Zgodnie z planem

Budzik zadzwonił o 6.45. Piętnaście po siódmej podjechała G. i zabrała V. na badania do szpitala. A u mnie rozpoczął się dzień gospodarczy. Do dziewiątej uporałam się ze sprzątaniem ogólnym i poszłam na zakupy. Zajęło mi to godzinę.

W planie miałam pierogi ruskie, bo w lodówce stała już dość długo ricotta czyli biały włoski serek. Niestety jest ona bardzo słodka i farsz mimo pieprzu i cebuli był dość delikatny. Czyli tak: wróciłam i zagniotłam ciasto na pierogi. Farsz zrobiłam w czasie do wyjścia na zakupy. Kiedy ciasto zgodnie ze zwyczajem odpoczywało te pół godziny, wreszcie wyprasowałam stosunkowo niewielką kupkę i przed jedenasta zabrałam się za lepienie pierogów.

Ledwie skończyłam i prawie uprzątnęłam bałagan o wpół do dwunastej G. przywiozła ojca. Na obiedzie nie chciała zostać to dostała pierogi do domu. V. zmęczony i ma dodatkowe lekarstwo na te obrzęki.

Ugotowałam pierogi dla nas i wreszcie sobie usiadłam bo V. poszedł się położyć. Teraz dokończę mycie poobiednie. Jak to staroświecko mówiono i podobno dalej tak w Wielkopolsce się mówi umyję ” statki”

Ale to nie koniec. Mam dzisiaj lekcje, a potem muszę iść do ZA po receptę dla V. I czeka mnie pamiętanie o mierzeniu ciśnienia V. Rano i wieczorem, I zapisywanie. Znów mu skoczyło.

No i święta kolacja. Nie chce mi się o niej myśleć.

Kręć się kręć wrzeciono, czyli kołowrotku domowy,

Kącik LM

I w Poradniku PPD taka propozycja

I jeszcze kolorowe talerze.

Do jutra.