Obiecana wycieczka

Ale zacznę od dnia codziennego. Też z fotkami. Otóż wczoraj dostałam awizo pocztowe i dzisiaj chciałam je rano odebrać. I klops. Moja poczta postanowiła skrócić godziny pracy i w soboty nie pracować, a w pozostałe dni na pół gwizdka.

Trudno świetnie.

To postanowiłam przewietrzyć przed jutrzejszym dniem czerwone korale ( selfie to coś co mnie przerasta, ale chodzi o korale)

i pojechałam do Katowic na zakupy. nawet do galerii weszłam, bo tam jest firmowy sklep Ziai. I oczywiście sklepy z butami mnie wessały. Nie, nie kupiłam, ale stwierdziłam, że jest strasznie jednostajnie w kolorze. Nic naprawdę kolorowego. beże, jasne, ciemne, białe i czarne. jak kolor to tak rozmyty, że trudno go nazwać. Znalazłam jedne pod swój gust i pytam czy znacie te markę, bo może się skuszę.

W Rossmannie kupiłam lakier do paznokci, bo trzeba zacząć sezon sandałkowy. I przeszłam przez dworzec na drugą stronę Katowic.

Bo prawdziwym powodem przyjazdu do Katowic był włoski sklep.

Wcześniej jednak musiałam zrobić przystanek dla mojej nogi w takim oto mini parku w środku miasta.

Zanim weszłam do włoskiego sklepu rzuciłam okiem na tę kamienicę.

I już maleńki włoski sklep.Taki jak w Ascoli. Z klimatem. Chciałam kupić makaron typu linquine, bo Vincenzo mnie od niego uzależnił. jak już spaghetti to tylko linquine. Nie bylo klasycznego więc po rozmowie z padrone po włosku ( ach jak mi tego brakowało) kupiłam z tartuffo. I jeszcze tagliatelle i oliwę, bo ta z Netto podobno włoska jakoś mi nie podchodziła. Ale już się kończy.

Przy okazji trafiłam na chusteczki do wkładania do prania, żeby ciuchy się nie pokolorowały. Właściwie nie mamy takich rzeczy, ale z czarnymi Agi nigdy nic nie wiadomo. Syta chwały i zmęczona kończąc zakupy pod domem wróciłam do niego.

A teraz obiecana wycieczka. Dziś do jednego z najpiękniejszych kurortów włoskich. Do San Benedetto. Kiedy pogoda jest jaka jest dobrze popatrzeć na pełne słońca miejsce.

I autentyczne zapiski dotyczące wrzuconego albumu.

Tytuł wpisu: Szukam słońca w pamięci
Data wpisu: 2013-05-22
Autor: 2lucia

I oczywiście jest, a właściwie bylo podczas spaceru po Lungomare. Kiedyś przyrzekłam sobie, że pokażę tę Riwierę pod Palmami, jak nazywane jest Lungomare w San Benedetto.

Okazja się nadarzyła i to w pełnym słońcu. Zaczęłyśmy spacer po nim od ronda w Porto d’Ascoli, gdzie kończy się jego Lungomare a a zaczyna Riwiera pod Palmami.

Wchodzimy w najpiękniejszy jej kawałek. Jakieś 3 kilometry.

I zaraz piękne miejsce pełne róż, bo maj to miesiąc, w którym właśnie róże opanowują wszystkie skrawki ziemi.

Widok na morze, taki landrynkowy ale tak właśnie jest, a po drugiej stronie ogromne hotele, które w lecie są zapełnione. Jeszcze, jest cicho. Kolejny urokliwy zaułek. Będzie ich jeszcze co niemiara . Może ten? A może ten ?

Tak wyglądają restauracyjki i pawilony gastronomiczne. Niskie, żeby nie zasłaniać morza:)

Słonce sprawiło, że palma rzuciła na ziemię fantastyczny cień, a my dospacerowujemy do takiego oto miejsca, gdzie można z przyjemnością się zatrzymać ?Prawda?

Sama nie wiem, gdzie ładniej, w tym miejscu? Jednak chyba w tym!

Od czasu do czasu napotykamy takie tablice, które objaśniają, co gdzie rośnie bo tu, jest mini ogród botaniczny.

Czujecie, jak grzeje słonce ? Palmy rzucają cień a w cieniu odpoczywają rowerzyści, których tu nie brakuje.

