ta prywatna będzie lepsza. Pyta, czy chcemy płacić po sto tysięcy złotych za skomplikowane operacje chirurgiczne i po trzy tauzeny za dzień w szpitalu. Nam to wszystko jedno, bo i tak płacą rodzice, więc chcemy.

A w ogóle to lepiej chodzić do znachorów niż do lekarzy, bo lekarze to oszuści, a znachor zna się lepiej. Ziółka przepisze, ręki dotknie, w niebo spojrzy i już wszystko uleczone. Nam w to graj, bo kto lubi zastrzyki i kolejki w przychodni.

Sławek opowiada dowcip o urzędnikach i wszyscy się śmieją. Mówi, że to armia darmozjadów i że trzeba znieść wszystkie zasiłki. Także ten pogrzebowy i ten osiemset plus. Na pogrzeb nikt z nas się nie szykuje, a więc nam to zwisa, a te osiemset plus to i tak rodzice przechwytują i my tego nie widzimy. Więc wszyscy są za, a dziewczyny to nawet piszczą, choć nie jest ich wiele.

Zebrany tłum składa się głównie z takich jak my chłopaków z podstawówki plus trochę z liceów i jest też ekipa takich starszych, co mogą już nawet chodzić z dziewczynami. Ale żaden dziewczyny nie ma i dlatego przyszli posłuchać Sławka.

A Sławek o dziewczynach mówi tak, że nam się to wszystkim podoba. Mówi, że jak taka ubiera się kusząco i niezbyt skromnie, maluje się jak dziwka i idąc ulicą kręci tyłkiem, to niech potem się nie dziwi, że ją normalny, biały i zdrowy mężczyzna zgwałci. Gwałt jest prawem mężczyzny. I tu jest już burza oklasków.

Owszem gwałt, szczególnie brutalny może być nieprzyjemnością, ale przecież nie zawsze. I jak taka kobieta zajdzie w ciążę, to musi urodzić, bo to jest nakaz boski. I jakby taka zgwałcona usunęła jednak dziecko, to powinna iść na dziesięć lat do paki. I tu wszyscy gorąco bijemy brawo.

Nikt z nas łącznie z tymi starszymi nie miał jeszcze dziewczyny, a kilku co chciało mieć to zostało odrzuconych, więc podoba nam się ta zemsta na kobietach. Nie chciałaś fajnego faceta, takiego jak my, to teraz cierp wredna jędzo.

Na koniec Sławek mówi o podatkach, że trzeba je znieść to będzie wszystkim lepiej. I pyta czy chcemy bogatej i nowoczesnej Polski. Jasne, że chcemy. Każdy chce być bogaty. To Sławek jeszcze obiecuje, że jak na niego zagłosujemy to wszyscy będą mieli piękne auta i domy z basenami.

Tu jest entuzjazm największy i tłum wprost szaleje.


Jakiś stary dziad w okolicach 40- stki chciał zadać głupie pytanie Sławkowi, że niby skąd państwo będzie mieć pieniądze jak zniesie się podatki, ale na szczęście nie dopuszczono go do głosu i wyrzucono starego pryka z wiecu. Sławek już biegnie na kolejny wiec, ale wcześniej zezwala na kilka selfie. Ale szczęściarze!

Wracamy do domu pełni dobrej energii i wiary w Sławka. Oglądamy jeszcze kilka śmiesznych filmików na Tik Toku jak Sławek nabija się z Trzaskowskiego.

W chacie czekają nas przygotowania do testu z matmy, który jest jutro. Ale jak Sławek będzie już prezydentem, to pewnie zniesie oceny i testy w szkołach. One uczniom nie są potrzebne i tylko zawadzają jak ta Unia.”

I to się idealnie wpisuje w moje odczucia kiedy posłuchałam tego pana.

Wczoraj miałam wzruszający moment. Jeden z moich wirtualnych znajomych przesłał mi tę oto fotkę

Przyznam się, że się poryczałam.

Teraz chyba wrócę do książki, a wcześniej

Kącik LM

W kuchni

Do jutra.

