Zabrakło duszy

Już wczoraj napisałam, że odniosę się do koncertu poezji z hasłem ” Podróż przez Europę” Polska”. Z czytaniem wierszy i śpiewaniem piosenek polskich i ich tłumaczeń w poezji i piosenkach włoskich.

I wszystko wyglądało bardzo ładnie kiedy punktualnie przyszłam do drugiej sali teatralnej Ascoli czyli Teatro dei Filamornici. Pokazywałam już prześliczną grupę w strojach krakowskich, ale może nie wszyscy widzieli

Gości witała również w biało- czerwonej aranżacji Marta Rzeczkowska związana z Ludoteką ” Wojtek” polonijną szkołą o której już nie raz i nie dwa wspominałam.

Zaczęło się jak na Włochów dość punktualnie, tylko z dziesięciominutowym poślizgiem. I teraz już będę się czepiać. Cała pierwsza godzina była przegadana. Było drętwo i nudno. To, że wszyscy musieli podziękować wszystkim i za wszystko, to naturalne, ale to miała być impreza rodzinna ” Settimana della Famiglia” czyli „Tydzień Rodziny” , a było mało rodzinnie chyba, że zwrócimy uwagę na niedoróbki organizacyjne.

Pierwsza sprawa, która zresztą mnie denerwuje nie tylko przy takiej okazji, ale sporo jej słychać w tv, to problem z wymową naszych nazwisk. Trudno… są trudne, ale jeżeli prowadzimy imprezę, która ma zresztą niepotrzebnie charakter święta państwowego, to trzeba te nazwiska przećwiczyć wcześniej. A nie dławić się i trudzić z efektem takim, że ja Polka tych nazwisk nie zrozumiałam. To w przypadku , a teraz zagadka, ambasadora czy konsula, bo i tak i tak tytułowano gościa dyplomatycznego kolejny nietakt.. Podczas powitania przy wymowie n był horror. faux pas i dla mnie wielka gafa.

Prezentowano panią, która czytała polskie wiersze i też nie zrozumiałam nazwiska. Dobrze, że w programie jest wymieniona. Marcie Rzeczkowskiej podziękowano za mnóstwo pracy przy organizacji koncertu omijając nazwisko i używając tylko imienia. To akurat znam z autopsji figurując pod imieniem „Lucia” w zakładach typu szewc i pralnia chemiczna. Jednak koncert, to nie pralnia. No umówmy się, że to będzie ten akcent rodzinny.

Był burmistrz, który dość szybko zniknął.

Wręczono naszemu dyplomacie upominek pamiątkowy.

Potem zafundowano nam wykład o historii poezji polskiej, którego sądząc z obserwacji Włochów siedzących za mną nikt nie słuchał i nikogo to nie interesowało. Typowy szkolny wykład lekcyjny. Na poziomie wczesnego liceum. Kolejna pani omówiła czas powojenny, który oczywiście był nafaszerowany „Solidarnością”, Janem Pawłem II i podkreśleniem, że jesteśmy w rodzinie europejskiej. Jednak coś mnie w tym omówieniu zaskoczyło. Otóż podkreślenie, że mamy bardzo dużo poezji żydowskiej, bo w Polsce było dużo Żydów. Bardzo cenię naród żydowski i zawsze to podkreślam, ale o tym usłyszałam po raz pierwszy, bo ja dzielę poezję na dobrą i na złą. Ewentualnie na taką, którą lubię i taką obojętną. Nigdy nie zastanawiałam się specjalnie nad narodowością chyba, że poezja dotyczyła tej narodowości.

Teraz program:

Duży obszerny, ale nie ustrzegł się od powiedzmy niedoróbek.

Na stronie głównej podane są nazwiska osób biorących udział

Stąd wiem jak nazywała się pani, która czytała wiersze polskie, ale już na samej górze są wymienieni autorzy wierszy nieczytanych. To są autorzy włoscy. Potem następują wiersze naszych poetów takich wielkich, jak Czesław Miłosz, Wisława Szymborska, Zbigniew Herbert i Adam Zagajewski. I żadnego podobnego indeksu.

Jest wiersz polski i jego tłumaczenie włoskie. Brak nazwiska tłumacza. Ktoś te wiersze przetłumaczył. Anonim.

Jest też tekst naszego Hymnu i jego tłumaczenie, które czytała Monica Salinelli .

Chór „Polifonica Cento Torri” w Ascoli Piceno zaśpiewał hymn po polsku i oczywiście włoski hymn również. Niestety nie nagrało mi się wszystko. Padła mi bateria.

Za to posłuchajcie jak brzmi po włosku nasz Mazurek Dąbrowskiego. W recytacji i w chórze.

I jeszcze jedno. Program zawierał kilka pięknych zdjęć. To jest jednak bez podpisu, a bardzo jestem ciekawa, kogo przedstawia.

I jeszcze mam czytane wiersze: po włosku ” Koniec i początek” Wisławy Szymborskiej

i Czesława Miłosza ” Oset i pokrzywa” po polsku.

Niestety nie mogłam być do końca. Wywołam mnie telefon od V. I może dobrze, bo już nie mogę nic krytykować. Konstruktywnie zresztą.

Podsumowując. Nudno, niby pompa, a można było zrobić lekko, radośnie… i trochę się na tym znam, bo w swoim życiu wiele spotkań organizowałam nawet nagrodzonych. To tak na marginesie.

Być może potem było radośniej i rodzinnie. jeżeli ktoś był chętnie posłucham.

A teraz Rozmaitości:

W Kąciku LM

W Poradniku PPD a zarazem kuchni, bo są to sztuczki kuchenne

I taki ogrodowy pomysł

I jeszcze cuda do jedzenia

Do jutra.