Kolejne pawiloniki gastronomiczne i kolejne miejsce odpoczynku dla cyklistów.

Tymczasem po drugiej stronie ulicy wielki hotel. Az mu się przyjrzałam z bliska. Tu zrobiłyśmy chwilę przerwy w spacerze. Ja też zrobię pauzę i kolejną cześć spaceru odbędę z Wami … moze jutro ?

Tytuł wpisu: „Słonce w herbie „
Data wpisu: 2013-05-23
Autor: 2lucia

To tytuł pięknej choć nieco staroświeckiej ( ale i ja już staroświecka ) książki mojego ulubionego ” słonecznego ” Kornela Makuszyńskiego.

Jakoś mi tak przyszedł tytuł tej książki na myśl i myślę, że Autor mi wybaczy.

Bardzo to kojarzy się z Lungomare w San Benedetto i dlatego patrząc na mokre szyby i siąpiący deszcz za oknem wracam na spacer tym prześlicznym deptakiem.

Włoska nazwa dla łodzi, statków ” barca ” – nie mogło ich tu zabraknąć. A dalej? Jeszcze raz stateczki przy Lungomare i spojrzenie żagielkowe i morze.

A teraz ? Znów zakątek i mosteczek nad potoczkiem. To piękne miejsce pamiętne dla mnie, kiedy przywieźliśmy tu syna mojej koleżanki biegał miedzy strumyczkami wody z radością dostępną dzieciakom. Kolejna fotka to właśnie ten zakątek z oddali.

Czas na karłowate oliwki . Ich korzenie i konary często śluza rzeźbiarzom. Widziałyśmy z Madzią taką wystawę w Ascoli. Madzia chyba zrobiła fotki, ja nie i nie wiem dlaczego? Chyba byłam zbyt zafascynowana/ Kolejne  dalej i klomb różany z palmą pośrodku i i pergolą nad dróżką prowadzącą na plażę. Jakiś murek, a właściwie coś na kształt bramy do ogródka przy pawiloniku… a teraz rzut oka na stronę przeciwną i dalej jesteśmy przy trakcie hotelowym.

I zdjęcie, które mnie urzekło mimo swojej w sumie banalności. Bo to i róże i palma. To już bylo. Ale nie w tej wersji 🙂 Mały pagórek pięknie zagospodarowany i wjazd na drogę tylko dla rowerów. I w tym miejscu zeszłyśmy na plaże, żeby dokończyć spacer brzegiem morza.

I jak? Musicie mi przyznać, że pięknie, jest na Riwierze pod Palmami w San Benedetto del Tronto. W Marche oczywiście. :)))

To słońce zostało we mnie, choć w tym momencie jest za chmurami smutku.

I szukając tego pliku znalazłam zdjęcie, do którego się uśmiechnęłam. Też z wycieczki. I też pełne słońca.

Oby jutrzejszy dzień był słoneczny i taki jak go sobie wymarzyliśmy. W czerwonych koralach.

Do jutra.

Nie mam wyjscia

Jutro tego nie mogę napisać, przez ciszę wyborczy ( której nota bene nie ma w USA), bo sondaży nie wolno rozpowszechniać . Dziś kolejny raz napisałam post na swoim fejsbukowym koncie, bo im więcej ludzi czyta tym lepiej. I u mnie jest sporo wyświetleń więc i tu udostępniam ten post.

Idziemy po REKORD.
Śledzę sondaże wyborcze i jeden z ekspertów powiedział, że wszystko zależy od frekwencji. Każda powyżej 72 % zwiększa szansę Rafała Trzaskowskiego
Idziemy po REKORD.
Wśród Polonii zarejestrowanej do głosowania ten rekord padł. A tam wśród głosujących na świecie wygrał Rafał Trzaskowski.
Niech to będzie powtórka nie z rozrywki, ale rozumu.
TRZA bić rekord.”

A przed chwilą usłyszałam, że jakiś sondażysta wieszczy, że frekwencja wyniesie najwyżej 70%.

Czyli TRZA to prognozowanie ZATRZASKAĆ do oporu.

Przed ciszą wyborczą

Przepraszam, że dziśnie jedziemy na włoską wycieczkę. Ale jutro cisza wyborcza więc świetny moment na takie wspomnienia. Myślę, że mi wybaczycie.

