Odkąd V. nie wychodzi rano, bo ma problemy ze zdrowiem i zimno i dodatkowo sąsiedzi nas nie budzą o siódmej rano, wstajemy jak się obudzimy. Ja co prawda budzę się wcześniej, ale skoro V. śpi, to po co mam go budzić. Dziś wstaliśmy o dziewiątej i jak dla mnie to dobrze. Spokojnie zrobiłam kawę, coś tam ogarnęłam dom i mogłam wyjść do miasta.
Specjalnie nie miałam po co, ale V. musiał wiedzieć, co na straganie warzywnym. Kupiłam pieczarki i pogrzebałem spokojnie w ciuchach bez marudzenia męskiego. W Kąciku LM naturalnie pokażę, co znalazłam.
Dziś mamy spotkanie w magistracie. Znowu coś w sprawie trzęsienia ziemi. O 16.30. O 16- tej V zażyje pastylkę i pójdziemy. Teraz naturalnie druga część albumu pchlego.
Poszłam też do Acqusapone, bo załatwiłam na cacy jedne spodnie. A, że i tak miały taki dziwny kolor jak wyblakła cegła, to kupiłam farbę i je przefarbuję.
Za oknem widzę słońce więc idzie ku lepszemu. To teraz moje zakupu czyli Kącik LM
Kupiłam dwie pary spodni. Jedne letnie szerokie i pewnie za długie więc będę musiała skrócić, ale za to w ulubione róże, a drugie cienkie klasyczne zielone z taką niewidoczna fakturką.
Na wystawie u LS taki negatyw:
I jeszcze
W kolorowych talerzach za to banany.
I wracam do milicyjnych klimatów.
Do jutra.