Satysfakcja wiosenna

Według starych Włochów na zasadzie naszych starych Górali istnieje teoria, że wczorajszy i dzisiejszy dzień zaliczają się do najzimniejszych w roku. W Italii naturalnie.

Tymczasem ostatnie dni należą do ciepłych a dziś termometry pokazały 19 stopni. Ponieważ w nocy temperatura wynosi 10 stopni siłą rzeczy w mieszkaniu jest znacznie cieplej. Co naturalnie mnie bardzo cieszy.

Zgodnie z zamówioną wizytą u fryzjera wczoraj spędziłam tam popołudnie. Potwierdza się powiedzenie mojej babci, że ” dla kobiety najważniejsza jest głowa i nogi”.  Wyglądałam już strasznie, tak, że po zakończeniu fryzjerskich ” czarów marów” z przyjemnością na siebie spojrzałam.

To był najdroższy chyba pobyt u fryzjera w moim życiu, ale nie żałuję a wręcz postanowiłam bywać u nich w razie potrzeby.

Na plus salonu zaliczyłam dodatkowo fakt, że pierwszy raz w życiu nikt nie zapytał mnie skąd pochodzę.

Było miło. Lubie u fryzjera obsługę męska a pośród czterech osób, które nade mną pracowały szef i młody człowiek, który nakładał mi pierwszą farbę pod balejaż to rodzaj męski.

Tak, że jutro w operze nie będę występować jako ten ” Upiór w operze” i straszyć.

Nawet V. stwierdził, że wyglądam doskonale,

I przede wszystkim samopoczucie mi się poprawiło.

We włoskiej telewizji królują reklamy 70 Festiwalu Piosenki Włoskiej w Sanremo, który rozpoczyna się 4 lutego.Sanremo-2020

Wyścig do prowadzenia jubileuszowego festiwalu wygrał telewizyjny prezenter Amadeus.

A to zabawna reklama festiwalu z jego udziałem czyli śpiewający Amadeus na przestrzeni lat. 😀

Sanremo 2020 – Il video promo con Amadeus che canta le canzoni di Sanremo

Mam do niego sentyment, bo kiedy w 2002 r, przyjechałam do Italii do Italii prowadził on nieśmiertelny teleturniej „L’Eredita” i sporo się języka na tym teleturnieju nauczyłam.

Oczywiście coś tam pooglądam i coś tam napisze na ten temat.

Po dwukrotnym dzisiaj pobycie na cmentarzu myślę, że wreszcie mama V. spoczywa w spokoju obok swojego męża.

A ja popołudniu zamierzam pospacerować po Ascoli a może spotkam Lucię Modną, bo widziałam kilka aranżacji nowej kolekcji. A i saldi też w tym roku nie najgorsze.

A jako dzisiejszy bonus piosenka, która wygrała pierwszy Festiwal w Sanremo.

 

Byłam już wtedy na świecie, ale piosenki nie pamiętam. Wtedy jeszcze nie takie piosenki śpiewała mi babcia. raczej ” Aaa kotki dwa”. 😀

 

Zapiski

Nic ciekawego. Ot taki zwyczajny dzień z elementem popołudniowym.

Wczoraj byliśmy na mszy w intencji mamy V.  A jutro czeka nas o jedenastej  smutna uroczystość, bo prochy matki V, po kremacji zostaną złożone do miejsca pochówku jego ojca. Powiem szczerze, że to rozciąganie w czasie pogrzebu praktycznie nie ma dobrego wpływu na psychikę V. Z racji spotykania swoich braci a relacje między nimi  są żadne a nawet złe.

Ja zajęłam stanowisko milczenia i nie komentowania sytuacji i mam zamiar tak trwać do oporu.

Dzisiaj piękna wiosenna pogoda. Pojechałam sobie busikiem na zakupy a właściwie zamówić się do fryzjera. W Ascoli o dziwo fryzjerek nie za wiele a ten chyba jeden zalicza się do prawdziwych salonów fryzjerskich, co naturalnie przekłada się na cenę. Nie powiem z lekka mnie zatkało. Ale co tam.

Muszę nałożyć farbę, bo wyglądam strasznie a z drugiej strony idę w końcu do opery a właściwie na opere w ascolańskim teatrze.

