Finiszuje wrzesień, bo to ostatni dzień kalendarzowy. A na półmetku jestem ja. Jutro będzie z górki.
A tymczasem naszły mnie takie oto przemyślenia.
Nawet na ten temat zamieściłam post na fejsbuku.
Moje panie nie bądźmy dziecinne, bo to nas wcale nie odmładza a tylko ośmiesza.
A jak już jesteśmy przy fejsbuku, to przypomniał on moje zdjęcie sprzed pięciu lat. Spotkałam się z żartobliwym komentarzem, że ktoś mnie podmienił i żeby oddali prawdziwą Lucię 😀
Znowu mam jazdy jedzeniowe z V. Dziś stwierdził, że nie będzie jadł obiadu. Wszystko nie. Wobec czego gotuję zupę ziemniaczaną dla siebie. Zje to dobrze, nie jeszcze lepiej.
Wczoraj łaskawie zaakceptował pizzę, którą robimy na skróty. Kupujemy znaną nam mrożoną pizzę ” Margherita” i w domu przerabiamy na taką, na jaką mamy ochoę. Wczoraj z szynką gotowaną i serem scomorza.
2/3 dnia szóstego za mną. Oby nie zapeszyć. Czytanie idzie mi opornie, bo popołudnie mam dla Lucyfera. ” Na dobre i na złe” nowy odcinek też mam zaliczony. Zaraz sobie pobiorę najnowszy. I wieczorem padam. Stara jednak jestem. Niestety. Metryka nie kłamie, chociaż lustro mówi co innego. 😀
I co by tu jeszcze. Muszę dzisiaj skoczyć do „Acquasapone” po trochę różności. I może w końcu te fotki nowych aranżacji zrobię, bo boję się, że nie zdążę. I sobotę będę miała wolną. Dzisiaj powiem, że musi mnie zastąpić ta co zawsze Włoszka. Po drodze do sklepu przedpołudniem kupiłam sobie na targu sztruksowe portki więcej jak 3/4 . Jeszcze nie mierzyłam, bo wolę żyć w nieświadomości. Te portki są rude. Wszak jesień. 😀
I to właściwie tyle.
DODATEK INTERNETOWY
GALERIA ŚLĄSKA
Ma Wrocław swoje krasnoludki maja Katowice śląskie beboki, których coraz więcej. Oto nowe.
Zależy jak liczyć. Zaczynam piąty dzień, a właściwie jedną trzecią mam za sobą lub jeszcze siedem dni.
Oj postraszyła mnie dzisiaj Maria, dzwoniłam po syna .
Na szczęście mój telefon milczy więc jest tam chyba spokojnie.
Już kiedyś pisałam, że mam wysyp zaproszeń do znajomych.
I nie chodzi już nawet o amerykańskich generałów. Tych na szczęście nie ma wielu, a tylko zjadacze wiadomości fejsbukowych.
Jakieś kryteria musiałam przyjąć. Patrzę najpierw na informacje o delikwencie. Jak jest to pan młody wiekiem nie przyjmuję. To samo z młodymi paniami gdzie w polubieniach nie ma nic ciekawego poza urodą i modą.
Patrzę też na ilość znajomych. Jeżeli liczba przekracza tysiące, a nie jest to ktoś mi znajomy z nazwiska czy przez moich znajomych też odmawiam. Nie chcę stanowić eksponatu do kolekcji.
To tyle na temat FB.
U mnie od wczoraj mimo grzejącego słońca ( chwała niech będzie Panu) rozpoczął się sezon jesienny. Czyli obiadowe ogrzewanie talerzy. I tak już będzie do następnego lata
Dałam sie wciągnąć w zakupy książkowe. Kupiłam ” Odwyk”, bo zaciekawił mnie opis. Poza tym ma być kontynuacja. I jeszcze jest to debiut. A ja lubię debiutanckie książki. Uważam, że trzeba dać szansę zaistnienia autorowi.
Nieciekawie u mnie dzisiaj. Mocny stres. Ale i tak bywa.
Dom bankiera Michała Stoffa przy ul. Jabłonowskich 8-8a. Wybudowany w roku 1906 wg projektu Edmunda Żychowicza i Władysława Sadłowskiego. Mieszkali tu: Karol Kuryluk – dziennikarz i wydawca, założyciel i redaktor naczelny lwowskich „Sygnałów”, późniejszy założyciel „Przekroju” – Marian Eile, pisarz i reportażysta Franciszek Gil. W tym domu w pierwszych latach wojny mieszkała i ukrywała się również Zuzanna Ginczanka – poetka i satyryczka z kręgu Skamandra i „Szpilek”. Po donosie złożonym przez gospodynię kamienicy, niejaką Chominową, udało jej się uciec do Krakowa. Samo zdarzenie – oraz liczne inne wypadki denuncjacji i szabru – Ginczanka upamiętniła w przejmującym i przepełnionym goryczą wierszu „Non omnis moriar”.