Bo ja dziś, tak jak i wczoraj zagłębie się w meandry polityki. Wczoraj słuchałam informacji z wieców obydwu kandydatów.

Dziś taki oto post zamieściłam na swoim koncie na fejsbuku. To dokładnie odzwierciedla moje poglądy

Pozwolę je sobie przypomnieć.

Kilka słów przed ciszą wyborczą. Słucham tego co do powiedzenia mają kandydaci na najwyższy urząd państwa . I słucham nie tylko tego, co nam do powiedzenia mają oni do powiedzenia. Ale też w jaki sposób to przekazują.
Otóż z jednej strony kulturalny głos ustawiony na dotarcie do zgromadzonych czyli głośny. A z drugiej strony wrzask. Ten wrzask jest tak odrażający, że z trudem rejestruję słowa.
I jedyny argument jakim straszy to „państwo Tuska” .
Niech pan mnie straszy panie Nawrocki. Bo Polska to nie jest państwo Tuska, czy państwo Kaczyńskiego. Bo Polska jest nas wszystkich. I jak pięknie powiedział Rafał Trzaskowski.
” Pod Biało-czerwoną wszyscy się zmieścimy”.
Dlatego 1 czerwca będę głosować za wiedzą, kulturą i dobrym wychowaniem. Bo nie chcę się wstydzić za prezydenta, który popiera kibolskie ustawki i jest wrzeszczącym osiłkiem .
Głosuję za Rafałem Trzaskowskim

Post popatrzyłam takim zdjęciem.

I odchodzimy od spraw ważnych do spraw codziennych. Wreszcie mam nadzieję coś w prognozie drgnęło.

Mój wnuk kończy dziś 32 lata, a dopiero z tej okazji i Dnia Dziecka szliśmy do Wesołego Miasteczka w Parku Śląskim. To była tradycja.

Dziś złożyłam mu tylko życzenia, bo szykuje się na ślub i wesele swojego przyjaciela. Oczywiście nowy garnitur. Ode mnie między innymi dostał staroświecką spinkę do krawata z monogramem czyli literką ” P”. Niech zadaje szyku.😃

A mnie szczęka opadła jak dowiedziałam się, że elegancka męska koszula kosztuje w granicach 300 – 500 złotych.

W modzie męskiej, a właściwie cenach jestem do tyłu.

Za oknem moje fuksje i goździki i naturalnie gwieździste nasturcje przepiękne.

Moja córka ma swoje angielskie pelargonie a ja te kwiaty, o których napisałam.

A oto one.

W Kąciku LM mini pokaz mody

I cyklu ” dama być „

W kuchni dziś:

cukinia faszerowana

A teraz z racji tej ciszy wyborczej dziś :

Kącik polityczny

Krzysztof Skiba· 

SKOK W DÓŁ

Nadchodzą wreszcie dobre czasy dla bandyterki. Gdy prezydentem zostanie Karol Nawrocki, to ustawki kiboli, staną się nie tylko legalne, ale awansują do rangi sportu narodowego.

Spory nie będą rozstrzygane przez sądy, ale właśnie w formie modułowego mordobicia na kastety, maczety i kije bejzbolowe. Lanie po ryju rozwiąże wiele problemów, z którymi przez lata nie można było sobie poradzić.

Takie ustawki jak turyści kontra łupiący ich górale, fryzjerzy kontra łysi, mieszkańcy Torunia od lat pałający wzajemną niechęcią do Bydgoszczy, czy Sosnowiec kontra Ślązacy, albo emeryci kontra ZUS, będą odbywać się na stadionie narodowym.

Ustawki kibolskie przeniosą się do Pałacu Prezydenckiego i będą transmitowane przez TVP. Powstanie liga ustawek sponsorowana przez Totalizatora Sportowego.

Także skomplikowane spory rodzinne będzie można rozwiązywać przy pomocy wzajemnej kopaniny. Po cholerę procesować się z rodziną żony o majątek, jak można ją pobić?

Te najbardziej zabawne i aranżowane bijatyki, typu Wielki Wpie*dol Teściowych Mazowsza, czy bójki weselne z cyklu Stryj Dostal w Ryj, będą jako hity pokazywane w kanałach komediowych.

