Żeby nie zapeszyć

Dzień zaczął się w miarę spokojnie. Ja na 11.30 zamówiłam się do ZA pogadać o sobie, bo moje serce daje mi do wiwatu. Co prawda podejrzewam, że to zwyczajna nerwica, ale niech spojrzy swoim okiem. Kluje mnie i czasem czuję ból pod łopatką i drętwieją mi lekko końcówki palców. To, że nerwy mnie gonią, to nic nowego. Może jak dzisiaj te kroplówki zejdą bez problemów będzie trochę spokoju. Poza tym przyjedzie G. ogarniać jakieś papióry. Może go to trochę uspokoi. I jakby był w formie, to chciałabym, żeby wyszedł trochę na świat boży. Wczoraj dzień dał mi tak popalić, że padłam o dziewiątej wieczór. A dziś zobaczymy jak będzie. Na razie zarejestrowałam się do glosowania w Rzymie, bo dla mnie najbliżej, ale wszystko zależy jak sie będę czuła.

Czytam szósty tom Antoniego Fischera. jest rok 1930. Cykl kończy sie w roku 1932. Mam więc jeszcze trochę czytania.

Wiem, ze w kraju trwa kolejny długi weekend i niektórzy wyjechali na mini urlopy. W Italii jak już nieraz pisałam Bożego Ciała nie obchodzi się w czwartek i nie jest dniem wolnym od pracy. Święto kościelne jest w niedzielę po naszym czwartku. Za to Włosi mają dzień wolny 2 czerwca kiedy jest święto narodowe Festa della Repubblica. Czyli stratni nie są 😀

Zrobiłam „Tygiel z Internetem”, żeby się memy nie zdezaktualizowały.

https://tygielzinternem.blogspot.com/2024/05/tygiel-z-internetem-2224.html

W Kąciku LM

W Kąciku Majsterkowicza działkowicza

A w Kąciku Robótek Ręcznych

Naturalnie pokazuję też kolorowe półmiski

I moje osobiste wspomnienie. Mój ogródek o tej porze 10 lat temu. Przypomniał fejsbuk .

Do jutra. I czekam na podpowiedz do Dnia Bloga Otwartego.

Ponieważ

… musiałabym znowu lamentować więc tylko krótko. Mój wnuk czyli klasyczne szczęście babcine ma dzisiaj urodziny. I to 31 pierwsze. Kiedy ten czas przeleciał. Dalej czytam Antoniego Fischera. I jeszcze trochę poczytam. I na nic innego nie mam siły. Ugotowałam ziemniaki na kluski śląskie. I tyle.

Obiecane migawki z koncertu ” Ile Volo”.

Kącik LM

i kolorowe półmiski.

Do jutra. Oby lepszego.

W nagrodę ” Il Volo”

Ta nagroda w postaci mojego ukochanego zespołu, to koncert jaki zafundował mi kanał 5 tv. I ja o tym nie wiedziałam, bo jak wiadomo nie śledzę telewizji, chociaż teraz jak wrócił V. to coś tam do mnie dociera .

A popołudnie było dość intensywne. Najpierw wspólny obiad z G. Potem trzeba było ogarnąć terapię zleconą przez onkolog, która ustawiła szpitalne leki i zleciła serię 7 podwójnych kroplówek w domu, a następnie też w domu kolejną analizę krwi i moczu. Czyli trzeba było wziąć zlecenie na tę usługę u ZA i pobrać kroplówki w aptece. Samo zamówienie w ADI czyli medycznych usług domowych ogarnęła G. Mają przychodzić od dziś przez wszystkie dni do środy włącznie, kiedy to pobiorą krew do analizy. Mają być rano. Co to znaczy rano? Jest prawie jedenasta i nikogo jeszcze nie było. V. wstał i czeka. Plus taki, że nie leży w łóżku. Ale nerwowy. Ja zresztą też. Wczoraj dostał jeszcze kroplówkę z potasu i ma kolejną kontrolną wizytę 11 czerwca.

A ja mam dylemat czy jechać do Rzymu 9 czerwca na wybory do europarlamentu. W Italii są one 8 i 9 czerwca. Czyi V. może głosować w sobotę. Trochę się boję zmęczenia wyjazdem, ale kto wie czy się jednak nie wybiorę, bo im więcej głosów tym mniejsza szansa na tych z partii słusznie przegranej. No i kwestia opieki nad V. w niedzielę. Zobaczymy. Na razie spróbuję się zarejestrować internetowo jak w poprzednich wyborach.