Po opuszczeniu Lwowa moi Dziadkowie, prowadzili w Radomiu kawiarenkę o swojskiej nazwie „Tajoj”, jak widać z opisu jest to rok 1946. I wiem tylko tyle. Może przypadkiem ktoś coś ? w temacie kawiarni ?
Drugie zdjęcie, to tez reklama:
„Lwowska reklama. Tam można było obstalować fajny anzug, np. na bal w operze „
Właśnie moja staruszka je i to sama. Nie zawsze tak jest, ale dziś jest w dość dobrej formie. Nawet do telefonu powiedziała do siostry kilka słów.
A dziś znów mnie brzydko mówiąc wkur….l osobisty
Niby wiem, że z urzędu jestem tą głupią, ale stałe o tym zapominam. Poszliśmy rano na pocztę zapłacić za światło W domu szum, no nie umie znaleźć w rachunku blankietu do zapłaty. Szukam ja. Rzeczywiście nie ma. W końcu przeglądam wszystkie załączniki i widzę kod kreskowy taki jak teraz wszędzie na biletach, Green Pass i inne.
Mówię: -To jest teraz to.
Wrzask. – Nie. To nie to. Wezmę na pocztę.
I dobrze.
Na poczcie się okazało, że zmiana i takie teraz będą rachunki. Czyli miałam rację.
Co, prawda powiedział, że miałam rację, ale i tak narzekał na ten postęp internetowy.
Teraz wie, to będzie udawał mądrego przed kolegami. Bo rzeczywiście tutaj starzy ludzie w większości nie ogarniają tych nowinek.
Czas kłaść Marię do łóżka na odpoczynek.
” Fałszywy krok” jakoś wolno mi idzie i akcja też jak na razie taka sobie.
I czas na powrót do domu.
A w domu normalnie. Obiad i teraz kilka chwil dla mnie. Jednak już prace domowe wyciągają do mnie ręce, że się nimi za bardzo nie interesuję. Nic, nadrobię później.
Pieczątki kilku lwowskich cukierni: dawnej cukierni Leopolda Rotlendera (w nowym zarządzie), Aleksandra Bienieckiego, Ludwika Zalewskiego i fabryki czekolady Tadeusza Höflingera (z czasów okupacji niemieckiej).
O cukierniach lwowskich: „Lwów na słodko i… półwytrawnie”.
Tak sobie odliczam to zastępstwo. Jeszcze nie całkiem dziewięć, bo popołudnie, ale prawie. Wczorajszy dzień nie powiem dał mi w kość, ale dziś było lepiej. Pewnie i ja wczoraj byłam nie w najlepszej formie.
Za to mam przemyślenia o pracy badante.
Jednak najpierw pokażę najsłynniejszą w Ascoli ” fontannę psów”. Jak zwykle ja i Billy
Juz z warkoczem 😀
Skorzystałam z przypomnienia fejsbuka,
A teraz te moje przemyślenia dotyczące pracy badante. Kiedy pracuje się jak ja kiedyś 24/24 czyli mieszka się z podopieczna osobą myśli się, jak to wspaniale pracować na godziny. Może i tak, jednak tylko w przypadku osoby samotnej a nie związanej jak ja z V. Bo niby wieczorem jest się wolną, ale … zmęczoną. I cały czas dzienny jest przerywany. Wychodzisz – przychodzisz i tak jak teraz trzy razy. I właściwie może to mój przypadek, że nie umiem się uwolnić od myśli o tym co zastanę kiedy przyjdę kolejny raz. Kiedy pracujesz na 24 godziny jesteś jak w domu. Czyli rano możesz wszystko co trzeba zrobić w dezabilu, a nie jednak wychodzić podobna do człowieka. Trzeba wstawać i wychodzić jak do pracy.
A ja już jestem na emeryturze i zapomniałam jak to jest kiedy budzik dzwoni.
Cóż wszystko sobie można przypomnieć. Jednak więcej na dłuższą metę jak jeden, dwa dni nie zdecydowałabym się.
Dobrze, że czas środkowodzienny jest ponad trzy godziny, to i obiad zjem i nawet jak widzicie blog napiszę. I pewnie jeszcze oglądnę nowy odcinek ” Na dobre i na złe”.
