Dzień Bloga Otwartego

Taka będzie Rzeczpospolita, jaka jej młodzieży chowanie” –

Autor:Jan Zamoyski

Słowa te zostały wypowiedziane przy okazji fundacji Akademii Zamojskiej w 1594 roku. 

Jutro zaczyna się kolejny rok szkolny. Od zakończenia wojny minęło 😯 lat. Tradycja rozpoczynania roku szkolnego 1 września została utrzymana choć nałożyła się na nią rocznica wybuchu II Wojny Światowej

Ale zostawmy rocznicę wybuchu wojny na inne okazje .

Ja zastanawiam się nad inną sprawą i o tym chciałabym podyskutować. Otóż do szkoły poszło często czwarte pokolenie, które nie zna wojny. Ja jestem najstarszym ( 1947 rok, a są i urodzeni dwa lata wcześniej), potem moje dzieci, mój dorosły ( 32 l) wnuk i dzieci jego rówieśników też już mogą rozpocząć edukację szkolną.

I to my jesteśmy odpowiedzialni za ich wychowanie. Całego tego powojennego łańcucha pokoleń.

I że smutkiem muszę napisać, że raczej się nie spełniliśmy. Nie jak pokolenie naszych rodziców w pierwszym pokoleniu powojennym.

Zero patriotyzmu, zero zainteresowań naszą ojczyzną choć brzmi to górnolotnie. Głowy otwarte na ? Na manipulacje Konfederacji i PiSu. Idol Konfederacji zwany Sławkiem Hulajnogą poprzez hulajnogę i piwo z Mentzenem dotarł do tych co po raz pierwszy poszli głosować. I zagłosowali. Z wynikiem jak widać.

Gdzie byli podczas wychowania rodzice, dziadkowie. Ja nie mam sobie nic do wyrzucenia. Ale patrząc na ludzi chodzących po ulicach widzę twarze nie skażone myślą. Szukam tych z błyskiem inteligencji i nie widzę. Bezmyślny, głośny tłum. Oczywiście przesadzam specjalnie, ale tak wyglądają nasze miasta.

Beziideowcy w większości. Moi najbliżsi tłumaczą mi, że tych inteligentnych nie widać, bo oni raz pracują, dwa przemieszczają się samochodami i chodzą do Galerii. Do Galerii chodzi i ten bezideowy tłum.

Pewnie mają rację, ale w ogólnym rozrachunku to ten tłum uliczny decyduje o naszym życiu.

Gorzki ten dzisiejszy Dzień Bloga Otwartego, ale tak czuję. W kontekście tego, co się stało z wyborem KN, który jest zaledwie domniemanym prezydentem czeka nas trudny czas.

Zapraszam do dyskusji.

Bez prognozy pogody

Pisałam wczoraj, że czułam powiew sirocco. Już późnym wieczorem podlałam kwiaty, bo ziemia była kompletnie wysuszona. Tak jakby z niej wyparowała do samego końca woda. Po nocy było to samo. I te umęczone liście i kwiaty. Jakby ktoś gorącym nawiewem je suszył. A potem wyczytałam, że wczoraj uprzedzali, żeby nie myć okien i nie suszyć prania na dworze, bo znad Sahary przyleciał gorący wiatr. Jednak lata praktyki zrobiły swoje. Czułam go.Tyle, że jest on zdecydowanie słabszy i nie przyniesie trzęsienia ziemi.

Sobota słoneczna. Pierwszy raz temperatura u nas jest wyższa niż w Ascoli. Tam burzowo i deszczowo.

Ale i u nas jutro ma padać. Mimo, to pojadę do Parku Pamięci podlać pelargonie. Tam też z pewnością sirocco swoje zrobiło.

