Dzisiaj real czyli V. tak mnie zmęczył i zaabsorbował, że nawet nie wiem, co w świecie wirtualnym piszczy. Tego chłopa, po piętnastu latach wciąż nie znam i nie mogę oczekiwać, że wiem, co zrobi. Wyszliśmy rano tradycyjnie, ja po chleb, a V. na drugą kawę z takiego jednego automatu, który rzeczywiście podaje rewelacyjne esspreso. I zamiast wrócić do domu wylądowałam w samochodzie z chlebem i pojechaliśmy na otwarcie supermarketu z przedmiotami dla domu. Tam moje szczere zamiary, żeby nie wdawać się z nim w żadne dyskusje ledwie nie poległy. Ale w końcu zrobiliśmy spore zapasy środków czystości. Mamy kolejną kartę klienta.
Potem jeszcze V. chciał zjeść w plenerze więc dokupiliśmy coś do chleba. Kupiliśmy owoce dla domu więc było, co zjeść. Plener okazał się w jakiejś bocznej drodze, Dobrze, że jest w samochodzie krzesło plażowe i ręczniki więc ten piknik mogłam urządzić. I po tym pikniku wziął od kurs na dom.
Kiedy wszystko uładziłam, została mi do naprawienia torba piknikowa, A jutro kurs na plażę, bo piątek czyli targ w San Benedetto.
Za to wczoraj na szczęście nie przegapilismy koncertu na piazza del Popolo.
25 lat Szkoły Muzyki LeArte . Koncert poświęcony piosenkarzowi włoskiemu Lucio Battisti . Bardzo ciekawa postać, autor wielu przebojów włoskich.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Lucio_Battisti
Posiedzieliśmy trochę podczas próby i już wiedziałam, że wieczorem pójdziemy na ten koncert.



A, że wczoraj w Ascoli też był targ, to kupiłam sobie kurkę wielkanocną w postaci koszyczka z drutu.


Jest tak gorąco, że mam kłopoty z Internetem . Przegrzewa mi się modem i wyłącza.
Ciężko będzie dzisiaj.
Dokładnie, jak zaplanowałam wyszliśmy trochę wcześniej, żeby zająć miejsca i rozsiedliśmy się w przyjemnej temperaturze około 30 stopniu na piazza del Popolo.
Koncert zaczął się przed dziesiąta.





Było kolorowo i melodyjnie. W pewnym momencie widziałam wzruszenie na twarzy. V. Pewnie opadły go wspomnienia przy piosenkach z lat siedemdziesiątych.
Te filmiki wiem są bardzo amatorskie, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Chodzi o ciut atmosfery jaka panuje w Ascoli.
To już finał.




Zoostawiłam końcówkę, bo padło z ust prowadzącego, że dziękuje organizatorom, za koncert na najpiękniejszym placu w Italii. 😀
I dziś ” na gorąco” tylko tyle. Jutro reszta stron w pamietniku.
Zmęczona jestem jak ta kobyła po siedmiu westernach.
Do jutra.
Acha… katar prawie mi przeszedł. Jutro go utopię w Adriatyku. I padł mi jednak modem i ostatniego filmiku nie wkleje. Może jutro. Upał rządzi.