Przed walkami wszyscy uczestnicy dostaną legalne już działki kokainy, amfy, czy prezydenckiego snusa, aby rozjebać sobie zdrowo mózgi i zdopingować się do walki. Była Polska Piastów, była Polska Jagiellonów teraz nadszedł czas Polski Na Dopalaczach.

Sędziami i komentatorami tych pysznych widowisk, będą znani kryminaliści przeszkoleni w zabawnej gadce przez redaktora Stanowskiego. Komentator Robert Mazurek wygłosi przezabawny wykład, o tym że królową sportu w Polsce już dawno nie jest lekkoatletyka tylko zdrowe, polskie napie*dalanko.

Ustawki wypchną z areny sportowej nudne i wysoce szkodliwe dyscypliny. Skoki w dal, czy skoki w zwyż zostaną zdelegalizowane, gdyż źle się w Polsce będą kojarzyć, bo każdy tutaj musi nad Wisłą uprawiać zbiorowy skok w dół. I to najlepiej do ciemnej, pustej dziury.

Z biegów będą dozwolone tylko biegi po jałmużnę i zasiłki. Pchnięcie kulą będą mogli uprawiać tylko ludzie chodzący o kulach, za to rzut dyskiem zrobi się przymusowo wszystkim obywatelom, aby złamać im kręgosłupy.

Prawdziwym królem polskiego sportu będzie ogłoszony Jarosław Kaczyński, który dzięki Dudzie i Nawrockiemu zostanie mistrzem biegu przez płotki.”

I aktualne memy, jakie nazbierałam:

I o czym powinniśmy pamiętać:

A my kobiety szczególnie powinnyśmy pamiętać:

A, że szczęściu trzeba pomóc, to : 😀

Do jutra.

Zupełnie zwariowałam

Ale ja tak mam. Jak coś mnie nurtuje, to włażę w to całkowicie. I tak stało się z wyborami prezydenckimi. I żadne tłumaczenie sobie, że poza oddaniem głosu nie mam na to wpływu nie pomaga. Nie czytam za wiele, nie słucham radia tylko oglądam programy polityczne. Szubertowicza, Gozdyrę, gościa Wydarzeń 24. A czasem nawet Punkt Widzenia Jankowskiego. Nie mówiąc, że w Internecie też jestem na bieżąco. Pewnie duży wpływ na to ma fakt, że nic nie muszę. I nagle mam tyle czasu, że ze wszystkim zdążę i jeszcze te wybory ogarniam. Dziś wraca mój wnuk. Już się zameldował po wylądowaniu. Jutro ma urodziny i ślub przyjaciela. A wracając do wyborów stałam się osobą która orientuje się w sondażach i ocenach politologów. Nie mówiąc o tym, że wreszcie wiem jakimi politykami dysponuje nasza scena polityczna.

Na szczęście mój wnuk mnie pocieszył, że ten serial się niedługo skończy. Tylko jak się skończy. Oto jest pytanie. I bez względu na wynik pewnie emocje polityczne nie opadną , a co za tym idzie moje zainteresowanie na pewno się utrzyma. Ale wraca remont kuchni więc i to trochę mnie też odciągnie od spraw politycznych.

Podobno dziś mają przyjść moje czerwone korale. A najpóźniej jutro. Jakoś musimy przeżyć do niedzieli, a potem sam wieczór wyborczy. Korale podobno mają moc. W coś trzeba wierzyć, a wiara podobno czyni cuda. Jutro chyba zabiorę Was na włoską wycieczkę, żeby złapać dystans do rzeczywistości.

Kącik LM

trochę pokazu mody

W kuchni

https://pysznosci.pl/na-deser-pieke-szwedzkie-ciasto-z-rabarbarem-o-niebo-lepsze-niz-klasyczne-drozdzowe,7158333908634336a?fbclid=IwY2xjawKirhVleHRuA2FlbQIxMQBicmlkETBNYnZPUmFCRFlRd1g3Y0x2AR79SGrc_xf1DmyBTVmc_x2fGyu0Bte18uwIorbWZzI8XaDucV1swAGsUFRrvA_aem_j0k3ALKglNa14LcjJRe1rQ

Kącik Działkowca Majsterkowicza

Kącik Robótek Ręcznych

I jeszcze jedno zdjęcie

To nie Ascoli piazza del Popolo, a Kraków. I już wiadomo skąd moja miłość do Ascoli.