A jednak u pelargonii wszystko dobrze. Podlałam, oberwałam, to co przekwitło i niestety musiałam na powrotny autobus poczekać prawie 40 minut. Żadnego innego nie było, a ja na dodatek zapomniałam i telefonu i czytnika. Z nudów ziewałam na tej ławce. W domu moi panowie powiesili karnisze, ale jeszcze bez żabek, bo kupiliśmy złe końcówki i trzeba wymienić.

Sobota jak sobota. Mój perfekcyjny syn znów coś poprawiał . Chyba jednak podłączymy nową pralkę, bo zbiera mi się prania na ileś pralek.

W końcu ona wchodzi pod blat więc może już stać. Przykryję ją na etap montażu.

Jutro porozmawiamy na poważniejszy temat. Jeszcze dokładnie nie wiem jak będzie brzmiał temat, ale nie będzie lekki, łatwy i przyjemny.

To do jutra.

Zanim wessa mnie polityka

Mam pół godziny na napisanie bloga. Taki trochę wędrowny dzień. Ranek jak ranek, miałam wizytę u okulisty, ale wcześniej zadzwonił mój wnuk z pytaniem:

– Babcia, zjemy makaron?

– Czemu nie. Makaronu ci u mnie dostatek..A z czym?

-To już zostawiam to

obie.

-Dobrze, koło 14- tej bo idę na 12- tą do okulisty.

No i zaczęłam myśleć z czym, czyli jakim sugo ten makaron.

Przepraszam jaki makaron? Pasta.

Piątek, czyli w Italii ryby lub z rybami sugo. Na ” ascolanę” za ciepło z tuńczykiem było niedawno. Trudno, będzie białe sugo z cukini i surowej kiełbasy w tym układzie wędzonej pieprzowej polskiej. Poszłam więc po cukinię i kiełbasę. Dodatkowo kupiłam nektarynki i ulubiony melon miodowy. Szybko podgotowałam sugo i przed 11 – tą pojechałam do Rudy Śląskiej.

Po drodze zahaczyłam o pocztę i wrzuciłam do czerwonej skrzynki opisany obcy list. Jedno z głowy. Poczta czynna od 13- tej więc drugą sprawę zostawiłam na powrót. Wsiadłam do autobusu i w tym momencie zobaczyłam taki obrazek. Nie zdążyłam zrobić fotki. Szkoda. Z autobusu zauważyłam panią, która na smyczy prowadziła jak mi się wydawało dwa duże psy. Jeden czarny, drugi brązowy. Smukłe. Patrzę wyżej jaka głowa, a tam głowy nie widać tylko dłuuugą szyję. To były lamy . Na smyczy. Przyznacie, że nie jest to codzienny obrazek widzieć w centrum na spacerze lamy.

No ale ten nasz punkt rozjazdowy w Chorzowie Batorym jest ciekawy. Ostatnio mieliśmy nawiedzony dworzec.

U mojego ulubionego okulisty poszło sprawnie. Dostałam zaświadczenie o chorobie i stanie oczu. Dla syndyka. A na dodatek zrobiłam badanie ciśnienia i jest najlepsze jakie miałam. Krople przynoszą efekty.

Wracając do domu wstąpiłam na pocztę. Czekam na prezent – łabądka z Czech. Wysłany 20 sierpnia z Poznania jest do w dziś ” transporcie” i trzeba czekać. Na piechotę jak wyliczył mój wnuk szedłby trzy dni w jedną stronę. Czyli dawno powinien dojść 😃

I jak tu kochać Pocztę Polską. Dziś proponowali do kupna baterie. Moja babcia się w gronie przewraca

W domu czekał na mnie Piotrek. Dokończyłam obiad i nie powiem zjedliśmy z apetytem. Pogadaliśmy i pośmialiśmy się. Potem nadjechali jego rodzice z lodami. I znów kilka fajnych chwil.

Jutro moi panowie mają zamiar zamontować w kuchni karnisze. A ja po przemyśleniu słów przyjaciółki z Italii postanowiłam ” olać” Ikeę. Jak przyjadą to będą. A pies z nimi tańcował. Nie będę tracić nerwów przy nareszcie pogodzie dla mnie.