Dziś będzie politycznie

Zawsze polityka mnie interesowała i od lat mam ugruntowane poglądy. Spory szmat czasu za mną i różne zawirowania widziałam i przeżyłam. Powtórzę za Jarosławem Gugałą dziennikarzem starej szkoły” że widziałam spektakularne kariery i bolesne upadki”. Dlatego teraz mając możliwość głosowania bez całodniowej podróży do Rzymu śledzę , to co się dzieje. I oczy przecieram że zdumienia. Oczywiście i te debaty staram się oglądać, poza radiowęzłem PiS czyli Republiką. Wczoraj oglądałam w Internecie, bo w kablówce domowej nie mam TVN 24 i chyba muszę coś z tym zrobić. Jak i Polsatu News.

Trudno świetnie. Z punktu widzenia zwykłego widza jestem też z tych co im się podobała wczorajsza formuła debaty. Ona dopiero odsłoniła mi prawdziwe oblicza kandydatów. Nie mówię tu o czołówce poza Mentzenem, bo jego nigdy nie słyszałam. Ich widać i słychać, a ja nie mam wątpliwości na kogo zagłosuję. Co do Mentzena to faktycznie byłam zdziwiona jego wyglądem chłopięcym. Nic tylko go w krótkie majtki włożyć. I gada też jak podrostek. Ale to jest niebezpieczne, bo trafia do tej niedouczone grupy młodzieży.

Reszta też nieciekawa. Jakiś rolnik jakiś hydraulik, co to będzie śrubę politykom przykręcał i moje największe przerażenie Braun. Kiedy wygadywał bzdury, kiedy witał się ” Szczęść Boże” jeszcze wytrzymałam. Ale kiedy zdenerwowałam się równocześnie z Rafałem Trzaskowskim kiedy obraził żydowskich powstańców miałam ochotę napluć mu w twarz . Potem przyszła refleksja. Jak można pozbawić tego człowieka immunitetu i postawić przed sądem? Kiedy w końcu przebierze się miarka. A może trzeba go izolować. Rozumiem odejście pana Rafała od stołu. Z taką kanalią się nie da rozmawiać. I chamska odzywka Karola dwojga nazwisk pod adresem pani Biejat, która nota bebe świetnie wypadła.

Jak widać i nie tylko ja na to zwróciłam uwagę. Oczywiście ciekawi mnie kolejna debata tym razem sztabów wyborczych.

Jeszcze tylko wielki szacunek dla pana Rafała za jak to mówią młodzi ” zaoranie ” Nawrockiego w kontekście flagi narodowej. Celnie napisał Pan Premier ” kto flagą wojuje, od flagi.. „.

A na zakończenie wrzucę dzisiejszy tekst, który w sieci robi za news dnia. To odcinający się od poglądów Brauna post jego siostry .

Poza tym informuję, że zrobiłam sobie test „Latarnik Wyborczy” ( polecam) i najbliżej jest mi do trzech osób. Wszyscy mają u mnie 69 %. To Rafał Trzaskowski, pani Senyszyn i pani Biejat

I już kończę moje subiektywne wrażenia polityczne. Niezły przerywnik w ” rewolucji kuchennej”. Jutro mam wizytę u okulisty, a właściwie badanie pola widzenia. Podjadę na cmentarz.

To do jutra.

Nie ma na co czekać

Tak postanowiłam i tak z rozpoczęciem tygodnia zrobiłam. Wczoraj wyciągnęłam Agę na zakupy. Wymyśliłam kupno dużych plastikowych pojemników na kółkach, żeby tam spakować rzeczy z kuchennych szafek. Opróżniona szafka będzie lądować od razu na śmietniku. I te rzeczy z kuchni zajmą mniej miejsca. Zostanie na chwilę jedna, z garnkami zresztą przeniesiona do dużego pokoju, na której staną czajnik elektryczny i frajer. Pojemniki też będą w dalszej części mieszkania. Zanim kupię sprzed gospodarczy czyli nową mniejsza lodówkę ta obecna postoi u mnie w pokoju. Musi być pusta kuchnia, żeby móc zrobić ściany poza kafelkami, które naturalnie zostają w części użytkowej. Jak i oczywiście podłogowe. Ze starego sprzętu gospodarstwa domowego zostanie tylko pralka. Reszta po zakończeniu malowania będzie wymieniana. Czyli lodówka, piec gazowy tym razem z płytą gazową i osobnym piekarnikiem. Naturalnie zlewozmywak i zmywarka. Wszystko przykryte poza lodówką lub wpuszczone w blat. Zresztą jak będzie się działo, to pokażę.

