Muszę… wiem, że muszę

Od wczoraj znów nieciekawa atmosfera w domu. Ataki psychiczne V. są coraz częstsze. I nie mam na to wpływu. Wczorajszy wieczór był kolejnym chorobliwym wieczorem. Zainstalowałam się w innym pokoju.

Czytam. Jedną książkę za drugą. dzisiaj panuje spokój, ale nie rozmawiamy ze sobą. Nie ma o czym, bo żadne rozmowy nie skutkują. Jak skłonić go do wizyty u psychiatry. Wygląda na to,  że nie potrafię już nawiązać kontaktu, po ataku nerwowym. To on uważa się za pokrzywdzonego.

Wszystko jest przeciwko niemu nawet jego choleryczne usposobienie, które można by potraktować z przymrużeniem oka. A tak tylko nasila objawy. Nie mam wątpliwości. Jest chory i to poważnie.

Dlatego nie rozmawiam, czytam i czekam kiedy organizm V. kolejny raz zareaguje poprawą.

Dziś doskonały przepis. Wiem, ze ma już swoich zwolenników.

„LETNI DODATEK KULINARNY CZYLI MOJE PRZEPISY”

Sałatka Ascolańska, czyli oliwki a la P.

Poniedziałek, 14 lutego 2011 r.

 

Zamieszałam w moim garnku i pojawił się przepis z wczorajszej kolacji. Autorstwa P. Smakowało mi tak bardzo, że chyba sama ją zjadłam a dojadłam dziś po obiedzie, ( podobno to przepis ascolański, ale P. nie zapiera się, że w innych regionach Włoch nie można go spotkać).

To dla tych, którzy lubią oliwki, w tym przypadku czarne.

Składniki:

1 puszka oliwek czarnych – około 250 g

2 pomarańcze

sól

pieprz

oliwa z oliwek naturalnie

Do salaterki wrzucić odsączone oliwki ( najlepiej nie wypestkowane). Pomarańcze ( dobrze umyć) i pokroić ze skórka na kawałki. Wymieszać z oliwkami. Posolić do smaku i dodać duuużo pieprzu. Polać oliwa i zostawić na 2, 3 godziny.

I już. Wczoraj jadłam z befsztykami wieprzowymi. Oczywiście palcami, bo pomarańcze trzeba ze skórki obgryźć a i oliwki lepiej smakują paluchami.

No, ale, jak ktoś bardzo wytworny niech się meczy sztućcami.

Nie ciekawie dzisiaj, no może poza doskonałą sałatką ascolańską. 🙂