Jak szłam do okulisty czułam podmuchy wiatru, który przypominał mi sirocco.

Mimo, że w poprzednim włoskim życiu za nim nie przepadałam, to tym razem zrobiło mi się miło i znajomo.

A teraz ” Punkt widzenia Szubartowicza”.

Do jutra.

Odespana biała noc

Wczoraj nie chciało mi się iść do apteki po prebalginę wypisaną na e – receptę. Myślałam, że jak raz nie wezmę, to nie zauważę. Zauważyłam. Od dłuższego czasu poczułam znowu charakterystyczny ból półpaścowy.

Trudno świetnie.

A na dodatek bezsenność. Nawet tabletka nie pomogła. Rano byłam śpiącą, ale o spaniu nie było mowy. Wstałam. Zrobiłam porządek w bałaganie. I wyszłam do apteki. Wzięłam wózek i po drodze kupiłam „Muszyniankę” i drożdżówki z jagodami i mascarpone. Jak wróciłam padłam na legowisko, ale nie spałam. Odbyłam kilka telefonów. Najpierw zadzwoniłam do windykacji jazdy bez biletu. Nie,nie moje wezwanie przedsądowe. Ja przecież już nie płacę. W skrzynce znalazłam. Adres nasz tylko nazwisko inne. Nie mam ochoty znajdować ponownych. Dowiedziałam się, że mam opisać, że adresat nieznany i wrzucić na poczcie do czerwonej skrzynki. Tak jest. Na kolorach się znam. 😃

Potem dodzwoniłam się do administracji o ten kluczyk do skrzynki. Za całe 19 złotych dostanę kpl dwóch. Ale muszę wpłacić sumę na konto spółdzielni. Przesłać potwierdzenie i umówić się na kiedy przygotują. Nic od razu. Że przyjdę, zapłacę i dostanę od ręki. Jak dojdę do siebie, to to zrobię.

Trzecim telefonem było sprawdzenie o której mam tego ortopedę. O dziwo dodzwoniłam się do przychodni ortopedycznej i już wiem że 4 września o 9.45.

Potem zjadłam drożdżówkę i na czytnik wpakowałam nową książkę .

Tamten świat to Lwów . A akcja dzieje się poza wspomnieniami w Gliwicach, gdzie osiedliło się sporo wysiedlonych. Cykl o schroniskach karkonoskich czyli Karkonoską serię kryminalną przeczytałam. Cztery tomy. A nowa książka ma trzy części powiązane bohaterami. 1/3 już przeczytałam. Szału nie ma, ale przeczytać można zwłaszcza, że strony są mi bliskie i tu i tam.

A potem w końcu przykryłam się kocem, bo mimo , że na dworze jest gorąco w domu chłodno mimo otwartych okien. Na moment do pionu postawiła mnie wylana butelka z wodą do kwiatków przewrócona przez wiatr. A wytrzeć w tym bałaganie, to jest problem. Dałam radę i zasnęłam.

Sen trzymał mnie z jakimiś majakami sennymi prawie cztery godziny.

Moja przyjaciółka napisała, a właściwie nagrała się, że mam stosować włoskie ” piano, piano”, bo ten stres ikeowski mnie zabije. Mam ich ” olać „i już.

Łatwo to powiedzieć. ” Piano piano” nawet w Ascoli nie było moją mocną stroną”.

Jutro wycieczka na Bukowinę do okulisty i potem pelargonie Vincenza .

Wracam do czytania, bo nie mam co robić.

Do jutra.

Ogarniałam

Jako, że humor wciąż mam nieszczególny, to od rana zabrałam się za ogarnianie różnych spraw. Myślałam, że może nie ogarnę i wtedy ten nie najlepszy nastrój będę miała na co zwalić.

