Luz blues

Okazało się, że te dwa tygodnie pobytu V. w szpitalu miało swój wymiar. Nagle nie mam zaległości w praniu, prasowaniu i nawet w niektórych prace domowych, jak choćby ten pochłaniacz nad piecem mam czysty. Bo mimo, że się nie spisałam powolutku zaległości znikały.

Jak znam życie powstaną kolejny raz. Ale na razie jest dobrze.

G. zabrała V. do onkologa i zobaczymy, co należy robić. Oczywiście wczorajszy dzień i poranek by równie nerwowy jak ten po powrocie. Nie mam niestety na to wpływu, bo czy zachowuję spokój i milczę czy próbuję wyjaśnić spotykam się z nerwami .

Wczoraj wymyślił, że źle się czuje, bo bierze za dużo lekarstwem. Oczywiście ja mu daję za dużo. Nie przyjmuje do wiadomości, że to efekt terapii immunologicznej.

Ale na razie ogarnęłam dom. V. wczoraj zrobił osobiście sugo z owocami morza ( ja się nie wtrącałam ) na obiad, bo G. lubi. Wczoraj słyszałam jak mówił do niej, że jest w domu i nie będzie jadł jak w szpitalu.

Za to ja rozmawiałam z ZA, do którego zaniosłam szpitalny wypis i wzięłam te recepty do apteki. I ZA powiedział, że może jest wszystko, bo to nie jest biegunka spowodowana pokarmem. No więc proszę bardzo. Niech je co chce.

Nic z tego co prawda nie rozumiem, ale ja nie lekarz i nie Włoszka. Szpital swoje, lekarz rodzinny swoje. Co prawda szpital też nie dał żadnych zaleceń pokarmowych.

Za Włochami nie trafisz

Uśmiałam się wczoraj kończąc czwarty tom Antoniego Fischera. W Epilogu jest mini życiorys Anastazego Olkiewicza. Tak, to będzie tata naszego ulubionego Teosia.

Teraz jestem w tomie piątym. Oczywiście ciekawy. To może sobie poczytam jak wrócę z miasta.

Dziś Kącik LM

Kącik Robótek Ręcznych

I Kącik Działkowicza Majsterkowicza

Do jutra.