Wiosennie i bez pośpiechu

I tak mógłby być jak nie zawsze, to częściej. Wczoraj w miarę zwyczajnie. Z niewielką wyprawą po świeży rozmaryn. Te zioła przyprawowe, poza chyba bazylią, to rosną sobie na skwerkach i jak trzeba, to zwyczajnie człowiek sobie ucina czy zrywa tyle ile potrzebuje. Zwłaszcza laur i rozmaryn. Miętę zresztą też. Przy okazji zrobiłam fotki wiosennych krzewów, które już są obsypane białymi kwiatuszkami.

I przy okazji zapytałam mojej przyrodniczej aplikacji, co to za krzew. I okazało się, że to tawuła. Znałam zupełnie inną. I teraz moja wiedza przyrodnicza się poszerzyła. Takie było wczoraj niebo. Zmieniłam więc na pogodny obrazek nagłówka bloga.

Siedzę teraz u ZA, bo jak wiadomo ” szewc bez butów chodzi” i pilnując lekarstw V. zapomniałam uzupełnić moje własne krople do oczu na ciśnienie. I oczywiście kilka osób przede mną. A taka zaplanowana wizyta to trwa.

Dziś San Vincenzo i imieniny V. Dokładnie rok temu szycie łuku brwiowego po upadku zakończyło się usunięciem nerki. Jednak i tak podarował los mu prezent urodzinowy, bo operator powiedział, że gdyby nie ten upadek, to miał przed sobą trzy miesiące życia. Pamiętam jak odliczałam te trzy miesiące. Mamy już rok od tamtej strasznej diagnozy.

Ale staram się brać to spokojnie o ile można taką tykającą bombę brać spokojnie.

Zrobiliśmy zakupy. To co było w dobrej ofercie. Ciasteczka śniadaniowe i makaron codzienny. Marki ” La Molisana”.

Przerwa na odpoczynek na ławce. W aptece za dużo osób. Zrealizuję recepty popołudniu.

A skoro mamy już weekend, to niech będzie udany.

Ja pewnie dziś skończę mrocznego ” Smolarza”, w którym niektóre wstawki o ” milicji w PRL u ( niepochlebne) zmobilizowały mnie do rozpoczęcia wielotomowego cyklu kryminalnego Ryszarda Ćwirleja ” Milicjanci z Poznania”.

A przecież wtedy też rozwiązywano zagadki kryminalne bez wsparcia współczesnej techniki. Tylko z użyciem szarych komórek. I jakie fantastyczne ” kryminały ” powstawały.

To teraz :

Kącik LM

Do jutra.