Czemu cierpliwości? Ano dlatego, że dziś mam zastrzyk w kolano. Ale nie kwas już tym razem, bo po trzech zastrzykach poziom mam uzupełniony. A czekanie na ten zastrzyk, to minimum dwie godziny w kolejce mimo wyznaczonej godziny. Bo to jest godzina o której pisze kartka, że może ulec zmianie. Toteż ulega. Czyli siedzę i zaczęłam pisać. Pogoda w miarę słoneczna i wczoraj i dziś. A ja powolutku odhaczam to, co z planowanych robót wykonane. Żeby nie zapeszyć idzie dobrze. W lodówce stoją wigilijne śledzie. Sugo ascolanskie z tuńczykiem zrobione, nawet je dzisiaj dodatkowo zapasteryzowałam. Barszcz się kisi. A nawet karp na „po żydowsku”, poporcjowany i umyty zamrożony już pewnie w szufladzie lodówki. Czyli teraz dopiero od niedzieli misterium kapuściane. Tak myślę, że może jutro pościągamy pudełka z bombkami i inne choinkowe dekoracje, żeby powoli ubierać choinkę.
Dziś jeszcze jak wyjdę z tego zastrzyku, to wejdę do optyka w sprawie okularów do czytania. A potem w domu wstawię do piekarnika mięso na jutrzejszy obiad z Piotrkiem. Przygotowałam wczoraj. Rano nastawię kaszę jak się zapowie 100%.
Zastrzyk zrobiony. A ponieważ byłam w centrum poszłam więc sobie załatwić te okulary do czytania, żeby sobie poprawić komfort czytania z racji tego astygmatyzmu. Kupiłam kilka drobiazgów jak mata do wanny czy nowy jasiek dla mnie i dwie bawełniane poszewki na niego. Późno wróciłam i najpierw powiesiłam pranie, a potem podpisałam prezenty, bo przyszły jednak te zamówione zawieszki. Ze wstążeczkami.

To teraz mam spory zapas. 😃 W piekarniku dusi się mięso, a ja sobie odpocznę. Na jutro też mam plany, ale takie niezamęczące. To do jutra. Widać, że Duch Bożego Narodzenia na Was dmucha, bo statystyki spadają 😃. Jeszcze czas zrobić plan, żeby tak robić, co by się nie narobić.
Do jutra.

























