Dziś więc skończyłam usuwać ze ścian moje kuchenne ” włocławki” i inne ozdobniki i to, co jest w kuchni używane, a wisi na ścianie, bo nie ma w niej za dużo miejsca. Szafki górne są plus minus wybrane i tylko zamówić pod wymiar w Ikei.

Tymczasem moje kolano weszło w stan zapalny . Wczoraj jeszcze chodziłam, ale nie kupiłyśmy pojemników, bo takie jak chciałam były dwa, i to zdekompletowane, bo klienci ukradli pokrywki do nich.

Za to był tam kiermasz kwiatowy i wróciłyśmy z kolejnymi kwiatkami. Ja do mojej skrzynki zaokiennej, a Aga z kolejnymi kolorami pelargonii angielskich do kolekcji na balkonie.

Dziś z moim kolanem bylo całkiem niedobrze więc podparłam się wnukiem. Bo ja jak chcę, coś zrobić, to szukam pomocy. W domu jest piękna szalkowa waga kuchenna mająca dobrze ponad 100 lat. Piotrek zawiózł ją dzisiaj do wypiaskowania i dostanie nowe dekoracyjne życie. Ma być gotowa po ” majówce”. Potem zawiózł mnie na cmentarz podlać pelargonie. Na szczęście przymrozki im nie zaszkodziły. Tego się bałam.

A niedaleko Parku Pamięci jest najsłynniejsza w okolicy lodziarnia. Dziecko chciało lody więc pojechaliśmy. Ładny ogródek i lody bardzo dobre, choć ja po lodach włoskich mam spore wymagania.

Fakt jedzenia przeze mnie pierwszych lodów w kraju został udokumentowany. Kupiliśmy potem te pojemniki w liczbie trzech i mam nadzieję, że potem się przydadzą w domu.

I teraz powinnam się wziąć za dokończenie posadzenia kwiatków skoro chcę je pokazać na blogu. Na pierwszy rzut nasza różyczka od Piotrka na Dzień Kobiet. Już z nową doniczką i przesadzona.

A to kwiaty, które mam nadzieje będą ozdobą parapetu. Dwie fuksje i dwa goździki,. Goździki ulubione tak jak i fuksje.

Ażeby nie było tak gospodarczo, to o mało cholery nie dostałam po mowie naszego pożal się Boże prezydenta na spotkaniu Nawrockiego dwojga nazwisk. Ja nie neguję, że ma prawo głosować jak chce, ale wyjść na mównicę i rozpocząć tak: ” Ja Andrzej Duda…. ” Natychmiast zobaczyłam teksty historyczne, w których nasi królowie Polski składali ślubowania, a zaczynały się one od słów: ” Ja Jan Kazimierz …. „.

Zaiste wielka jest cierpliwość naszych władców, że AD kopnięty przez nich w zadek nie zleciał z tejże mównicy.

Uff.

To teraz dla równowagi Kącik LM

Z cyklu ” damą być”

Inne aranżacje

W kuchni

Botwinka do słoików na zimę https://www.obzarciuch.pl/…/botwinka-do-soikow-na-zime…

Świetna sprawa, szczególnie jeżeli lubimy z niej zupę, robię ją co roku i zawsze ze spiżarki znika jako pierwsza.

Kącik Działkowicza Majsterkowicza

Do jutra.

Dzień Bloga Otwartego

Sporo się nagłówkowałam nad dzisiejszym tematem. Bo podpowiedzi brak. Wczorajszy dzień w różnych kontekstach przyniósł mi sporą ilość wyświetleń ( ponad 3000). I to skłoniło mnie do zapytania:

Jak to jest z tymi blogami według Was.

Bo uczeni w Internecie piszą o spadku ich popularności. Jak chodzi o mnie zauważyłam wręcz coś przeciwnego. Jednak zauważyłam też różne wahania w odwiedzinach. Jest naturalnie stała grupa komentujących, ale czasami pojawiają się też nowe osoby.