Menu restauracji hotelowej Georges Jadłeś dzisiaj lunch? Dziwne pytanie, prawda? Oczywiście, że jedliśmy obiad! – powiesz. A przynajmniej większość z was. Ale co było na Twoim stole? Czy w restauracji Georges we Lwowie tego samego dnia 113 lat temu były dania serwowane na lunch? Może barszcz z? Albo ryba w galarecie z sosem tatarskim? A może baranina garniturowa? Czy zapiekane kapłony? Ciekawe ile kosztowała taka przyjemność i czy była na kieszeni zwykłego lwowskiego mieszkańca początku XX wieku. Pewne jest, że większość gości hotelu Georges, wśród których w różnych czasach były tak znane osobistości jak kompozytorzy Ferenc Liszt, Johannes Brahms i Richard Strauss, laureaci Nobla w literaturze Henryk Senkevich i Vladislav Reymont, Iran ‚s Muzaffer Eddin, Polish State Chieffer Józef Pilsudski, mógłby tu spokojnie zaspokoić swoje gastronomiczne preferencje.
Właśnie usłyszałem w radio jak redaktor użalał się nad losem emigrantów na naszej granicy z Białorusią. Otóż rozmawiał podobno z grupą, której straż graniczna 21 razy udaremniła próbę nielegalnego wkroczenia na terytorium naszego kraju.
Ciekawi mnie skąd się bierze taka determinacja, czy nikt tym ludziom nie powiedział, ze wystarczy raz iść do przejścia granicznego i przekroczyć granicę w sposób zgodny z prawem?? No chyba, że to są jacyś przemytnicy czy przestępcy ale wówczas po co się nad nimi użalać?
Dzień zaczął mi się wcześnie, bo obudziłam się koło szóstej rano i wiedząc, że raczej już nie zasnę wstałam. I tak na spokojnie wykorzystałam godzinkę do wyjścia.
A w pracy dziś solidne miałam dwie godziny. Musiałam ogarnąć i toaletę i śniadanie i inne atrakcje badante. Wróciłam do domu i wypiłam z V. drugą kawę. kawy która mu zostawiłam w maszynce nie grzał, bo podobno była ciepła, a wstał po siódmej.
na obiad zaplanowałam sugo ze świeżych pomidorów, bo przecież sezon. Poddusiłam je na patelni, a osobisty dokończy przed moim powrotem. Miałam czas, żeby zrobić Dodatek, a reszte dopiszę albo w pracy, jak będzie czas, albo po powrocie.
Muszę jeszcze wymyślić coś, żeby poprawić sposób spania staruszki. Dziś w nocy zsunęła się do samej barierki, a tam jest trochę przestrzeni i tak spała pokręcona.
Nie będzie dzisiaj luzu. Solidnie pracuję. Właśnie wróciłam do domu. Nie powiem, że nie zmęczona. Rano mycie i przebieranie, teraz po obiedzie tak samo. Maria, bo tak ma na imię ma spadek formy. Ale wszystkie parametry czyli ciśnienie i saturacja doskonale. Jednak cały dzień śpi. Jak stary zmęczony życiem kot.
Tak sobie myślę, że kiedy na starość ma się zainteresowania, hobby, czyta, to i mózg pracuje inaczej. A Włoszki są jakie są. Intelektem nie grzeszą. Oczywiście są wyjątki, ale tam gdzie wchodzi opieka, bywa często jak na huśtawce. Dzień jak wczoraj prawie normalny i dziś wyłącznie funkcje zapamiętane.
Arsenał Królewski we Lwowie. Wrota bramy z drugiego planu „ozdobione” stuletnim polskim graffiti. Obecnie archiwum państwowe, dostępne na podstawie przepustki.
Ulica KOPERNIKA i PLAC MICKIEWICZA nocą. Oj, jakbym sobie tam pospacerował. Foto, Євген Далекий.
Poradnik Perfekcyjnej Pani domu
Propozycja na jesienne wieczory dla mam i bać i innych lubiących robótki pań.
Pierwszą turę dzienną mam na ukończeniu. Zdecydowanie nic nie zapomniałam. Jak sobie radzić na za niskim łóżku i jak zmieniać pampersy. Z myciem też się uporałam.
Wczoraj zrobiłam sobie ściągę harmonogramu dnia, bo nie chcę nic zmieniać na swoją modłę. Zresztą jestem przeciwna zmianom jak coś jest wypracowane.
Zostało mi nawet sporo czasu do dziewiątej kiedy kończą się moje dwie godziny ranne. Będę czytać i pisać spokojnie bloga w granicach wolnego czasu.
Dzisiejszy dzień, to taki rekonesans. Zobaczymy jaki będzie późniejszy dzień.