Przy okazji zrobiłam sama zakupy. Kopiłam żeberka i na kolację będą w kapuście włoskiej, którą miałam zrobić faszerowaną, ale ten wirus, co mnie dopadł pokrzyżował mi plany.

Ciasto okazało się doskonale i pozostał niewielki kawałek. Osobisty miął w tym największy udział.

Postanowiłam zrobić ciasto pomarańczowe i kupiłam konfiturę z gorzkich pomarańczy.

Przynajmniej mam zamiar.  Mam pomysł na nie a więc wracam do cukierniczej formy.

I właściwie to wszystko.

Ale żeby nie było tak pusto, to pooglądajcie sobie balet chiński, który zatańczył fragment ” Jeziora Łabędziego ” tak, ze mnie dech zaparło.

https://podaj.to/post/782,2,miliony-ludzi-na-wiecie-zaniemwio-widzc-ten-wystp-zobacz-dlaczego.html?utm_source=Facebook&utm_campaign=Fanpage&fbclid=IwAR0juZxcRhWXqc433d1Vvo1MX-AiSuFxdkzgqJwebgD5KfxBdq3trNX0SOs

I jeszcze w klimacie ” Carmen”.

 

i fotka, jaką dostałam mailem i strasznie się uśmiałamunnamed

Spotkamy się jutro.

Mieszanka codzienna ( włoska)

Dlaczego włoska? Ano dlatego, że ta codzienność czasami zdecydowanie się różni od codzienności innych krajów.

Drugą noc z rzędu obudziła mnie migrena. Dawno takiej nie miałam. Cóż było robić. Prochów przeciwbólowych ci u mnie dostatek. Wstałam, potraktowałam należycie i jakoś opanowałam. Odpowiedzialny za nią jest najpaskudniejszy wiatr czyli scirocco. Przywiał z impetem takim, że ciężkie donice na placach nie tylko przesuwał, ale i wywracał.  Łeb na dworze urywało. Taki wiatr jest niebezpieczny, bo przynosi trzęsienie ziemi. I ten też postraszył  3,3. U nas na szczęście nie czuliśmy i w sumie to niewiele. Ale innych postraszyło.

Przywiał również temperaturę 18 stopni. Skok z kilku powyżej zera do takiej normalny dla organizmu nie jest.

Dzisiaj zgodnie ze zwyczajem włoskim w tydzień po pogrzebie msza w intencji zmarłej mamy V. Kolejna po miesiącu następna po trzech miesiącach i kończąca żałobę w rocznicę śmierci.

Podaję to jako zwyczaje włoskie.

I ten wiatr, który dziś ciut mniej wieje spowolnił Internet, który szczęśliwie nie u mnie lezie jak ten znaleziony w Ascoli ślimak.CIMG0172W mieście pojawiły się plakaty przypominające o ” Carmen”,CIMG0175 na którą to się w sobotę wybieramy. A o tym, że wiało informuje ta fotka.CIMG0177 I oczywiście kolejny znany wszystkim z mojego bloga punkt fotograficzny , Widok na Starówkę ascolańską, Nigdy dość. CIMG0179

Z ciekawostek na dzisiaj zaznaczone miejsca przed magistratem Ascoli Piceno. Herb miasta. Punkt w którym do 1961 roku stal pomnik Wiktora Emanuela. ten, który stoi w parku na skarpie z lwem u stóp. Było tam też publiczne źródełko.

Powoli mija mi  trauma hotelowa, której się nabawiłam i wreszcie w domu pachnie ciasto. Upiekłam ciasto z jabłkami. Próba piekarnika. Mogłam trochę dać mniejszą temperaturę, co następnym razem zrobię, ale na szczęście zatrzymałam się na granicy przypalenia. 😀 Jest miejscami dobrze zrumienione.CIMG0189 A ponieważ jabłka były słodkie to już obeszło się bez cukru pudru.

Czyli kluski wróciły a teraz czas na ciasta.

Katar trawestując powiedzenie ” środa minie, tydzień ginie” na ” tydzień minie, katar ginie” znajduje się na granicy odejścia w niebyt.

I to jest też dobra wiadomość. Jak również uspokojenie się mojego nerwobólu, który czai się w tle, ale daje żyć.

Taka to dzisiejsza mieszanka codzienna z Italią w tle.