I czy czytacie też regularnie więcej blogów. Ja przyznam się szczerze, że mam tylko kilka ulubionych blogów, do których staram się zaglądać regularnie, a jeżeli nie mam czasu, to kiedy go mam, to nadrabiam, żeby być na bieżąco. Czytam przede wszystkim blogi podobne do mojego czyli zapiski codzienności. Bywa ta codzienność nieraz bardzo ciekawa i egzotyczna. Natomiast szerokim łukiem omijam blogi książkowe. Zraziłam się. Dla mnie nic one nie wnoszą. Często są klubem klakierów i pisaniem pod autora książki. Natomiast jeżeli w blogu czytanym przeze mnie pojawi się wiadomość, że autor bloga jest zafascynowany jakąś pozycją i poleca, to zupełnie, co innego.

Ja jak wiadomo czytam bardzo dużo. Ale dawno przestałam gonić za modnymi trendami czy czytać to wszystko, co wypadało przeczytać. I, aż mi się ciśnie powiedzenie:

” Za moich czasów..”

Teraz w zalewie książek, jest jak jest. A ja czytam sobie dla przyjemności. Lubię teraz lekturę „lekką, łatwą i przyjemną”. I tego się trzymam. Życie i bez tego pokazuje w realu swoje zmęczone oblicze. I to widać więc czemu mam się dołować problemami świata, czy losami ” Chłopek” czy „Służących „.

I tak od pytania o blogi zahaczyłam o książki.

Jednak to pytanie o ilość blogów czytanych mnie interesuje. Ja sama czytam regularnie 6 blogów i jeszcze kilka z doskoku.

Dzień na pewno historyczny

Dzień pogrzebu papieża Franciszka. Ja mieszkając cały jego pontyfikat w Italii bardzo go ceniłam, A nawet byłam na audiencji po trzęsieniu ziemi. Audiencji generalnej. Naturalnie mam zapiski z tamtego dnia i dzisiaj dokładnie wpisują się i w ten dzień i sobotnie wspomnienia.

Bardzo byłam ciekawa przebiegu ceremonii. Bo, co jak co, ale Włochom nie można odmówić naprawdę umiejętności organizowania tego typu uroczystości. A z punktu organizowania, to naprawdę niesamowita odpowiedzialność. Mnóstwo gości z najważniejszym statusem. Z tej racji nie podano listy wszystkich głów koronowanych i głów państwa. Na wszelki wypadek. Nie bylo też pokazywania gości. Za to z ciekawością wysłuchałam wspomnień i rozważań nad pontyfikatem papieża Franciszka. Zarówno studio w siedzibie TV1 jak i to w Rzymie było pełne profesjonalizmu.

Przypomniałam sobie Rzym, kiedy kondukt zmierzał do bazyliki w której pochowano papieża. I dlatego przywołałam wspomnienie z pielgrzymki na jakiej byliśmy z Vincenzo mieszkając w hotelu w Montesicuro. I odszukałam zdjęcia,

Tytuł wpisu: Historia jednego dnia część pierwsza „My pielgrzymi”
Data wpisu: 2017-01-07 18:01:28.0
Tagi:
Autor: 2lucia

Czwartek rano a właściwie w środku nocy po o 4.35 zadzwoniły budziki. Nie spalam już bo na dworze szalała wichura. Po pięknej pogodzie nie pozostał ślad. Lało. Jednak okazja do jakiegoś innego dnia przemogła niechęć do wyjścia w taką noc i zabierając jedną panią pojechaliśmy do San Benedetto, bo tam wsiadaliśmy do pielgrzymkowego autobusu.  Zaraz naturalnie zasnęłam bo ja tak mam. Lata praktyki za sobą i świadomość, że jak człowiek śpi to podróż mija szybciej. Obudziłam się na modlitwę autobusową, bo wręczano nam kartki ze stosownymi tekstami. Spotkanie z papieżem Franciszkiem mieliśmy o jedenastej w sali zwanej popularnie salą Nervi od jej twórcy architekta Pier Luigi NerviOkoło 9.30 byliśmy na miejscu i po zaparkowaniu w podziemnym garażu przy placu świętego Piotra starając się nie stracić z oczu żółtej tablicy „Montemonaco, bo tak nazywała się nasza grupa powolutku posuwaliśmy się do bramki lotniskowej. Pełna kontrola. Aparaty fotograficzne, komórki i torby wjeżdżały do kontroli. Miałam obawy czy duża butelka z wodą mi przejedzie, ale na szczęście obyło się bez niespodzianek. Tylko V. dzwonił kluczami. W Rzymie pogoda była słoneczna lecz wiał zimny wiatr. Z nudów zrobiłam kilka zdjęć/

A kiedy już byliśmy poza bramką V. sfotografował mnie kolejny raz ( poprzednim razem w lecie) tym razem z zimowo odzianą gwardia papieską. 