A wczoraj przesiedziałam większość koncertu ” Il Volo” zasłuchana zresztą w kuchni, bo w sypialni V.ogladal inny program. Warto było.

Po pierwsze to był koncert z „Areny” w Weronie, co samo stanowi gwarancję i rangę koncertu. Koncert miał nazwę” Il Volo – tutti per uno”.

i nie mogłam się oprzeć zarejestrowania migawek koncertowych z telewizora.

A, że w Italii Dzień Matki obchodzony jest w drugą niedzielę mają, to w koncercie znalazła się najsłynniejsza włoska piosenka dla mamy znana w całym świecie, a śpiewana dawno dawno temu przez Robertino.

A tak śpiewał jeden z tenorów ” Il Volo”.

Dodatkowo jeszcze inne migawki klimatu i pokazujące ich wszechstronność.

To pierwsza część migawek. Jutro dokończę.

Wróciłam z piekarni i sklepu i wciąż czekamy na ADI. V. się położył.

A teraz Kącik LM

Do jutra.

Luz blues

Okazało się, że te dwa tygodnie pobytu V. w szpitalu miało swój wymiar. Nagle nie mam zaległości w praniu, prasowaniu i nawet w niektórych prace domowych, jak choćby ten pochłaniacz nad piecem mam czysty. Bo mimo, że się nie spisałam powolutku zaległości znikały.

Jak znam życie powstaną kolejny raz. Ale na razie jest dobrze.

G. zabrała V. do onkologa i zobaczymy, co należy robić. Oczywiście wczorajszy dzień i poranek by równie nerwowy jak ten po powrocie. Nie mam niestety na to wpływu, bo czy zachowuję spokój i milczę czy próbuję wyjaśnić spotykam się z nerwami .

Wczoraj wymyślił, że źle się czuje, bo bierze za dużo lekarstwem. Oczywiście ja mu daję za dużo. Nie przyjmuje do wiadomości, że to efekt terapii immunologicznej.

Ale na razie ogarnęłam dom. V. wczoraj zrobił osobiście sugo z owocami morza ( ja się nie wtrącałam ) na obiad, bo G. lubi. Wczoraj słyszałam jak mówił do niej, że jest w domu i nie będzie jadł jak w szpitalu.

Za to ja rozmawiałam z ZA, do którego zaniosłam szpitalny wypis i wzięłam te recepty do apteki. I ZA powiedział, że może jest wszystko, bo to nie jest biegunka spowodowana pokarmem. No więc proszę bardzo. Niech je co chce.

Nic z tego co prawda nie rozumiem, ale ja nie lekarz i nie Włoszka. Szpital swoje, lekarz rodzinny swoje. Co prawda szpital też nie dał żadnych zaleceń pokarmowych.

Za Włochami nie trafisz

Uśmiałam się wczoraj kończąc czwarty tom Antoniego Fischera. W Epilogu jest mini życiorys Anastazego Olkiewicza. Tak, to będzie tata naszego ulubionego Teosia.

Teraz jestem w tomie piątym. Oczywiście ciekawy. To może sobie poczytam jak wrócę z miasta.

Dziś Kącik LM

Kącik Robótek Ręcznych

I Kącik Działkowicza Majsterkowicza

Do jutra.

Nie ma lekko

Czyli zgodnie z przewidywaniami. Cyrk do kwadratu z jedzeniem. A ja nie mam pomysłu jak to ugryźć. Cała nadzieja jutro w onkolog. Może mu przemówi do rozsądku. Bo ja już po dwóch dniach odpadłam. Wczoraj zrobiłam mu na obiad gotowanego kurczaka z gotowanymi jarzynami czyli bukiet jarzyn z wody. Nawet nie tyle z wody ile z rosołu w którym się gotował kurczak.

Cały cyrk. Nie ruszył. Usmażył (!!!) sobie jajko i kiedy nie widziałam, bo pewnie byłaby awantura, zjadł ogromną porcję lodów z zamrażalnika. Potem coś tam z tego talerza skubał, ale niewiele. Na kolację zażyczył sobie befsztyka z patelni grillowej pociętego na paski i do tego dołożyłam mu tego kalafiora z rosołu. Kawałeczek. I co? W nocy wróciła biegunka. Dostał tabletkę, którą na taki wypadek miał przepisaną. A dziś kolejny cyrk z obiadem. Co ja mam gotować nie wiem.