Pogoda zobowiązuje czyli opowięści ascolańskie

Oczywiście piękna pogoda jaką nam wczoraj święty od pogody zafundował w Ascoli. Było około 15 stopni i bezwietrznie. Ponieważ osobisty był w humorze zmierzłym typu ” stary kapeć”, policzyłam do dziesięciu i zamiast się denerwować poszłam na spacer.

Mój nerwoból wszedł w fazę lekkiego spokoju a więc aparat fotograficzny wrócił do kieszeni.

Zrobiłam klasyczne kółko wokół domu i zupełnie nieświadomie wróciłam w miejsce z którego wyszłam. Tak to jest w labiryncie ascolańskich uliczek na Starówce.

Zapraszam na słoneczny spacer.

Pierwszy rzut oka na nasz plac świętego Grzegorza a właściwie kościół tego patrona.CIMG0099 Sam plac pokażę przy innej okazji, bo jest to najstarszy plac w Ascoli i mieszkamy w jego najstarszej części. I boczna brama do naszego Magistratu.CIMG0101 Teraz  obok czarnego bzu, który ma już zielone listki wśród tych zeszłorocznych poszłam szukać różnych zapamiętanych szczegółów.

Na ulicy Pretorianów brakuje jedynej w Ascoli studzienki z wodą pitną w formie muszli. Muszę poszperać za tym zdjęciem. Może jeszcze powróci na stare miejsce. Pewnie winne jest temu trzęsienie ziemi.

Nadziałam się na tablicę informacyjną

 

i poszłam pod kościół ” Anioła Wielkiego” czyli Archanioła Gabriela. CIMG0109Też mam gdzieś fotki, bo w środku jet piękny jego pomnik. Kościół zamknięty na głucho a na uliczce która jest wspinająca się do góry i trzeba iść po schodach znalazłam zapamiętany obrazek czyli kafelek z majoliki ze świętym Emidio.

Kamienica wygląda na nieuszkodzoną w odróżnieniu od sąsiadek gdzie jeszcze trwają potrzęsieniowe remonty. Teraz znalazłam ślad wiosny. I kapary na murze.

Uliczką znów wspinającą   się do góry wyszłam u stóp ascolańskiej fortecy.

Na wspinanie się na szczyt jednak nie miałam siły i poszłam inną ścieżką. Wiele ich jest zamkniętych. I tu też  musiałam powpinać się po schodach.

Tak, że zaliczyłam pól wzgórza. Doszłam do Wydziału Architektury w starym klasztorze i potem już rozpoczęłam szukanie wiosny

i jednego pomnika, który w parkowej części widziałam z samochodu. Ponieważ wzgórze okrążają spiralnie jezdnie bez miejsca dla pieszych, dla nich są   zejścia po schodach.CIMG0150  I lepiej z nich korzystać bo samochody jadą szybko. Odkryłam nie tylko posąg

ale i takie niesamowite drzewo na łapach.

A potem syta chwały zeszłam gapiąc się na ascolańskie wieże

w pobliże domu gdzie jeszcze można spotkać maleńkie sklepiki z włoskimi specjałami CIMG0160pizzerię jeszcze o tej porze zamkniętą, bo na pizzę wychodzi się wieczorem

i uliczkęCIMG0165 i  takie detale.

I zaraz byłam w domu.

Podobał się Wam spacer? Bo mnie tak.

To zapraszam na kolejne. Przy ładnej pogodzie naturalnie. 🙂

Co było a nie jest przechodzi we wspomnienia

Wspomnienia oczywiście własne nasunęły mi się w związku ze ” studniówkami”. Trochę fotek pooglądałam u znajomych, trochę poczytałam i bęc.  Są moje wspomnienia studniówkowe, ale nie tylko.

Bo jak wiadomo ja zeszłowieczna jestem i maturę zdawałam w tym roku jubileuszową 55 lat temu. Specjalnie cyfrą napisałam, żeby ten jubileusz podkreślić.

Nie wiem kiedy zakończyły się bale maturalne na pożegnanie szkoły i wejście w dorosły świat, ale ja taki bal miałam.

Ale oczywiście wcześniej była ” studniówka”. To nie był wypasiony bal karnawałowy jak teraz z kieckami i makijażem godnym balu w Filharmonii.

To była ostatnia szkolna zabawa dla przyszłych absolwentów.

