Zamiast typowych dla mnie rozważań przy desce do prasowanie

Wszyscy znający mnie dobrze wiedzą, że kocham prasować. I nic tego nie jest w stanie zmienić. Cierpię kiedy mam stertę wypranych rzeczy a nie mam możliwości prasowania. W życiu hotelowym ograniczyłam tę czynność do minimum, bo prasowanie na łóżku przyprawiało mnie o ból pleców lub ewentualnie kolan.

Dlatego kiedy tu uporałam się z pierwszą pralką wczoraj z  zapałem porannym zabrałam się do prasowania. Deska do prasowania na wyposażeniu mieszkania. Widziałam ją stojącą za szafą. Deska jak deska. Specjalnie jej się nie przyglądałam. Wyciągnęłam i na pierwszy rzut oka na sama deskę wydawało mi się w porządku. Gorzej kiedy przyszło do rozłożenia. Zardzewiały rupieć to za słabe określenie. Ale zahaczyłam nóżki i zaczęłam się upajać prasowaniem.

To wtedy pomyślałam, że te czynności domowe mamy wpisane w pamięć i bez nich po prostu trudno nam żyć. Sprzątam, układam i przestawiam. Na życzenie mojej przyjaciółki zrobiłam fotkę na bujaku

a wprawne oko mojej kolejnej przyjaciółki z Londynu dostrzegło w witrynce kawałek kolekcji porcelanowej. Już po zdjęciu przestawiłam znowu cudeńka sama pełna zachwytu na nimi.

Warto było je ocalić z kupy tandetnych i zniszczonych rupieci na ” pchlim targu”. Stopniowo przywiozę i inne. Łabądki dostały maleńką serwetkę i inne miejsce na regale.IMG_0948.JPG

A ten drobiazg to nabytek z ostatniego targu.IMG_0952 Już z przeznaczeniem do kuchni w mieszkaniu. Wczoraj moja przyjaciółka zwróciła  uwagę na tę tackę.IMG_0949 To z Lisa. Dwa pojemniczki na ser. Parmezan i pecorino. Odtwarzam część tamtego czasu.

Rzeczywiście parę drobiazgów i mieszkanie nabiera charakteru. V. też powrócił do swojego systemu. Siedzi i układa pasjansa i nigdzie go nie nosi. Ogląda telewizję w kuchni i czasami gotuje. Nie denerwuje go komputer. Bo go nie widzi. 😀

Tyle sobie zdążyłam pomyśleć kiedy deska z rumorem mi się złożyła i wylądowała na podłodze a ja zostałam z żelazkiem w ręku. Dobrze że się nie oparzyłam albo nie uderzyła mnie w nogi, bo to cholerstwo żelazne. Żeby dokończyć prasowania musiałam to kurestwo powiązać tasiemkami od spodu, które po skończeniu, żeby to k… złożyć musiałam rozwiązać.

Deska dołączy do rzeczy zbędnych. Wyposażenie się zmniejsza wprost proporcjonalnie do czasu zamieszkania. Doszła również lampa stojąca w salonie, która ma wyłamany uchwyt nie do naprawienia.

A w nocy i do nadal mam atak woreczka. Odezwał się mój kamień. Jakoś piszę ale z trudem. I dlatego zakończę.

Jutro tez jest dzień.

12 myśli na temat “Zamiast typowych dla mnie rozważań przy desce do prasowanie

  1. Luciu kochana, już na odległość czuje się spokój i dobry nastrój. Mieszkanko już jest ocieplone Twoją ręką, nie trzeba egzorcyzmów na przywołanie dobrych duchów. Jeszcze tylko przywieź ze schowków pled na fotel, na ocieplenie plecków no i deskę do prasowania. Ciągle cieszę się Waszym metrażem bez towarzystwa hotelowego :).

    Polubienie

      1. Jutro musi być lepiej ! Nie wiem, nie znam się na woreczku, ale może jakieś lekarstwo z apteki ?
        Przytulam Cię, żeby nie bolało :-)***

        Polubienie

      2. Raczej dieta a la głodówka pomaga. Musi się uspokoić. To sobie leżę w łóżku pod kołdra. Juz nie pamietam takiego luksusu dawno. I to jest ten plus. Całusy

        Polubienie

  2. Jak piszesz, to pomimo wkurzenia na deskę, czuje się spokój u Ciebie.Deska mała rzecz… A ile radości. Teraz przynajmniej będziecie mogli prowadzić w miarę normalne życie. Z jego wzlotami i upadkami, ale w czterech ścianach-przepraszam sęk w tym że własnie więcej jest tych ścian! :)))

    Polubienie

  3. Jak już do prasowania przystąpiłaś to znaczy , że jesteś u siebie . Tak myślę , że organizm odreagowuje tymi bólami i wkrótce miną .

    Polubienie

Dodaj komentarz