A tu wręcz przeciwnie. Dzwonię do Szpakometu po receptę i zaświadczenie o stanie oka dla syndyka. I proszę recepta jest, a wizytę u okulisty mam już w piątek o 12.10. Nie ponarzekam. Jeszcze tylko Adę muszę ucelować. Ale to sobie zostawię na przyszły tydzień. Potem pewnie z nudów wymyśliłam, że tę wagę do lakierowania sama zaniosę albo podjadę taksówką. Dzwonię do niedalekiej firmy, a tam pan pamięta, że dzwoniłam. Ba, jak usłyszał, że chcę podjechać taksówką, oświadczył, że bez sensu, bo to blisko. I on sam odbierze, tę wagę ode mnie jak będzie wracał z pracy. No normalnie mnie zatkało. Mam zadzwonić o 16- tej i mu podać adres i przypomnieć.

Dacie wiarę na taką uprzejmość samą z siebie.

Jutro zadzwonię do administracji po kluczyk do skrzynki, bo już za późno. Może też załatwię bez problemu.

Pogoda się poprawia, ale nie mam ochoty wychodzić. Byłam dwa razy że śmieciami.

Bo pudło po mikrofalówce i inne wyrzucałam. Dwa razy zaliczyłam schody. Nakładki na mopa te sweffera oryginalne przyszły i to są te. Też dobra wiadomość.

A pelargonie w Parku Pamięci przepiękne.

Nawet dobrze, że okulistę mam w piątek, to stamtąd podjadę podlać. Żeby jeszcze ta cholerna Ikea się odezwała, to będzie coś na poprawę humoru

Ale nie. Cisza w eterze.

Acha. Potwierdziła się moja indolencja w czytaniu instrukcji składania mebli z Ikei.

Jak wiadomo nabyłam stołeczek – stopień. Czyli dwie deski i cztery nogi. Teoretycznie. Myślę:

-Co to może być za skomplikowane. Sama złożę.

Małe pudełko. Wyjęłam te części plus śruby i już tu mnie przystępowało. Nie lubię. Patrzę na instrukcję i nic z niej nie rozumiem. Myślałam, że będzie ponumerowana. Od 1 – itd.

A tam nic. Cholera wie od czego zacząć. Popatrzyłam i ładnie wszystko złożyłam z powrotem do pudełka.

Widocznie jestem w tej materii upośledzona. Moja Aga nie, to niech ona to składa, albo Piotrek.

Trudno świetnie.

A w ogóle brawa dla Pana Premiera. Widziałam kawałek Rady Gabinetowej.

P/rezydent zaorany

A te machy, kręcił się jakby go coś gryzło. Jeden półdupek, drugi, noga pod stołem. Zwróciłam na to uwagę. I dostał też lekcję od Premiera w kwestii wychowania.

Otóż pan Premier poprosił swoich ministrów o przedstawianie się podczas zabierania głosu. P/ rezydent raz, że ich nie przywitał imiennie, a dwa nie znał ( a powinien) składu rządu. A, miał dziś kartki że ściągami to mogli mu napisać. 😃

A jak chodzi o awanturę o nazwanie KN ” pachanen” słyszałam ją na żywo. 😃

Do jutra.

” Od rana mam … wściekły humor”

Parafrazując piosenkę Majki Jeżowskiej. Nawet słońce za oknem mnie wnerwia, bo to zwyczajny fake. Zimno jest jak dla mnie i od momentu spadku temperatury wróciły moje kolanowe dolegliwości . Na szczęście do wizyty ortopedycznej mniej niż do montażu mebli. Ten doymowy burdel osiągnął u mnie stopień maksymalnego wk.. nia. Prognoza pogody wprawiła mnie kolejny raz w osłupienie. Lata nie było i nie będzie już z przyczyn kalendarzowych, a ci z uporem maniaka przewidują powrót upałów. Jakich upałów? W południe 20 stopni? To zwyczajna jesień w Polsce. A nawet jak będzie bardzo ciepło, to na pewno nie wieczorem i rankami. Na klatce wisi ogłoszenie, żeby otworzyć maksymalnie kaloryfery, bo będą 28 sierpnia sprawdzać ogrzewanie. A ci upały !!!