Potem  weszliśmy do budynku, w którym znajduje się sala Nervi. Pierwsza sala stosunkowo niewielka przeznaczona na mniejsze spotkania niż to z nami ” terremotati”

Długim szerokim korytarzem szliśmy do głównej sali. Ogromna aula.

Jeszcze byłam sprawna, ale nerwoból czaił się w tle. Oczywiście V. spotkał burmistrza Ascoli, z którym normalnie drze koty przy spotkaniu, ale w takim dniu ogłosili pokój.

Wreszcie doczekaliśmy się przyjścia papieża. Do wejścia na scenę widziałam papieża Franciszka wyłącznie  na ekranie telewizora. A oto kilka zdjęć z tłumu pielgrzymów.

Na scenie byli wszyscy biskupi z miast dotkniętych trzęsieniem ziemi ,to znaczy z odpowiednich biskupstw z naszym ascolańskim na czele.  Zdjęcia papieża nie są udane, bo z moim nerwobólem nie byłam wstanie się przebić w jakieś sensowne miejsce. A V. również się nie udało mimo, że wlazł nawet na krzesło. Solidne te krzesła mimo pozorów lekkości. 

Kilka przemówień. Kilka słów papieskich i wreszcie jego błogosławieństwo. Audiencja zakończona.

Wróciliśmy na plac świętego Piotra i zrobiliśmy zdjęcia. Choinka na placu i my na tle bazyliki bo jakżeby inaczej.

Znowu musiałam pozować.

Wracając do autobusu już ja sama zrobiłam kilka zdjęć. Ptaka białego na tle błękitnego nieba i ” Caffe San Pietro”.

Punktualnie o 13.30 wyjechaliśmy do Greccio ,a ja jeszcze kiedy autobus się zatrzymywał robiłam zdjęcia Rzymu. Dla siebie i dla was.

I udało mi się dotrzeć z opowieścią do końca. Kolejna opowieść ze zdjęciami będzie o Greccio. Ale o nim już nadmieniłam wczoraj. 

Ciąg dalszy nastąpi.

Tyle zanotowałam wtedy. A teraz zapraszam do zobaczenia tych niespecjalnie udanych zdjęć. Ale najważniejsze, że są.

To był styczeń ze śniegiem i zimnem. Rok 2017.

A z dzisiejszej uroczystości utkwiło we mnie wspomnienie papieża Franciszka, którego babcia powiedziała: ” Trumna nie ma kieszeni”.

Nic bardziej prawdziwego.

Do jutra.

Między deszczem, a mżawką

Taką pogodę mam od wczorajszego popołudnia. I dobrze, że wczoraj pojechałam na cmentarz przy cieplej i słonecznej pogodzie. Potem zrobiło się ciemno i zaczęło padać. Ale u mnie na szczęście obyło się bez wichury, burzy i ulewy. Dziś właściwie mżawka i wilgoć. Pogoda wczorajsza zmotywowała mnie do zaczęcia likwidacji kuchni, a dziś pociągnęłam tę pracę dalej. Ogólnie jak to będzie działać mam w zarysie.

Trochę pomailowałam i od Agi T. nadszedł pomysł utworzenia Klubu Książkowego, gdzie mogłybyśmy pogadać o książkach. Aga widzi to, jak dyskusję o przeczytanej książce, ja natomiast oprócz tego, gdyby się tak zdarzyło widziałabym polecenie z własnym komentarzem dlaczego, książki przeczytanej.

I raz na dwa tygodnie lub raz w miesiącu w jakiś stały dzień, zeby nie zapomnieć wymieniłybysmy się tymi poleceniami. Pomysł bardzo mi się podoba.

I czekam na podpowiedz tematu na Dzień Bloga Otwartego.

Ja wczoraj utonęłam w serialu ” Rodzina Połanieckich”. Raz, że lubię tę książkę, a dwa, że seriale naszej klasyki zwłaszcza z okresu pozytywizmu, to samograje – gotowe scenariusze genialnych pisarzy. Plus doskonali aktorzy, reżyserzy i operatorzy. W kolejce mam serial ” Lalka” i film ” Pensja pani Latter”, którego nie widziałam. „Emancypantki”, to kolejna moja ulubiona książka, a zwłaszcza jej drugi tom w Iksinowie. To jest genialny obraz małego miasteczka napisany przez Prusa z genialnym poczuciem humoru. Moja córka podpowiada mi jeszcze zobaczenie po latach ” Faraona”, który według niej jest wspaniałym filmem. Trochę tych filmów i seriali będę miała do oglądania.

