Tak nazywam zawsze moje wspomnienia. Nawet w moich książkach pojawiają się tytuły ” Z rolki wspomnień”.
Dziś na rolkę wspomnień drugi dzień pobytu mojego wnuka.
Pogoda nam dopisała. Z każdym dniem robiło się cieplej. Kiedy przyjechał było w ciągu dnia okola 20 stopni. Wieczory naturalnie już chłodniejsze. Pierwszy dzień, co było widać na zdjęciu bardzo słoneczny a tym samym i ciepły.
A piątek, to było nasze polskie lato. I dlatego plany wypadu nad morze były jak najbardziej uzasadnione. Po śniadaniu wyruszyliśmy zaopatrzeni w akcesoria kąpielowe dla Piotra. Bardzo chciał wykąpać się w Adriatyku. Co prawda to już październik, ale znacznie cieplejszy od niejednego naszego polskiego lipca nie mówiąc o temperaturze wody.
Z ciekawości zerknęłam na dzisiejszą temperaturę. dziś średnia powyżej 20 stopni.
A w piątek było jeszcze cieplej.
Przejechaliśmy się naszym Lungomare zwane ” Riwierą pod palmami”. San Benedetto jest słynne z palm, których liczba przekracza 3 000 tysiące. Nie na darmo zalicza się do najpiękniejszych w Italii. W jesiennej odsłonie równie piękne. I oczywiście spokojniejsze bez tłumu turystów.
Zeszliśmy na plażę. Słońce naprawdę grzało i tak powstała dokumentacja październikowej kąpieli w Adriatyku.
Trochę ciśnienie nam podniósł kiedy wydrapał się na falochrony i straciliśmy go z oczu, bo za nimi jest już naprawie niebezpiecznie. Na szczęście to rozsady chłopak i po przepłynięciu tego dystansu wrócił do z lekka zdenerwowanej babci.
A w kolejce czekał solidny spacer oryginalnym molem w San Benedetto. Molo niejednokrotnie pokazywałam na fotkach. Z kamiennymi rzeźbami na głazach. Tu załapałam się na wspólną fotkę z wnukiem.
A potem był solidny obiad z owocami morza naturalnie, bo raz, że piątek a Włosi w piątki jedzą ryby a dwa, że te Piotr jak już pisałam miał jeść ich tyle ile uda mu się zjeść.
I przyszła po obiedzie kolej na wspaniałą Grottammare. Najpierw tę nadmorską, która jest miejscem letnich pobytów elity Ascoli a potem Grottammare Wysoką i bardzo zabytkową. Wszystkich naszych gości zawozimy do niej, bo to i panorama przecudowna i niezwykle charakterystyczne miejsca.
Muszę się pochwalić, że kondycję mam zdecydowanie lepsza od V. i wchodziłam z wnukiem tam gdzie osobisty nie miał zamiaru się wspinać.
V. miał jeszcze w zanadrzu jeszcze jedną niespodziankę.
Podczas powrotu do Ascoli zjechał do naszego spacerowo piknikowego miejsca podczas 1 Maja czyli ” święta bobu” jak nazywam 1 Maja w Italii. 😀
A tam nowość. Spory teren na którym powstało miasteczko dla kotów. Z urokliwymi domkami i różnymi zabawowymi atrakcjami. I oczywiście mieszkańcy tego kociego azylu.
Następnym razem zrobię z niego porządny reportaż. Dziś to tylko migawka.
A po powrocie kolacja. Caprese czyli pomidor z mozzarellą i jeszcze wypad na lody do lodziarni na piazza Roma.
bardzo atrakcyjny dzień i mam nadzieję, że rolka wspomnień będzie z tych urokliwych.
Zapraszam jutro na kolejny niestety ostatni dzień pobytu mojego w wnuka w Ascoli.