I jak tu mieć siły do opieki, bo jest słaby, jak delikwent nie słucha nic. I nikogo.

Za to rozgryzam koneksje rodzinne bohaterów z cyklu Ryszarda Ćwirleja.

I wyszło mi z dat, że skoro Anatol czyli Tolek Grubiański, ma w roku 1926 trzyletniego synka, to być może to on jest ( synek) przyszłym ojcem Rycha Grubińskiego, który w stanie wojennym wraz Mirkiem Brodziakiem mieli dwadzieścia kilka lat. Ale może też Tolek będzie miał kolejne dzieci i najmłodszym będzie właśnie Rychu. Może i tę genealogiczną zagadkę uda mi się rozwiązać. 😄 Za to Anastazy Olkiewicz wspaniały policyjny przodownik powinien być ojcem przyszłego bohatera Teosia Okiewicza. I wygląda na to, że po tacie Teoś ma w genach sporo podobieństwa. Co do Mirasa vel Mirka Brodziaka jeszcze nie wiem. W książce pojawia się piętnastoletni rudy Zenuś Brodziak. Raczej będzie to ojciec Mirka.

To odmeldowuję się dzisiaj, bo weny do pisania brak.

Za to dziś:

” Tygiel z Internetem”

https://tygielzinternem.blogspot.com/2024/05/tygiel-z-internetem-2124.html

a w Kąciku LM Luiza S.

Jest też Kącik Robótek Ręcznych

To do jutra. O kciuki poproszę, za moje zdrowie psychiczne.

Dzień Bloga Otwartego

Pomyślałam, że w zastępstwie mojego dawnego ” żółtego garnka”, co to był symbolem wpisów kulinarnych – cieszących się popularnością, od czasu do czasu podzielimy się naszymi sprawdzonymi i nieskomplikowanymi przepisami. Oczywiście lubianymi przez rodzinę i znajomych, co świadczy o ich zaletach . Dziś wypieki, bo łasuchów ci wśród nas dostatek.

Ja sama właściwie wszystko, co wiem na temat kuchni zawarłam w ” Polskich smakach i włoskich przysmakach'”, ale mam taki jeden przepis, który jest prosty, a może stanowić bazę różnych ciast .

Może być babką cytrynową, z dodatkiem kakao takim ciastem do kawy, może stanowić bazę dla cwibaka czyli po krakowsku keksa z bakaliami. Może być spodem pod ciasto z galaretką czy nawet być ciastem z owocami, serem i czymkolwiek chcemy. Nawet dżemem czy makiem.

Prawda, że rewelacja? Ten przepis posłuchałam w pociągu jadąc przed wielu laty z Chorzowa do Krakowa. Jedna pani drugiej pani zachwalała go w wersji babki cytrynowej. A, że zawsze miałam dobrą pamięć, to zapamiętałam i ten przepis służy mi do dziś.

Skladniki:

250 g mąki

250 g margaryny

250 g cukru ( ale według mnie za dużo i daję połowę)

5 jajek całych

proszek do pieczenia – ile dajecie, bo w Italii jedną torebkę przewidzianą na 250 g mąki.

Jajka z cukrem ubijamy mikserem. Dodajemy przesianą mąkę z proszkiem. Mieszamy mikserem. I teraz najważniejsze. Margarynę rozpuszczamy w rondelku i gorącą wlewamy do masy miksując cały czas. I to wszystko. Wlewamy do formy wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułką tartą.

A potem dodajemy, to co nam w duszy gra.

Pieczemy plus minus 35 – 40 minut w tem. 180°.

Smacznego

Wiadomości kulturalne

Bo właściwie tylko to jest może dość ciekawe.

V. wrócił i po obiedzie, gdzie o dziwo nie grymasił położył się. Zrobiłam gulasz i nawet zjadł trochę z makaronem. I ciasto z jabłkami i truskawkami. Wieczorem do tej reszty gulaszu ugotuje mu ziemniaki. Dostał rozpiskę, ale tylko z lekarstwami. Nawet musiałam przynieść z apteki, to co brakowało. W poniedziałek doniosę receptę. Tu apteka honoruje wypis ze szpitala i można pobrać lekarstwa, a receptę donieść. I tyle wieści domowych. We wtorek onkolog i zobaczymy, co się zmieni.

