Zacznę od przypomnienia mojej opowieści faworkowo- karnawałowej.
Kiedy ją pisałam jeszcze nie wiedziałam, że we włoskim karnawale są one obecne. W takiej samej formie.
Zapraszam do poczytania.
Opowieść karnawałowo- faworkowa
Naturalnie będzie i przepis.
Wcześniej jednak jak zwykle muszę coś opowiedzieć. Faworki piekłam ” od zawsze”, kiedy więc przyjechałam do Ancarano i dotarło do mnie, że „tłusty czwartek ” zaczęłam się rozglądać za składnikami do pączków lub faworków.
Paczki odpadły, bo nie wiedziałam czy w Italii są drożdże i jak one się nazywają po ichniemu. Do faworków było w domu wszystko.
To teraz składniki
1 jajko
2 żółtka
1 łyżka octu
2 łyżki ( można a nawet trzeba wiecej) rumu
2 łyżki cukru
1/4 łyżeczki soli
1/3 szklanki śmietany
2 łyżki masła
2 szklanki mąki
Rano, kiedy moi staruszkowie spali, rozpoczęłam misterium faworkowe… Szybko zagniotłam ciasto ( tylko mąki musiałam dać więcej. To było pierwsze moje spotkanie ze wspaniałą włoską mąką), ale takie rzeczy ma się „w paluszkach „.
Zaczęłam się rozglądać za wałkiem. Przekopałam się przez całą kuchnię. Nie ma. Za krótko pracowałam i zakamarków innych nie znałam. Nie było, od kogo pożyczyć. I wtedy przypomniałam sobie opowieść pewnej dziewczyny, która pracowała w Hiszpanii. Zrobiła ona faworki wałkując ciasto butelką.
– Czy ja gorsza? – Pomyślałam.
Znalazłam stosowną butelkę, taką która „leżała” mi w ręku i robota ruszyła „z kopyta „.
Należy małe kawałki ciasta odrywać, resztę przykrywać, żeby nie schło i cienko wałkować. Jak wyglądają faworki nie muszę opowiadać.
Smażyć w głębokim tłuszczu , odsączać na bibule i ciepłe obsypywać ( z obu stron) cukrem pudrem z wanilią ).
Kiedy wstali Raniero i Emilia na stole pachniały 2 ogromne półmiski faworków.
Dzień był pełen wizyt krewnych i znajomych i wszyscy się na polskie faworki załapali. Nazwalam je wtedy „polacco dolce carnavale”. Później znalazłam w słowniku wyraz „wiązka chrustu – la fascina” i teraz tak je nazywam.
Ale to nie koniec opowieści.
Będzie jeszcze o wałku. Ja mam jeszcze po babci ciężki i dobrze leżący w ręce.
Wałek w Ancarano był. Znalazłam go po 2 latach w … garażu. Wałki włoskie są zupełnie inne od mojego. Są cienkie i mają nieraz długość do 1 metra do lepszego wałkowania ciasta na makaron.
A ja uważam wałek za cudowną broń kobiecą taką zaczepno- obronną. Należy go mieć w kuchni w zasięgu reki. I żeby zakończyć temat „wałkowy ” przypomniał mi się śląski dowcip.
„Rzecz dzieje się powiedzmy gdzieś w Kochłowicach. Przychodzi sąsiadka do sąsiadki i mówi:
– Kowolikowo kochana, pożyczcie mi „nudelkule”. ( wałek po slasku)
– Ni moga kochana… tyż na chopa czekam ” .
Tak, ze ponieważ paczki lubię świeże a na dwie osoby nawet z poczęstowaniem innych nie mam zapału do pieczenia pozostały jak zwykle FAWORKI
Czyli tradycji stało się zadość .
Na place też zajrzałam, żeby pierwsze karnawałowe przebieranki zanotować. dziś szaleństwo dla dzieciaków. 
Migawki karnawałowe.
Przebieranek ciąg dalszy w sobotę i w niedzielę. Dodatkowo będzie mnóstwo teatrzyków ulicznych.
Jutro też karnawalowo, ale mam nadzieję na udany wieczór.
I wyrażam swoją nadzieje, że za moje zdrowie zjadłyście kilka pączków.