W polityce domniemany robi z siebie idiotę. I niech mu ktoś powie, że mówienie co chwilę ” drodzy państwo”, to fraternizacja niczym nie uzasadniona. Ponad 10 mln Polaków i w tym ja nie jest jego „drogim państwem”. Natomiast on robi wszystko, żeby to państwo jako kraj było dla nas wszystkich drogim . Dali mu straszną zabawkę czyli weto . A ci, co mu to dali zacierają ręce z radości.

Taka mieszanka: pogoda i domniemany nie na moje skołowane przez Ikeę nerwy.

Zaraz jak będzie cieplej chyba pojadę podlać pelargonię. Może czekanie na autobus obniży moje wyraźnie podniesione ciśnienie. Ale złość osiągnie apogeum.

Z tych nerwów umyłam okno w kuchni. Bo już nie mogłam patrzeć. Niby miałam nie myć, bo się jeszcze zakurzy, ale trudno. Gdzieś musiałam upuścić parę. W całym domu okna do mycia tylko nie ma jak do tych okien dojść. A świata nie widać. To niech przynajmniej przez kuchnię widać ten świat. Czekam na telefon z Ikei, bo podpieram się zamówieniem połączenia zamiast słuchać tej muzyczki.

A potem pojadę do Parku Pamięci. I potem zrobię zakupy w wersji mini.

Na czytniku już czwarta część Karkonoskiej serii kryminalnej Sławka Gortycha ” Schronisko, które zostało zapomniane”.

Właśnie oddzwoniła Ikea. Oczywiście tak samo tylko w lepszym wydaniu. Pani napisała kolejnego maila do montażowni, a nawet poszła do niej zatelefonować. Wróciła z informacją, że tam już jest mail o przyspieszenie i jak tylko będzie możliwość, to dzień wcześniej powiadomią. Czyli, to, co zawsze, ale niech wiedzą, że się dzwoni.

A teraz wybiorę się do Parku Pamięci. Kręci mnie też samodzielne podrzucenie wagi do malowania w lakierni samochodowej. Może nie dziś, ale na dniach. Zaczynam być leniwa, bo stałe słyszę od wnuka:

-Babcia, nie noś. Zostaw, to się zawiezie.

A ja lubię zaraz, bez czekania i powoli zaczynam się od tego odzwyczajać.

Dziś wpadł Piotrek na chwilę wrzucić na kuchenny pawlacz to, co przygotowałam do włożenia. Zwłaszcza pojemnik z blachami. Też pod groźbą, że się o to kiedyś przewrócę. Pomogło natychmiast. Ale miejsca więcej nie mam. Chyba na jedną nogę do okna, żeby podlać kwiatki. Zawsze coś.

I tyle wiadomości raczej z tych nieciekawych

Do jutra

O Ikei dobrze i źle

Dobrze, to będzie o zakupach. Właściwie, to już pisałam, ale teraz pokażę, co kupiłam. Napiszę jeszcze, że w kasie, bo tyle mieliśmy styczności z pracownikami i zamówieniem mikrofalówki, która była do odbioru w innym magazynie poszło sprawnie. Dzisiaj zrobiłam fotki tych przedmiotów, które są luzem, a dodatkowo ściągnęłam zdjęcia ze strony Ikei tego, co jeszcze jest w opakowaniu.

To zaczynamy.

Zdjęcie pierwsze, to niewielkie pudełeczko z metalowymi prętami.

Z tego należy zmontować taki stojak na pokrywki lub nawet patelnie.