A teraz o kulturalnych imprezach w Ascoli. Dzieje się. Przede wszystkim bezpłatne koncerty na mniejszej scenie teatru.

Wczoraj muzyka Pucciniego.

Nasz doskonały Chór Teatru Ventidio Basso pod dyrekcją Giovanni Farina, który był zarazem dyrygentem i prezenterem muzyki.

Ale jakże inaczej. Nie zagłębiał się w biografię Pucciniego, ale pokazywał jak Puccini tworzył tę muzykę. Jak łączył akordy i dźwięki, żeby brzmiały ” słodko i pieszczotliwie” lub mocno i ekspresyjnie. Zarówno prezenter jak i cały chór wraz z solistami byli ubrani na czarno. Panowie w czarnych spodniach i czarnych koszulach. Panie na czarno, ale fasony dowolne.

Dodatkowo doskonały akompaniator młody pianista Alessio Falciani.

Wszystkie koncerty, bo był to już trzeci ) te uciekły mi przez chorobę V. a zwłaszcza ” Wesoła Wdówka”) odbywają sie w ramach Festiwalu ” Wiosenne Emocje”. i są całkowicie bezpłatne. Dziś natomiast Ascoli żyje koncertem rewelacyjnego pianisty, na którego koncert w ramach turnee po Italii na piazza del Popolo zabrakło biletów natychmiast . Też się nie załapałam. Tym pianistą jest Giovanni Allevi. Urodzony w 1969 roku właśnie w Ascoli. Powrócił w tym roku w Sanremo po wygranej z ciężką chorobą. Z białaczką.

Idąc na koncert widziałam próbę świateł i jego oświetlony fortepian na scenie.

Ale słyszałam go na żywo jeszcze przed chorobą.

A w ramach Wiosennych Emocji zapowiadają kolejny koncert.

Może uda mi się pójść.

To tyle i aż tyle.

A w Ascoli zakwitły amarylisy i pięknie kwitnie juka wraz z jaśminem pnącym na plotach.

Jutro Dzień Bloga Otwartego. Dzielimy się swoimi przepisami na ciasto. Proste, dobre i często przez nas pieczone.

Od czasu do czasu będziemy gotować i piec.

A teraz Kącik LM

I kolorowe talerze

Do jutra.

Piątkowy harmonogram

I zgodnie z nim od godziny ósmej doprowadzam do finału, to co zaplanowałam. A nawet mi się ten harmonogram mocno rozciągnął. Wzięłam wózek na zakupy i poszłam po duży pojemnościowo baniaczek candeggina czyli po polsku ace czyli wybielacz. Bo stale kupuję małe butelki plastikowe. Wcześniej przetarłam szyby we wszystkich oknach i zaraz po blogu zmienię firanki i wypiorę. Harmonogram rozciągnął mi się o wreszcie zdemontowany czyli możliwość umycia, pochłaniacza nad piecem i zmienienia żaróweczki, która się wieki temu przepaliła w wentylatorze kuchennym. Nie miałam zgody na takie fanaberie, bo to nie nasz dom czyli powinien zmienić właściciel. A mnie po prostu wstyd domagać się wymiany czegoś, co w końcu używamy. I to jeszcze na dodatek groszowy zakup, czyli mam jeden problem z głowy. W ogóle powrót V. nastroił mnie energicznie. Aż się sama sobie dziwię.

Zdecydowanie wybiorę się na koncert wieczorem.

A, jak to się mówi, że ” bilans musi wyjść na zero”, to zdecydowałam się wyrzucić jedne sandałki.

I wobec tego kupiłam dziś inne białe, bo mi się strasznie spodobały. W nagrodę za dzielność. V. dzisiaj wydaje się w lepszej formie. Pewnie i on ma dość szpitala.

A poza tym na moje samopoczucie wpływa pewnie polska kuchnia, jako, że ja Polka jestem i mimo, że lubię makaron, to nic nie zastąpi żeberek duszonych do miękkości, a nie twardych z grillowej patelni. I na dodatek z ziemniaczkami i mizerią.

Aż sobie dziś zafundowałam spacer ze szpitala do domu. Te prawie 1,5 km z hakiem. W Acquasapone oprócz candeggina kupiłam kolejną farbę i już się farbują dwie bawełniane bluzki, które postanowiłam nie wyrzucać i podarować im drugie zżycie. . Na kolor funkcji.

