A w Ascoli

Pogoda jak w czerwcu co najmniej. Koło dziewiętnastej 27 stopni. I połowa kwietnia. Dokładnie dziś. A w Ascoli się działo. W sobotę można było oglądać na piazza Arringo kolejny zlot samochodów, zwanych „z epoki”, za którymi nie latałam z telefonem, a siedziałam grzecznie na kamiennym murku pod magistratem. Prawie wszystkie to były kabriolety. Bardzo stosowne na tę pogodę.

Dodatkowo upolowałam spragnioną kolorową pannę młodą. Może suknie białe nie będą już obligatoryjne.😃

Jak pisałam na piazza del Popolo zamontowano ogromną estradę. Popołudniu w sobotę była tam impreza propagująca sport.

Nie widzieliśmy, bo V. miał zły dzień pod każdym względem, a zwłaszcza humoru i siedzieliśmy na innych placach. Przyszliśmy kiedy już zdemontowano napis, a potem przygotowano tę estradę do dyskoteki.

My wieczorem poszliśmy mimo kolejnych humorzastych przeszkód na Festiwal Piosenki Ascolańskiej do teatru. Już myślałam, że pójdę sama. Jednak osobisty w końcu się wybrał marudząc, że za wcześnie. 15 minut przed godziną podaną na biletach !!!

I teraz będzie sprawozdanie koncertowe, a właściwie festiwalowe. Jeden włoski mankament. Gadające głowy

i brak przerwy sprawiły, że choć rozpoczęło się z drobnym tylko poślizgiem trwało do przeszło północy i do domu dotarliśmy koło pierwszej. Nie powiem, że nie byłam już zmęczona.

Wydano program.

I tam oprócz 10 piosenek konkursowych była informacja o gościach festiwalu.

Teraz dygresja. Od kilku lat na placach przy ładnej pogodzie śpiewa z reguły po angielsku dziewczyna. Zawsze coś tam wrzucaliśmy do ” kapelusza”. Blondynka i zawierzyłam V., który stwierdził, że to Ukrainka. Po drodze urodziła córeczkę i wróciła do śpiewania. Aż raz zwróciła się do mnie po polsku, bo jednak trochę osób mnie zna z pytaniem czy dla mnie tekst piosenki jest ważny i ucięłyśmy sobie dłuższą pogawędkę. Jest z Wałbrzycha. Polka. Mieszka w Ascoli z rodziną mieszaną czyli polsko- włoską z przewagą Włochów. Próbuje zaistnieć na muzycznym rynku, co z racji głosów w Italii nie jest łatwe

W sobotę w programie jest jednak Magda Whait jako gość festiwalu wśród innych.

Piosenkarki neapolitańskiej, grupy folklorystycznej Zygmunta Augusta

i komika, którego skecz o dialektach mimo tego, że słyszałam go kilka razy rozbawił mnie jak zawsze.

Najważniejszy dla mnie osobiście był zespół, w którym tańczył potomek Jagiellonów i Sforza sam ” Zygmunt August o imieniu Pasqualino „.

Miał nawet solówkę, która ubarwiała piosenkę konkursową.

Potem jeszcze dwa razy widziałam naszego tańczącego doktora podczas występów zespołu.

Oczywiście filmiki wysłałam bohaterowi. I dziś przyszło podziękowanie.

Mam jeszcze dla klimatu jedną piosenkę konkursową o oliwce ascolanskiej,

piosenkę neapolitańska, bo oni też mają swój festival w Neapolu

i naturalnie występ Magdy.

Wracając przez piazza del Popolo widzieliśmy końcówkę dyskoteki, bo jedna bramka nie miała już obsady. Na estradzie jakieś potwory wypuszczały kłęby dymu i ognia. I naturalnie młodzież.

I to wszystko. Całkiem sporo do czytania i oglądania.

W Kąciku LM jak zwykle coś się znajdzie.

Cudeńka kulinarne

Do jutra.