Nastawilam budzik na 6.30 i te pół godziny spokojnie mi wystarczyły. Na toaletę i zrobienie kawy. Wypicie jej i zjedzenie kromki chleba z marmoladą pomarańczową i połową banana. Dla V. przygotowałam ziółka, tabletkę. I o dziwo ostatnio namówiłam go na kromkę chleba w jego przypadku bez masła z marmoladą. Tak, że nie pije kawy na pusty żołądek.
Zaraz wychodzę. Dzwoniła synowa przed chwilą czy wszystko w porządku. Tak będzie przez kilka dni i to też jest normalne.
Wróciłam do domu. Zrobiłam drugą kawę, bo zagrzanie kawy zostawionej dla V., w mikrofalówce go przerosło. I wszystko mu wykipiało. 😀 Ogarnęłam chatę.
Wyszliśmy w miasto na poranny spacer. A teraz szykuje sie do tury drugiej . Obiadowej. Od 11.30 do 13.00. Drugą turę zaliczyłam. Obiad zjedliśmy, bo w godzinach naszego obiadu nic się nie zmieniło. Czeka mnie jeszcze ostatnia część dnia, ta najdłuższa. Z podwieczorkiem, kolacją i położeniem staruszki na noc. Mimo, że jest drobna, to jednak bezwładna w sumie od pasa i przez to dość ciężka. Jakieś tam sposoby na to są. Szkoda, że rodzina nie zainwestowała w łóżko ortopedyczne. I jej i badante byłoby lepiej. A tak, to nisko i staruszka zsuwa się na krawędź łóżka. Dobrze, że są zamontowane barierki. I tyle o dzisiejszym stresowym dniu. Skończyłam ” Truciznę” Alex Kavy. W kolejce ” Fałszywy krok”
LWÓW. To tylko we Lwowie. Adres : Rynek 45 / róg Drukarskiej / – to pod tym adresem znajduje się legendarna kawiarnia – restauracja ATLAS. Tym czym dla Krakowa była Jama Michalikowa, tym dla miasta Lwowa był Atlas.
Powstał na początku XX wieku, założył ją, Żyd Atlass, słynęła z wybornych nalewek, śmietankówki czy też atlasówki, których autorstwo przypisuje się jego zięciowi, Edwardowi Talerskiemu / zmarł w dalekiej Australii /. To tam Stefan Jaracz stwierdził, że „są dwa sposoby picia wódki, jeden z przekąską, drugi bez”.
Poeta, Henryk Zbierzchowski „Nemo” pijał nalewkę „nemówkę”.
Częstymi gośćmi u Atlasa bywali, m.in. Tadeusz Boy – Żeleński, Jan Kasprowicz, czy też Kazimierz Sichulski. Na ścianach lokalu wisiały obrazki znanych malarzy, a obok teksty dowcipnych fraszek. Z nostalgią w swojej twórczości, Atlasa wspomina Andrzej Chciuk.
Lokal przede wszystkim zasłynął uruchomieniem przez Talerskiego w 1928 roku płatnej toalety, nazywanej do dzisiaj
PAN EDZIO.
Do posta przypinam parę zdjęć ATLASA, prezentując jego stary wygląd, oraz współczesny, w tym dwie ostatnie fotki
Pojechaliśmy do San Benedetto na te cotygodniowe ryby z córeczką V. Ranek chłodny, ale potem coraz bardziej upalnie. Deszczu jak nie ma tak nie ma i nie pamiętam takiej zieleni późnojesiennej jak w tym roku. Palmy podsychają nie mówiąc o innych roślinach. Ale i tak jest kolorowo i pięknie.
Słońce włoskie na zdjęciach jest nie do naśladowania w innych krajach.
Wstąpiliśmy w prozaicznym celu do supermercato w Grottammare czyli skorzystać z toalety i napić się kawy i z tarasu zrobiłam fotki.
Trochę pojeździliśmy po San Benedetto, bo V. wciąż twierdzi, że nie może chodzić. Zabraliśmy obiad piknikowy, który kto wie, czy nie będzie ostatnim, bo z pogodą nigdy nic nie wiadomo. A ja jak wiadomo od jutra jestem w rozchodach. Praca, dom, dom praca… i tak przez 12 dni.
Namawiam V. żeby pojechał za tydzień sam, ale nie chce. Przynajmniej w tej chwili. Beze mnie nie i już. I oczywiście już narzeka, że ta praca to nie, to i takie tam.
Dzisiaj wieczorem odbieram klucze i w takim razie o kciuki poproszę, bo stres mnie jednak dopada. Sporo lat nie pracowałam jako |” badante”.
No „nic, to Baśka” . Musi być dobrze.