Galeria Ascolańska

Do jutra.

Czerwone korale

Zanim jednak będzie o koralach, to o dzisiejszym poranku. Lubię takie słoneczne poranki. Dzisiaj nigdzie nie musiałam się spieszyć i wychodzić z domu przed dziewiątą. Owszem pojechałam do Parku Pamięci, ale to było dużo później. Miałam czas ogarnąć dzikie wino na balkonie i je trochę utemperować. Musiałam na samej górze nad drzwiami balkonowymi zamontować sznurek, żeby potem tamtędy namówić wino do kierowania się w tamtą stronę. Dom jest ocieplony i nic nie można wbijać. Dwustronna taśma nie spełniła zadania. I dopiero taśma klejąca na razie trzyma.

Przygotowałam wszystko do zupy z cukinii i wtedy spokojnie pojechałam do Parku Pamięci. Na przesiadkowym przystanku pod nazwą Kochłowice Kościół skąd jest jeden przystanek na cmentarz chwilę poczekałam i zgodnie z nazwą przystanku kochłowicki kościół.

Na cmentarzu podlałam pelargonie. Obcięłam przekwitnięte kwiaty. Zwiędle konwalie usunęłam. Pelargonie mają wciąż dużo pąków. Wyrzuciłam wypalone znicze i załączyłam nowy elektryczny. Drugi kupiłam do domu.

Wracając zrobiłam zakupy i po powrocie zabrałam się za zupę. Równocześnie zrobiłam przedwyborczy Tygiel, bo inaczej memy się zdezaktualizują. Będę kisić kolejne ogórki. Któreś z kolei, bo słój nie jest za duży, ale to dobrze, bo szybko znikają, a ja lubię takie niedokiszone. Dokiszone zjada Aga.

A teraz co z tymi koralami. Otóż wieść gminna niesie, że powinnyśmy włożyć czerwone korale idąc na wybory. Ja mam tylko plecionkę z prawdziwych korali i coś tam jeszcze. Ale takich a la profesor Senyszyn nie. Jak powiedziałam to Adze, zaraz weszła na allegro i kupiła mi czerwone korale podobne. Nie chciałam trzech sznurków . Wystarczy mi jeden pamiątkowy. Uzupełnię własnymi prawdziwymi.

A wczoraj dodałam taki tekst na fejsbuku:

A teraz furtka do Tygla.

https://tygielzinternem.blogspot.com/2025/05/tygiel-z-internetem-maj25-kolejny.html

Do jutra.

Ciepło z chłodzeniem

Dokładnie taka okazała się dzisiejsza pogoda. Słonecznie i ciepło. Nie upalnie, ale nawet ja mogłam powiedzieć, że jest przyjemnie. Ubrałam się wobec tego stosownie. W cienkie kolorowe spodnie z czarną koszulką z krótkim rękawem i na szczęście na to lniany żakiet. Udekorowałam się biżuterią i pojechałam do Gliwic na spotkanie w moich sprawach urzędowych. Wcale nie dziwię się, że moja Aga jeździ do pracy pociągiem, bo pociąg jedzie dwadzieścia minut. Tak przeleciało, że wysiadłam w ostatniej chwili. Na szczęście był to pociąg do Gliwic więc nie groziło mi pojechanie dalej. Zawsze ile razy jechałam do Gliwic brałam z dworca taksówkę, bo do biura prawnego jest daleko, a ja aż tak Gliwic nie znam. Dwa razy jechałam i zawsze płaciłam około 50 złotych. Tym razem miałam zapas czasowy i postanowiłam pojechać autobusem, tym bardziej, że raz autobusem wracałam i wiedziałam, ze tam jest przystanek. Rozeznałam CP czyli Centrum Przesiadkowe ( autobusowe ) koło dworca. Niestety jeden z dwóch autobusów jechał dopiero za czterdzieści przeszło minut i wtedy na spotkanie nie dotarłabym punktualnie.

Ano wzięłam więc taxi. I o dziwo dojechałam jak po sznurku za 22 złote, a nawet 20, bo nie mieliśmy drobnych. Tak to z trasą bywa. Tamci panowie szukali numeru i jeździli w kółko. Sprawie nadałam bieg i na spacer się nie wybrałam z powodu nogi. Wróciłam autobusem, też czekając na niego pół godziny.