Jestem w trzecim tomie policjantów retro. naturalnie w Poznaniu.

I to wszystko.

Kącik LM na miejscu

Kącik Robótek Ręcznych

I kolorowe owocowe talerze

Do jutra.

Nerwowo

Trochę mi przeszło, po dobrym obiedzie, który sobie zrobiłam. Ale wróciłam zdenerwowana ze szpitala humorami V. Już rano słyszałam, że ma zły dzień. Samotność w pokoju mu nie służy i pewnie już i szpitala ma dość. Szczerze mówiąc boję się tego jego zachowania w domu. W szpitalu nie potrafi się podporządkować, aż go dziś objechała pielęgniarka, bo słyszała jak się zachowuje. A w domu żadnych hamulców nie będzie miał. A może to pełnia. W każdym razie zapowiada się nieciekawie.

Dobrze, że złapałam trochę oddechu. Przyniosłam trochę ciuchów do prania i załączyłam pralkę. Zobaczę jak będzie po południu.

Nie dziwie sie, że mu się nudzi, bo w pokoju jest sam, niewielu pacjentów, a nikt do niego poza mną nie przychodzi. Za całe dwa tygodnie była chyba trzy czy cztery razy G. raz z bratem i dwa razy z mężem. Vipera ani raz i zero telefonu. I tu chyba jest też pies pogrzebany. W niedzielę był kuzyn z żoną, ale z nim rozmawiają kilka razy dziennie.

A może jak się wyśpi we własnym łóżku, to będzie wypoczęty. Tylko, co z tym jedzeniem. Włos mi dęba staje, bo widzę, że dalej ma lekką dietę. No ale nie będę się martwić na zapas.

Jutro idę na koncert Pucciniego. Moja koleżanka wyczaiła i zaraz do mnie podesłała afisz.

Trzeba korzystać póki mogę.

Nie ma, co się martwic na zapas.

Siedzę w klimatach przedwojennego Poznania i dobrze mi z tym.

Acha. I jeszcze mam pytanie do piszących na WordPressie. Zginęły czerwone kropki sygnalizujące na dzwonku nowe komentarze. Czy tylko u mnie czy i u Was też. I jak zaglądam, to muszę otwierać wszystkie powiadomienia.

A teraz Kącik LM

Kącik Robótek Ręcznych

I kolorowe talerze

Do jutra.

Chciałabym, chciała

Pogadać z kimś, wejść w dyskusję o serii ” Antoni Fischer”. Kompletnie jestem zauroczona kolejny raz twórczością Ryszarda Ćwirleja. Czytam kolejny tom chronologicznie. Ta książka, jest kawałkiem wielkopolskiej historii, ale jak napisana. I ten ćwirlejowski humor. W cyklu pojawiają się znajome nazwiska z ” Milicjantów z Poznania”. W pierwszym tomie pojawia się Tolek Grubiński chyba ojciec Grubego Rycha. A w drugim tomie jest rudy nastolatek Zenuś Brodziak nic tylko przyszły tata Mirka. I jest wzmianka o przodowniku Olkiewiczu. Czyli i tu pojawia się ojciec Teosia. Poznaniacy z dziada pradziada. Jednym słowem znowu kawal świetnego czytania.

A ja już zaliczyłam pierwszą przebieżkę do szpitala. i mam w sumie dobre wiadomości. Kolonoskopia nie wykazała żadnych zmian i z tego się cieszę, bo bardzo się tego badania bałam. W sobotę V. wychodzi do domu i we wtorek ma już wizytę u swojej onkolog. Czyli wszystkie analizy i ewentualne zalecenia. W chwili obecnej ma kurację potasową w postaci kroplówek, bo niestety po tej biegunce ma niedobór.

W dalszym ciągu je dobrze i z apetytem i nawet zaniosę mu dzisiaj melona.

Za oknem słychać pomruki burzy. Zapowiadali burze popołudniu. Ostatnio rano upalnie, a potem pogoda się zmienia. Pod Neapolem kolejny raz zatrzęsło. Przed siedemnastą jadę do szpitala i powolutku będę przygotowywać dom do powrotu V.

To tyle dziś.

Kącik LM

Kolorowe talerze

Do jutra