Zabraliśmy Barbarę na przerwę w pracy i zjedliśmy dary rybne blisko morza.
W takim miejscu jedliśmy.
Obrazki słońcem malowane.
A, że dziś rozpoczynamy weekend, to bawcie się jesiennie dobrze.
I przypominam o kciukach. Podziękuję, bo zakończeniu pracy.
Kończy sie pierwszy dzień jesieni i kończą sie 76 urodziny Janusza Gajosa.
Rok temu uroczyście świętował swoje 75 urodziny i przypadł mi w udziale zaszczyt wygłoszenia laudacji z tej okazji. Ponieważ jest artystą kochanym jak mało który, podzielę się nią z państwem przed snem i przed drugim dniem kalendarzowej jesieni. Jeszcze wszystko przed nami! Pozdrawiam serdecznie.
„Janusz Gajos -Laudacja z okazji 75 urodzin.
Parę słów – jak to łatwo zlecić, a jak niełatwo powiedzieć .
Ale Przewodnicząca prosi, to mówię, a raczej czytam, ale czytam to, co sama sobie napisałam, po prostu dlatego, żeby szybciej mieć te nerwy za sobą.
Bo mówić o Tobie w obecności takich gości – to i zaszczyt wielki i jeszcze większa trema.
pedagogu, fotografie i fotografiku, aktorze odznaczony już dawno wszystkim tym, czym można odznaczyć artystę, podróżniku, spacerowiczu i w jakimś sensie sportowcu Ekstremalny, czyli
Rowerzysto!
Jako osoba która nie raz wyjeżdżała z tobą na rowerowe eskapady po pięknej toskańskiej ziemi, przysięgam, że i na rowerze grasz fair – nigdy nie zajeżdżałes drogi innym rowerzystom i pomagałeś im, gdy tylko mieli jakiś techniczny problem z łańcuchem, albo przerzutką.Byłeś zawsze koleżeńskim rowerzystą i cichym, serdecznym, współwypoczywaczem wakacyjnym.
Jako osoba nowoczesna przejrzałam internet, przeczytałam wywiady z Tobą i tak zwane
wypowiedzi o Tobie na forach internetowych.
I chociaż zwykle na tych forach jest tyle jadu i nienawiści, zawiści i zwyczajnych kłamstw, które potrafią zabijać, że sama kiedys rzuciłam przeciw nim hasło -„fora ze dwora!”- to tutaj o dziwo – nie spotkałam się z tym zjawiskiem. Gdy ludzie pisali o Tobie, prawie wszyscy chylili czoła .
Z czasem wybaczono Ci nawet Janka Kosa i ponoć dzisiaj, nawet ci najbardziej ortodoksyjni przedstawiciele prawicy, oglądają ukradkiem, w tajemnicy przed wnukami, niekończące się powtórki „Czterech pancernych” w telewizji.
Bo okazało się , że nawet dorośli lubią bajki i chciałoby się wierzyć, że ta historyczna bajka z Szarikiem i Marusią – to nie była bajka, tylko jedna z wersji prawdy.
Dzisiaj podziwiają Cię już wszyscy- lewica, prawica i środek naszej sceny politycznej,
podziwiają Cię wybitni aktorzy i reżyserzy, podziwiają Cię lekarze, których uleczyłeś nie raz,podziwia publiczność kinowa i teatralna, bo każdy ma Ci coś do zawdzięczenia .
Bo jesteś potrzebny, bo będąc wielką gwiazdą – nie gwiazdorzysz- tylko rolami,nad którymi się pochylasz, pomagasz nam wszystkim zrozumieć świat, na jaki przyszło nam przyjść .
Wyczytałam w tych wywiadach, że w młodości byłeś pogubiony, zakompleksiony i długo walczyłeś o swoje.Nikt nie wierzył w twoje możliwości, więc i ty powoli traciłeś tę wiarę.
A kiedy wreszcie zaczęto wierzyć i kiedy spadło na Ciebie za dużo szczęścia naraz- już nie
potrafiłeś bez pomocy unieść aż tak ogromnej popularności – musiałeś zacząć walczyć o siebie, bo bywało, że stawałeś się swoim największym wrogiem.
I te walkę tak pięknie wygrałeś .
Zwycięzco nasz kochany!
Nie będę mówiła, że jesteś młodzieńcem, bo to jednak prawda, że masz swoje lata .Ale prawdą jest także i to, że na te lata które masz- nie wygladasz . Ja życzę Ci z całego serca, abyś i te następne lata przeżył szcześliwie i abyś na te lata, które przyjdą , nie tylko nie wyglądał , ale abyś ich nie czuł. Aby nie przygniatały Cię problemy zdrowotne i abyś zawsze czuł się nie tylko potrzebnym artystą, ale i potrzebnym człowiekiem.