A skoro ta wiosna jest taka jaka jest, to co innego można robić. Czytać, oglądać klasykę i remontować kuchnię.

I takie plany na nadchodzący maj.

No i to wszystko, co zanotowałam pod dzisiejszą datą.

W Italii dziś 80 rocznica wyzwolenia Włoch spod nazizmu i faszyzmu. Święto państwowe i dzień wolny od pracy. Przez Włochów dzisiaj potraktowane jako dłuższy weekend. Zresztą Italia ogłosiła 5 dniową żałobę narodową po śmierci papieża więc pewnie za wiele nie będzie się działo.

Kącik LM

Z cyklu dama być

inne aranżacje

W kuchni

Proste przepisy ·🍫 Sprytne ciasto kawowe z kremem mascarpone ☕ Spektakularny deser, prosty w przygotowaniu, o nieodpartym smaku kawy i kakao! — Składniki: Do ciasta: – 2 jajka – 150g cukru – 60 g oleju z nasion – 30 g gorzkiego kakao – 4 duże łyżki mąki – 10 g proszku do pieczenia.

Do kremu: – 150 g śmietanki kremówki – 70g cukru – 1 filiżanka kawy (lub 1 łyżeczka Nescafè rozpuszczona w odrobinie śmietanki lub mleka) – 250 g mascarpone

Do dekoracji: – Gorzkie kakao (do smaku) – Starta biała czekolada — Przygotowanie 1. Przygotowanie ciasta: – W misce ubij jajka z cukrem, aż mieszanina będzie jasna i puszysta. – Dodaj olej z nasion oraz gorzkie kakao i dobrze wymieszaj. – Stopniowo dodawaj przesianą mąkę z proszkiem cały czas mieszając, aż do uzyskania gładkiego ciasta. 2. Pieczenie – Wlać masę do foremki o średnicy 22 cm, wcześniej wysmarowanej masłem i oprószonej mąką. – Piec w piekarniku nagrzanym do 180°C przez około 20 minut. – Po upieczeniu odstaw ciasto do całkowitego ostygnięcia i odwróć foremkę do góry nogami, aby uzyskać idealne wgłębienie na krem. 3. Przygotowanie kremu: – Ubić śmietanę z cukrem do momentu uzyskania sztywnej konsystencji. – Dodaj mascarpone i filiżankę kawy (lub rozpuszczonej Nescafè) i delikatnie mieszaj, aż uzyskasz gładki i jednolity krem. 4. – Wypełnij wnękę ciasta mascarpone i kremem kawowym. – Posyp powierzchnię gorzkim kakao i udekoruj startą białą czekoladą. — Rada: – Możesz urozmaicić smak kawy, używając kawy bezkofeinowej lub smakowej. – Aby uzyskać jeszcze smaczniejszą wersję, dodaj do śmietany kawałki czekolady. Czas przygotowania: 20 minut | Czas pieczenia: 20 minut — ✨ Rozkosz z kawy i mascarpone: prosta w przygotowaniu, niemożliwa do zapomnienia! Udanych przygotowań! ☕🍫

I pod rozwagę podaję taką oto mądrość 😀

Do jutra.

Z górki

Miałam napisać, że „na 50 % lepiej”. I dobrze, że wcześniej przeczytałam komentarze, z których jasno wynika, co stanowi pocieszenie, że coś w powietrzu latało i nie ja jedna miałam zjazd formy. Wczoraj potraktowałam się voltarenem od środka. Kolano ciut lepiej, ale dodatkowo podparłam się ściągaczem na nim. Poza tym doszłam do wniosku, że ja podświadomie wciąż nie akceptuję pogody i tego trzeciego piętra. Jednak dziś, a nawet wczoraj zaczęłam likwidować ozdoby ścienne kuchenne. Jutro zdejmę moje talerze i inszości z Włocławka. Od razu myję i będą czekać na powrót na odświeżone ściany kuchenne, a nawet całkowicie nową kuchnię. Poza kafelkami i pralką będzie wymiana całego sprzętu. Czyli zostaje niewiele z poprzedniego wystroju. Drewniany półokrągły blat w roku zachodzący na parapet okienny. I pralka, która mam w kuchni, bo w łazience z racji dużej rogowej wanny nie ma miejsca. Reszta będzie wymieniona.