Zabawy szkolne były zawsze,  ale ta była wyłącznie dla jedenastoklasistów, bo taka nomenklatura w liceum obowiązywała. Kontynuowało się numery klas ze szkoły podstawowej. Czyli ósma, dziewiąta, dziesiąta i ta ostatnia jedenasta.

Ostatnia SZKOLNA zabawa a więc strój galowy szkolny. Czyli biało- granatowo ewentualnie czarno- biało. Nie pamiętam czy była dyspensa na brak tarczy na rękawie, ale chyba tak jak i na buciki na obcasie ( niewielkim) zamiast nieśmiertelnych pantofli gimnastycznych w jakich pląsało się na innych wcześniejszych zabawach szkolnych.

Oczywiście studniówka była w sali gimnastycznej. Jakżeby inaczej.

Mamy zrobiły przegryzkę, szacowne grono pedagogiczne bawiło się we własnym gronie z lekka tylko zezując w stronę młodzieży zwłaszcza męskiej, która to w ustronnych kącikach coś tam mocniejszego miała. Ale broń Boże w nadmiarze.

I chyba najpóźniej o godzinie jedenastej wieczorem był koniec imprezy.

Nawet nie pamiętam czy jakiś niewidoczny makijaż sobie zrobiłam. Chyba nie, bo podpaść przed maturą…

A potem mijało sto dni i nadszedł maj a z nim matura i najważniejszy po niej BAL MATURALNY.

Prawdziwy dorosły w wymarzonych sukienkach o czym za chwile.

Dokładnie taki jak w szlagierze z tamtych moich szkolnych lat.

Sukienką najbardziej przejmowała się moja mama. Dlatego uszyła mi ją bardzo renomowana krawcowa szyjąca cudowne kostiumy dla Teatru Słowackiego . Dziś napisałoby się stylistka:D

To ona wymyśliła fason mojej pierwszej balowej sukienki. Była biała z bawełny z nitką srebrną ale nie za błyszcząca. Tylko drobna migotka.\Sukienka w formie modnych trapezików, bez rękawów z małym dekoltem.  Na dole ozdobiona pasem białego tiulu zmarszczonego w środku. Tak zwana riuszsza.  I na sukienkę żakiecik z tiulowymi długimi rękawami zakończonymi falbanką z klosza. Przy szyi taka sama tyle, że mała tiulowa riuszka i żakiecik zapinany na obciągane guziczki i materiałowe pętelki.

Żakiecik w trakcie balu mogłam zdjąć, bo miałam od mamy komplet z Jablonexu. Oto słynny Jablonex. bizuteria-retro-stara-broszka-jablonex-jelenia-gora-517083294Nawet dziś byłby cudowny. Klipsy długie, bransoletka i kolia. Wszystko niebiesko turkusowe czyli moje kolory do dziś. I kok… bo pełna elegancja a koki wchodziły w mode.

Natomiast nie pamiętam sukienek koleżanek poza jedną czarną kreacją Ewy K. Zadała szyku. Czarnych sukienek wtedy jeszcze się nie wkładało nagminnie. Ale i biała czyli moja na pewno była tylko jedna. Wychodzi na to, że reszta to były kolorowe sukienki.

Szkoda, ze nie mam ani jednego zdjęcia z Balu Maturalnego.

Acha i ten pierwszy nasz bal, też był w sali gimnastycznej. Bo to było pożegnanie szkoły i jej murów.

Dokładnie jak w piosence:

” Żegnaj szkoło w noc majową, żegnaj dziewczyno i ty… ”

Z małą poprawką:

„Żegnaj szkoło w noc czerwcową…” bo mój bal był na początku czerwca.

Za to mam jedyne zdjęcie z zabawy na którą zabrała mnie babcia podczas wczasów zimowych . Na rok przed maturą. Pozowałam już na dorosłą pannę. Sporo osób zna tę fotkę ale nie wszyscy znają Lucię z tamtych lat. 0000WVRLNYUEIAWS-C116-F4

I taki we wspomnieniach został ślad. Po ” studniówce” i pierwszym balu. Balu Maturalnym. Może o takim własnie śpiewała Kalina Jędrusik.

 

Czekam na komentarze .

Do widzenia się z Państwem.

 

Dziś to będzie mieszanka blogowa :D

O tym, że poczułam się lepiej świadczy fakt, że w piątek wieczór dopadła mnie ” głupawka”  i dopisałam się do znanego wierszyka Jana Brzechwy ” Katar”. Mam nadzieję, że autor mi tam w zaświatach wybaczy.