I żebyś nigdy nie stracił aż takiej ochoty na życie, której Ci często zazdroszczę .
Januszu pełen animuszu!
Powiadają niektórzy, że gdybyś urodził się w Ameryce, byłbyś dzisiaj jednym z najwiekszych aktorów na świecie.
Ale Ty jesteś jednym z najlepszych aktorów na świecie, tylko świat nie ma szczęścia się o tym dowiedzieć.
Więc niech ten świat nad tym ubolewa, a nie Ty- spełniony szczęsciarzu.
Mówisz, że po domu chodzisz w kapciach, bo żona jest poznanianką i mówisz,że ta poznanianka, która jest jednocześnie twoim managerem,dużo łatwiej ma z tobą w życiu prywatnym, niż zawodowym.I że masz nadzieję, że Ona Cię kocha mimo wszystko, bo Ty Ją kochasz mimo wszystko.Nawet mimo to, że kazała Ci tu dzisiaj do nas przyjść i że będziesz narażony na dotknięcie tylu rąk i policzków …. kochających Cię – Twoich dzisiejszych gości.
Graj jak najwiecej w pięknych rzeczach i ciesz się i nas- czym tylko można.
Trzymaj się Dzielny człowieku – Twoja Wielbicielka ( nie tylko toskańska ) – Magda Umer.”
Wczoraj wziąłem udział w tym szumnie zapowiadanym wydarzeniu i śmiech pusty mnie ogarnął. Typowy przykład jak odfajkować punkt w harmonogramie działalności urzędniczej. Przyjechało 35 – 40 osób (pewnie w sprawozdaniu będzie ze 250) głównie urzędników miejskich i działaczy. Nikt z organizatorów nie przedstawił celu tego przejazdu – w końcu każdy sobie mógł przeczytać na fb – i z niewielkim opóźnieniem wyruszyliśmy nieoznakowaną i nie zorganizowaną grupą Alejami na Stary Rynek. Tu zrobiono nam zdjęcia do sprawozdania z działalności, rozdano po batoniku i opasce odblaskowej – w końcu zapowiadano atrakcje – i właściwie to już wszystko. Organizatorzy rozbiegli się goniąc dzieciaki by dać im resztę batonów, nikt nie powiedział nawet dziękuję uczestnikom więc po paru minutach amatorzy jazdy ekologicznej rozjechali się do domów.
Nie wykluczam, ze dla swoich zorganizowano później jeszcze jakieś rzeczywiste atrakcje ale o tym nikt uczestnikom nie mówił – trzeba będzie poczytać sprawozdanie w biuletynie miasta by dowiedzieć się jak to szumnie odbyła się eko – jazda w dniu bez samochodu.
ŚMIESZKI i nie …
Weekendowa mądrość:
Do jutra. Jeszcze nie wiem kiedy, ale powinnam się pojawić.
Trochę kusa, ale jeszcze przyniosła słońce. Odjechały kolorowe wozy cygańskie, wraz ze wspomnieniami.
A elektrownia zafundowała nam przedpołudnie bez prądu. Dla osobistego pobyt w domu bez gadającego telewizora nie do przeżycia. A, że dzień był taki jesiennie piękny od poranka chłodnego, bo o wpół do dziesiątej zaledwie 16 stopni, to pojechaliśmy po ascolańskiej rundce na obiad w plenerze. Nie braliśmy nic z domu tylko jak zwykle kupiliśmy dania zapakowane na wynos.
I potem zjedliśmy owe dania pod dębem w naszym ulubionym rezerwacie.
Oto dowód.
W miarę upływu godzin robiło się coraz słoneczniej. Oto bananowy zakatek i jesienna juka.
Z rezydentów w rezerwacie został osiołek, konik pony, który nie chciał pozować i wielka biała krowa.
Natomiast w stawie żółwie, ryby i nutrie na miejscu.
W rezerwacie jest też mini warzywniak. Pewnie kogoś z pracowników.
Kwiat dyni
Rosną karczochy
Buszujący w pomidorach
Do miasteczka kotów nie doszliśmy jak i do szkółki jeździeckiej. V. poczuł się zmęczony. Temperatura przekroczyła 29 stopni.
Wrocilismy o piętnastej do domu zadowoleni.
A teraz ciekawostka. Tego najstarsi Włosi nie widzieli. W kraju drzew figowych, gdzie cena jest wielkości kilku euro figi z Turcji sprzedawane są na sztuki. Jedna w cenie 0, 69 co wynosi 11, 50 euro.
Już w dwóch supermerkatach widzieliśmy więc ten ewenement uwieczniłam.