Jak się zacznie, to będę pokazywać na bieżąco. Teraz najbardziej dokucza mi własna niemoc. A przecież miałam spacerowe plany. Niestety przejście dłuższego kawałka, to efekt zmęczenia i to nie jest spacer tylko kuśtykanie. Dobrze, że spod domu mam autobus na cmentarz. A, że nie pada, to jest konieczność podlania pelargonii. Dziś byłam, poskarżyłam się V., że jestem do niczego i wróciłam do domu. Jedyną pociechą są bzy, których mi brakowało. To dzisiejsze na przystanku w pobliżu Parku Pamięci.

Nawet mój domowy śmietnik też jest w pobliżu bzów. 😀

Czytam Joannę Tekieli dla odreagowania po kryminałach. Potem wracam na ścieżkę zbrodni.

Postanowiłam zobaczyć ” Rodzinę Połanieckich”, bo po ” Nad Niemnem”, to druga moja ulubiona klasyka. 😀

Zapowiadają jakies ulewy i wichury. Alert na komórkę dostałam. To może pranie na balkonie wyschło. Trzeba zebrać, żeby nie odleciało.

To teraz moje Ascoli. Wszystkie zdjęcia coś do mnie mówią. I wszystkie prosto z niego. Żadne moje archiwalne.

Galeria Ascolańska

Kącik LM

Z cyklu ” damą być „

Inne aranżacje

W kuchni

Młoda kapusta na słodko kwaśno

Do jutra.

Nie ma o czym

Jeszcze tak mi się nie zdarzyło, ale zawsze kiedyś jest pierwszy raz. Nie potrafię się zmobilizować i napisać czegokolwiek. Może dlatego, że źle się czuję. Odezwało mi się kolano i to tak, że nie zaryzykowałam chodzenia po schodach. Jeszcze rankiem jako tako, ale im później to gorzej.

Czyli reset. Tylko książka. Postaram się jutro ogarnąć.

Do jutra.

Moje śląskie wędrówki

Każdy, kto mieszka na Śląsku ma takie wędrówki wpisane w życiorys. Bo nie jest tak, że mieszkając na przykład jak ja w Chorzowie wszystko, co trzeba załatwić w tymże Chorzowie się mieści. Stąd moje ” wycieczki ” nie tylko do centrum Chorzowa, ale i do Katowic czy ostatnio do Rudy Śląskiej. Zwłaszcza odkąd związałam się z przychodnią Ady Ruda Śląska stała się moim docelowym miejscem. A Park Pamięci też jest w Rudzie śląskiej.

A Ruda Śląska to nie jest zwyczajne miasto. O nie. To zlepek 11 słownie jedenastu osiedli miejskich na całkiem sporym obszarze. I dużo można się o tym miejscu dowiedzieć.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruda_Śląska

Od siebie dodam tylko, że na Śląsku mówimy:

-Jeżeli nie wiesz, gdzie jesteś, to na pewno jesteś w Rudzie Śląskiej. 😀

I ja dzisiaj od rannych godzin przemieszczałam się miedzy Chorzowem Batorym, a dzielnicami Rudy Bykowiną i Kochłowicami.

Miałam dziś wizytę u dermatologa, bo czułam dyskomfort z powodu małych dwóch wyprysków. Podejrzewałam, że to może kolejna pozostałość po półpaścu. Jednak nie. Z powodu niestety wieku. I zaraz zostało to potraktowane azotem. Za dwa tygodnie kolejna wizyta. Już jestem umówiona na 7 maja. W tym samym miejscu czyli na Bykowinie mam też wizytę u okulisty. Udało mi się to pogodzić. Co prawda między jedną a drugą mam przerwę, ale podjadę na cmentarz, bo Park Pamięci jest w Rudzie Śl. Kochłowice. Już dzisiaj tak zrobiłam. Po tym azocie pojechałam podlać pelargonie, bo u nas deszcze zapowiadają na piątek. Mam autobus nie tylko do domu, ale właśnie i do Parku Pamięci.