Na kolejnym zdjęciu jest taki drewniany ( kupiłam dwa)

Co tam jeszcze mam? Myjki kąpielowe. t

Takich używałam w Italii. Poduszka typu duży jasiek 45/45 i dwie lampki ledowe pod szafki ładowane przez USB.

Tutaj wszelakiego dobra moc. Naprawdę ogromna metalowa micha dla Agi do zagniatania świątecznego piernika. Mamy kolekcje przeróżnych takich misek. Stojak obrotowy na blat, lub do szafki. Na nim stoi czteroczęściowy zestaw porcelany czyli: duży talerz, głęboki, talerzyk deserowy i miseczka. W kolorze białym na 12 osób. Żółta szczoteczka do jarzyn, nowa chochla do zupy, bo moja pamięta czasy teściowej, której nie znałam, tłuczek do mięsa, otwieracz do słoików. Zestaw trzech podkładek korkowych pod garnki, metalowa tarka do wszystkiego. Ta, co kupiłam ostatnio nie ściera dobrze.

Teraz komplet sztućców z widelczykami do ciasta, bo mi się przetrzebiły. Wkładane półki do szafek takie dwie

plus jedna podłużna. Wspaniała patelnia grillowa. Oczywiście złapałam za tę najdroższą. Zawsze tak mam 😃. I dwie deski do krojenia. Jedna drewniana, druga plastikowa.

Obrotowa tacka i wreszcie otwieracz porządny do wina. Aga kupiła na swoją kanapę ogromne prześcieradła bez gumek i komplet pościeli, na który dawno miała ochotę. Na zdjęciu brakuje 3 paczek serwetek jednokolorowych – papierowych niebieskich.

A teraz to, co ściągnęłam ze strony ikeowskiej. Mam, ale w pudłach.

Stołeczek do kuchni. Szafki będą wysoko więc można niego wejść.

Szafka na buty do przedpokoju . Zaledwie 17 cm szerokości więc przykręcona do boazerii. Cztery kosze na papucie i buty. Wreszcie mam nadzieję będzie porządek. 😀

Na koniec mikrofalówka.

Najzwyklejsza, bo innej nie potrzebuję. I mała, bo miejsca malo. Mam air fryjera i normalny piekarnik.

To wszystko było mam nadzieję, co dobre.

A teraz to co wkurzające i naturalnie, to, co mnie dzisiaj tak zdenerwowało, że facet, który odebrał telefon usłyszał wszystko, co tylko mogłam powiedzieć:

że, to skandal za taką cenę taka usługa, że ja mam 78 lat i nie będę dłużej żyć na biwaku, bo to nie ten wiek, bez kuchni, zlewozmywaka latając do łazienki myć talerze. Mało tego wszędzie stoją paczki, o które się potykam ( to akurat nieprawda 😃), że to ich wina, że nie zrobili sobie miejsca do pracy. I ja kategorycznie nie życzę sobie tej ekipy kolejny raz. A facet mnie wkurzył, bo powtarzał w kółko, że nic się nie da zrobić i muszę doczekać terminu. Na pytanie z kim mogę rozmawiać z szefostwa stwierdził, że tylko z nim !!!

Popołudniu zadzwonię jeszcze raz i kolejną osobę obsztorcuję.

Trudno świetnie.

Wylałam teraz żółć i trochę mi odpuściło.

Tu oddało kasę więc zaraz kupiłam na allegro oryginalne nakładki sweffer.

To do jutra.

Dzień Bloga Otwartego

Zainspirowana moimi zakupami Magdez podpowiedziała temat zakupowy.

„...może porozmawiamy o zakupach? Może być o polowaniach w czasach komuny albo ten moment, kiedy otworzyły się supermarkety i nagle można było kupić wszystko.”

