I tak się kręci

Głównie wokół obiadów. Bo z reguły po powrocie z terapii zwiększa się ilość zjadaczy pasty. Wczoraj nastąpiła zmiana i zamiast Juniora jadła z nami G. I menu też uległo zmianie. Na tagliatelle z grzybami. Za to dziś był i Junior i Najmłodsza. A, że Junior to kawał chłopa, to i makaronu słuszna ilość. Jako, że piątek, a w piątek ascolańczycy jedzą ” ascolana” czyli sugo pomidorowe z tuńczykiem i oliwkami, to dzisiaj taki zestaw obiadowy. Na drugie danie kurczak, sałaty zielonej gwoli włoskim zwyczajem, już nikt nie jadł. Zostanie dla nas do kolacji z resztą kurczaka. I to mnie cieszy. Nie muszę myśleć o jedzeniu. Potem oczywiście truskawki i kupiony przeze mnie tort z napisem Sacher. Sacher W 100 % to nie był ( kto jak kto, ale ja z Galicji), ale zjeść się dało. Sporo czekolady.

Szczerze mówiąc te rozmowy wokół jedzenia i to nie tylko u nas, ale dosłownie wszędzie ( dziś nawet pod piekarnią odbywały się rozmowy jedzeniowe) męczą mnie strasznie.

Owszem jedzenie ważne jest, ale dla mnie kiedy koniec obiadu, to zostaje do zrobienia porządek i natychmiast przestaje mnie to interesować. A tu każdy od rana do wieczora tkwi w temacie: co gotować, jak gotować i pytać rozmówców co jedli ewentualnie, co będą jeść. Zgrozą dla mnie wieje takie podejście do życia. Nic dziwnego, że kolejnym tematem jest wypróżnienie. Nawet w towarzystwie.

Wczoraj byłam u ZA i zamówiłam wizytę dla V. po wizycie u onkologa, która będzie we wtorek. Kardiolog zamienił jeden lek, który od lat stosuje V. więc od razu odebrałam w aptece. Dla siebie też uzupełniłem prochy przy ataku nerwobólu. Staram się ich nie nadużywać, jednak czasem trzeba.

A dziś za wiele czasu dla siebie nie miałam. Kupiłam chleb i zapomniany ostatnio cukier i zerknęłam na ciuchy. Miałam nic nie kupować, bo nie miałam ze sobą prawdziwej kasy tylko plastikową i tym samym odpuściłam czerwonej sukience z koronki, którą w innym wypadku pewnie kupiłabym.

Ale na niebieską bluzkę z żorżety wystarczyło drobnych.

Czytam nową książkę z serii Kossakowie. Szczerze powiem, mam mieszane uczucia. Książka pisana jest w pierwszej osobie. Jakby relacja Marii Jasnorzewskiej- Pawlikowskiej i jak do tej pory przypomina mocno ” Marię i Magdalenę”. Te same fakty z życiorysu. Może potem pojawią się inne informacje o których nie wiem.

Mam zamiar na jutrzejszy weekend przygotować ” Tygiel z Internetem” i oczywiście będzie kolejny fragment „Życiorysu PRL em malowanego”. Jak i w niedzielę.

A teraz w Kąciku LM wystawy kolejnych butików.

A w kuchni może tę tagliatelle z grzybami.

I kolejne dzieło artystyczne

To do jutra.