Tymczasem kiedy z tego autobusu wysiadłam przy dworcu poczułam chłód. Chłodny wiatr, który ochładzał ciepło słoneczne. W Chorzowie idąc do domu normalnie zmarzłam i miałam lodowate ręce. Zrobiłam zakupy po drodze do domu i postanowiłam nie jechać do Parku Pamięci, bo czułam się zmęczona. Miałam gotować zupę koperkową z kaszą i śmietaną, ale moja córka nie lubi koperku i odmówiła wspólnego posiłku. To zrezygnowałam z pomysłu na rzecz jutrzejszej zupy z cukinii. Zjadłam więc śledzika w śmietanie i ulubiony jogurt OLMA . Jestem od niego uzależniona. Zaliczam dwa dziennie i wszystkim lubiącym jogurty smakowe polecam. Zwłaszcza ten mój ulubiony.

Poza tym odkryłam niezwykle sympatyczną książkę, która nie dość, że jest ciepłą rodzinną opowieścią i broń Boże cukierkową, to jeszcze jest pełna smaków z przewagą włoskich. Są i przepisy. To Lawendowa dylogia ” Szept lawendowego ogrodu” i ” Sekrety pachnące lawendą ” Agnieszki Zakrzewskiej.

„Sekrety ,,, ” jeszcze przede mną. Idealne książki na stargane polityka nerwy. I jakie smaczne te książki.

Od osiemnastej do dziesiątej wieczór króluje u mnie polityka. Z podglądem na Internet.

To teraz

Kącik LM

Mały pokaz mody

W kuchni

Ten przepis na carpaccio z buraków jest dla Ciebie

Składniki:

3 ugotowane buraki

Sok z 1 cytryny

2 łyżki oliwy z oliwek

1 łyżeczka octu jabłkowego

2 łyżeczki miodu

1 łyżeczka musztardy Dijon

Duża garść rukoli

50 g sera koziego lub fety (opcjonalnie)

20 g grubo posiekanych orzechów włoskich

Wykonanie:

Pokrój ugotowane buraki w cienkie plasterki. Umieść w misce, skrop

połową soku z cytryny, połową oliwy z oliwek i 1 łyżeczką octu jabłkowego,

dopraw i wymieszaj. Przykryj i marynuj przez 20 minut do godziny.

Przygotuj dressing, mieszając pozostały sok z cytryny, oliwę, ocet

jabłkowy, miód i musztardę Dijon z solą i świeżo zmielonym czarnym

pieprzem.

Ułóż plasterki buraków na talerzu, lekko je nakładając na seibie

w spiralny wzór, na górze ułóż rukolę. Polej dressingiem, posyp

kozim serem lub fetą i posiekanymi orzechami włoskimi

To do jutra.

Ani bułki z masłem

Ostatnio jak tak byłam zmęczona, to napisałam, że jestem jak ta ” kobyła po pięciu westernach „. A dziś kiedy ledwie wlokłam się po schodach resztką sił pomyślałam, że jestem tak zmęczona, że nawet bułki z masłem ( a byłam głodna) nie chcę. Tak mówiła moja babcia.

Wyszłam rano na godzinę dziewiąta do fryzjera

I to samo w sobie nie miało powodu mnie zmęczyć. Rano przyszedł sms życzeniowy od syna więc tym bardziej byłam radosna jak skowronek. Włosy wyszły świetnie więc zaczęłam realizować pozostałe sprawy urzędowe. W akcji, którą rozpoczęłam potrzebna mi była sentencja wyroku o podziale majątku po rozwodzie i odzyskanie mieszkania. I diabeł ogonem przykrył. Przejrzałam wszystkie teczki z dokumentami i zero uczuć. W sądzie trzeba poczekać więc moja córka wymyśliła żeby wziąć ksero ze Spółdzielni Mieszkaniowej, bo tam też składałam. Wyruszyłam do Spółdzielni Mieszkaniowej. Nie najlepiej obstawiłam autobus i musiałam spory kawałek dojść. Na daremno, bo owszem sentencje mieli, ale nie mogli mi skserować, bo były tam ichnie adnotacje.

