Pierwszy dzień z planem

Czy mi się uda tak składnie jak dziś, czyli wszystko, co zaplanowałam wpadnie na swoje miejsce się okaże. W każdym razie przed południem pojechałam do Włocha na zakupy. Wcześniej zadzwoniłam, żeby się upewnić, że ma panettone. Miał więc pognałam na tramwaj. Wymyśliłam, że w sprawie opłatków zajrzę do katowickiej księgarni świętego Jacka, którą widziałam, że przeniesiono na sam Rynek w Katowicach. Podjechałam więc jeden przystanek dalej omijając Galerię przy dworcu z dziką radością. Na Rynku kiermasz świąteczny. Nie wchodziłam na teren samego kiermaszu i zrobiłam fotki po drodze do księgarni.

Kiermasz oglądniemy dokładnie już po zmroku z moim trzecim dzieckiem czyli synową w piątek. Spotkamy się tam na miejscu, bo obie nadjedziemy z przeciwnych stron. Potem odbierze nas mój syn i pojedziemy do domu.

U świętego Jacka kupiłam wszystko z najważniejszymi opłatkami włącznie. i jak wiadomo moja miłość do szopek znalazła ujście, bo na wystawie bylo ich sporo.

A potem jeszcze z rozpędu kilka witryn na przystanku tramwajowym, którym miałam podjechać do sklepiku włoskiego.

Podjechałam. Kupiłam trzy panettone. Jedną do zjedzenia przez mojego syna od razu, gorgonzola piccante obowiązkowo, bo to na co natrafiłam w polskich sklepach nijak się ma do prawdziwej włoskiej gorgonzola . I naturalnie oliwę z oliwek 100 % italiano. Pośmiałam się z padrone, złożyliśmy sobie życzenia i wyszłam żegnana miłym : „a presto”.

Znów zjechałam tramwajem do Rynku, a stamtąd kolejnym do domu. Jednak wracając z przystanku wstąpiłam do mojej ulubionej fryzjerki i podcięłam grzywkę i umówiłam się na wtorek na poprawę kolorowych pasemek. I to bylo wszystko, co zaplanowałam. Ale będąc w sklepie obok domu kupiłam kilka rzeczy potrzebnych do pichcenia i pieczenia świątecznego. Masę makową, część bakalii, suszone owoce na kompot.

A w domu zadzwoniłam do syna, ktory prosto z basenu przyjechał na swoją panettone. Potem doszła synowa i ona wolała mój domowy smalec. Posiedzieli i fajnie. Teraz zabralam się za blog.

Na jutro mam w planie przetarcie dwóch okien. W moim pokoju i jedno z dużego. Plus ugotowanie gulaszu z żołądków drobiowych z kładzionymi kluseczkami. W piątek rano resztę zakupów spożywczych. Poza kapustą, śledziami i rybą. Karpia bierze na siebie synowa. Kupno wszystkich. Ja robię tylko po żydowsku więc dla mnie jeden wystarczy plus głowy. Tydzień przed Wigilią zakiszę barszcz.

Rozpiska jest.

To do jutra.