Bo stara prawda powiada, że katar trwa bez względu na wzgląd tydzień. U mnie zaczął się popołudniem niedzielnym, a dziś mija trzeci dzień. W tym upale katar, to nie jest najlepsze, co mogło mi się przytrafić, ale walczę. Nawet zaryzykowałam i wczoraj pojechałam nad morze. Oczywiście musiał być bieg przez targ z taką oto nowością ( żywa rzeźba z piasku )


i przywitanie najmłodszej, która pracuje niedaleko, a dopiero potem morze. Dało się wytrzymać, bo słońce było z lekka przykryte chmurami.


Mimo tego kataru głownie spacerowałam po wodzie nie licząc wędrówki z V. wzdłuż brzegu. Fakt jestem opalona, ale zaczyna mnie wnerwiać stosunek V. do mojej opalenizny. On chciałby, żebym była jak ten wzorzec nadmorski, a ja zdaję sobie sprawę, że raz wiek i nie mam zamiaru przypominać suszonej śliwki, a dwa nie będę dla niego cierpieć i obsmażać się według instrukcji, jakie padają. Chowam twarz za okularami i rondem kapelusza i nic tego nie zmieni.
Sam jest Włochem o innym składzie chemicznym skóry i niech się smaży ile może. Tylko ten upal wyraźnie mu szkodzi na rozum.
Nad morze wkładamy japonki. Ja w moich jeszcze czasem chodzę na wieczorny spacer. Normalne gumowe tylko w jednym miejscu mają ozdobny guziczek. V. ma podobne tylko w innym kolorze i zamiast guziczka plakietkę z kolorami włoskimi.
Schodzimy na plażę i słyszę:
-To nie są japonki – klapki na plażę.
Nie chciałam się kłócić i pominęłam milczeniem. Ale kiedy wracaliśmy już z plaży wzięłam jego klapek i swój i mówię:
-To teraz pokaż mi różnicę w tych japonkach, czemu moje nie nadają się na plażę?
Wszystko przez tę ozdobę na moich.
-W nich możesz po mieście chodzić. – Mowi.
-Czy ty wiesz, co mówisz. – Odpowiadam.
-Twoje w tym miejscu mają flagę narodową. To, co na święta narodowe będziesz w nich chodził? Bo poza tym są identycznymi plażowymi klapkami.
-Chyba dotarło, bo temat klapek został zakończony.
A wczoraj miał znowu wieczór humorzasty i latał sam, mnie na złość. Niestety ta demonstracja chybia celu, bo ja byłam przeszczęśliwa. Odpoczęłam, nadgoniłam poletko internetowe i psychicznie odpoczęłam.
A na placu wieczorem wciąż trwają próby przed Quintaną.
Książkę o przygodach na działce czyta mi się doskonale, bo temat jest mi znany z autopsji.
Z szafy wyciągam najbardziej luźne i rozebrane górą sukienki, bo inaczej nie da się chodzić. I naturalnie bez dekoracji, bo przeszkadzają. A V. kupił sobie kolejną bransoletkę. Na prawej ręce ma trzy, a na lewej jedną i zegarek. Ta przy zegarku to taka symbolizująca poparcie dla walki z przemocą wobec kobiet.
Ha, ha, ha.
Na szyi ma srebrny łańcuszek z wagą ode mnie i sznurek koralikowy. Włosi tak mają.
Ja czasami zakładam czerwony srebrny bucik – szpilkę na łańcuszku. To też symbol – przemocy wobec kobiet.
A teraz stałe punkty.
Kącik LM










W kuchni
https://www.facebook.com/saporitotv/videos/1356070491544409/
Wejściówka do Tygla
https://luciadruga.blogspot.com/2022/06/tygiel-z-internetem-29062022-r.html
I kolejna piosenka Nataszy Zylskiej – zabawna i sympatyczna i dobrze ją pamiętam. 😀
Do jutra.