A teraz wiadomość najważniejsza. Od soboty idę trochę popracować. Na zastępstwo przy opiece nad staruszką 97 lat. Koleżanka wyjeżdża na 12 dni do Polski a praca jest logistycznie trudna. Bo są to godziny trzy razy dziennie . Rano od 7 – do 9, potem 11.30- 13 i 16.30 – 19. Zaczynam pojutrze w sobotę.
Koleżanka mieszka w sąsiedniej kamienicy jak i ja. Dlatego na tak krótki termin się zgodziłam. V. naturalnie zachwycony nie jest. Musi wytrzymać, a mnie trochę euro też się przyda.
I dzisiaj tyle wiadomości jesiennych.
DODATEK INTERNETOWY
GALERIA KRAKOWSKA
GALERIA LWOWSKA
Lwowskie bramy – ta na ulicy SKARBKOWSKIEJ, obecnej Lesi Ukrainki, wejście do ormiańskiej restauracji MON PIUS. Foto, jw_xiao_hua
Na wspominanie naszło mnie za przyczyną tego zdjęcia:
Nie raz spotykałam się z Romami. Nawet w ” Życiorysie PRL em malowanym ” są właśnie moje wspomnienia, co się więc będę męczyć i pisać na nowo. 😀
.Jadą wozy kolorowe, taborami
Romowie. Nigdy tak o nich nie mówiłam. To byli Cyganie. Ale nie w negatywnym znaczeniu. To było coś szalonego, nieokiełznanego, to była wolność, to była przygoda. Chociaż jako dziecko spotykałam, się ze twierdzeniem, że Cyganie kradną dzieci. Na Boga a po co? Swoich mieli, aż nadto. Najlepsze patelnie do dzisiejszego dnia to żaden teflon, tylko patelnia cygańska, ciężka, mam w domu taką po teściowej i jest używana często. To był kolorowy świat, chociaż dla nich takim nie był. Pamiętam, jak PRL po wojnie postanowiła ucywilizować Romów, to znaczy osiedlić w jednym miejscu, dać pracę, dzieci posłać do szkoły.
Po rozwodzie moich rodziców mama ze mną, z babcią i psem wyjechała do Nowej Huty, bo ta dala jej prace i mieszkanie. Tak jak Cyganom. Chodziła ze mną do Szkoły Podstawowej Cyganka, nie pamiętam jak miała na imię. Chodziła to za dużo powiedziane, czasem przychodziła i nie było na to rady. Nauczyciele to tolerowali, bo co mieli zrobić? Z milicją miała przychodzić do szkoły? Widziałam, jak niektórzy Cyganie dusili się w swoich mieszkaniach, były wypadki palenia ognisk na parkietach, trzymania zwierzaków i kur w mieszkaniach. Nikt w takich cygańskich blokach nie chciał mieszkać. A kiedy nadchodziło lato rzucali pracę w Hucie im. Lenina i ruszali taborem w świat. Później obserwowałam wiele zwyczajów Cyganów. Czy wiecie, że trochę podobnych do włoskich rodzin? Kasę trzyma Cygan i on szedł na zakupy np.: przed Świętami Bożego Narodzenia po karpie, które musiały być duże. To od nich nauczyłam się, że duży karp nie musi być tłusty, a filety są przepyszne. Za Cyganem dreptała żona, coś tam gadali do siebie, karpie zostawały wybrane, Cygan płacił i wychodził. Cyganka targała siaty do domu.
I tak robią Włosi, idą razem, Włoch płaci a Włoszka zapycha z wózkiem albo koszykiem do auta, czasem jej pomoże. Cyganka nie ma swoich pieniędzy, ma to, co użebrze, albo zarobi wróżbami. I kasę nosi przy sobie, w staniku. Ale bywają też mieszkania cygańskie, jak z bajki. Moja koleżanka miała hopla na punkcie wróżb. Dowiedziała się, że niedaleko naszej pracy w Katowicach przy ul, Kościuszki wróży w mieszkaniu Cyganka. Sama bała się pójść. No to, z kim? A z Lucią… Bo ja jak ten Cygan do towarzystwa dam się powiesić. Poszłyśmy… w kuchni biesiadowali mężczyźni. Grzecznie odpowiedzieli na nasze:
– Dzień dobry.
Stara Cyganka poprosiła nas do pokoju. Boże, jak tam było pięknie. Sama bym tak nie mieszkała, ale czerwień, złoto, porcelana, jak w muzeum, meble. Basia słuchała, co ją czeka, a ja oglądałam i oglądałam. Zdjęcia na ścianach, poduchy na łóżku, kredensy. To było ogromne przedwojenne mieszkanie. Co wywróżyła mojej koleżance nie pamiętam, ale mieszkanie tak.”