Postanowiłam zaraz iść do sądu i złożyć to podanie plus opłatę o wydanie duplikatu. Piechotą szłam, bo nie bylo jak podjechać. I tam znowu cyrk, bo w sądzie można zapłacić tylko kartą, a ja mam w tym momencie perturbacje. Właśnie zajmuję się powrotem mojej emerytury i ogłosiłam upadłość konsumencką. I syndyk z automatu zablokował mi konto. Już wysłał pismo o odblokowanie, bo to tylko moja emerytura. Ale z karty nie mogłam jeszcze korzystać. I musiałam iść na pocztę wysłać staroświecki przelew, I znowu wrócić do sądu. Kiedy przywlokłem się na przystanek kupując po drodze rabarbar na obiecane racuchy z rabarbarem z okazji Dnia Matki już miałam dość. Jeszcze u fryzjera dopadła mnie telefonicznie synowa z życzeniami. Jak dowlokłem się do domu nie miałam ochoty na tę bulkę z masłem i podparłam się drożdżówkami z serem.

A teraz Polityczny Kącik

Oczywiście śledziłam oba marsze i właściwie żałowałam, że jednak nie wybrałam się do Warszawy choćby na prochach przeciwbólowych.

Trudno świetnie.

Za to ten wrzaskun tak mnie zdenerwował, że zamieściłam post na fb.

Wracam, a tu w sieci kolejna afera z panienkami. Myslę, że panie zwane w Italii ” świetlikami ” ( lucciole ) zawsze miały poczucie obywatelskie i na pewno nie odmówią złożenia zeznań w sądzie. Bo podobno Nawrocki powiedział, że to zaskarży w trybie cywilnym i karnym. A dlaczego nie w trybie 24 godzinnym wyborczym ? Oto jest pytanie.

To tyle na dziś.

Kącik LM

I bardzo bym chciała, żeby nasze ulice wyglądały tak jak w Mediolanie.

W kuchni jak u mnie

racuchy z rabarbarem

Składniki:

– 2 szklanki mąki pszennej

– 1 szklanka mleka

– 1 jajko

– 1 łyżeczka proszku do pieczenia

– 2 łyżki cukru (lub więcej, jeśli lubisz słodsze)

– 1 łyżeczka cukru waniliowego

– 1–2 łodygi rabarbaru, pokrojone w cienkie plasterki

– Szczypta soli

– Olej do smażenia

– Cukier puder do posypania

Sposób przygotowania:

W misce wymieszaj mąkę, proszek do pieczenia, cukry i sól.

Dodaj mleko i jajko – wymieszaj, aż powstanie gładkie, gęste ciasto.

Wrzuć pokrojony rabarbar i delikatnie wymieszaj.

Na dobrze rozgrzanym oleju smaż małe porcje ciasta na złoty kolor z obu stron.

Po usmażeniu odsącz racuchy na ręczniku papierowym.

Posyp cukrem pudrem i podawaj na ciepło!

Mój przepis jest trochę inny.

Do jutra.

Dzień Bloga Otwartego

Dziś porozmawiamy o emocjach. Całe życie one nam towarzyszą. I te emocje radosne i te smutne czy nawet straszne.

Jak sobie z tym radzimy? Bo nie ma człowieka wolnego od tych przeżyć. Organizm zafundował nam wentyl bezpieczeństwa. W postaci łez, krzyku czy nawet różnych innych form. No właśnie, jakich. Podzielmy się tymi sposobami

A jak to jest u mnie. Życie szczególnie ostatnio zafundowało mi taką traumę. I mimo, że czasami popłyną mi łzy, to bardziej czuję ból w okolicy serca. Bo ja nie umiem płakać tak, żeby, to przyniosło mi ulgę. Ze smutku płaczę właściwie po raz pierwszy. Po śmierci ukochanej babci i mamy nie potrafiłam płakać. Towarzyszył mi smutek. Dopiero po odejściu Vincenza pojawiły się łzy.

Wiecie kiedy potrafiłam się rozpłakać ? Ze złości czy bezsilności. Nigdy kiedy pojawiły się problemy. Wtedy szukałam rozwiązania i kiedy je znalazłam dochodziły do głosu te emocje pozytywne

Mimo, że jestem osobą impulsywną potrafię się zdystansować i oglądać debaty od początku do końca. Choć jak wczoraj z wypiekami na twarzy i krótką wpisową notatką. Bo blog jest też dla mnie takim wentylem bezpieczeństwa.