Przypomnę kawałek oryginału:

” Spotkał katar Katarzynę. A psik.
Katarzyna pod pierzynę. A psik.
Sprowadzono wnet doktora. A psik.
Pani jest na katar chora. A psik.
Terpentyną grzbiet jej natarł. A psik.
A po chwili sam miał katar. A psik.
….
Przed godziną jedenastą już kichało całe miasto. A psik”


A teraz co dalej.


” Wśród spotkanych Lucia była. A psik.
Katarem się zaraziła. A psik
Zamiast leżeć pod pierzyną. A psik.
Kuruje się aspiryną. A psik.
Skąd w Italii wziąć pierzynę. A psik.
Trzeba kupić aspirynę. A psik.
Brak pierzyny, terpentyny. A psik.
Tylko karton aspiryny. A psik.”

No to się pochwaliłam i na blogu. 😀

Skoro czułam się lepiej, to wczoraj wyszłam na dwór, jako, że temperatura była około 10 stopni i bezwietrznie.

I wyszperałam serwetę na … kolejne Boże Narodzenie.

Na mój czerwony obrus. Z racji tegoż bałwanka i zielonych choineczek. Kiedyś przed laty w okolicy Wielkanocy kupiłam choineczkę porcelanową, w którą wstawia się zapaloną świeczkę. Jest jak znalazł do dekoracji.

Lecimy z mieszanka dalej, bo teraz będzie najważniejsze.

Przy naszej ulicy za murem rośnie ogromny stary krzew. Pamiętam, że kwiaty roznosiły po uliczce zapach kiedy pierwszy raz na nią zawędrowałam.

Oczywiście osobisty stwierdził-:

-Chyba sama, bo ze mną nie.

Był ze mną, ale skleroza. A ja pamiętam, że tak mnie ta uliczka zafascynowała, że robiłam zdjęcia. Oczywiście wpis był na Bloxie, ale szukanie go, to już przesada.

Chyba łatwiej w zdjęciach.

Myślę intensywnie, kiedy to mogło być. Jeszcze przed trzęsieniem ziemi na pewno. Motywacje mam silną, żeby V. udowodnić, że te fotki zrobiłam.

Była wiosna skoro pamiętam zapach kwiatów tego krzewu. Co to jest? Jaśmin? Chyba nie, bo on kwitnie bliżej domu. Tu nie pamiętam.

Zabrałam się za schowki elektroniczne. pierwszy do przeszukania 2015 rok. Wiosna… nie znalazłam.

Drugi kilka miesięcy przed trzęsieniem 2016 rok. Jak nie znajdę, wrócę się dalej.

I bingo. W kwietniu 2016 roku znalazłam mini album ” Uliczka”. Otwieram a tam na samym początku nazwa ulicy.

Ależ V. szczeka opadła. Miałam satysfakcję pełną.

To teraz proszę, oto te zdjęcia.

Nic się nie zmieniło tylko niektóre miejsca są zabezpieczone i ostemplowane drewnianym szalunkiem.  A krzew którego zapach zapamiętałam, to czarny bez.

Nie miałam wtedy pojęcia, że tam zamieszkam.

A oto link do opowieści o uliczce w 2019 roku.

https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/2019/09/25/o-uliczce-nie-w-barcelonie/

Przy okazji znalazłam początek mojej kolekcji łabędzi. Ten szklany niebieski uszkodzony podczas trzęsienia ziemi czeka na renowację, bo tylko stracił głowę. Tylko klej typu ” kropelka” nie sprawdził się. Ale pokleję z pewności

.

Kolekcja mocno się zwiększyła. I mam jeszcze inne fotki… czasem dobrze być upartym.

To do widzenia się z Państwem.

Opowieści LUCI MODNEJ

Najpierw jednak podrzucę temat do przemyślenia. Temat długości. Otóż zauważyłam we włoskiej telewizji u prezenterek nową długość sukienek i spódnic. Dawno niewidzianą długość. Jest to długość „za kolano” i to jakieś na moje oko 5 – 10  cm.

Szczególnie przy wąskich fasonach optycznie wysmukla sylwetkę jakkolwiek nie odmładza. Co nie znaczy, że postarza. Po prostu kobieta jest kobietą. Dorosłą kobietą.

A i nogi w takiej długości też nabierają wdzięku.