Wypadałoby teraz przypomnieć szlagier, który stał się częstym określeniem taboru cygańskiego.
W innym wykonaniu niż słynne wykonanie Maryli Rodowicz.
Ja zresztą uwielbiam cygańska muzykę.
I niezapomniana Randia
Z kolorowego świata powrót do codzienności.
Tak sobie. Jak zwykle do południa spokojniej w temacie burz wulkanicznych.
Pogoda już włosko- jesienna czyli w cieniu 21 stopni. W słońcu przyjemnie i można przysiąść na ławce w pełnym słońcu.
Wreszcie jestem wyprasowana całkowicie. I nawet nowej pralki jeszcze o dziwo nie mam. Natomiast w przeróbkach posuwam się do przodu. Jednak bez spinania. Ważniejsze jest spotkanie z „Lucyferem”. Wczorajszy odcinek był bardzo muzyczny i pewnie on mnie tak nastroił cygańsko.
Poszłam na skróty i ugotowałam słynną ” minestrone” czyli zupę jarzynową z mrożonki. Patrzeć już na makaron na obiad nie mogę. 😀 Za to zrobiłam do niej lane ciasto, które w Italii nazywa się stracciatelle. Naturalnie o śmietanie nie ma mowy. Może zje. Wczoraj odmówił jedzenia obiadu. A na kolację ja zjadłam obiadową porcję moją ( bo też ze złości odszedł mi apetyt) i to co zostawił z podjadania z patelni. I mimo, że miał ochotę nie było. Jak ktoś mówi, że nie będzie jadł, to ja to szanuję. Nie ma obowiązku jedzenia.
I tyle codzienności.
DODATEK INTERNETOWY
GALERIA ŚLĄSKA
Katowice widok na Koszutkę
Katowice Staw Maroko na 1000 leciu
Katowice Haperowiec zwany również żyletą..
GALERIA KRAKOWSKA
GALERIA LWOWSKA
Jesienny Lwów
Ciekawostki
Jaki dziwny ptaszek
Ryszard Fajer To jedno z najpiękniejszych zdjęć z Wrocławia (Wrocław bo ktoś mi powiedział, że to Wrocław). Nie znam Wrocka więc na początku myślałem, że to… Londyn. Trzeba nadrobić kiedyś moją niewiedzę
Ale nie o tym będę pisać, bo nie ma o czym. Lepiej już było.
Czekamy na deszcz i chyba się go w końcu doczekamy. pierwszy jesienny.
Klasyczne powitanie jesieni z mojej strony.
Na dworze ciepło, ale ciemne chmury zebrały się na niebie. Dlatego będę czytać i szlajać się po Internecie. Zawsze coś tam wypatrzę.
Tak się zastanawiam nad jednym zjawiskiem. Nie, żebym była przeciwna medycynie niekonwencjonalnej, ale … Rzecz dotyczy pijawek lekarskich i ich stosowania.
Nie wiem, ale zdjęcie mojej znajomej przystawiającej sobie pijawki na bliznę po świeżej operacji mną wstrząsnęło i to negatywnie.
Pochodzę z rodziny związanej ze służbą zdrowia i jakkolwiek do różnych sposobów leczenia mam podejście pozytywne na przykład ” bańki” czy mikstury ziołowe, to te pijawki. No, nie wiem. Siedzi mi to w głowie.
Chociaż z dziką satysfakcją zastosowałabym u V. nawet bez ich leczniczego działania.
Szkoda, że pewnie by się nie zgodził…
Znów zabrałam się za przeróbki i naprawki. Uzbierałam tego trochę, Chociaż są to często ciuchy już nie na nadchodzącą porę roku.
I wiem, o czym napisze jutro.
Czeka na mnie Lucyfer, a jest z kim się spotkać. A potem ” Trucizna”. Powoli zaczynam zaskakiwać w teść sensacyjną.
Franciszek-Andrzej Magda jest w: Ołbin Wrocław. · LWÓW. To tylko we Lwowie. Trzeba przyznać, że Rynek ma swoją MOC i niepowtarzalny klimat. Foto, lviv.stories
Z cyklu MURALE
Lyon Francja. ŚCIANA BUDYNKU PRZED I PO REALIZACJI MALARSTWA ′′ TROMPÓW – OLEJ! Na poniższej ścianie powstał obraz w Trompe-l ‚oeil, który ma powiedzieć, że z perspektywy perspektywy daje iluzję okien, balkonów, zieleni, klatek schodowych… nieistniejących. To największy trompe-oeil w Europie.