I zastanawiałam się czy emocje można podciągnąć pod stres.

Zapraszam do dyskusji.

Italia znana i nieznana

Trzeba po emocjach wczorajszych ( przynajmniej dla mnie odpocząć) i zebrać siły na kolejne polityczne starcie wieczorem. To zapraszam na wycieczkę. Taki oto zapis jednej z wielu naszych wypraw. Ach jak mi tego brakuje. Słów Vincenza zza kierownicy:

-To, co, jedziemy tam? Kiedy mijaliśmy jakiś drogowskaz. I oczywiście moje kiwnięcie glową. I jego ciepły, trochę zawadiacki uśmiech.

Tytuł wpisu: Galeria Colonnelli
Data wpisu: 2013-05-28
Autor: 2lucia

Tym razem opuszczamy Marche, żeby zagadnąć na wzgórze w Abruzzo. Wzgórze ciut niższe 303 m n.p.m.

Kiedy jedzie się superstradą z Ascoli do San Benedetto po prawej stronie pojawia się ono z charakterystycznymi wieżami kościołów. To Colonnella – nie mam odwagi napisać miasteczko, a miasto to trochę na wyrost biorąc pod uwagę ilość mieszkańców.

Sama Colonnella zajmuje obszar 21 km2 i ale zabudowa jej, jest trochę inna. Ma piękny taras widokowy … kiedy jest pogoda słoneczna  widać Gran Sasso i morze i warto na ten taras się wybrać. Nas jednak opuściło szczęście. Po pięknym i słonecznym przedpołudniu niestety rozpadało się i Colonnella kojarzyć mi się będzie z… parasolem.

Ciężkie, ołowiane chmury i na szczęście jeszcze ciepło. W Colonnella mnóstwo schodów i balustrad. Głównie wspinaliśmy się uliczkami do góry po schodach. Taka tarasowa zabudowa bo wszystko znajduje się na kilku poziomach .

I tu, jak w innych miejscowościach kwiatów nie brakowało. Były też moje ulubione zole róże. Ale zaczynamy oglądać Colonnelle.

Najpierw wzdłuż skarpy… jakiś spory i ciekawy prywatny dom – wysoko i już zaczynają się schody do miasta.

Zaczynamy wspinaczkę. Pierwszy przystanek na urokliwym placu. Widać charakterystyczne łukowate przejście, a wiec trzeba iść tamtędy. Pojawiają się kolejne schody. Zaczynam nucić ” schody, schody, schody… jak w Cassino de Paris”.

Spojrzenie z góry na wieże kościoła, jakaś brama w zaułku i kolejna wieża zegarowa.

Wreszcie jakaś normalna uliczka choć oczywiście pod górę też można iść 🙂

I napotykamy… oczywiście schody . Schodzimy na moment w dół, żeby drogą losowania padło na mnie do pozowania w wielkiej niszy w murze. Czemu nie . Przynajmniej nie pada mi na głowę.

Mruczę pod nosem ” nie mogą schody wyjść, nigdy z mody, najstarsza to z wszystkich mód „. Jest wreszcie fontanna – cos dla mnie i piękny taki miejski bardzo zakątek. Kolejna zwykła uliczka, idziemy dalej, żeby znów się wspinać. Ale za to trafiliśmy na bardzo urokliwy krzew żółtych róż ( może to ten sam… ? ) i taką bajkową uliczkę.

Zakręcamy w dół naturalnie po schodach i znów w dół.

Spojrzenie niedyskretne na urokliwy prywatny balkon . Na wyciagnięcie ręki i jesteśmy ” na prostej „. Tu znów kwiaty i robię zdjęcie żółtej róży przed Matką Boską.

Dolna kondygnacja Colonnelli … tu czeka nasz wierny Ford Fiesta.

Z tarasu nie ma widoków. Snuje się biała mgła. Wszystko w deszczu paruje. Odjeżdżamy.

A teraz, żeby było pogodnie w Kąciku LM pokaz sukien ślubnych

A w kuchni wloski przepis na merluzzo czyli dorsza.

Jutro przypominam będzie o radzeniu sobie z emocjami.

Do jutra.