Wczoraj spędziłam przyjemne popołudnie na zakupach z przyjaciółką, która przed wyjazdem do Polski chciała zabrać prezenty nawiązujące do Ascoli. Dlatego poprowadziłam ja do urokliwych sklepików z ascolańską słynną majoliką.
Myślę, że upominki się spodobają, bo to ja jestem za nie odpowiedzialna.
Potem już w szerszym gronie posiedziałyśmy na piazza Arringo w kafejce przy drinku ” americano”.
A dziś od wczesnego ranka sprawy urzędowe. Byłam pewna, że naniesienie klauzuli o separacji na akt małżeński V. nie potrwa jeden, dwa dni. O ile w sądzie o dziwo załatwił szybko, to znaczy sąd miał zaraz przesłać klauzule do magistratu, tu w magistracie ascolańskim pani poszła sobie na tygodniowy urlop i nie przekazała żadnych spraw zastępczyni.
Na szczęście dziś udało się ten papierek ze stosowną adnotacją uzyskać a nawet zawieść go do notariusza. Potrzebny jest, bo V. kupuje ów magazynek w którym przechowujemy rzeczy. Wcześniej okazało się, że biuro paszportowe czynne jest od godziny 10 – 13. Dlatego pojeździliśmy po sklepach i zrobiliśmy jakieś zakupy.
W biurze paszportowym V. pobrał kwestionariusz i uzyskał informacje, co ma jeszcze zrobić. Oczywiście zdjęcia. Dwa i opłata stosunkowo niewielka. Niestety jednak na paszport czeka się trzy tygodnie. Tak, że wyjazd moim zdaniem o ile dojdzie do skutku ma szansę na połowę sierpnia.
Teraz muszę go zmobilizować do szybkiego złożenia dokumentów. A wcześniej do zrobienia stosownej wielkości zdjęć, bo te które ma okazały się za male. Miałam je w torebce i zaraz sprawdziłam czy mogą być. Nie mogą. Gdzieś w domu jest jeszcze jeden komplet zdjęć, ale w tym momencie nie przychodzi mi do głowy gdzie.
I stwierdzam, że ten rok pogodowy jest przedziwny. Zimy nie było. Róże kwitły bez przerwy. Wiosna przyszła prędko, ale maj był zimny i deszczowy, do połowy czerwca nawet było koszmarnie. Potem nadeszły tropikalne upały. Minęły i mamy pogodę jak pod koniec sierpnia. Noce od kilku dni tak zimne, że dziś kiedy kolejny raz zmarzłam wyciągnęłam pikowaną narzutę. Trzeba wzmocnić ciepłem prześcieradło górne. I chyba muszę podeprzeć się aspiryną ” C”, bo czuję gardło.
Ranek chłodny a kiedy pojawiło się słońce gorąco, jednak z taką jesienną nutą. Wszystko do góry nogami.
Na czytniku mam ” Zanim się obudzę”. Po pierwszych stronach wiem, że będzie to dobra książka zmuszająca do przemyśleń Podpowiedziała naturalnie Iwona Banach a ja zaraz kupiłam.
https://iwonabanach.blogspot.com/2019/07/zanim-sie-obudze-madra-potrzebna-dobra.html
A teraz malutki dziś przepis dla łasuchów.
„LETNI DODATEK KULINARNY CZYLI MOJE PRZEPISY”
I bach, oto moje CZEKOLADOWE WSPOMNIENIE.
Kiedy byłam mała na podwieczorek często dostawałam czekoladę na mleku. Mleka nie cierpiałam i dlatego kakao i czekolada pojawiały się w moim dziecięcym jadłospisie często plus kruche babeczki ( specjalność mojej babci) a czekolada była z pianką. Pianka to nic innego tylko ubite białko na sztywno z odrobina cukru i położone na górze filiżanki z czekoladą… Pycha.
Popołudnie też mam przyjacielsko zagospodarowane.
To do jutra. 🙂