Oj dużo tych zakupów pamiętam i raczej z czasów PRL – u. Kiedy zmienialiśmy meble po teściach na nasz własny gust w tzw. dużym pokoju chodziłam sobie oglądać ekspozycję w ” Domusie” w Katowicach w samym centrum, do którego miałam dwa kroki z miejsca pracy. Bo, żeby kupić taki upatrzony zestaw trzeba było go utrafić. Był rok 1972. Zawsze rano na drzwiach Domusu pojawiała się kartka:

Dziś w sprzedaży”. I wyszczególnione meble wraz z ilością. Sklep, a właściwie piętrowy salon meblowy otwierano o dziesiątej. O godzinie dziewiątej zrywałam się z pracy i szłam zobaczyć czy w dostawie znajduje się komplet „Polan” ( ten sam, który mam do dziś i nie mam zamiaru się go pozbyć). Moje koleżanki wiedziały, że jak nie wrócę, to znaczy, że trafiłam na dostawę i stoję w kolejce. I tak sobie chodziłam dłuuugo. Aż tu pewnego razu przy pogodzie zapowiadającej deszcz więc trzymając w ręce parasolkę i uważając na torebkę z pieniędzmi, które też cały.czas miałam przy sobie wyczytałam, że jest „Polan” – 3 komplety. Ale na szczęście była też popularna „Kama”. Przed drzwiami kłębił się tłum. Żadnej sensownej kolejki nie było, bo każdy pchał się do drzwi przeczytać. Zajęłam strategiczne miejsce przed drzwiami. I kiedy w końcu je otworzono wpadłam wepchnięta przez tłum jedna z pierwszych i rozpoczęłam bieg po schodach do kasy posiłkując się parasolką. Kiedy dopadłam chyba jako piąta wyprzedzona przez silnych mężczyzn był ostatni komplet ” Polan”. Nie dochodziłam, gdzie podziały się inne, bo dwóch panów przede mną kupowało „Kamę „. To słyszałam. Może ci na czele ” Polan”.

I tak udało mi się kupić wymarzony komplet, który był zupełnie inny od innych segmentów, bo był segmentem rogowym. Lubię go do dziś.

I zapraszam do wspomnień o zakupach, które z jakiś względów stanowią ciekawą domową historyjkę.

Udało się

Udało się w miarę sprawnie zrealizować obydwa bony rabatowe. A było to trochę kasy, bo jak pisałam jeden był na 1500 zł., a drugi na 900 zł. Czyli było co zagospodarować. Pojechaliśmy o wpół do jedenastej i zaczęliśmy od dwóch wózków zakupowych. Jeden na ten bon 1500, a drugi na 900. Żeby potem przy kasie było prościej je zrealizować. I jednocześnie nabijaliśmy kwoty na telefon. To już wnuk. I tak szliśmy przez cały magazyn kupując, to co na liście, plus to, co nam razem z Piotrkiem w duszy grało. Zwłaszcza w drobiazgach kuchennych kupiliśmy sporo i jak to będę rozpakowywać, to sukcesywnie pokażę. Jedynie czego nie znaleźliśmy, to tej maty do wałkowania. Nie szkodzi. Mam mini stolnicę zrobioną przez Vincenzo i przywiezioną do Polski. Kupiona jest mikrofalówka i szafka na buty i dodatkowo takie drewniane dwa schodki do kuchni, bo szafki będą wysoko. Dwa pełne komplety talerzy plus miseczki i komplet sztućców z widelczykami do ciasta. Zegar na ścianę, bo nasz chyba odmówił współpracy. Deski do krojenia, wielka miska do zagniatania piernika na święta. Światełka pod szafki, różne organizatorzy do szafek, stojaki na pokrywki i talerze. Zresztą nie będę o wszystkim pisać, a kolejno będą fotki

Aga upolowała w końcu ogromne prześcieradła bez gumek, bo takie potrzebuje, na swoją ogromną kanapę. W każdym razie koło czternastej był koniec. Chcieliśmy zjeść w Ikei obiad, ale tłumy skutecznie nas odstraszyły. Czekania co najmniej godzinę. Dlatego pojechaliśmy ” Pod Bociana” w Chorzowie bardzo dobrej i restauracji i pizzerii. My z Piotrkiem zjedliśmy klasyczny śląski obiad czyli rosół z makaronem i kluski z roladą i modrą kapustą, a Aga pizzę ” quatro formaggi”. I z tym rosołem przedobrzyłam. Jeszcze jestem najedzona.