To tyle do przemyśleń.

Wracamy na tegoroczne saldi. Zdecydowanie są inne. Otóż większość butików wystartowała z obniżką cenową 50%. I na wystawach nie widać jak na razie nietrafionych koszmarków.

Oczywiście z racji mojego przeziębienia nie zrobiłam teraz większego rekonesansu, bo te fotki to ze środy, kiedy to przeziębienie rozłożyło mnie w nocy.

Ale zwróciłam uwagę oczywiście na Luisa Spagnoli. Jak zawsze. Powoli ta marka kojarzy się kilku osobom z Lucią Modną. Bardzo to miłe.Oto pierwsze propozycje z saldi.

Ta spódnica ma właśnie taką zbliżoną modną obecnie długość. A teraz koronka. Pamiętacie taką zieloną koronkową sukienkę u Luisy właśnie?

Już jej nie ma. Jest za to sukienka i garsonka w kolorze, który  w zależności od oświetlenia jest ciemnoniebieski albo grafitowy. Przez to, że koronka jest na czarnej chyba podszewce. Toteż zrobiłam tej aranżacji sporo zdjęć.

Są oczywiście też lubiane przez panie ” cętki|” . Tu jestem wyjątkiem. Nie lubię ale nie muszę lubić.CIMG0050Oczywiście i u Luisy trafiająCIMG0070 dziwne rzeczy. Takie jak te szerokie spodnie typu majtasy .

A potem w witrynie takie sobie zwyczajne propozycje.

Pod kurtką ciemnoniebieski sweterek na suwak. Była też jeszcze piękna szmizjerka.CIMG0062I coś w stylu marynarskim. Z dużymi srebrnymi guzikami. Na wiosnę całkiem udana propozycja.

U sąsiadów z naprzeciwka klasyka i ceny po obniżce też powalające.

Jeszcze z jednego sklepu płaszcze i kurtka która coś w sobie ma, poza kolorem, chociaż….

i na dzisiaj dosyć.

Jeszcze z pewnością się na przecenach spotkamy. Bo zostały do przeglądu inne sklepy na ascolańskiej Starówce. A ja tam najchętniej zaglądam.

Jakoś trzeba żyć

Grypa to chyba na szczęście nie jest, ale za to totalne przeziębienie. Pewnie stres i to siedzenie w domu przy zmarłej mamie V. jak to jest we włoskim zwyczaju zaowocowało katarem stulecia. Wczoraj przeleżałam w łóżku, ale dziś wstałam i na moment wyszłam po jarzynę do rosołu.

Na kurację w stylu włoskim jakoś nie mam ochoty.  Według V. powinnam się kurować witaminami z tubek sprzedawanych w Lidl-u.

Moja aspiryna „C” to niepotrzebna a rosół, to chyba czysty wymysł, że pomaga. Jak i pita herbata malinowa. Powinnam pić zimna wodę.

Oni naprawdę mają nie po kolei w głowach. Na własne oczy widzę, jak koledzy V. jedzą śniadanie na placu w ogródku kawiarnianym. Jakaś pizza ( taka śniadaniowa) z piekarni i każdy ma w ręce butelkę wody mineralnej. A na dworze w okolicy kilku stopni. Na sam widok mi zimno. Ewentualnie wcześniej kawa. A potem skarżą się na ból żołądka. Można t śniadaniową pizze popić ewentualnie winem.  O dziewiątej rano.

Czysty dom wariatów.

Tak, że wolę jednak nasze polskie sposoby.

Przed chwila się dowiedziałam, że rosołu nie je się z makaronem. A sama przywoziłam z Ancarano makaron ciotki Adelajdy najlepszy na świecie własnie do rosołu.

Jak ja nie zgłupieję do reszty, to będzie cud.

A teraz czas na ascolańską ciekawostkę.

Oto prawie stuletnia ” Latteria” czyli Bar Mleczny.  Latte jak wiadomo to mleko. V. opowiada, że kiedyś to był wyłącznie bar mleczny. Teraz pełni dodatkowo funkcje normalnego włoskiego baru . Tak wygląda o zmierzchuCIMG0081 a tak w pełnym słońcu. W oknie wystawowym pięknie odbija się pomnik poległych na piazza Roma a w tle widać wieżę kościoła San Francesco na piazza del Popolo,

Ale menu wciąż śniadaniowo doskonałe. CIMG0080

Maritozzi to są takie bułeczki podobne do naszych maślanych. Ze śmietaną i nutellą albo z lodami i ze śmietaną. Czekolada na gorąco ale jest też w niej poncz. 😀

Zdecydowanie wolę takie śniadanie.