Czyli logistycznie ogarnęłam. Pelargonie podlałam i wróciłam do domu. Ale wciąż czuję się potwornie zmęczona. Dopiero teraz kiedy trochę odpoczęłam ustawiam w myśli organizację remontu kuchni.

Za to kiedy przed Wielkanocą byłam w centrum Chorzowa zrobiłam kilka zdjęć. Chorzów ma przepiękne secesyjne kamienice. Niestety nie są one tak odnawiane jak w innych śląskich miastach.

To tylko dwie z ulicy Wolności w pobliżu kościoła świętej Jadwigi.

A tak poza tym, to dziś już raczej nic nie planuję, bo ja w dalszym ciągu tylko do południa mogę coś zdziałać. Ale „Tygiel z Internetem” zrobiłam.

https://tygielzinternem.blogspot.com/2025/04/tygiel-z-internetem-kwiecien25.html

Czytam oczywiście. Aktualnie trzeci tom Diany Brzezińskiej z cyklu ” Dr Aleksander Levis”. W kolejce czeka kilka pozycji więc nie będę mieć dylematu, co potem.

W Ascoli był wielkanocny ” pchli targ” 😦

W Kąciku LM

Z cyklu ” dama być „

i kolejne propozycje

W kuchni

Jajka na wiosnę zawsze aktualne

Poradnik PPD

W Kąciku Działkowicza Majsterkowicza

Do jutra.

Dzień Bloga Otwartego

Oczywiście dzisiaj będą to wspomnienia i opowiadania wielkanocne.

Będziemy wspominać nasze koszyczki wielkanocne, co do nich wkładano w naszych rodzinnych domach i co my jeżeli święcimy koszyczek do niego wkładamy.

U mnie oczywiście nad wszystkim czuwała babcia. Przed wojna do dziadków przyjeżdżał ksiądz i święcił przygotowany stół , a potem zasiadał z dziadkiem do kosztowania wspomagając sobie kieliszkiem babcinej nalewki.

Po wojnie naturalnie o takiej Wielkanocy juz nie było mowy. Ale do świecenia trzeba bylo iść. Tradycyjną święconkę niosła babcia i zawsze był to w dużej torbie, broń Boże w koszyku półmisek udekorowany. A na nim kiełbasa, szynka, chrzan, chleb i sól i oczywiście pisanki. Ja miałam swój koszyczek. Z uplecionej dekoracyjnej słomki. Kiedy robiłam koszyczek mojemu synowi był on jeszcze taki sam. Można go bylo kupić tylko w Krakowie, a na Wielkanoc jeździliśmy do Krakowa.

Mama pięknie ten koszyczek dekorowała, a w nim była ” święconka z marcepanu”. O niej wspominałam w ” Życiorysie PRL em malowanym”.

„W Krakowie przy ul Siennej był malutki sklepik, w którym sprzedawano ręcznie wyrabiane sztuczne kwiatki. Jaka tam była wystawa… Z tego sklepiku była lilijka do komunii, którą dostała Lucia. Obok był sklepik z marcepanowymi wielkanocnymi ” święconkami”, kiełbaską, szynką, babeczką. Ale najważniejszą była szklana karafka w kwiatki. Tę święconkę wkładało się do pięknie udekorowanego koszyczka.”

Były też różne marcepanowe zwierzątka ze śliczną różową świnką i naturalnie cukrowy baranek z chorągiewką. Zawsze cytrusy i pisanki oraz coś słodkiego przeważnie czekoladka ” Danusia”.

I czekoladki w formie jajeczek.

I ten zwyczaj przejęłam. Tymczasem kiedy przeprowadziłam sie na Śląsk okazało się, że w koszyczku najważniejszy jest Zajączek. I tak w koszyczku moich dzieci i wnuka zagościł i Baranek i Zajączek . Ale koszyczki zawsze są o podobnym charakterze.

Kiedy nie ma już małych dzieci w koszyczku znajduje się mini święconka z potraw tradycyjnych. Tylko marcepanowej święconki z Krakowa nie ma i pewnie już nikt o niej nie pamieta.

Niektore fotki różnej jakości zatrzymały wspomnienia tych koszyczków.

Mój syn i wnuk.

i tegoroczny koszyczek domowy.

Zapraszam do wspomnień.