Wyładowaliśmy zakupy w domu i dałam się namówić na odwiedzenie rodziców Piotrka. Pojechaliśmy i zażyczyłam sobie tylko herbatkę z mięty

Powrót o tej porze i sprawozdanie blogowe

Nie mam pojęcia o czym chcecie jutro porozmawiać. Czekam na propozycje.

W sumie udane zakupy i udany dzień .

Do jutra.

,

Złość piękności szkodzi

A ja sama na siebie jestem wściekła za zakup w Temu. Mam taką szczotkę czy przyrząd, jaki przywiozłam z Italii,

ale bez zapasowych ściereczek na ten przyrząd nakładanych. Jak mi się nie chciało wyciągać odkurzacza, to nakładałam taką ściereczkę jednorazową i jechałam po podłodze. Pięknie wszystko zbierała. Drobny brud, włosy i kurz. Ponieważ teraz stale gdzieś coś muszę przetrzeć, a pyłu też jest sporo zaczęłam się za tymi nakładkami rozglądać w Internecie

Znalazłam, ale w Temu. Od razu wydawało się za tanio, bo pamiętam ile płaciłam w Acquasapone. No i się nacięłam do kwadratu. Poczta polska doręczyła, bo miałam wiadomość, że dziś więc czekałam w domu. Otworzyłam i już widziałam, że do doopy.

Po pierwsze: cieniutkie toto, nie trzyma się powierzchni mopa płaskiego, jak doczytałam, że tak się to nazywa. Ale najważniejsze, że nic nie zbiera. Nawet kurzu, bo ściereczka zostaje czyściutka, a słowo daję, że tak czysto nie jest 😀.

I tak oto zostałam z 300 ściereczkami do niczego. Bo nawet do wycierania kurzu się nie nadają. Sprawdzałam. Na razie myślę, że będę je moczyć, bo na sucho do niczego się nie przydadzą i wycierać to co wycieram na mokro. Miękkie są. Mogę je brać kilka na raz. Żeby szybciej zużyć.

A, że uparta jestem zaczęłam szukać oryginalnych, bo mądra Lucia po szkodzie

Znalazłam i jeszcze raz zamówię.

Zaryzykuję. Jest ich mniej i faktura jak widać inna.

A, że zła byłam, to, co zrobiłam ? Poszłam na zakupy. Włoskie. Pojechałam do Carrefouru w Galerii Katowickiej. Z wózkiem na zakupy.

Ulubione cantucci i zestaw makaronów. Bo trochę je przerzedziłam.

Melon też, ale takiego nie znam.

Tyle z bieżących doniesień. Czas poczytać. Jesień wyraźnie za progiem. W domu rano było chłodno, co zauważył mój wnuk kiedy rano przyszedł ze swoim zestawem śniadaniowym. Zbilansowany pokarm. 😀Serek bialy, pstrąg wędzony i zielenina. Szpinak i liście botwinki. Plus bułeczka. Zawsze kupuje dwie świeże ZDROWE bułki. Jedną dla siebie, drugą dla babci. Babcia już jest po kawie corretto i bułkę zjada na kolację lub podwieczorek. 😀

Jutro akcja ” Ikea zakupy rabatowe”. Do tej pory lista wygląda tak.

Mikrofalówka

Tarka

Talerze do zmywarki

Sztućce

Szafka na buty

Patelnia grillowa

Mata do wałkowania

Wstawki do szafek

Korkociąg

Pojemnik średni

Poduszka 45/45 + poszewki

Lampy podszafkowe

i co tam komu w duszy zagra.

Do jutra.