A w oknie wystawowym bańki na mleko i śmietanę,CIMG0090 które pamiętam z dzieciństwa z polskich mleczarni, do których się chodziło zanim mleko zaczęto dostarczać w butelkach pod drzwi mieszkania. 43397-201707231113-init

A to znak firmowy włoskiej ” Latteria” w Ascoli.CIMG0091

Jutro odwiedziny Luci Modnej, bo w tym roku Saldi jakieś ciekawsze.

Mam nadzieje, że ciekawostka z Ascoli przywołała sympatyczne wspomnienia a więc :

Do widzenia się z Państwem.

Leżę

Może jeszcze nie kwiczę ale rozłożyło mnie dokładnie .

Silne przeziębienie może nawet niestety grypa.

Dzisiejszy dzień będzie w łóżku plus aspiryna. Wczoraj zaczęło mi się lać z nosa jak z kranu. Dziś przyhamowało jednak jestem grypowo rozbita.

Tak że wszystko co zaplanowałam musi poczekać.

Do widzenia się z Państwem w lepszej formie zdrowotnej.

Dzisiaj mieszanka blogowa

Ponad godzinę zastanawiałam się dlaczego nie działa mi Internet. W końcu załączyłam. Jak człowiek sam nie pójdzie po rozum do głowy to na serwisantów nie ma co liczyć. A ja nie mam zamiaru co chwilę latać do operatora z pytaniem:

-Dlaczego nie działa, jak wcześniej działał.

No to w tej chwili działa a ja jestem mądrzejsza o jedną z opcji, jaką mi pokazał mój nowy komputer.

Dzisiaj miałam rano dzień gospodarczy. Wreszcie się wyprasowałam. Długo nie prasowałam o czym świadczył fakt, że miałam obrusy świąteczne. W sumie nie było tego dużo, ale ogromne kawałki.

Mniej teraz mam prasowania. Zima. Grube swetry, które jak wyschną wystarczy złożyć tym bardziej, że pralka jest starego typu bez możliwości regulowania wirówki. Wiruje tak, że zagięcia nie są mocne i często w wilgoci ascolańskiej same znikają.

A teraz obiecany przepis na moje racuszki z jabłkami o który prosiła Mmzd

Składniki na około 12 racuszków.

2 duże jabłka

kartonik włoskiej śmietany 30 % kuchennej

szklanka wody

1 jajko

szczypta soli

szczypta proszku do pieczenia

można dodać też olejek waniliowy

mąka tyle ile zabierze, żeby ciasto było bardziej gęste niż na naleśniki.

Jabłka ścieramy na grubej tarce.

Pozostałe składniki miksujemy i odstawiamy na trochę ale niekoniecznie.

Dodajemy jabłka. Dobrze mieszamy. Na rozgrzaną z olejem patelnię wykładamy łyżką placuszki i smażymy z obu stron na złoty kolor.

Jemy ciepłe posypane cukrem pudrem. Ja nie używam cukru pudru tylko normalny. Tak wolę i cukier nie rozpuszcza się za szybko.

Smacznego.

A teraz moje nabytki do kolekcji łabędziej.

Oto wszystkie 5, wśród nich maleństwo ze szkła z Murano tak delikatne, ze nawet nie można było zrobić dobrego zdjęcia. Trzymam ostrożnie w dwóch palcach.

A oto poszczególne „eksponaty”. Ten ze słynnej fabryki Capo del MondoCIMG0022

a ten metalowy pełen wdzięku.CIMG0019

Kolejny szklanyCIMG0035 i mój ulubiony  biały i co tu dużo mówić prześliczny.

Oczywiście, to nie cała moja kolekcja, bo pozostałe wciąż w magazynku. CIMG0027

I kilka ciekawych ascolańskich detali.

Okna w naszym magistracie.

Czyli naprawdę mieszanka.

Mam na oku coś ciekawego. Może popołudniem zrobię fotkę, żeby o tym opowiedzieć.

To do widzenia się z Państwem jutro.

Mam nadzieję bez kłopotów internetowych.